Świat obiegła wieść Frankfurter Allgemeine Zeitung jakoby Niemcy wymienili poparcie dla nowej regulacji praw autorskich w Europie za wsparcie Francji przy Nord Stream 2. Nie do końca o to chodzi – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
FAZ dotarł do informacji, jakoby rząd niemiecki wycofał zastrzeżenia do regulacji dotyczącej praw autorskich, która przez przeciwników została nazwana ACTA 2, które ma ograniczyć dostęp do Internetu i opodatkować linki. W rzeczywistości chodzi o obronę praw autorskich w przypadku agregacji treści, na przykład w agregatorach Google. Spór toczy się między amerykańskim koncernem a niemieckimi wydawcami, którzy najmocniej obstają za regulacją, o czym zgrabnie wspomniał poseł do Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki.
Spór o regulację Internetu powinien zostać oddzielony od Nord Stream 2. Dziki Zachód w sieci musi się skończyć. Wydawcy w Polsce i zagranicą tracą pieniądze przez to, że znaleziono narzędzia: agregatory i wyszukiwarki, które republikują część ich treści i to ich właściciele zarabiają na kliknięciach kosztem pracy redaktorów, którzy już z tego nic nie mają. Rząd niemiecki stał w obronie wydawców i być może w toku dyskusji na ten temat obiecał coś przeciwnikom regulacji, ale niekoniecznie uległ im lobbingowi, czego dowodem może być targ z Francją.
Prawdziwym problemem jest parasol polityczny roztoczony nad Nord Stream 2 przez Niemców, którego dowodem jest między innymi targ wokół tak zwanego ACTA 2. Berlin przekonuje, że przedsięwzięcie ma charakter czysto ekonomiczny i zostawia go firmom. W rzeczywistości jednak działa w obronie interesów Gazpromu na arenie europejskiej, rozbijając solidarność europejską. Jeżeli Komisja ma być silna wobec gigantów jak Google, który ma trudne relacje z komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, to czemu inaczej ma być w przypadku rosyjskiego giganta? Problem może brać się z postawy Niemiec i to ich odpowiedzialnością jest jego rozwiązanie.