icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Sawicki: Między węglem a wodą, czyli gdzie leży prawda o Turowie?

Dzisiaj mają zostać wznowione rozmowy polsko–czeskie o wycofaniu przez Czechy skargi na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) ws. przedłużenia czasu pracy odkrywki w Turowie. Gdzie leży przyczyna, która doprowadziła do sporu przed TSUE? Jak zdaniem PGE wyglądają problemy z wodą po stronie czeskiej? Odpowiedzi szuka redaktor BiznesAlert.pl Bartłomiej Sawicki.

Znaczenie Turowa

Przedstawiciele Polskiej Grupy Energetycznej Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna (PGE GiEK) w rozmowach z dziennikarzami podkreślali, że nie jest tak jak się powszechnie uważa, że znaczenie węgla brunatnego, w tym Turowa, dla Krajowego Systemu Energetycznego (KSE) spada. Liczby wskazują co innego. W 2020 roku wydobycie węgla brunatnego w Turowie zamiast spaść wzrosło z planowanych 7 mln ton do 9 mln. Produkcja energii elektrycznej w 2019 roku w kompleksie bloków energetycznych w Turowie wyniosła 3,5 procent rocznego zapotrzebowania systemu energetycznego, a rok później wzrosła do 3,7 procent. W sytuacji oddania do użytku nowego bloku węglowego w Turowie o mocy 500 MW w maju tego roku, jego znacznie dla KSE może jeszcze wzrosnąć, podobnie jak wolumen produkowanej energii.

Zamknięcie Kopalni Turów spowodowałoby straty w wysokości 13,5 mld zł

Transformacja, której nie widzimy

W opinii publicznej panuje przekonanie, że kopalnia węgla brunatnego w Turowie na mocy decyzji o przedłużeniu koncesji z tego roku będzie się rozrastać i powiększać swój czynny obszar. Liczby jednak mówią co innego. Kopalnia w Turowie w porównaniu do największej swej rozciągłości jest o połowę mniejsza niż jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy zajmowała obszar 66 km2. Obecnie jest to obszar 31 km2 i takim pozostanie do 2044 roku, kiedy będzie zbliżać się do granicy z Czechami. Jedne obszary kopalnia będzie przeznaczać do wstępnej rekultywacji, a kolejne przeznaczać do dalszej eksploatacji. Będzie się więc ona przemieszczać, ale nie powiększać. Kopalnia ma zbliżyć się do granicy z Czechami na docelową odległość kilkuset metrów w 2024 roku, a od najbliższych zabudowań docelowo 1190 metrów. Wówczas wydobycie ma osiągnąć poziom 7 mln ton.

Kopalnia węgla brunantego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunantego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

O transformacji energetycznej, zwłaszcza tej „sprawiedliwej” mówi się często w kontekście miejsc pracy i wymiarze społecznym. Najlepiej ją pokazać więc na przykładzie ilości miejsc pracy. Jeszcze 10 lat temu w kopalni w Turowie pracowało 3,6 tys. pracowników. Dekadę później jest to już 2,2 tys. W przeciągu 74 lat pracy kopalni prace znalazło tu 42 tys. osób. Co więcej liczba ta będzie na przestrzeni tego dziesięciolecia spadać, bo średnia wieku pracowników to niespełna 50 lat, a więc jako górnicy zbliżają się oni już do wieku uprawniającego do odejścia na wcześniejszą emeryturę. Dlaczego jest coraz mniej pracowników? W kontekście transformacji energetycznej nie widzą oni przyszłości dla siebie w zawodzie górnika, dlatego też szukają pracy w innych zawodach. Często związanych z nowoczesnym przemysłem, jak np. fabryki samochodów w pobliskiej Saksonii. Efekt? Wysokiej klasy polscy specjaliści bez planu sprawiedliwej transformacji realizują ją, ale u sąsiadów.

Sawicki: Czy Polsce grozi import węgla do Turowa? Porozumienie z Czechami może rozwiać wątpliwości

Spór z Czechami – gdzie popełniono błąd?

Koncesja dla kopalni Turów została wydłużona na okres 25 lat w 1994 roku. Okres jej obowiązywania kończył się wiosną 2020 roku. Na pięć lat przed jej wygaśnięciem, zgodnie z prawem UE rozpoczęto prace nad oceną oddziaływania na środowisko. Od 2016 odbywały się spotkania ze strona czeską i niemiecką, które składały swoje wnioski, propozycje, uwagi. Jesienią 2019 roku wydawało się, że strony czeska, niemiecka i polska doszły do porozumienia. W protokole z uzgodnień, Czesi i Niemcy przyjęli zaproponowane przez kopalnię środki minimalizujące wpływ kopalni na przygraniczne tereny czeskie. Na tej podstawie kopalnia otrzymała decyzję środowiskową, a w dalszej kolejności koncesję na wydobycie do 2044 roku. Później jednak Czesi – zdaniem PGE – mieli składać nowe postulaty, a klimat rozmów miała kształtować kapania wyborcza w Czechach.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

W ramach działań wynikających z decyzji środowiskowej przygotowanej na początku 2020 roku na warunki niwelujące szkody środowiskowe PGE wydała lub wyda 80 mln zł. W decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE z maja tego roku czytamy, że jako środek tymczasowy do czasu rozstrzygnięcia sporu należy „natychmiast” wstrzymać prace kopalni. Górnicy przekonują jednak, że jest to niemożliwe do wykonania, a szkody wynikające z dostosowania się do takiej decyzji mogą być katastrofalne dla całego środowiska, jak i samych Czechów. Po zakończeniu wydobycia węgla brunatnego w Turowie na początku lat 40 ma rozpocząć się proces przygotowania wyrobiska do zapełniania go wodą, co może trwać kolejne 20 lat. Natychmiastowe „opuszczenie” kopalni grozić może katastrofą budowlaną i środowiskową, a problem z brakiem wody po czeskiej stronie granicy nie zniknie. Aby utrzymywać stabilność wyrobiska należy prowadzić proces odpompowywania wody. Wraz z wstrzymaniem wydobycia proces ten nie zostanie wstrzymany i będzie nadal kontynuowany.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Aby teren był gotowy do opuszczenia go przez człowieka i „oddania naturze” należy go przygotować, co trwa lata. Jezioro, które ma powstać w Turowie będzie wielkości 30 km2, a jego głębokość sięgnie 160 metrów, co sprawi, że będzie to najgłębsze jezioro w Polsce. Niemcom napełnienie takiego zbiornika w jednej z ich byłych kopalni zabrało 15 lat, ale tylko dlatego, że pomogła im w tym powódź sprzed 10 lat. Jednak, aby takie jezioro mogło powstać także w Turowie trzeba przygotować zbocza wyrobiska aby były stabilne. Trzeba zmniejszyć kąt nachylenia z 9 do 7 procent. Inaczej po zalaniu wyrobiska skarpy spłyną do środka. Zdaniem PGE pozostawienie kopalni w obecnym kształcie oznaczać może początek osuwisk już za dwa lata. Tak ma wynikać z opracowań Akademii Górniczo – Hutniczej. Samo przygotowanie wyrobiska trwa 15 lat. To także będzie wymagać rozmów z Czechami i kolejnych postępowań środowiskowych. PGE GiEK miał przygotować argumenty natury geologicznej w odpowiedzi na skargi strony czeskiej do TSUE. Finalnie – wszystko na to wskazuje – nie wszystkie znalazły się w odpowiedzi na skargę strony czeskiej. Teraz jednak w odpowiedzi na żądanie strony czeskiej na nałożenie na Polskę kary za niezrealizowanie środka tymczasowego te argumenty miały się już pojawić. Odpowiedzi do TSUE przygotowywało Ministerstwo Klimatu i Środowiska, jednak uzupełniały je także inne resorty. W sumie strona polska przygotowała trzy pisma: odpowiedź na skargę strony czeskiej, odpowiedź na wniosek o nałożenie kary, a także wniosek o cofnięcie zatwierdzonego środka tymczasowego. W tym wniosku poza kwestiami potencjalnej katastrofy górniczej, ujęto także problem wstrzymania dostaw ciepła i ciepłej wody do Bogatyni, którą zasila elektrownia w Turowie. We wniosku miały także znaleźć się kwestie bezpieczeństwa sieciowego i wymiany transgranicznej. W maju Polskie Sieci Elektroenergetyczne podkreślały, że wartość nieobsłużonego zapotrzebowania może osiągnąć ok. 5 mld zł. Można liczyć się ze wzrostem cen hurtowych. Z punktu widzenia importu, brak Turowa oznaczać może ograniczenie alokacji importu rzędu 500 MW wobec stanu obecnego. – Brak elektrowni zmniejszyłby możliwości wymiany transgranicznej, co miałoby też negatywny wpływ na modernizacje i inwestycje w systemie energetycznym – wskazał w maju prezes PSE Eryk Kłossowski.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Czy, a jeśli tak to dlaczego te argumenty nie znalazły się w odpowiedzi na skargę Czechów złożoną do TSUE w lutym? Pytanie pozostaje otwarte. Wrócimy jednak właśnie do lutego. Jeszcze przed złożonym wnioskiem Czesi byli chętni do porozumienia. Przedkładali listę warunków, na które Polacy powinni się zgodzić. Chodzi o budowę muru ochronnego, który chroniłby mieszkańców Czech przed zwiększoną ilością pyłu (PGE się na to zgodziła. Mur o długości 1,1 km o wysokości 20 metrów może powstać w ciągu 9 miesięcy); wypłatę odszkodowania za utratę wody w okolicach Uhelnej w wysokości 175 mln koron, zobowiązanie do kontynuowania negocjacji w sprawie budowy alternatywnych źródeł wody na dotkniętych obszarach (szacunkowa cena 800 mln koron), utworzenie funduszu, z którego będą finansowane mniejsze projekty ochronne (w wysokości 2,5 mln koron), utworzenie międzyrządowej komisji do regularnej oceny wpływu wydobycia. Te warunki są tożsame z tymi, na które Polacy się wstępnie zgodzili, a których doprecyzowanie od prawie miesiąca trwa w Pradze. Polacy byli na początku roku pewni, że argumenty po ich stronie zwyciężą. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie zostały w odpowiedni sposób wyartykułowane. To bezpośrednie przyczyny. Są także błędy z przeszłości, które przyczyniły się do trudnej sytuacji Polski przed TSUE. Prace nad oceną oddziaływania na środowisko trwały 5 lat. Prace się wydłużały i w efekcie ocena środowiskowa była gotowa na początku 2020 roku, a koncesja dla PGE w Turowie wygasała w kwietniu. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej mogłaby nie zdążyć z wydaniem decyzji środowiskowej. Dlatego też w sytuacji, kiedy czas naglił skorzystano z furtki z 2018 roku, a więc możliwości jednorazowego wydłużania koncesji na sześć lat bez konieczności przygotowania raportu środowiskowego. Z tej furtki w przypadku PGE minister środowiska i klimatu skorzystał i mimo gotowego raportu wydał tymczasowe przedłużenie koncesji o sześć lat w marcu 2020 roku.

Zastosowanie przepisów z 2018 roku we wniosku do TSUE wykorzystali Czesi, których zdaniem to naruszenie prawa UE. Do tej argumentacji przychyliła się także Komisja Europejska. Co więcej Polacy w czerwcu sami znowelizowali przepisy z 2018 roku usuwając możliwość jednorazowego wydłużenia koncesji na sześć lat bez decyzji środowiskowej. W uzasadnieniu do projektu ustawy polski rząd sam przyznał, że prawo z 2018 roku należy zmienić, bo może budzić wątpliwości co do zgodności z prawem UE. Pytanie czy prace nad oceną oddziaływania środowiskowego musiały trwać aż pięć lat? Czy nie można było zakończyć tego procesu i wydać decyzję wcześniej? Szukając jednak jeszcze głębiej, gdyby w 1994 ówczesne ministerstwo odpowiedzialne za surowce i kopaliny wydłużyło koncesję dla Turowa nie o 25 lat, a o 50 obecnego problemu by nie było. Nie byłoby jednak także oceny oddziaływania na środowisko, której wówczas nie przeprowadzano.

Sawicki: Lex Turów

Co z tą wodą?

Czesi w swojej argumentacji skierowanej do TSUE podkreślają m.in. kwestie pogłębiających się problemów z wodą po ich stronie granicy w następstwie prac kopalni. Polska Grupa Energetyczna i część geologów przekonują, że kopalnia może mieć niewielki wpływ na poziom lustra wody w czeskich studniach. Studnie te są głębokie na ok. kilkadziesiąt metrów. Studnie w Uhelnej po czeskiej stronie granicy, gdzie szkody w efekcie pracy kopalni mają być największe, działają od lat 50. Ich lustro miało się od tamtego czasu obniżyć o ok. 9 metrów. Najgłębszy punkt kopalni, która zbliży się do granicy z Czechami będzie miał głębokość 230 metrów, a najgłębszy punkt w kopalni w ogóle będzie miał 330 metrów. Jednak PGE wskazuje, że z racji na głębokość oraz warstwy nieprzepuszczalnej jest mało prawdopodobne aby woda z Czech „uciekała do Polski”. Zdaniem PGE znacznie większe możliwości wpływu na poziom wód ma znajdująca się jeszcze bliżej czeska żwirowania, której głębokość może dochodzić do 80 metrów. Czeskie studnie, skąd pobierana jest woda są czwartorzędowe, a woda pochodzi z opadów. Wspominana zaś żwirowania znajduje się w odległości niespełna 100 metrów od najbliższych zabudowań.

Dziadzio: Brak wody po stronie czeskiej to wina geologii, nie kopalni

W decyzji środowiskowej, PGE została zobligowana do monitorowania poziomu wody. Obszar kopalni otoczony jest piezometrami pomiarowymi tzw. czwartorzędowymi. Znajdują się one po stronie czeskiej, niemieckiej i polskiej. W efekcie obfitej zimy i deszczowej wiosny piezometry po stronie polskiej skoczyły. PGE twierdzi, że Czesi nie ujawniają wyników po ich stronie. Spółka tłumaczy, że Czechy od kopalni odgradza warstwa w 90 procent nieprzepuszczalna złożona z iłów i mułów. Jest jedno miejsce, jeden poziom warstwy ziemi, gdzie woda może przedostać się na polską stronę. Jednak zdaniem PGE te warstwy są tak głęboko, że ta warstwa jest nieużyteczna, wody trzeciorzędowe i nie służą do pobierania wody. Eksperci zaproponowali aby powstrzymać odpływ tej wody na polską stronę. PGE zaproponowała jeszcze w 2019 roku budowę ekranu przeciwfiltracyjnego. To ekran o zmniejszonej przepuszczalności. Taki ekran wybudowali u siebie Niemcy na terenie ich odkrywek i wyniki izolacji są zadowalające.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Odwierty na potrzeby ekranu przeciwfiltracyjnego Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Odwierty na potrzeby ekranu przeciwfiltracyjnego Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Długość polskiego ekranu ma wynieść 1110 metrów, a jego głębokość ma wynieść od 65 do 117 metrów. Ekran wykonuje się poprzez nawiercenie kilkudziesięciu odwiertów i zatłoczenie do nich mieszanki o ograniczonej przepuszczalności. Przepuszczalność będzie monitorowana i jeśli okaże się, że wyniki są zadowalające liczba odwiertów będzie zwiększana. Zatłaczany materiał to modyfikowane iły z dodatkami. Mieszanka jest opatentowana przez dostawcę technologii.

Czy ekran zostanie powiększony?

Wiceminister Środowiska i Klimatu, Główny Geolog Kraju Piotr Dziadzio powiedział podczas czerwcowego wystąpienia w Sejmie, że według informacji PGE, właściciela Kopalni i Elektrowni Turów wynika, że ekran przeciwfiltracyjny będzie gotowy rok wcześniej niż planowano. PGE informowała w maju, że już wcześniej rozpoczęła budowę ekranu przeciwfilatracyjnego, który ma uniemożliwić „ucieczkę” wody z terenu Czech w stronę kopalni, w której jest odpompowywana. Spółka zapewnia, że budowa zostanie zakończona we wrześniu tego roku. Dziadzio powiedział wówczas, że widział już częściowe protokoły odbiorów datowane na marzec tego roku. – Zostało już wykonanych 200 otworów iniekcyjnych, a więc tyle, ile jest w planie. Mam też informację z PGE, że jeśli ekran nie będzie spełniał założeń projektowych, to inwestor jest zobowiązany poszerzyć i pogłębić ekran – zapowiedział. To ważna deklaracja, ponieważ czescy geolodzy zwracali uwagę, że wielkość obecnie realizowanego ekranu może być niewystarczająca i należałoby go wydłużyć w kierunku południowo-wschodnim. Trwające rozmowy w Pradze mogą być na wagę złota, ponieważ w każdej chwili Trybunał Sprawiedliwości UE może rozpatrzyć wniosek Czechów o nałożenie kary na Polskę. Czesi wnioskowali o 5 mln euro dziennie za niewykonanie decyzji Trybunału. Polacy zawnioskowali do TSUE, aby najpierw rozpatrzyć ich wnioski o nienakładanie kar i wycofanie środka tymczasowego w postaci wstrzymania prac odkrywki w Turowie.

 

Dzisiaj mają zostać wznowione rozmowy polsko–czeskie o wycofaniu przez Czechy skargi na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) ws. przedłużenia czasu pracy odkrywki w Turowie. Gdzie leży przyczyna, która doprowadziła do sporu przed TSUE? Jak zdaniem PGE wyglądają problemy z wodą po stronie czeskiej? Odpowiedzi szuka redaktor BiznesAlert.pl Bartłomiej Sawicki.

Znaczenie Turowa

Przedstawiciele Polskiej Grupy Energetycznej Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna (PGE GiEK) w rozmowach z dziennikarzami podkreślali, że nie jest tak jak się powszechnie uważa, że znaczenie węgla brunatnego, w tym Turowa, dla Krajowego Systemu Energetycznego (KSE) spada. Liczby wskazują co innego. W 2020 roku wydobycie węgla brunatnego w Turowie zamiast spaść wzrosło z planowanych 7 mln ton do 9 mln. Produkcja energii elektrycznej w 2019 roku w kompleksie bloków energetycznych w Turowie wyniosła 3,5 procent rocznego zapotrzebowania systemu energetycznego, a rok później wzrosła do 3,7 procent. W sytuacji oddania do użytku nowego bloku węglowego w Turowie o mocy 500 MW w maju tego roku, jego znacznie dla KSE może jeszcze wzrosnąć, podobnie jak wolumen produkowanej energii.

Zamknięcie Kopalni Turów spowodowałoby straty w wysokości 13,5 mld zł

Transformacja, której nie widzimy

W opinii publicznej panuje przekonanie, że kopalnia węgla brunatnego w Turowie na mocy decyzji o przedłużeniu koncesji z tego roku będzie się rozrastać i powiększać swój czynny obszar. Liczby jednak mówią co innego. Kopalnia w Turowie w porównaniu do największej swej rozciągłości jest o połowę mniejsza niż jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy zajmowała obszar 66 km2. Obecnie jest to obszar 31 km2 i takim pozostanie do 2044 roku, kiedy będzie zbliżać się do granicy z Czechami. Jedne obszary kopalnia będzie przeznaczać do wstępnej rekultywacji, a kolejne przeznaczać do dalszej eksploatacji. Będzie się więc ona przemieszczać, ale nie powiększać. Kopalnia ma zbliżyć się do granicy z Czechami na docelową odległość kilkuset metrów w 2024 roku, a od najbliższych zabudowań docelowo 1190 metrów. Wówczas wydobycie ma osiągnąć poziom 7 mln ton.

Kopalnia węgla brunantego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunantego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

O transformacji energetycznej, zwłaszcza tej „sprawiedliwej” mówi się często w kontekście miejsc pracy i wymiarze społecznym. Najlepiej ją pokazać więc na przykładzie ilości miejsc pracy. Jeszcze 10 lat temu w kopalni w Turowie pracowało 3,6 tys. pracowników. Dekadę później jest to już 2,2 tys. W przeciągu 74 lat pracy kopalni prace znalazło tu 42 tys. osób. Co więcej liczba ta będzie na przestrzeni tego dziesięciolecia spadać, bo średnia wieku pracowników to niespełna 50 lat, a więc jako górnicy zbliżają się oni już do wieku uprawniającego do odejścia na wcześniejszą emeryturę. Dlaczego jest coraz mniej pracowników? W kontekście transformacji energetycznej nie widzą oni przyszłości dla siebie w zawodzie górnika, dlatego też szukają pracy w innych zawodach. Często związanych z nowoczesnym przemysłem, jak np. fabryki samochodów w pobliskiej Saksonii. Efekt? Wysokiej klasy polscy specjaliści bez planu sprawiedliwej transformacji realizują ją, ale u sąsiadów.

Sawicki: Czy Polsce grozi import węgla do Turowa? Porozumienie z Czechami może rozwiać wątpliwości

Spór z Czechami – gdzie popełniono błąd?

Koncesja dla kopalni Turów została wydłużona na okres 25 lat w 1994 roku. Okres jej obowiązywania kończył się wiosną 2020 roku. Na pięć lat przed jej wygaśnięciem, zgodnie z prawem UE rozpoczęto prace nad oceną oddziaływania na środowisko. Od 2016 odbywały się spotkania ze strona czeską i niemiecką, które składały swoje wnioski, propozycje, uwagi. Jesienią 2019 roku wydawało się, że strony czeska, niemiecka i polska doszły do porozumienia. W protokole z uzgodnień, Czesi i Niemcy przyjęli zaproponowane przez kopalnię środki minimalizujące wpływ kopalni na przygraniczne tereny czeskie. Na tej podstawie kopalnia otrzymała decyzję środowiskową, a w dalszej kolejności koncesję na wydobycie do 2044 roku. Później jednak Czesi – zdaniem PGE – mieli składać nowe postulaty, a klimat rozmów miała kształtować kapania wyborcza w Czechach.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

W ramach działań wynikających z decyzji środowiskowej przygotowanej na początku 2020 roku na warunki niwelujące szkody środowiskowe PGE wydała lub wyda 80 mln zł. W decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE z maja tego roku czytamy, że jako środek tymczasowy do czasu rozstrzygnięcia sporu należy „natychmiast” wstrzymać prace kopalni. Górnicy przekonują jednak, że jest to niemożliwe do wykonania, a szkody wynikające z dostosowania się do takiej decyzji mogą być katastrofalne dla całego środowiska, jak i samych Czechów. Po zakończeniu wydobycia węgla brunatnego w Turowie na początku lat 40 ma rozpocząć się proces przygotowania wyrobiska do zapełniania go wodą, co może trwać kolejne 20 lat. Natychmiastowe „opuszczenie” kopalni grozić może katastrofą budowlaną i środowiskową, a problem z brakiem wody po czeskiej stronie granicy nie zniknie. Aby utrzymywać stabilność wyrobiska należy prowadzić proces odpompowywania wody. Wraz z wstrzymaniem wydobycia proces ten nie zostanie wstrzymany i będzie nadal kontynuowany.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Aby teren był gotowy do opuszczenia go przez człowieka i „oddania naturze” należy go przygotować, co trwa lata. Jezioro, które ma powstać w Turowie będzie wielkości 30 km2, a jego głębokość sięgnie 160 metrów, co sprawi, że będzie to najgłębsze jezioro w Polsce. Niemcom napełnienie takiego zbiornika w jednej z ich byłych kopalni zabrało 15 lat, ale tylko dlatego, że pomogła im w tym powódź sprzed 10 lat. Jednak, aby takie jezioro mogło powstać także w Turowie trzeba przygotować zbocza wyrobiska aby były stabilne. Trzeba zmniejszyć kąt nachylenia z 9 do 7 procent. Inaczej po zalaniu wyrobiska skarpy spłyną do środka. Zdaniem PGE pozostawienie kopalni w obecnym kształcie oznaczać może początek osuwisk już za dwa lata. Tak ma wynikać z opracowań Akademii Górniczo – Hutniczej. Samo przygotowanie wyrobiska trwa 15 lat. To także będzie wymagać rozmów z Czechami i kolejnych postępowań środowiskowych. PGE GiEK miał przygotować argumenty natury geologicznej w odpowiedzi na skargi strony czeskiej do TSUE. Finalnie – wszystko na to wskazuje – nie wszystkie znalazły się w odpowiedzi na skargę strony czeskiej. Teraz jednak w odpowiedzi na żądanie strony czeskiej na nałożenie na Polskę kary za niezrealizowanie środka tymczasowego te argumenty miały się już pojawić. Odpowiedzi do TSUE przygotowywało Ministerstwo Klimatu i Środowiska, jednak uzupełniały je także inne resorty. W sumie strona polska przygotowała trzy pisma: odpowiedź na skargę strony czeskiej, odpowiedź na wniosek o nałożenie kary, a także wniosek o cofnięcie zatwierdzonego środka tymczasowego. W tym wniosku poza kwestiami potencjalnej katastrofy górniczej, ujęto także problem wstrzymania dostaw ciepła i ciepłej wody do Bogatyni, którą zasila elektrownia w Turowie. We wniosku miały także znaleźć się kwestie bezpieczeństwa sieciowego i wymiany transgranicznej. W maju Polskie Sieci Elektroenergetyczne podkreślały, że wartość nieobsłużonego zapotrzebowania może osiągnąć ok. 5 mld zł. Można liczyć się ze wzrostem cen hurtowych. Z punktu widzenia importu, brak Turowa oznaczać może ograniczenie alokacji importu rzędu 500 MW wobec stanu obecnego. – Brak elektrowni zmniejszyłby możliwości wymiany transgranicznej, co miałoby też negatywny wpływ na modernizacje i inwestycje w systemie energetycznym – wskazał w maju prezes PSE Eryk Kłossowski.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Czy, a jeśli tak to dlaczego te argumenty nie znalazły się w odpowiedzi na skargę Czechów złożoną do TSUE w lutym? Pytanie pozostaje otwarte. Wrócimy jednak właśnie do lutego. Jeszcze przed złożonym wnioskiem Czesi byli chętni do porozumienia. Przedkładali listę warunków, na które Polacy powinni się zgodzić. Chodzi o budowę muru ochronnego, który chroniłby mieszkańców Czech przed zwiększoną ilością pyłu (PGE się na to zgodziła. Mur o długości 1,1 km o wysokości 20 metrów może powstać w ciągu 9 miesięcy); wypłatę odszkodowania za utratę wody w okolicach Uhelnej w wysokości 175 mln koron, zobowiązanie do kontynuowania negocjacji w sprawie budowy alternatywnych źródeł wody na dotkniętych obszarach (szacunkowa cena 800 mln koron), utworzenie funduszu, z którego będą finansowane mniejsze projekty ochronne (w wysokości 2,5 mln koron), utworzenie międzyrządowej komisji do regularnej oceny wpływu wydobycia. Te warunki są tożsame z tymi, na które Polacy się wstępnie zgodzili, a których doprecyzowanie od prawie miesiąca trwa w Pradze. Polacy byli na początku roku pewni, że argumenty po ich stronie zwyciężą. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie zostały w odpowiedni sposób wyartykułowane. To bezpośrednie przyczyny. Są także błędy z przeszłości, które przyczyniły się do trudnej sytuacji Polski przed TSUE. Prace nad oceną oddziaływania na środowisko trwały 5 lat. Prace się wydłużały i w efekcie ocena środowiskowa była gotowa na początku 2020 roku, a koncesja dla PGE w Turowie wygasała w kwietniu. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej mogłaby nie zdążyć z wydaniem decyzji środowiskowej. Dlatego też w sytuacji, kiedy czas naglił skorzystano z furtki z 2018 roku, a więc możliwości jednorazowego wydłużania koncesji na sześć lat bez konieczności przygotowania raportu środowiskowego. Z tej furtki w przypadku PGE minister środowiska i klimatu skorzystał i mimo gotowego raportu wydał tymczasowe przedłużenie koncesji o sześć lat w marcu 2020 roku.

Zastosowanie przepisów z 2018 roku we wniosku do TSUE wykorzystali Czesi, których zdaniem to naruszenie prawa UE. Do tej argumentacji przychyliła się także Komisja Europejska. Co więcej Polacy w czerwcu sami znowelizowali przepisy z 2018 roku usuwając możliwość jednorazowego wydłużenia koncesji na sześć lat bez decyzji środowiskowej. W uzasadnieniu do projektu ustawy polski rząd sam przyznał, że prawo z 2018 roku należy zmienić, bo może budzić wątpliwości co do zgodności z prawem UE. Pytanie czy prace nad oceną oddziaływania środowiskowego musiały trwać aż pięć lat? Czy nie można było zakończyć tego procesu i wydać decyzję wcześniej? Szukając jednak jeszcze głębiej, gdyby w 1994 ówczesne ministerstwo odpowiedzialne za surowce i kopaliny wydłużyło koncesję dla Turowa nie o 25 lat, a o 50 obecnego problemu by nie było. Nie byłoby jednak także oceny oddziaływania na środowisko, której wówczas nie przeprowadzano.

Sawicki: Lex Turów

Co z tą wodą?

Czesi w swojej argumentacji skierowanej do TSUE podkreślają m.in. kwestie pogłębiających się problemów z wodą po ich stronie granicy w następstwie prac kopalni. Polska Grupa Energetyczna i część geologów przekonują, że kopalnia może mieć niewielki wpływ na poziom lustra wody w czeskich studniach. Studnie te są głębokie na ok. kilkadziesiąt metrów. Studnie w Uhelnej po czeskiej stronie granicy, gdzie szkody w efekcie pracy kopalni mają być największe, działają od lat 50. Ich lustro miało się od tamtego czasu obniżyć o ok. 9 metrów. Najgłębszy punkt kopalni, która zbliży się do granicy z Czechami będzie miał głębokość 230 metrów, a najgłębszy punkt w kopalni w ogóle będzie miał 330 metrów. Jednak PGE wskazuje, że z racji na głębokość oraz warstwy nieprzepuszczalnej jest mało prawdopodobne aby woda z Czech „uciekała do Polski”. Zdaniem PGE znacznie większe możliwości wpływu na poziom wód ma znajdująca się jeszcze bliżej czeska żwirowania, której głębokość może dochodzić do 80 metrów. Czeskie studnie, skąd pobierana jest woda są czwartorzędowe, a woda pochodzi z opadów. Wspominana zaś żwirowania znajduje się w odległości niespełna 100 metrów od najbliższych zabudowań.

Dziadzio: Brak wody po stronie czeskiej to wina geologii, nie kopalni

W decyzji środowiskowej, PGE została zobligowana do monitorowania poziomu wody. Obszar kopalni otoczony jest piezometrami pomiarowymi tzw. czwartorzędowymi. Znajdują się one po stronie czeskiej, niemieckiej i polskiej. W efekcie obfitej zimy i deszczowej wiosny piezometry po stronie polskiej skoczyły. PGE twierdzi, że Czesi nie ujawniają wyników po ich stronie. Spółka tłumaczy, że Czechy od kopalni odgradza warstwa w 90 procent nieprzepuszczalna złożona z iłów i mułów. Jest jedno miejsce, jeden poziom warstwy ziemi, gdzie woda może przedostać się na polską stronę. Jednak zdaniem PGE te warstwy są tak głęboko, że ta warstwa jest nieużyteczna, wody trzeciorzędowe i nie służą do pobierania wody. Eksperci zaproponowali aby powstrzymać odpływ tej wody na polską stronę. PGE zaproponowała jeszcze w 2019 roku budowę ekranu przeciwfiltracyjnego. To ekran o zmniejszonej przepuszczalności. Taki ekran wybudowali u siebie Niemcy na terenie ich odkrywek i wyniki izolacji są zadowalające.

Kopalnia węgla brunatnego Turów. Odwierty na potrzeby ekranu przeciwfiltracyjnego Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
Kopalnia węgla brunatnego Turów. Odwierty na potrzeby ekranu przeciwfiltracyjnego Fot. Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Długość polskiego ekranu ma wynieść 1110 metrów, a jego głębokość ma wynieść od 65 do 117 metrów. Ekran wykonuje się poprzez nawiercenie kilkudziesięciu odwiertów i zatłoczenie do nich mieszanki o ograniczonej przepuszczalności. Przepuszczalność będzie monitorowana i jeśli okaże się, że wyniki są zadowalające liczba odwiertów będzie zwiększana. Zatłaczany materiał to modyfikowane iły z dodatkami. Mieszanka jest opatentowana przez dostawcę technologii.

Czy ekran zostanie powiększony?

Wiceminister Środowiska i Klimatu, Główny Geolog Kraju Piotr Dziadzio powiedział podczas czerwcowego wystąpienia w Sejmie, że według informacji PGE, właściciela Kopalni i Elektrowni Turów wynika, że ekran przeciwfiltracyjny będzie gotowy rok wcześniej niż planowano. PGE informowała w maju, że już wcześniej rozpoczęła budowę ekranu przeciwfilatracyjnego, który ma uniemożliwić „ucieczkę” wody z terenu Czech w stronę kopalni, w której jest odpompowywana. Spółka zapewnia, że budowa zostanie zakończona we wrześniu tego roku. Dziadzio powiedział wówczas, że widział już częściowe protokoły odbiorów datowane na marzec tego roku. – Zostało już wykonanych 200 otworów iniekcyjnych, a więc tyle, ile jest w planie. Mam też informację z PGE, że jeśli ekran nie będzie spełniał założeń projektowych, to inwestor jest zobowiązany poszerzyć i pogłębić ekran – zapowiedział. To ważna deklaracja, ponieważ czescy geolodzy zwracali uwagę, że wielkość obecnie realizowanego ekranu może być niewystarczająca i należałoby go wydłużyć w kierunku południowo-wschodnim. Trwające rozmowy w Pradze mogą być na wagę złota, ponieważ w każdej chwili Trybunał Sprawiedliwości UE może rozpatrzyć wniosek Czechów o nałożenie kary na Polskę. Czesi wnioskowali o 5 mln euro dziennie za niewykonanie decyzji Trybunału. Polacy zawnioskowali do TSUE, aby najpierw rozpatrzyć ich wnioski o nienakładanie kar i wycofanie środka tymczasowego w postaci wstrzymania prac odkrywki w Turowie.

 

Najnowsze artykuły