Stępiński: Związkowcy szykują gorącą Barbórkę

27 listopada 2019, 07:31 Energetyka

W Polskiej Grupie Górniczej trwa walka związków zawodowych o wzrost wynagrodzeń. Według ustaleń BiznesAlert.pl podwyżek domagają się również górnicy z lubelskiej Bogdanki. Chcą aby ich pensje wzrosły o 15 procent, co będzie kosztowało spółkę ok. 90 mln złotych rocznie. Takie ustępstwo może jednak spowodować, że za 10 lat stracą oni pracę – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.
Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.

W ubiegłym tygodniu rozmowy płacowe w PGG zakończyły się fiaskiem. Związkowcy domagali się 12-procentowych podwyżek pensji oraz włączenie dodatku gwarantowanego do podstawy naliczania Barbórki i 14-tej pensji za rok już od stycznia 2020 roku. Według wyliczeń spółki spełnienie tych żądań miałoby kosztować ok. 610 mln złotych. Dla porównania jak wynika nieoficjalnych informacji tegoroczny zysk netto spółki może przekroczyć 100 mln złotych, wobec 493 mln zł zysku netto w 2018 roku. Argumenty PGG jednak nie trafiają do związkowców, którzy ogłosili spór zbiorowy dając zarządowi czas do 26 listopada do spełnienia ich żądań. Emocje próbował tonować Adam Gawęda, odpowiedzialny za restrukturyzację sektora górnictwa wiceminister aktywów państwowych. Zapowiedział, że dojdzie do kolejnych rozmów, ale zastrzegł, że nie można doprowadzić do sytuacji z przełomu 2014 i 2015 roku ,,kiedy trzeba było szukać bardzo dynamicznych i trudnych decyzji ratujących górnictwo”.

Stępiński: Morderstwo czy samobójstwo węgla w Polsce?

Po PGG czas na Bogdankę?

Okazuje się, że wrze nie tylko w PGG, ale również w dość często pomijanej w dyskusji o górnictwie, Lubelszczyźnie w należącej do Enei Bogdanki. Pod koniec września w dystrybuowanej przez ZZG w Polsce LW ”Bogdanka” gazetkę Błyskawica zwracano uwagę na, że pensje w Bogdance nie nadążają za rzeczywistością. Co prawda w kopalni zostały uruchomione Pracownicze Plany Emerytalne (PPE) i pakiet medyczny, ale i tak związki zawodowe jesienią chciały rozpocząć rozmowy w sprawie podwyżek. Ze sprawozdań finansowych Bogdanki wynika, że przeciętne wynagrodzenie w 2018 roku wyniosło 8 077 złotych brutto miesięcznie. – Powszechny przekaz jest taki: górnik zarabia ok. 8 tys. złotych, ma do tego jeszcze barbórkę, czternastą pensję, kartę górnika, jubileusze i sto innych dodatków (w tym odprawy emerytalno-rentowe, dopłaty do węgla czy do zakupu pomocy szkolnych – przyp. red.). A nasz przysłowiowy górnik bierze ,,fiszkę” i widzi wypłatę na rękę, że ma 2-3 tys. złotych mniej. Następnie szlag go trafia – czytamy w Błyskawicy.

Górnicy jednak zapominają, że ta kwota również jest przelewana na ich konta, nie przyjmując do wiadomości wysokości swoich zarobków i udowadniając, że są one niższe niż raportuje GUS, co szerzej opisywała Karolina Baca-Pogorzelska pod koniec sierpnia na łamach BiznesAlert.pl. W efekcie spadła na nią fala krytyki tylko dlatego, że zestawiła rzeczywiste kwoty, które są dalekie od wyobrażeń górników. Powróćmy do sytuacji wokół Bogdanki. Dla porównania przeciętne wynagrodzenie w poszczególnych powiatach sąsiadujących z Bogdanką było dużo niższe. W przypadku powiatu łęczyńskiego na terenie którego działa kopalnia i mieszka większość jej pracowników mówimy o 5 474 (119,4 procent średniego wynagrodzenia w kraju) , podczas gdy w sąsiednich powiatach to zaledwie ok. 75 procent tej kwoty. Co ciekawe później sami związkowcy z Bogdanki przyznają, że wspomniana wcześniej kwota 8000 złotych zawiera wszystkie składniki wynagrodzenia takie jak: czternasta pensja, barbórka, jubileusze, odprawy emerytalno-rentowe, węgiel, pomoce szkolne.

Baca-Pogorzelska: Matematyka pensji górnika (FELIETON)

Górnicy z Bogdanki chcą podwyżki o 15 procent

Związkowcy przeszli od słów do czynów. BiznesAlert.pl dotarł do listu datowanego na 3 października, który szefowie ZZG w Polsce LW „Bogdanka” S.A, ZZ Kadra, ZZ Przeróbka oraz NSZZ Solidarność skierowali do zarządu lubelskiej spółki . Związkowcy wzywają w nim do rozpoczęcia negocjacji w sprawie ustalenia zasad realizacji polityki płacowej w Bogdance. Domagają się 15 procentowych podwyżek pensji, podwyżki stawek płacy zasadniczej o 15 procent, wzrost odpisu na Pracowniczy Program Emerytalny do 4,5 procent oraz dodatkowego odpisu na Zakładowy Fundusz Świadczeń Społecznych z przeznaczeniem na dofinansowanie wypoczynku indywidualnego w kwocie 7 mln złotych.

BiznesAlert.pl ustalił, że 30 października odbyło się spotkanie przedstawicieli wspomnianych związków zawodowych z zarządem Bogdanki. Rozmowy dotyczyły zgłaszanych postulatów. Zostało ustalone, że negocjacje na temat wzrostu płac rozpoczną się po podpisaniu kontraktów z głównymi odbiorcami węgla, kiedy będzie możliwe przedstawienie prognoz finansowych. Rozmowy miałby się rozpocząć pod koniec listopada. Ponadto poruszono temat przywrócenia ,,wczasów pod gruszą” oraz wzrostu składki wzrostu składki odprowadzanej przez spółkę na indywidualne konta w PPE. Według wyliczeń Bogdanki spełnienie żądań związkowców kosztowałoby spółkę ok. 90 mln złotych.

Zarząd Bogdanki otwarty na rozmowy

Artur Wasil, prezes Bogdanki, zaznaczył w rozmowie z BiznesAlert.pl , że jest otwarty na rozmowy ze związkowcami, podkreślając, że strona społeczna była zawsze bardzo ważnym partnerem w dyskusji o przyszłości firmy. – Mamy to szczęście, że dla przedstawicieli Strony Społecznej Bogdanki kopalnia jest dla bardzo ważną wartością. Są to wieloletni pracownicy, ludzie z dużym doświadczeniem, odpowiedzialni, pamiętający różne czasy i różne cykle koniunktury na rynku. Dlatego nasze rozmowy są często twarde – i to jest zrozumiałe – natomiast zawsze do tej pory kończyły się porozumieniem dla dobra firmy. Dlatego głęboko wierzę, że dla nas wszystkich, nawet podczas najtwardszych rozmów, przyszłość firmy zawsze będzie najważniejsza – powiedział.

Jednak na postulaty górników z Bogdanki należy spojrzeć z szerszej perspektywy. Lubelska spółka jest jednym z największych pracodawców w tej części Polski. Problem polega na tym, że za 10 lat wszyscy z ok. 5,5 tys. górników zatrudnionych w Bogdance mogą stracić prace. Dlaczego? Głównie ze względu na to, że złoża z których obecnie są eksploatowane przez Bogdankę po prostu się kończą i wyczerpią w po 2030 roku. Co prawda spółka przemierza się do sięgnięcia po szacowne na ok. 250 mln ton złoże Ostrów, które mogą do 2070 roku przedłużyć życie Bogdanki, ale jeżeli w perspektywie 2025 roku nie zostanie podjęta decyzja o rozpoczęciu budowy nowego szybu, może okazać się, że przyszłość pracowników lubelskiej spółki będzie przesądzona. O ile, na początku dostęp do złoża Ostrów będzie możliwe w ramach obecnie dostępnej infrastruktury podziemnej w rejonie pól Bogdanka i Nadrybie, o tyle aby móc po niej głębiej trzeba sięgnąć trzeba postawić dwa nowe szyby, które według szacunków spółki mogą kosztować co najmniej 1,5 mld złotych. W jaki sposób sfinansować taką inwestycję? Biorąc pod uwagę bardzo ograniczony dostęp do zewnętrznego finansowania projektów węglowych, powoduje, że jedyną opcją pozostaną własne środki co wiąże się z zaciskaniem pasa.

Zwiększenie kosztów stałych w postaci wzrostu wynagrodzeń może spowodować, że planowana inwestycja będzie znacznie droższa i może zostać odłożona w czasie, którego jest coraz mniej. Niedawno w Katowicach Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej stwierdził, że średnia pensja górnika w Grupie jest o 50 procent wyższa od średniego wynagrodzenia na Śląsku. – W dyskusjach unijnych już dzisiaj stawiane jest pytanie o to, czy przy takiej presji płacowej górnictwo głębinowe będzie mogło być uzasadnione ekonomicznie – mówił. Podobnie może być w przypadku Bogdanki.

Co dalej z Bogdanką?

Nie można również wykluczyć innej możliwości, która spowoduje, że za kilka lat Bogdanka może przestać istnieć. Jeżeli nowa Komisja Europejska będzie chciała jeszcze bardziej zaostrzyć politykę klimatyczną i okaże się, że aby uzyskać zgodę na utrzymywanie energetyki węglowej do 2025 roku Polska będzie musiała zgodzić się na zamknięcie kopalń. Łatwiej zamknąć kopalnie, nawet dochodową, w której pracuje 5,5 tysięcy osób, a nie na Śląsku, gdzie tylko w samej PGG pracuje ok. 40 tysięcy osób, czyli mniej więcej połowa łącznej liczby górników. Skala protestów byłaby przecież znacznie mniejsza.

– Byłoby nieodpowiedzialnością gdybyśmy, analizując potencjalne scenariusze przyszłości, nie brali pod uwagę także wariantów skrajnych. Szczególnie, biorąc pod uwagę ważną rolę Bogdanki w naszym regionie, w powiatach i gminach Lubelszczyzny. Gdyby coś takiego się wydarzyło – mówimy tu czysto teoretycznie – to miałoby olbrzymi, negatywny wpływ na bardzo wiele aspektów – stwierdził prezes Bogdanki w rozmowie z BiznesAlert.pl. – Bogdanka jest pracodawcą dla kilku tysięcy osób i stabilizatorem bytu dla tysięcy rodzin. Nasza firma ma ogromny wpływ na ekonomię regionu, bezpośredni i pośredni. Istnienie Bogdanki to być, albo nie być dla kilku powiatów, kilkunastu gmin, setek małych i średnich przedsiębiorstw, całych społeczności lokalnych. W związku z tym, przy tak ogromnym wpływie na bliższe i dalsze otoczenie społeczne, zarówno jako zarząd, jak i cała załoga, musimy mieć na względzie nie tylko fakt, że odpowiadamy za firmę, ale także za cały region – dodał.

Widmo strajków

Już teraz nad Bogdanką wisi widmo możliwych strajków. To za sprawą nowego systemu wynagradzania, który ma obowiązywać od 1 grudnia. Zmiana polega na wprowadzeniu nowych elementów dotyczących oceniania pracowników dołowych przez ich sztygarów i zwiększeniu wpływu bezpośrednich przełożonych na wysokość premii. Najlepsi pracownicy mają dostać wyższe premie, co ma być narzędzie do motywowania. We wspólnym komunikacie z 20 listopada ZZG w Polsce LW „Bogdanka” S.A, ZZ Kadra , ZZ Przeróbka oraz NSZZ Solidarność domagały się wstrzymania zmian zasad premiowania mających obowiązywać od 1 grudnia. Ich zdaniem będzie to niezgodne z obowiązującym Układem Zbiorowym i zostanie uznane za łamanie prawa przez zarząd spółki. Związkowcy domagają się również wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do osób winnych ,,zamieszania” grożąc, że nie spełnienie ich postulatów spowoduje ,,eskalację konfliktu”. W grę może wchodzić nawet strajk.

Bankructwo na horyzoncie

Historia zna przypadki gdy górnicy spojrzeli w przyszłość i mając przed sobą widmo bankructwa zrezygnowali z roszczeń płacowych. Mam tu na myśli Jastrzębską Spółkę Węglową. Jej pracownicy spółki wiedzieli, że bez zaciskania pasa i ustępstw nie będą mieli gdzie pracować. W ramach porozumienia z 2015 roku wypłata czternastej pensji oraz deputatów węglowych została zawieszona na trzy lata. W dodatku pracownicy administracyjni zostali pozbawieni praw do nagród barbórkowych. Podobnie było w latach dziewięćdziesiątych z Bogdanką. Wówczas była to najsłabsza kopalnia w Polsce z przeznaczeniem do likwidacji, tak jak kopalnie w Zagłębiu Wałbrzyskim. Ówczesna załoga i kierownictwo podjęło wówczas walkę o utrzymanie kopalni. W efekcie zaciskania pasa udało się uratować.

Ostatnie wyniki Bogdanki mogły tylko jeszcze zwiększyć apetyty górników. W trzecim kwartale 2019 roku zysk netto wyniósł 66 mln złotych, czyli o 583,6 procent. O 10 procent wzrosły też przychody ze sprzedaży węgla, które wyniosły 527,7 mln złotych. Warto jednak wspomnieć, że pokrycie wzmożonego apetytu będzie niczym innym jak przejedzeniem owoców kończącej się epoki wysokich cen węgla. Zwłaszcza, że do drzwi puka kolejny kryzys w sektorze, który zapowiadają coraz mniejsze wolumeny wydobycia, wyższe koszty produkcji i rosnące zwały węgla. Może zatem warto zastanowić się co dalej i przygotować się do transformacji regionu. Śląsk może liczyć na unijne środki z Funduszu na Rzecz Regionów Górniczych i Pogórniczych, ale nie wiadomo co będzie z Bogdanką. Podnoszenie roszczeń płacowych może jedynie przyspieszyć i tak już postępujący rozkład górnictwa w Polsce. Zapowiada się gorąca Barbórka.

Stępiński: Czy Polska potrzebuje nowych kopalń?