(DPA/Wojciech Jakóbik/Anna Kucharska)
Stojący na czele amerykańskiego oddziału firmy Volkswagen Michael Horn złożył rezygnację. Firma ma problemy w USA po tym, jak na jaw wyszło, że fałszowała informacje na temat emisyjności swoich samochodów.
Horn był szefem spółki od stycznia 2014 roku. Prezesem spółki-matki był Martin Winterkorn, który zrezygnował ze stanowiska po publikacji przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska informacji na temat nieprawidłowości przy badaniu emisji ze spalin samochodów niemieckiej firmy. Producent używał modyfikacji w oprogramowaniu pomiarowym, by móc prezentować swoje produkty napędzane paliwem diesla jako mniej emisyjne, niż są w rzeczywistości.
Źródła Wall Street Journal przekonują, że po aferze spalinowej Volkswagen znalazł się na czarnej liście amerykańskich instytucji kontrolnych i należy się spodziewać kolejnych uderzeń w już nadwątlony wizerunek firmy. Amerykański Sąd Najwyższy dał Niemcom czas do 24 marca na usunięcie nieprawidłowości. Po tej dacie mają ruszyć setki spraw sądowych związanych z aferą spalinową z powództwa cywilnego.
Niemcy tuszowali aferę od dwóch lat
Volkswagen przedstawił szczegóły dotyczące historii skandalu z emisją spalin. Okazuje się, że ówczesny szef koncernu, Martin Winterkorn, został po raz pierwszy poinformowany o problemach z silnikiem diesla już w 2014 roku.
Jak wynika z wyjaśnienia dla sądu krajowego Brunszwik, do którego wpłynęła historia Volkswagena dotycząca emisji spalin, były szef koncernu samochodowego wiedział już przynajmniej rok wcześniej o problemach z silnikiem diesla. Zgodnie z tym wyjaśnieniem, 23 maja 2014 r. została sporządzona notatka dla Winterkorna ze względu na badania dotyczące nieprawidłowości w silniku EA 189, które w tym samym roku przeprowadził instytut ICCT (International Council on Clean Transportation). „Czy i na ile dogłębnie pan Winterkorn zapoznał się z notatką, nie jest udokumentowane.” Kolejna taka notatka została mu przekazana 14 listopada 2014 r.
Narada dotycząca afery a odbyła się w USA, według Volkswagena, 27 lipca 2015 przy udziale Winterkorna oraz szefa marki Volkswagen, Herberta Diessa. „Dokładne szczegóły tych rozmów nie zostały jeszcze na tą chwilę udostępnione”, podaje koncern. Wiadomo natomiast, że pod koniec sierpnia 2015 prawnicy zatrudnieni w dziale prawnym Volkswagena zostali jasno poinformowani w temacie technicznych przyczyn stwierdzonych nieprawidłowości w emisjach związków azotu w Stanach Zjednoczonych.
„W obliczu tak szczegółowych wyjaśnień członkowie zarządu Volkswagena doszli do wniosku, że chodzi o zmiany w oprogramowaniu, które zostało zakwalifikowane, zgodnie z prawem Stanów Zjednoczonych, jako niedopuszczalne „urządzenie obniżające sprawność” (defeat device).” Wniosek ten został przedstawiony 3 września amerykańskim urzędom ochrony środowiska Carb (California Air Resources Board) i EPA (Environmental Protection Agency). Winterkorn został poinformowany o tym fakcie w notatce z dnia 4 września.
Koncern chce przedstawić wyniki bieżącego śledztwa wyznaczonej w sprawie kancelarii Jones Day w drugiej połowie kwietnia. W aktualnym komunikacie Volkswagen potwierdza jedynie, że pewna „grupa osób” była odpowiedzialna za manipulacje w oprogramowaniu, i to na poziomie zbliżonym do zarządu koncernu.
Akcjonariusze pozwali Volkswagena za straty
Przy okazji komunikatu wystosowanego przez koncern, odniósł się on również do swojego sprzeciwu, który wniósł do sądu krajowego Brunszwik wobec pozwu akcjonariuszy dotyczącego skandalu z emisjami diesla. Jak poinformował koncern: „Volkswagen uważa postępowanie wszczęte przez akcjonariuszy za nieuzasadnione”.
Akcje Volkswagena runęły ostro w dół po wybuchu skandalu we wrześniu, stąd niektórzy akcjonariusze domagają się zwrotu poniesionych start. Ich zdaniem, Volkswagen musiał być znacznie wcześniej poinformowany o nadchodzącym skandalu, ponieważ groziły straty kursowe. Koncern uważa jednak, że wszystkie obowiązki informacyjne zostały przez niego wypełnione.
Na firmach notowanych na giełdzie w Niemczech spoczywa obowiązek publikacji uregulowany ustawą o handlu papierami wartościowymi. Przedsiębiorcy muszą zatem podawać do wiadomości niezwłocznie wszystkie informacje, które potencjalnie mogą wywołać zmiany w kursie akcji. Zdaniem koncernu, ten „obowiązek ad hoc” nie został przez niego naruszony. Zasadnicze informacje dotyczące manipulacji w motorze diesla zostały przedstawione zarządowi 18 września 2015 – bezpośrednio przed wybuchem skandalu.
VW nie widział żadnych wskazań dla informacji dotyczących kursu.
Tymczasem jednak 18 września ubiegłego roku proceder upublicznił nie Volkswagen, ale amerykański urząd ochrony środowiska EPA. Volkswagen przyznał się do manipulacji, które w skali światowej dotknęły około 11 milionów pojazdów, dopiero 2 dni później.
W odpowiedzi na pozew akcjonariuszy Volkswagen stoi na stanowisku, że do czasu opublikowania przez EPA pierwszych szczegółów dotyczących szkodliwych emisji, koncern nie miał „żadnych przesłanek dotyczących informacji, które mogłyby mieć wpływ na kształt kursów giełdowych”. Jak tłumaczy dalej koncern: „Ponieważ do tego czasu założono pewną szacunkową liczbę pojazdów (około 500 tys.) i grzywien w granicach kilkudziesięciu lub kilkuset milionów.” Wówczas można było przyjąć, że ujawnione manipulacje były „możliwe do opanowania za pomocą zwykłych i poprzez to neutralnych wobec kursu środków, włączając w to skuteczne rozwiązania technicznie.”
Kiedy jednak okazało się, że fakty potoczyły się inaczej, Volkswagen zainkasował 22 września zyski na rok 2015 i podał do wiadomości, że na rzecz przezwyciężenia skutków skandalu, np. konieczności wycofania pojazdów, zostało odłożone 6,5 miliarda euro. Kilka dni wcześniej akcje Volkswagena notowane przez niemiecki indeks akcji Dax spadły o prawie 20%. W wyniku tego, w ciągu kilku godzin największy koncern samochodowy w Europie stracił na wartości na giełdzie 12 miliardów euro. Dwa dni później ówczesny szef zarządu Martin Winterkorn podał się do dymisji.