Jakóbik: Europejski rebus gazowy

1 lipca 2014, 08:32 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Po przedstawieniu przez Polskę postulatu stworzenia wspólnych zakupów gazu w ramach Unii Europejskiej pojawiły się negatywne komentarze ekspertów, którzy przekreślali taką możliwość. Problem leży jednak nie w koncepcji, a w stworzeniu koalicji politycznej, która poparłaby pomysł.

W zeszłym tygodniu odbył się szczyt Rady Europejskiej w Brukseli. To tam państwa miały zdecydować, jakie rozwiązania zostaną przyjęte w odpowiedzi na Europejską Strategię Bezpieczeństwa Energetycznego opublikowaną przez Komisję. Polakom najbardziej zależy na wzmocnieniu pozycji państw Europy Środkowo-Wschodniej w negocjacjach z trudnym partnerem, jakim jest rosyjski Gazprom.

Agencja gazowa, która byłaby odpowiedzialna za handel gazem, mogłaby być wzorowana na rozwiązaniach z Euratomu. Ustanowiona na mocy traktatu instytucja kontrolująca zakupy uranu zatwierdza umowy z państwami trzecimi i wyklucza kontrakty, które uderzają w interes Wspólnoty. Blokuje także zbytnią koncentrację umów, czyli strzeże, aby jeden dostawca nie monopolizował rynku. Agencja pilnuje też, aby zapisy umów były sprawiedliwe i nie faworyzowały firm dostarczających materiał. Może również dysponować rezerwami na wypadek problemów z dostawami.

Zabezpieczenie tych spraw za pomocą powołania tzw. agencji gazowej to tylko jedno z możliwych rozwiązań. Dyplomaci popierający projekt mówią np. o gazowym grouponie, czyli dobrowolnych zakupach gazu przez państwa, które składając wspólne zamówienie, dostają lepsze warunki, dokładnie tak, jak dzieje się to z ofertami na portalach umożliwiających zakupy grupowe.

Inne rozwiązanie, które poprawiłoby pozycję Europy Środkowo-Wschodniej w rozmowach z Gazpromem, jest transparentność umów. Tu również nie trzeba odkrywać Ameryki. W Niemczech działa Federalny Urząd Kontroli Gospodarki i Eksportu. Co miesiąc publikuje średnią cenę gazu importowanego do Niemiec. Wystarczy przenieść to rozwiązane na poziom europejski i zlecić raporty na temat ceny surowca dla Unii Europejskiej paneuropejskiemu Urzędowi Regulacji Energetyki, czyli ACER-owi (Agencja Współpracy Regulatorów Europejskich). Średnie ceny można by wtedy dzielić na kierunki i ustalić, gdzie jest najlepsza oferta. ACER już posiada kompetencje do zbierania danych na temat rynku energii. Może publikować dane na temat średnich cen w kontraktach na mocy rozporządzenia REMIT (1227/2011).

Polacy naciskają także na stworzenie ustandaryzowanej, europejskiej umowy gazowej, na której byłyby wzorowane poszczególne kontrakty, nad czym miałaby czuwać Unia Europejska. Plan minimum to zakaz klauzul dyskryminujących klienta jak bierz lub płać lub zakaz reeksportu.

Kryzys na Ukrainie otwiera nowe możliwości negocjacyjne. Skoro zatem powyższe rozwiązania nie są niczym nowym i wystarczy je przystosować do potrzeb sektora gazowego, to pozostaje tylko – albo aż – uzyskanie poparcia politycznego dla postulatów.

W zachodniej Europie łatwiej uzyskać poparcie stolic niż firm, które wolą traktować relacje z Rosją jako czysty biznes. Postulat wspólnych zakupów gazu zapakowany przez Polskę w koncepcję Unii Energetycznej popierają Bałtowie, którzy pragną lepszych warunków w umowach z Gazpromem, Hiszpanie, którzy chcieliby stać się pośrednikiem handlu LNG z klientami europejskimi i zarabiać na tym, i Francuzi, których prezydent wyraził najsilniejsze dotąd poparcie dla polskiej koncepcji. Wspólnym zakupom najbardziej sprzeciwiają się Niemcy, którzy jako największy klient Gazpromu i polityczny sojusznik Moskwy w relacjach energetycznych od czasu budowy Nord Streamu otrzymują dobre warunki w relacjach bilateralnych, a na wspólnotowych tylko stracą. Nie możemy też liczyć na Austriaków, którzy wbrew Komisji Europejskiej zgodzili się na budowę South Stream na swoim terytorium. Podobnie jest z Bułgarami, którzy zatrzymali budowę, ale dalej ją popierają.

Od zręcznych negocjacji Polaków w Brukseli będzie zależeć, czy i jak zostanie zrealizowany postulat wspólnych zakupów gazu. Należy jednak podkreślić, że Polska nie proponuje żadnej rewolucji. Nasz pomysł jest tylko kolejnym rozwiązaniem z puli postulatów zmierzających do pogłębienia solidarności energetycznej w ramach Unii Energetycznej.

Źródło: Forbes.pl