Białoruska Elektrownia Jądrowa to projekt, który od wielu lat budzi obawy wielu ekspertów. W naturze tych obaw leżą kwestie związane z bezpieczeństwem, ale także aspekty politycznego wpływu tej inwestycji na państwa w regionie Europy Środkowej. Z perspektywy czasu, można ocenić, że to kolejny projekt, który nie osiągnie zamierzonych i ambitnych celów – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl
Białoruska czy rosyjska elektrownia?
Bielarusskaja Atomnaja Elektrostancja, czyli Elektrownia Jądrowa w Ostrowcu (Elektrownia Ostrowiec) jest ulokowana 18 km od miasta Ostrowiec, 4 km od granicy z Litwą i 55 km od jej stolicy, Wilna. Ma składać się z dwóch bloków energetycznych, wyposażonych w dwa reaktory trzeciej generacji WWER-1200 według projektu AES-2006. Łącznie, elektrownia ma mieć nominalną moc na poziomie 2400 MW. Idea powstania tego obiektu narodziła się po sporze gazowym między Rosją a Białorusią w 2007 roku. Inwestorzy oczekiwali, że energia elektryczna wyprodukowana w elektrowni jądrowej pozwoli w znacznym stopniu uniezależnić białoruską gospodarkę od rosyjskiego gazu, który stanowi główny surowiec do produkcji energii elektrycznej na Białorusi.
Jednak już w 2009 roku okazało się, że plan dywersyfikacji od surowców z Rosji skończył się jedynie na zmianie proporcji i dołączenie do nich rosyjskiego uranu jako paliwa do elektrowni. Stało się tak za sprawą decyzji o wyborze rosyjskiego Atomstrojeksportu jako głównego konstruktora projektu. Prace budowlane zostały rozpoczęte w czerwcu 2012 roku. Beton pod budowę pierwszego bloku zaczęto wylewać w listopadzie 2013 roku, natomiast budowę drugiego bloku w lipcu 2014 roku. Koszt budowy projektu miał wynieść 11 mld dolarów, z czego 10 mld pochodzi z rosyjskiej linii kredytowej, przyznanej na 10 lat. Białorusini są zobligowani do rozpoczęcia spłat kredytu od 2021 roku, po ok. miliard dolarów rocznie. W końcu stycznia 2020 roku, rząd Białorusi powziął próbę renegocjacji zapisów umowy kredytowej, motywując to opóźnieniem w budowie projektu. 11 lutego ministerstwo finansów Rosji poinformowało, że nie ma możliwości zmiany zapisów. Mińskowi zależało, aby odwlec w czasie rozpoczęcie spłaty kredytu oraz zmniejszyć jego oprocentowanie.
Incydenty ukrywane przed opinią publiczną
Największym przeciwnikiem powstającego projektu jest Litwa. Z perspektywy Wilna, elektrownia budowana jest niezgodnie z obowiązującymi na świecie standardami bezpieczeństwa oraz zasadami przejrzystości informacyjnej. Kłopotliwa dla Litwy jest już sama lokalizacja projektu, tuż pod białorusku-litewską granicą. Zarzuty Litwy dotyczą również braku białoruskiej transparentności odnośnie incydentów mających miejsce podczas budowy.
W trakcie budowy ostrowieckiej elektrowni doszło co najmniej do kilkunastu groźnych incydentów, które dotychczas pochłonęły życie co najmniej pięciu robotników. O skali nieprawidłowości świadczy również prawie pięcioletnie opóźnienie w realizacji inwestycji. Według dekretu prezydenta Łukaszenki ze stycznia 2008 roku, pierwsza jednostka elektrowni jądrowej miała zacząć prace w 2016 roku, natomiast druga jednostka miała zostać uruchomiona do 2018 roku. Terminy realizacji tej inwestycji były kilkukrotnie przesuwany. Obecnie obowiązującym dla pierwszego reaktora to I kwartał 2020 roku, natomiast dla drugiej jednostki to koniec 2020 roku.
Jednym z najgroźniejszych incydentów było zerwanie się z żurawia 330 tonowego korpusu reaktora podczas przenoszenia na terenie obiektu i jego upadek z wysokości około 4-5 metrów. Nastąpiło to na dzień przed planowaną oficjalną uroczystością jego montażu w obecności władz państwowych. Uroczystość została odwołana. Władze Białorusi długo nie potwierdzały tego wydarzenia, dopiero po wzmożonej reakcji zachodnich mediów, oficjalnie przyznano, że doszło do takiego zdarzenia, jednak zaznaczono, że nie wpłynęło to na poziom bezpieczeństwa samej inwestycji. Po presji międzynarodowej, zdecydowano się na wymianę korpusu na nowy. Wcześniej, w kwietniu 2016 roku doszło do zawalenia się budynku sterowni. W lutym 2018 roku podczas testów systemów awaryjnego wyłączenia reaktora nastąpiło zwarcie instalacji, które spowodowało pożar rozdzielni oraz pomieszczenia sterowni. Ten, oraz poprzednie incydenty były początkowo przemilczane przez Białorusinów, a kiedy stawały się ogólnie znane za sprawą aktywistów i mediów, były bagatelizowane i uznawane za nieistotne w aspekcie bezpieczeństwa. W maju 2019 roku, doszło natomiast do pożaru w tunelu pod pierwszym reaktorem Ostrowieckiej elektrowni. W wyniku zapłonu pojemnika z rozpuszczalnikiem, po próbie ugaszenia ognia przez pracowników, musiała zareagować zakładowa straż pożarna, która w ciągu kilkunastu minut zlokalizowała i ugasiła źródło ognia. Fakt takiego zdarzenia Białorusini potwierdzili oficjalnie dopiero 12 lutego 2020 roku.
W opinii ekspertów litewskiego kontrwywiadu, taka liczba nieprawidłowości wynika z pośpiechu wykonawców projektu, którzy są ponaglani przez najwyższe władze Białorusi oraz z niedostatecznego finansowania i chęci poszukiwania oszczędności. Opinia ta jednak nie do końca musi być prawdziwa. Zarówno w przypadku projektu budowy elektrowni jądrowej w fińskim Olkiluoto jak i francuskim Flamanville na konstruktorach ciąży presja znacznie większych opóźnień niż w przypadku Ostrowca. Różnica polega jednak na transparentności tych projektów oraz skali ich problemów w stosunku do białoruskiego projektu. Wiele z tych wypadków uniknięto by, gdyby nie nonszalancja pracowników na budowie oraz przestrzegano elementarnych zasad bezpieczeństwa. Np. zeszłoroczny pożar został zaprószony przez pracownika palącego papierosa w pobliżu pojemnika z rozpuszczalnikiem.
Wątpliwości na arenie międzynarodowej
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej ostrzegała w raporcie z 2012 roku, że białoruski państwowy organ regulujący, który formalnie sprawuje kontrolę nad inwestycją nie posiada kompetencji technicznych oraz odpowiedniej niezależności politycznej, aby pełnić nadzór nad budową elektrowni jądrowej. Po kolejnej kontroli przeprowadzonej przez MAEA w 2016 roku, rząd białoruski nie opublikował treści raportu sporządzonego przez kontrolerów. Prawdopodobnie, było to związane z krytycznymi uwagami i ocenami w nim przedstawionymi.
Podczas konferencji ministerialnej konwencji z Aarhus w lipcu 2014 roku strony uznały, że białoruski projekt nie spełnia wymagań konwencji, z powodu niedokonania ocen oddziaływania na środowisko oraz zbadania wpływu realizowanej inwestycji na wody gruntowe na Litwie oraz na pobliską rzeke Wilie, która przepływa przez Wilno i jest ważnym punktem czerpania wody pitnej dla obywateli Litwy. Istnieje ryzyko, że ewentualna praca elektrowni negatywnie wpłynie na poziom wód w Wilii, który ze względu na suche lata i tak nie jest wysoki, oraz może zmienić jej ekosystem w przypadku zmiany jej temperatury poprzez wprowadzenie gorącej wody wykorzystywanej do chłodzenia bloków obu reaktorów. Sam dostęp wystarczającej ilości wody służącej do chłodzenia instalacji również może okazać się problematyczny dla poprawnego funkcjonowania obiektu.
Kolejnym przedmiotem wątpliwości społeczności międzynarodowej jest proces przeprowadzania wymaganych przez Komisję Europejską testów elektrowni jądrowych w warunkach skrajnych. Wymóg przeprowadzenia testów w warunkach skrajnych został wprowadzony po katastrofie w Fukushimie. Białoruś, wraz z sześcioma innymi państwami spoza UE, zobowiązała się do wykonania takich testów w ostrowieckiej elektrowni. Testy te w jej wykonaniu zostały uznane za nierzetelne, gdyż wykonywać ma je ta sama firma, która zajmuje się jej budową, a więc Atomstrojexport spółka-córka Rosatomu. Strony konwencji z Espoo uznały w lutym 2019 roku stosunkiem głosów 30 za do 6 przeciw, że Białoruś nie udostępniła społeczności międzynarodowej wyczerpujących informacji na temat powodu wyboru lokalizacji budowanej elektrowni. Opinia ta zapadła po litewskiej skardze złożonej w 2011 roku.
Ostrowiec jako projekt polityczny
Ostrowiec był projektem mierzącym w konkretny efekt polityczny od samego jego nastania. Na początku skierowany był w rosyjską dominację na białoruskim rynku gazu, potem po uzyskaniu 10 mld dolarowego, niskooprocentowanego kredytu od Rosji cel jego zmienił się o 180 stopni. Miał stać się kolejnym narzędziem Rosji do uzależnienia państw Europy Środkowej, tym razem w energie elektryczną. Białoruska Elektrownia Atomowa wraz z Bałtycką Elektrownią Atomową zbudowaną w Obwodzie Królewieckim miały stanowić tandem pozwalający na zalanie Polski i państw bałtyckich energią elektryczną, blokując próby ich uniezależnienia się od rosyjskich wpływów gospodarczych.
Po sprzeciwie Polski i Litwy wobec zakupów energii z królewieckiej elektrowni, jej powstanie zostało zamrożone a cała uwaga Rosatomu została skierowana na białoruski projekt, który był już realizowany. Litwa oraz Polska, zadeklarowały, że nie będą kupować energii elektrycznej z Ostrowca, jak z elektrowni w Królewcu. W 2018 roku rozpoczęła się rozbiórka połączenia elektroenergetycznego na linii 220 KV Białystok-Roś, która fizycznie pozwalałaby na import energii z białoruskiego systemu. Litewski operator sieci elektroenergetycznej Litgrid zawarł pod koniec 2019 roku umowę z Politechniką Kowieńską na stworzenie technicznego systemu blokującego przesył energii z Białorusi na Litwę. Niejasne jest stanowisko Łotwy, która otwarcie nie podjęła decyzji o zakupie ani blokadzie energii z elektrowni ostrowieckiej. Taka sytuacja powoduje, że pierwotny plan Rosji, również w przypadku białoruskiego projektu nie zostanie zrealizowany. Jednak ten stan rzeczy może ulec zmianie, gdyż Litwa bardzo aktywnie lobbuje u swoich partnerów do ustalenia wspólnego stanowiska wobec problemu energii z elektrowni Ostrowiec.
Jest jednak element, na który może mieć wpływ elektrownia w Ostrowcu. Jest nim utrudnienie procesu synchronizacji rynku elektroenergetycznego państw nadbałtyckich z systemem kontynentalnym. Ten system jest obecnie powiązany z sowieckim IPS/UPS, który działa w porozumieniu BRELL (Białoruś-Rosja-Estonia-Łotwa-Litwa). Państwa nadbałtyckie zadeklarowały przystępując w 2004 roku do Unii Europejskiej, że dokonają desynchronizacji z BRELL a zsynchronizują się z europejskim systemem. Planowo ma to nastąpić do 2025 roku. Wtedy też będzie możliwa fizyczna likwidacja połączeń pomiędzy Białorusią a Litwą i Łotwą.
Dodatkowo, europejska polityka klimatyczna, a konkretniej dążenia do osiągnięcia neutralności klimatycznej może okazać się silniejsza niż solidarność z Litwinami, zwłaszcza w przypadku braku postępów w modernizacji własnych mocy wytwórczych. Problem ma tu zwłaszcza Estonia, która do produkcji energii elektrycznej wykorzystuje piaski bitumiczne, które podczas spalania cechują się dużą emisyjnością CO2.
Rosyjski zysk, białoruska strata
Litwini porównują budowaną elektrownie w Ostrowcu do Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej, w której w 1986 roku doszło do usterki reaktora, a w konsekwencji do skażenia promieniotwórczego dużego obszaru Europy. Także w przypadku Ostrowca rodzą się obawy o przestrzeganie zasad i procedur bezpieczeństwa. Dotychczasowe incydenty oraz brak transparentności strony białoruskiej rodzą uzasadnione obawy o bezpieczeństwo na Litwie, ale również w pozostałych państwach regionu. Warto jednak unikać panicznego tonu i nie poddawać się antyatomowej histerii. Rosatom nie może pozwolić sobie na wizerunkową stratę i prawdopodobnie dopilnuje, aby nie doszło do poważniejszego incydentu w trakcie pracy elektrowni w Ostrowcu. Taki incydent mógłby rzutować na jego kontrakty eksportowe na całym świecie, a razem z eksportem uzbrojenia i surowców energetycznych, rosyjskie jądrowe know how jest ważnym elementem z punktu widzenia finansowego, ale również polityki Rosji próbującej odgrywać rolę mocarstwa globalnego. Projekt ten zostanie ostatecznie ciężarem dla Białorusi, która zostanie sama z niesprzedaną energią elektryczną oraz rosyjskim kredytem do spłacenia.