– Polacy powiedzieli „sprawdzam” sąsiadom w sprawie budowy drugiej jednostki do magazynowania i regazyfikacji, czyli pływającego gazoportu. Czesi skrewili, więc zostanie jedna jednostka. Ta jest krytykowana przez Greenpeace chociaż… ma pomóc walczyć z emisją CO2 w Polsce – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Bez dużego echa przeszła informacja operatora gazociągów przesyłowych Gaz-System o wynikach badania rynku w sprawie zapotrzebowania na usługi regazyfikacji FSRU2, projektu drugiej jednostki do skraplania i regazyfikacji w Zatoce Gdańskiej, zwanej potocznie pływającym gazoportem. Obiekt o mocy do 4,5 mld m sześc. rocznie nie zebrał wystarczającej ilości chętnych.
– W wyniku procedury Gaz-System nie uzyskał zamówień na poziomie, który stanowiłby podstawę do realizacji projektu w zakresie FSRU 2. Jednocześnie złożone przez Uczestników deklaracje zainteresowania usługą wskazują na możliwość kontynuowania rozmów w przyszłości – podaje Gaz-System. Sytuacja rynkowa może kiedyś bardziej sprzyjać projektowi w Gdańsku. Na razie FSRU powstają licznie w Europie Zachodniej. – Ten projekt bez Czechów na pokładzie nie ma sensu – mówi rozmówca związany z planami Polaków. FSRU2 miała służyć dostawom przez Polskę do sąsiadów, wśród których byli wymieniani przez oficjeli rządowych Czesi, Słowacy, Węgrzy, Rumuni oraz Ukraińcy. Z tego grona najważniejsi byli sąsiedzi z kraju Vaclava Havla. FSRU2 miała być sprzężona z projektem gazociągu Stork II o przepustowości 5 mld m sześc. rocznie, a zatem mógłby służyć realizacji kontraktu długoterminowego realizowanego przez Zatokę Gdańską na kilka miliardów.
Rozczarowujący wynik wiążącego open season w sprawie FSRU2 pokazuje, że Czesi prawdopodobnie chcą nadal korzystać z dotychczasowego układu z Niderlandami. Czeski CEZ odbiera 3 mld m sześc. gazu rocznie przez terminal Eemshaven dostawiony u wybrzeża holenderskiego w 2022 roku po wybuchu kryzysu energetycznego oraz inwazji Rosji na Ukrainie. Jego przepustowość to 8 mld m sześc. a zapotrzebowanie roczne Czech to 6 mld. Polskie FSRU miałyby być gotowe w 2027-28 roku, a zatem dać wówczas alternatywę Czechom, ale widocznie Holendrzy byli bardziej przekonujący. Problemem jest także fakt, że część potencjalych klientów FSRU2 może nie być zainteresowana szybkim porzuceniem dostaw od Gazpromu. Warto przypomnieć, że kraje Grupy Wyszehradzkiej poza Polską to ostatni klienci Rosjan w Europie pomimo planu porzucenia tego kierunku do 2027 roku zgodnie z REPowerEU. FSRU2 mogłoby to umożliwić, ale trzeba chcieć.
Nie oznacza to końca pływającego gazoportu w Zatoce Gdańskiej. Polska potrzebuje pierwszego FSRU o przepustowości 6,1 mld m sześc. rocznie zarezerwowanej już przez Orlen do opalania ciepłownictwa. Obowiązująca strategia pt. Strategia dla ciepłownictwa do roku 2030 z perspektywą do 2040 roku zakłada zastąpienia obecne około 70 procent węgla do 45 procent gazu w 2030 roku w najbardziej ambitnym scenariuszu. Ciepłownictwo systemowe w kogeneracji będzie potrzebować według Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych od 2 do 12 mld m sześc. gazu rocznie w 2030 roku i 0,5-10 mld m sześc. w 2035 roku.
Nawet jeżeli gaz ziemny zostanie częściowo wyparty przez wodór, a popularność pomp ciepła wielkiej skali mających kiedyś zastąpić elektrociepłownie systemowe wzrośnie, te 6,1 mld m sześc. FSRU pod koniec tej dekady będzie potrzebne do zapewnienia bezpieczeństwa dostaw. Ponadto, względy twardego bezpieczeństwa energetycznego nakazują nadmiarowość (redundancję) przy projektowaniu szlaków dostaw gazu spoza Rosji do Polski, a zatem kolejne okno na świat oprócz Świnoujścia zmniejszy zagrożenie bezpieczeństwa dostaw.
Warto dodać, że jednostka dzierżawiona w Zatoce Gdańskiej będzie mogła zostać odstawiona, gdy nie będzie potrzebna nie stając się aktywem osieroconym. Oznacza to, że posłuży realizacji polityki klimatycznej w ciepłownictwie poprzez zastępowanie węgla mnie emisyjnym gazem, a w razie przyspieszenia zmian i szybszego spadku zapotrzebowania na błękitne paliwo może zostać odprawiona. Trwa przetarg na dostawcę technologii FSRU w której według informacji Gaz-System przodują koreańskie BW LNG oraz japońskie Mitsui.
Mimo to przedsięwzięcie napotkało na opór Greenpeace i kilku innych organizacji ekologicznych, które protestują przeciwko paliwom kopalnym. Jednakże transformacja polskiego ciepłownictwa wiedzie przez gaz i nie widać tutaj na razie nie ma drogi na skróty. Warto przypomnieć, że Greenpeace szacował w raporcie (R)ewolucja energetyczna z 2008 roku, że do 2050 roku udział ciepła z miejskich systemów ciepłowniczych będzie stanowił 67 procent krajowej produkcji ciepła, czyli 666 potadżuli. W scenariuszu alternatywnym, bardziej optymistycznym względem odejścia od paliw kopalnych, mają one odpowiadać wciąż za około 60 procent produkcji ciepła w Polsce w 2030 i 40 procent w 2040 roku przy założeniu szybkiego rozwoju ogrzewania elektrycznego, geotermii i pomp ciepła, kolektorów słonecznych oraz biomasy. Udział OZE w ciepłownictwie ma sięgać 31 procent w 2030 roku.
To oczywiście stara analiza Greenpeace, ale zmiany w ciepłownictwie mogą jeszcze bardziej sprzyjać gazowi. – Bardzo przyspieszyła trajektoria przechodzenia na gaz w ciepłownictwie, więc w rzeczywistości potrzebujemy gazu więcej i szybciej niż zakładaliśmy w przeszłości – mówi Dorota Jeziorowska z Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych. – Istotne są obszary elektroenergetyki i ciepłownictwa, tu priorytetem jest odejście od węgla, ale w warunkach jego wysokiego udziału i zapóźnień w rozwoju źródeł odnawialnych, gaz ziemny będzie nadal odgrywał ważną rolę w okresie przejściowym – przyznaje Aleksandra Gawlikowska-Fyk w wywiadzie udzielonym BiznesAlert.pl.
Jeśli zatem ciepłownictwo wymaga gazyfikacji, to reszta gospodarki powinna się degazyfikować, aby ograniczyć wzrost zapotrzebowania na to paliwo. Zapotrzebowanie na usługi przesyłowe gazu (nie zapotrzebowanie na sam gaz) w Polsce według prognozy Gaz-System z Krajowego Planu Rozwoju Systemu Przesyłowego na lata 2024-2033 może sięgać 24,1-28 mld m sześc. rocznie w 2030 roku. Wydobycie krajowe da 4 mld m sześc. rocznie, Baltic Pipe – 10 mld m sześc. na rok, gazoport – 8,3 mld m sześc. na rok. To oznacza razem 22,3 mld m sześc. rocznie.
Przepustowość 6,1 mld m sześc. rocznie FSRU w Zatoce Gdańskiej pozwoli zapewnić rzeczone 28 mld m sześc. z górką w wysokości 4 mld. FSRU będzie zatem potrzebne, ale czas jego wykorzystania oraz odbierany wolumen będzie zależał od konsumpcji gazu w gospodarce poza ciepłownictwem, które potrzebuje go „na sztywno”. Wisienką na torcie może być fakt, że FSRU ma być hydrogen ready, a także służyć w razie potrzeby importowi wodoru i innych gazów odnawialnych uważanych w regulacjach unijnych za zielone. – Jako Forum Energii opublikowaliśmy w czerwcu analizę na ten temat, w niej wskazaliśmy obszary, które mają alternatywę w stosunku do gazu ziemnego. Przykładem takiej zmiany energetycznej będzie zastępowanie gazu ziemnego zielonym wodorem w sektorze przemysłowym – mówi Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii w BiznesAlert.pl. Część wodoru być może wyprodukujemy w kraju, ale jeśli będziemy potrzebować importu, który prognozuje Komisja Europejska, do pomocy będziemy mogli wykorzystać FSRU.
Idąc zaś za hasłem Greenpeace z protestu przeciwko FSRU we Francji brzmiącym: „gaz zabija” należałoby przypomnieć, że „Rosja zabija”, a jeden z najskuteczniejszych sposobów na jej zatrzymanie to dywersyfikacja dostaw gazu, za którą dopiero pójdzie z czasem dywersyfikacja źródeł energii ze zmniejszeniem udziału paliw kopalnych.
Drugi pływający gazoport w Polsce dla sąsiadów zebrał za mało chętnych