KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
W środę 14.01.2015 odbyło się spotkanie wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej do spraw Unii Energetycznej Marosza Szewczowicza z dyrektorem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Europejski urzędnik usłyszał na nim, że Rosjanie spodziewają się problemów z tranzytem gazu przez Ukrainę jeszcze tej zimy i że muszą go zastąpić dostawami przez gazociąg do Turcji.
Szewczowicz udał się do Moskwy aby dowiedzieć się oficjalnie, czy Rosja rzeczywiście rezygnuje z South Stream. Im dalej od aneksji Krymu, tym Brukseli w mniejszym stopniu zależy na tym, aby Gazociąg Południowy nie omijał Ukrainy, a bardziej, żeby został podporządkowany regulacjom trzeciego pakietu energetycznego. Miller zapewnił go, że South Stream został porzucony, a Rosja chce przekierować tranzyt gazu do Europy z Ukrainy do Turkish Stream. Szewczowicz wskazał, że umowy gazowe z klientami europejskimi uwzględniają punkty odbioru surowca i nie jest to granica grecko-turecka. W rozmowę włączył się minister energetyki Rosji Aleksander Nowak, który podkreślił, że Rosja chce jedynie usunąć z łańcucha dostaw „kraj niegodny zaufania”, z którym ma ona „stale problemy”. Miller wtórował mu, oceniając, że przed końcem zimy może dojść do przerwania dostaw dla Europejczyków przez Ukrainę, bo w ukraińskich magazynach jest zbyt mało gazu a Kijów nie ma pieniędzy na dokupienie większych ilości, czego miały dowieść mniejsze niż planowane zakupy Naftogazu w grudniu. Nowak dodał, że decyzja o budowie rury do Turcji zamiast South Stream została podjęta a prace są w toku.
Rzeczywistość jest jednak inna. Turcy i Rosjanie podpisali jedynie memorandum o porozumieniu na temat budowy Turkish Stream. Obecnie możliwość realizacji projektu analizują wspólnie Gazprom i Botas. Do zgody na budowę rury i stworzenia hubu rosyjskiego gazu na granicy turecko-greckiej Rosja może przekonać Ankarę przy wykorzystaniu nadal toczących się negocjacji cen dostaw w 2015 roku. 14.01 minister energetyki Taner Yildiz poinformował, że dwa spotkania poświęcone temu zagadnieniu nie przyniosły efektu i może odbyć się trzecie. Przyznał, że tania cena ropy naftowej osłabia ich pozycję negocjacyjną. Oznacza to, że cena rosyjskiego gazu indeksowana do wartości czarnego surowca kontraktu już teraz spada, a Rosjanie nie widzą powodu dla udzielenia rabatu. Jednak nawet, jeżeli Turcja zgodzi się na Turkish Stream, strony będą musiały powołać konsorcjum, zebrać na nowo partnerów dla projektu, zapewne wśród firm, które zostały zaskoczone nagłą decyzją Rosjan o porzuceniu South Stream. Będzie to czasochłonna procedura, która zajmie kilka lat.
Europa może się jednak przestraszyć konkurencyjnego rozwiązania. Chociaż na jej terytorium ma prawo egzekwować trzeci pakiet energetyczny ograniczający Gazprom, to w Turcji on nie obowiązuje. Gaz dostarczany za pośrednictwem tego kraju będzie rywalizował z kaspijskim, a ma być go tyle, ile z South Stream czyli 63 mld m3 rocznie. Rosjanie grożą także, że koszt tranzytu z nowopowstałego hubu na granicy tureckiej do punktów docelowych w Europie zostanie przeniesiony na klientów. Aleksiej Miller dodaje, że Europa już teraz musi ponieść wysiłek dostosowania i budowy nowej infrastruktury dzięki, której będzie zdolna odbierać surowiec z Turkish Stream, bo inaczej trafi on na inne rynki. Prawdodopodobnie chodzi o eksport LNG z Turcji na rynki światowe proponowany przez Gazprom. Może zatem lepiej wrócić do porzuconej koncepcji South Stream, w której Europejczycy mają lepszą pozycję?
Unia Europejska i tak rozwija już swą infrastrukturę gazową na poczet odbioru azerskiego gazu przez Gazociąg Transadriatycki, którego początkowa przepustowość 10 mld m3 rocznie ma zostać zwiększona, jeżeli pojawi się dodatkowy wolumen surowca, np. z Turkmenistanu lub Iranu. Gazowi z Turkish Stream zagrozi także rozwój wydobycia ze złóż cypryjskich i izraelskich. Do tej pory jednak żaden z projektów nie prześcignął rosyjskiego pod względem przepustowości. Rosjanie próbują wygrać ilością.
Niezależnie od tego czy blef Turkish Stream pozwoli Rosjanom na reanimację South Stream, czy też stanie się rzeczywistością, jeśli Europa da się na niego nabrać, Moskwa osiągnęła już najważniejszy sukces. W dyskusji o rosyjskich gazociągach kwestia pominięcia Ukrainy jako kraju tranzytowego schodzi na drugi plan. Wiceprzewodniczący KE do spraw Unii Energetycznej przyznał, że należy utrzymać tranzyt przez ten kraj, ale nie krytykuje South Stream za to, że uderza w Kijów. Jeśli Rosja poprawi ofertę, Europa ją przyjmie z pominięciem interesów Ukraińców. To dlatego przedstawiciele Gazpromu utrzymują, że pomimo osławionego w Brukseli tymczasowego porozumienia w sprawie dostaw rosyjskiego gazu nad Dniepr, może dojść do kryzysu gazowego tej zimy. Na wszelki wypadek grożą wyegzekwowaniem 3 mld dolarów pożyczki rosyjskiej przyznanej za Wiktora Janukowycza.