icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Local content w offshore wind zapewnia bezpieczeństwo i zmniejsza ślad węglowy

– Współpraca z polskimi firmami i ich zaangażowanie jest impulsem dla polskiego przemysłu. Łańcuch dostaw ulega skróceniu, co  wpływa między innymi na szeroko rozumiane bezpieczeństwo projektu, koszty transportu i ślad węglowy. W dobie zmian klimatycznych i transformacji energetycznej jest to bardzo istotna kwestia – mówi Alicja Wąsowicz, dyrektor departamentu zakupów i administracji PGE Baltica, i Marcin Trzciński, ekspert z departamentu zakupów i administracji PGE Baltica, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Morskie farmy wiatrowe PGE to duży projekt i ważna część transformacji energetycznej. Czy polskie firmy biorą w nim znaczący udział w postaci tzw. local contentu?

Alicja Wąsowicz: Ambicją PGE Baltica jest osiągnięcie jak najwyższego wskaźnika udziału polskich firm w projektach tzw. pierwszej fazy. Celem strategicznym jest przedział 20-30 procent, ale przy założeniu, że jest to łączna wartość dla etapów przedrealizacyjnego, instalacyjnego i eksploatacyjnego. To oznacza, że rzeczywisty udział local content w projekcie możliwy będzie do obliczenia nie tyle nawet po oddaniu morskiej farmy wiatrowej do użytku, co przy uwzględnieniu całego jej cyklu życia – bo także na wieloletnim etapie eksploatacyjnym pozostaje przestrzeń do dalszego wykorzystania lokalnych dostawców usług i komponentów np. przy pracach serwisowych, pomocniczych i badawczych. Dobrym przykładem jest tu Wielka Brytania – tam największy udział rodzimych firm jest właśnie w fazie eksploatacyjnej.

Marcin Trzciński: Ważne jest rozróżnienie faz. Jak już wspomnieliśmy, cel local content na poziomie 20-30 procent odnosi się do całego cyklu życia projektów morskich farm wiatrowych z tzw. pierwszej fazy. Z biegiem czasu i zaawansowania prac nad budową rodzimego przemysłu offshore ten wskaźnik będzie sukcesywnie rósł.  W najbardziej zaawansowanym projekcie z portfela PGE – farmie Baltica 2 – osiągnięty obecnie poziom local content mieści się w przedziale 20-30 procent, a będzie ewoluował w miarę realizacji umów.

Czy local content oznacza faworyzowanie pewnych firm?

Wąsowicz: Absolutnie nie.  Polskie i unijne przepisy dotyczące zamówień publicznych uniemożliwiają faworyzowanie krajowych podmiotów w postępowaniach zakupowych ze względu na ich pochodzenie. Przy realizacji postępowań zakupowych dla projektów morskich farm wiatrowych zasady konkurencyjności i transparentności są bardzo ważne. Polscy i zagraniczni dostawcy przystępują do przetargów na tych samych warunkach.

Według obecnych szacunków czy przy projektach realizowanych przez PGE Baltica w local contencie będzie przewaga polskich firm czy raczej tych, które mają tylko swoje przedstawicielstwo?

Wąsowicz: Zrobiliśmy taką analizę pod kątem projektu MFW Baltica 2, realizowanego wspólnie z Ørsted. Wzięliśmy pod uwagę dostawców, którzy mają siedzibę na terenie Polski i będą faktycznie świadczyć usługi z wykorzystaniem polskiego potencjału. Na 83 zawarte umowy 51 to polskie firmy, które wytwarzają materiały lub realizują usługi na terenie RP.

Jeszcze lepiej prezentuje się projekt MFW Baltica 1, który obecnie realizujemy samodzielnie. Wskaźnik local content przy założeniu jak wyżej wynosi 88 procent – jest to 29 polskich firm.

Kolejnym bardzo dobrym przykładem jest projekt budowy bazy operacyjno-serwisowej w porcie w Ustce. 100 procent zaangażowanych firm jest z Polski i jest to aktualnie 30 podmiotów. Jedna z polskich firm, która realizowała dotychczasowe prace zaangażowała prawie stu polskich podwykonawców. Są to małe, lokalne firmy, które realizowały wspólnie zadanie – to bardzo namacalny przykład wykorzystania local content w regionie, w którym powstaje inwestycja .

Trzciński: Jeszcze raz podkreślę, to nie jest tak, że PGE Baltica ma ambicje spełnić tylko wspomniane 20-30 procent udziału lokalnych dostawców w łańcuchach dostaw. Dążymy do maksymalizacji tego wskaźnika. Oczywiście zachowując zgodne z prawem, równe dla wszystkich i uczciwe warunki przetargowe. Zwiększenie udziału rodzimych przedmiotów może ograniczać pewne ryzyka projektowe. Jeżeli zadbamy o zaangażowanie dobrze przygotowanych dostawców lokalnych już we wczesnym stadium rozwoju projektu, to wierzę, że zaprocentuje to w kolejnych fazach i kolejnych projektach.

We wspieraniu rozwoju rynku lokalnego musimy być elastyczni i tacy staramy się być, odpowiednio reagując na zmiany otoczenia oraz dobierając optymalne na daną chwilę narzędzia kształtowania relacji biznesowych.

Wąsowicz: Kluczowe było dla nas opracowanie właściwej strategii, która ma na celu  stymulacje polskich dostawców przez bezpośredni dialog. Prowadzimy rozmowy, spotykając się z przedstawicielami firm, poznając potencjał polskich dostawców. Takich spotkań przez ostatnie 2 lata odbyliśmy ponad 100. Spotykamy się również z przedsiębiorcami zainteresowanymi współpracą w formule otwartej, wraz z partnerem w inwestycji organizujemy warsztaty i spotkania w formie tzw. Supplier’s Day. Te działania przynoszą wymierne efekty. Nasze wymagania możemy zderzyć z aktualnymi możliwościami rynku. Wiemy, że polskie firmy chcą być częścią łańcucha dostaw offshore, ale ważna jest stała komunikacja z potencjalnymi wykonawcami i wymiana wiedzy oraz doświadczeń.

Wszystkie firmy zaangażowane do tej pory w przygotowania do budowy bazy operacyjno-serwisowej PGE Baltica w Ustce to krajowe podmioty (wizualizacja: PGE Baltica)

Może Pani podać jakieś przykłady tej szczególnej otwartości i efektów?

Wąsowicz: Tak. Dobrym przykładem jest postępowanie na wykonanie badań geotechnicznych i geofizycznych dla zakresu przewiertu ląd-morze dla projektu Baltica 1. Tu jedną z ofert złożyło konsorcjum trzech polskich firm. Przed wszczęciem postępowania, podobnie jak z innymi polskimi dostawcami, spotkaliśmy się z tymi firmami jeszcze wówczas indywidualnie i rozmawialiśmy o naszych projektach i wymaganiach stawianych dostawcom przy ich realizacji. Każdy z tych trzech podmiotów ma unikalne kompetencje, jednak bardzo trudno było by im zrealizować całość samodzielnie. Po tym, jak poznali nasze oczekiwania, zawiązali konsorcjum i złożyli ofertę wspólnie. W wyniku postępowania okazała się ona najlepsza.

Są jakieś aspekty w których polskie firmy stoją szczególnie mocno?

Wąsowicz: Na pewno mają przewagę w kwestiach znajomości polskiego prawa, w tym w szczególności prawa  budowlanego. Zagraniczni kandydaci napotykają na dużą barierę w tym zakresie. Przepisy prawa budowlanego są specyficzne dla każdego porządku prawnego. Stąd firmy dopiero wchodzące na polski rynek potrzebują czasu i wsparcia zewnętrznych kancelarii prawnych.

Trzciński: Dobrym przykładem są właśnie zasoby ludzkie. Przy projektach budowlanych potrzeba odpowiednich uprawnień, np. kierownika budowy. Trudno wymagać, aby człowiek, który nabył wiedzę i doświadczenie np. w Anglii, po przyjeździe od razu został uznany przez polską administrację jako kierownik czy projektant. Istotna jest również znajomość realiów współpracy z naszymi urzędami.

Współpraca z polskimi firmami i ich zaangażowanie jest impulsem dla polskiego przemysłu. Łańcuch dostaw ulega skróceniu, co  wpływa między innymi na szeroko rozumiane bezpieczeństwo projektu, koszty transportu i ślad węglowy. W dobie zmian klimatycznych i transformacji energetycznej jest to bardzo istotna kwestia.

 

Czy są jakieś przeszkody po stronie polskich firm?

Wąsowicz:  Jedną z ważniejszych przeszkód dla polskich firm  może być brak doświadczenia w realizacji projektów offshore oraz brak wymaganej zdolności finansowej. Sporym wyzwaniem dla polskich firm  może  być również  brak certyfikatów wymaganych w branży offshore’owej, potwierdzających zgodność systemów zarządzania z obowiązującymi normami, czy też odpowiednie przeszkolenie pracowników wykonujących czynności bezpośrednio na farmie wiatrowej, a proces ich pozyskiwania może trwać nawet kilka miesięcy.  W tym wypadku nie możemy iść na żadne kompromisy. Morskie farmy wiatrowe są projektami długoterminowymi,  a dodatkowo są finansowane często w formule project finance. Jesteśmy w związku z tym bardzo dogłębnie audytowani i weryfikowani przez banki, które szczególną uwagę zwracają na kwestie bezpieczeństwa i wymagane w tym zakresie certyfikaty. Te aspekty wpływają na tzw. „bankowalność” projektów.

Naszą rolą jest tłumaczenie potencjalnym partnerom biznesowym rynku offhore wind w Polsce, który jest w początkowej fazie rozwoju. Wsłuchujemy się w głos rynku i jako inwestor wdrażamy różne rozwiązania, aby wyjść z informacją do polskiego przedsiębiorcy. Identyfikujemy bariery, które stanowią dla niego wyzwanie i pomagamy mu je przekroczyć. Wspólnie możemy sprawić, by coraz więcej polskich firm miało swój udział w realizacji projektów morskiej energetyki wiatrowej.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Branża offshore w Niemczech apeluje o wsparcie rządowe

– Współpraca z polskimi firmami i ich zaangażowanie jest impulsem dla polskiego przemysłu. Łańcuch dostaw ulega skróceniu, co  wpływa między innymi na szeroko rozumiane bezpieczeństwo projektu, koszty transportu i ślad węglowy. W dobie zmian klimatycznych i transformacji energetycznej jest to bardzo istotna kwestia – mówi Alicja Wąsowicz, dyrektor departamentu zakupów i administracji PGE Baltica, i Marcin Trzciński, ekspert z departamentu zakupów i administracji PGE Baltica, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Morskie farmy wiatrowe PGE to duży projekt i ważna część transformacji energetycznej. Czy polskie firmy biorą w nim znaczący udział w postaci tzw. local contentu?

Alicja Wąsowicz: Ambicją PGE Baltica jest osiągnięcie jak najwyższego wskaźnika udziału polskich firm w projektach tzw. pierwszej fazy. Celem strategicznym jest przedział 20-30 procent, ale przy założeniu, że jest to łączna wartość dla etapów przedrealizacyjnego, instalacyjnego i eksploatacyjnego. To oznacza, że rzeczywisty udział local content w projekcie możliwy będzie do obliczenia nie tyle nawet po oddaniu morskiej farmy wiatrowej do użytku, co przy uwzględnieniu całego jej cyklu życia – bo także na wieloletnim etapie eksploatacyjnym pozostaje przestrzeń do dalszego wykorzystania lokalnych dostawców usług i komponentów np. przy pracach serwisowych, pomocniczych i badawczych. Dobrym przykładem jest tu Wielka Brytania – tam największy udział rodzimych firm jest właśnie w fazie eksploatacyjnej.

Marcin Trzciński: Ważne jest rozróżnienie faz. Jak już wspomnieliśmy, cel local content na poziomie 20-30 procent odnosi się do całego cyklu życia projektów morskich farm wiatrowych z tzw. pierwszej fazy. Z biegiem czasu i zaawansowania prac nad budową rodzimego przemysłu offshore ten wskaźnik będzie sukcesywnie rósł.  W najbardziej zaawansowanym projekcie z portfela PGE – farmie Baltica 2 – osiągnięty obecnie poziom local content mieści się w przedziale 20-30 procent, a będzie ewoluował w miarę realizacji umów.

Czy local content oznacza faworyzowanie pewnych firm?

Wąsowicz: Absolutnie nie.  Polskie i unijne przepisy dotyczące zamówień publicznych uniemożliwiają faworyzowanie krajowych podmiotów w postępowaniach zakupowych ze względu na ich pochodzenie. Przy realizacji postępowań zakupowych dla projektów morskich farm wiatrowych zasady konkurencyjności i transparentności są bardzo ważne. Polscy i zagraniczni dostawcy przystępują do przetargów na tych samych warunkach.

Według obecnych szacunków czy przy projektach realizowanych przez PGE Baltica w local contencie będzie przewaga polskich firm czy raczej tych, które mają tylko swoje przedstawicielstwo?

Wąsowicz: Zrobiliśmy taką analizę pod kątem projektu MFW Baltica 2, realizowanego wspólnie z Ørsted. Wzięliśmy pod uwagę dostawców, którzy mają siedzibę na terenie Polski i będą faktycznie świadczyć usługi z wykorzystaniem polskiego potencjału. Na 83 zawarte umowy 51 to polskie firmy, które wytwarzają materiały lub realizują usługi na terenie RP.

Jeszcze lepiej prezentuje się projekt MFW Baltica 1, który obecnie realizujemy samodzielnie. Wskaźnik local content przy założeniu jak wyżej wynosi 88 procent – jest to 29 polskich firm.

Kolejnym bardzo dobrym przykładem jest projekt budowy bazy operacyjno-serwisowej w porcie w Ustce. 100 procent zaangażowanych firm jest z Polski i jest to aktualnie 30 podmiotów. Jedna z polskich firm, która realizowała dotychczasowe prace zaangażowała prawie stu polskich podwykonawców. Są to małe, lokalne firmy, które realizowały wspólnie zadanie – to bardzo namacalny przykład wykorzystania local content w regionie, w którym powstaje inwestycja .

Trzciński: Jeszcze raz podkreślę, to nie jest tak, że PGE Baltica ma ambicje spełnić tylko wspomniane 20-30 procent udziału lokalnych dostawców w łańcuchach dostaw. Dążymy do maksymalizacji tego wskaźnika. Oczywiście zachowując zgodne z prawem, równe dla wszystkich i uczciwe warunki przetargowe. Zwiększenie udziału rodzimych przedmiotów może ograniczać pewne ryzyka projektowe. Jeżeli zadbamy o zaangażowanie dobrze przygotowanych dostawców lokalnych już we wczesnym stadium rozwoju projektu, to wierzę, że zaprocentuje to w kolejnych fazach i kolejnych projektach.

We wspieraniu rozwoju rynku lokalnego musimy być elastyczni i tacy staramy się być, odpowiednio reagując na zmiany otoczenia oraz dobierając optymalne na daną chwilę narzędzia kształtowania relacji biznesowych.

Wąsowicz: Kluczowe było dla nas opracowanie właściwej strategii, która ma na celu  stymulacje polskich dostawców przez bezpośredni dialog. Prowadzimy rozmowy, spotykając się z przedstawicielami firm, poznając potencjał polskich dostawców. Takich spotkań przez ostatnie 2 lata odbyliśmy ponad 100. Spotykamy się również z przedsiębiorcami zainteresowanymi współpracą w formule otwartej, wraz z partnerem w inwestycji organizujemy warsztaty i spotkania w formie tzw. Supplier’s Day. Te działania przynoszą wymierne efekty. Nasze wymagania możemy zderzyć z aktualnymi możliwościami rynku. Wiemy, że polskie firmy chcą być częścią łańcucha dostaw offshore, ale ważna jest stała komunikacja z potencjalnymi wykonawcami i wymiana wiedzy oraz doświadczeń.

Wszystkie firmy zaangażowane do tej pory w przygotowania do budowy bazy operacyjno-serwisowej PGE Baltica w Ustce to krajowe podmioty (wizualizacja: PGE Baltica)

Może Pani podać jakieś przykłady tej szczególnej otwartości i efektów?

Wąsowicz: Tak. Dobrym przykładem jest postępowanie na wykonanie badań geotechnicznych i geofizycznych dla zakresu przewiertu ląd-morze dla projektu Baltica 1. Tu jedną z ofert złożyło konsorcjum trzech polskich firm. Przed wszczęciem postępowania, podobnie jak z innymi polskimi dostawcami, spotkaliśmy się z tymi firmami jeszcze wówczas indywidualnie i rozmawialiśmy o naszych projektach i wymaganiach stawianych dostawcom przy ich realizacji. Każdy z tych trzech podmiotów ma unikalne kompetencje, jednak bardzo trudno było by im zrealizować całość samodzielnie. Po tym, jak poznali nasze oczekiwania, zawiązali konsorcjum i złożyli ofertę wspólnie. W wyniku postępowania okazała się ona najlepsza.

Są jakieś aspekty w których polskie firmy stoją szczególnie mocno?

Wąsowicz: Na pewno mają przewagę w kwestiach znajomości polskiego prawa, w tym w szczególności prawa  budowlanego. Zagraniczni kandydaci napotykają na dużą barierę w tym zakresie. Przepisy prawa budowlanego są specyficzne dla każdego porządku prawnego. Stąd firmy dopiero wchodzące na polski rynek potrzebują czasu i wsparcia zewnętrznych kancelarii prawnych.

Trzciński: Dobrym przykładem są właśnie zasoby ludzkie. Przy projektach budowlanych potrzeba odpowiednich uprawnień, np. kierownika budowy. Trudno wymagać, aby człowiek, który nabył wiedzę i doświadczenie np. w Anglii, po przyjeździe od razu został uznany przez polską administrację jako kierownik czy projektant. Istotna jest również znajomość realiów współpracy z naszymi urzędami.

Współpraca z polskimi firmami i ich zaangażowanie jest impulsem dla polskiego przemysłu. Łańcuch dostaw ulega skróceniu, co  wpływa między innymi na szeroko rozumiane bezpieczeństwo projektu, koszty transportu i ślad węglowy. W dobie zmian klimatycznych i transformacji energetycznej jest to bardzo istotna kwestia.

 

Czy są jakieś przeszkody po stronie polskich firm?

Wąsowicz:  Jedną z ważniejszych przeszkód dla polskich firm  może być brak doświadczenia w realizacji projektów offshore oraz brak wymaganej zdolności finansowej. Sporym wyzwaniem dla polskich firm  może  być również  brak certyfikatów wymaganych w branży offshore’owej, potwierdzających zgodność systemów zarządzania z obowiązującymi normami, czy też odpowiednie przeszkolenie pracowników wykonujących czynności bezpośrednio na farmie wiatrowej, a proces ich pozyskiwania może trwać nawet kilka miesięcy.  W tym wypadku nie możemy iść na żadne kompromisy. Morskie farmy wiatrowe są projektami długoterminowymi,  a dodatkowo są finansowane często w formule project finance. Jesteśmy w związku z tym bardzo dogłębnie audytowani i weryfikowani przez banki, które szczególną uwagę zwracają na kwestie bezpieczeństwa i wymagane w tym zakresie certyfikaty. Te aspekty wpływają na tzw. „bankowalność” projektów.

Naszą rolą jest tłumaczenie potencjalnym partnerom biznesowym rynku offhore wind w Polsce, który jest w początkowej fazie rozwoju. Wsłuchujemy się w głos rynku i jako inwestor wdrażamy różne rozwiązania, aby wyjść z informacją do polskiego przedsiębiorcy. Identyfikujemy bariery, które stanowią dla niego wyzwanie i pomagamy mu je przekroczyć. Wspólnie możemy sprawić, by coraz więcej polskich firm miało swój udział w realizacji projektów morskiej energetyki wiatrowej.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Branża offshore w Niemczech apeluje o wsparcie rządowe

Najnowsze artykuły