– Polskie morskie farmy wiatrowe mogą powstawać w portach instalacyjnych za granicą, bo w Gdyni nie będzie długo niczego. Czy w międzyczasie tamtejszy port trafi pod kontrolę Chińczyków, jeśli nie zdoła ich zatrzymać NATO? – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Port instalacyjny, którego nie ma
Polska chce mieć 5,9 GW morskiej energetyki wiatrowej do 2030 roku z pierwszymi farmami w 2025 roku, czyli za cztery lata. Polska gospodarka skorzystałaby na rozwoju tej branży wymagającej szczodrych subsydiów w postaci kontraktu różnicowego z ustawy offshore pod warunkiem odpowiedniego stopnia lokalizacji produkcji, tzw. local content, udziału kapitału krajowego. Prognoza tego udziału waha się od 25 do nawet 50 procent, ale ten drugi wynik według Jarosława Brody ze spółki orlenowskiej Baltic Power dopiero w drugiej fazie. To nie przypadek. Według nieoficjalnych informacji BiznesAlert.pl spółki Skarbu Państwa pragnące budować offshore, czyli Polska Grupa Energetyczna oraz PKN Orlen szukają portów instalacyjnych poza naszym krajem, żeby zdążyć z realizacją swych planów pomimo opóźnień tego projektu. Byłoby to potwierdzenie czarnej prognozy z tekstu Bartłomieja Sawickiego, który pisał o budowie morskich farm wiatrowych „na raty”.
Jest uchwała w sprawie portu instalacyjnego offshore w Gdyni, w której wystąpiłyby problemy logistyczne możliwe do przezwyciężenia, ale na starcie obniżające rentowność takiej działalności. Tymczasem budowa morskich farm wiatrowych to dla branży portowej mniej atrakcyjny kąsek niż na przykład przeładunek kontenerów. Warto przypomnieć, że uchwała nie zawiera zapisu o terminie budowy portu, który musiałby być gotowy w latach 2023-24,aby było możliwe złożenie wiatraków na 2025 rok. Tymczasem od związków zawodowych związanych z portem gdyńskim można usłyszeć, że w planach zagospodarowania przestrzennego nie było do tej pory nawet wzmianki o wykorzystaniu planowanego portu zewnętrznegoo na potrzeby wiatraków. Nie został także wyznaczony termin udostępnienia portu zastępczego w przetargu na użytkowanie w porcie wewnętrznym, który już trwa.
Z tego względu Orlen może zarezerwować port w Bornholmie z wolnymi mocami od 2024 roku, a PGE zostanie…Mukran znane ze składowania rur na potrzeby Nord Stream 2, o ile będzie miał wolne moce. O tym ostatnim porcie pisał Mariusz Marszałkowski jeszcze w maju 2021 roku. Byłby to symboliczny problem dla ekipy rządzącej, choć sam port zapewniłby zapewne rzetelną obsługę inwestycji. Czkawka pandemiczna ograniczająca dostęp i podnosząca koszty wszelkich usług zmusza do rozstrzygnięć jak najszybciej, więc menadżerowie w trosce o los offshore muszą działać tak, jakby port instalacyjny w Polsce miał nie dojść do skutku. Port musi zostać przedstawiony na początku 2022 roku po to, aby możliwa była wycena logistyki portowej przez dostawcę turbin, czyli partnera technologicznego z zagranicy. Bez niego Polacy nie będą mieli know-how ani tych urządzeń.
Okno na świat NATO i Chińczycy
Tymczasem losy portu instalacyjnego w porcie komplikuje wielka polityka. BiznesAlert.pl sygnalizował już ważne doniesienia innych mediów o zagrożeniu z punktu widzenia polityki zagranicznej i bezpieczeństwa NATO w razie przejęcia kontroli nad tą inwestycją przez Chińczyków niemile widzianych przez Amerykanów, ale także kontrowersyjnych z punktu widzenia służb polskich. Gazeta Polska ustaliła, że Chińczycy ubiegają się o prawo budowy i dzierżawy przyszłego portu zewnętrznego w Gdyni mianowanego między innymi na port instalacyjny na następne trzydzieści lat. Problem polega na tym, że instalacje w Gdyni znajdują się naprzeciwko terenów wojskowych NATO oraz jednostki wojskowej Formoza. Istnieje ryzyko, że Chińczycy zyskaliby możliwość ich penetracji przez trzy dekady w razie przejęcia kontroli nad portem zewnętrznym. To partner kuszący ze względu na potencjalnie niskie ceny wynikające z dotacji inwestycji zagranicznych Państwa Środka w ramach programu Nowego Jedwabnego Szlaku, ale niebezpieczny z punktu widzenia NATO, bo mógłby zyskać wgląd w nasze okno na świat w razie konfliktu zbrojnego. To między innymi przez port w Gdyni docierałaby pomoc sojusznicza w wypadku konfrontacji na Wschodzie. Nie bez powodu Litwa zablokowała przejęcie pakietu kontrolnego portu Kłajpeda przez a do mediów przedostała się informacja o tym, że Wilno strzegą przed podobnymi próbami innych sojuszników.
Przetarg na dostęp do portu zewnętrznego w Gdyni rusza w kontrowersyjnej formule partnerstwa publiczno-prywatnego uprawdopodabniającej wejście kapitału rządowego Chin. W cieniu postępowania na docelowy port instalacyjny ruszył przetarg na dzierżawę terenu wykorzystywanego obecnie przez Bałtycki Terminal Kontenerowy przez Filipińczyków zajmujących się przeładunkiem kontenerów w Gdyni. To tam powstałby tymczasowy port instalacyjny. Nieoficjalnie zgłaszane są zastrzeżenia co do jego formatu, bo ustanawia czynsz zmniejszający atrakcyjność ewentualnego portu dla inwestorów a także nie gwarantuje odpowiedniej nośności, wielkości powierzchni składowej i innych warunków niezbędnych do budowy morskich farm wiatrowych. 15 listopada spłynęły dwie oferty. Pierwsza należy do wspomnianych Filipińczyków z ICTSI, czyli aktualnych gospodarzy terminalu, oraz Chińczyków z Hutchinsona zarejestrowanego w Suzhou.
Problem polega na tym, że ICTSI jest obecnym dzierżawcą i może zajmować port nawet do połowy 2023 roku skutecznie opóźniając przejęcie go przez Chińczyków. Kolejny czynnik ryzyka to reakcja USA oraz NATO na ewentualny monopol Państwa Środka w porcie w Gdyni i kontrolę budowy offshore oraz przeładunku kontenerów, która może się skończyć źle dla tej inwestycji bądź interesów Polski. Trudno sobie wyobrazić, aby Polska nie poszła w ślad Litwy, która obecnie nieprzypadkowo stała się gorącym zwolennikiem zbliżenia z Tajwanem. Ofiara tego sporu to port instalacyjny. Nowe informacje na jego temat sugerują, że jeśli państwo nie zbuduje go samo i wybierze inwestora na własnych warunkach, w 2025 roku nie będzie w jego miejsce niczego albo Chińczycy z widokiem na instalacje NATO.
Jakóbik: Port instalacyjny offshore na celowniku służb i Chińczyków?