KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Sąd w Hamburgu odrzucił zarzuty zarządów portów Szczecin i Świnoujście, że funkcjonujący gazociąg Nord Stream zablokuje ich rozwój. Na szczycie Rady Europejskiej trwa dyskusja o Nord Stream 2 i tam Polacy mogą liczyć na pewne osiągnięcia. Najważniejsza rozgrywka o bezpieczeństwo gazowe kraju odbędzie się jednak gdzie indziej.
Porażka Polaków w sądzie była możliwa do przewidzenia, co przyznawali przedstawiciele władz RP. Szansą była słowna deklaracja kanclerz Angeli Merkel udzielona premierowi Donaldowi Tuskowi 21 czerwca 2011 roku. Obiecała wtedy, że jeśli będzie problem z rozwojem portów polskich z tytułu niewystarczająco głębokiego wkopania rur Nord Stream, to zostanie on rozwiązany poprzez korektę przebiegu magistrali. Polacy liczyli na to, że przed wyrokiem Hamburga uda się wyegzekwować tę obietnicę od Niemców, a ugoda wyprzedzi spodziewaną, niekorzystną decyzję sądu. Tak się jednak nie stało. Gwarancje słowne nie są formalnym zobowiązaniem, więc być może Berlin nie czuł się zobowiązany, by pomóc Warszawie.
Dużo lepiej radzą sobie Polacy w Brukseli, gdzie trwa szczyt Rady Europejskiej. Promowany przez Grupę Wyszehradzką, Rumunię i kraje bałtyckie zapis o konieczności dostosowania wszelkiej nowej infrastruktury gazowej do prawa unijnego oraz priorytetów Strategii Bezpieczeństwa Energetycznego Unii Europejskiej i Unii Energetycznej być może zostanie uwzględniony w ostatecznej wersji konkluzji Rady. Na razie utrzymał się w szkicach, a ostateczna decyzja ma zapaść do wieczora. Choć gorset prawny postulowany przez Radę, może zostać ostatecznie wprowadzony przez Komisję Europejską, jest to ograniczenie, ale nie blokada projektu. Na taki ruch musiały być przygotowane firmy europejskie i Gazprom, które zdecydowały się na inwestycję w rozbudowę bałtyckiej magistrali.
Architekci Nord Stream 2 mogą uznać, że przyjęty wymóg został wprowadzony już po ogłoszeniu projektu. Mogą także spełnić go poprzez roszady właścicielskie w ramach dwóch konsorcjów – Nord Stream i Nord Stream 2, z których pierwsze zarządza dwoma istniejącymi nitkami gazociągu, a drugie ma zarządzać planowanymi dwiema dodatkowymi. Poprzez odpowiedni rozkład akcji w konsorcjach promotorzy projektu mogą zapewnić rozdział właścicielski (unbundling) w ramach magistrali. Wykorzystując wprowadzone we wrześniu tego roku aukcje gazowe, mogą sprawić, że firmy europejskie kupią gaz od Gazpromu jeszcze na wejściu do Nord Stream w Wyborgu, przez co surowiec płynący przez gazociąg będzie formalnie należał do różnych podmiotów. Wtedy zostanie spełniony wymóg wolnego dostępu do przepustowości (third party access). To dlatego polska partia w Parlamencie Europejskim ostrzega, że Nord Stream 2 to nie tylko problem prawny, ale i polityczny. Skutki rozbudowy będą miał znaczenie dla rynku gazu w Europie Środkowo-Wschodniej oraz pozycji państw tranzytowych, przede wszystkim Ukrainy, w której stabilizację inwestuje Unia Europejska.
Podstawowym polskim interesem jest pozyskanie przy okazji jak najwięcej ustępstw Komisji Europejskiej, które pozwolą Polsce i regionowi mniej obawiać się Nord Stream 2. Chodzi o parasol ochronny w relacjach z Gazpromem – udział KE w negocjacjach, zestawienie obowiązkowych i zakazanych klauzul w umowach, zgoda na wspólne zakupy gazu. Jeżeli trzecia oraz czwarta nitka Nord Stream powstanie, ale Polakom uda się wywalczyć takie udogodnienia, to przekujemy projekt na naszą korzyść.
Czas na blokowanie Nord Stream był przed i w trakcie budowy pierwszych dwóch nitek. Polska zadowoliła się wtedy słowem danym przez Niemcy. Precedens Nord Stream jednak już się pojawił, a trzecia i czwarta linia być może powstaną. Odpowiedzią ma być terminal LNG. Daje nam dostęp do światowego rynku, elastycznych umów i pozwala projektować współpracę regionalną przy wykorzystaniu obiektu, na przykład przy wykorzystaniu mechanizmu wspólnych zakupów. O ile połączenia gazociągowe z krajami Unii Europejskiej są w pierwszym rzędzie alternatywą z punktu widzenia ceny, to terminal w Świnoujściu jest jedynym w pełni niezależnym od innych państw źródłem dostaw surowca, a więc jest kluczowy dla bezpieczeństwa energetycznego. Z tego powodu najważniejszym polem bitwy o bezpieczeństwo gazowe Polski pozostaje nasze podwórko. W 2022 roku kończy się obecna umowa gazowa i wtedy może dojść do poważnej zmiany w relacjach gazowych naszego kraju z Rosją. Obecny rząd RP zapowiada wręcz stopniową rezygnację z rosyjskiego surowca na korzyść LNG. Do tego czasu terminal w Świnoujściu musi być rentowny i gotowy do rozwoju importu gazu skroplonego. Polska potrzebuje decyzji odnośnie umocowania obiektu w gospodarce, efektywnego wykorzystania dostępnej tam przepustowości, współpracy z kupcami gazu w regionie oraz dostawcami z całego świata. Warunki rynkowe sprzyjają renegocjacji kontraktów z rosyjskim Gazpromem i katarskim Qatargas. Możliwe jest także pozyskanie nowych dostawców. Przykładem mogą być Statoil lub Cheniere Energy. Pierwszy oferuje elastyczne umowy spotowe. Drugi proponuje swoim klientom umowy długoterminowe uniezależnione od wartości ropy naftowej (jak kontrakt z Gazpromem), zależne od cen Henry Hub – giełdy gazu w USA, gdzie ceny sięgają 11-letniego minimum.