Polska przeprowadzi transformację energetyczną sama, albo zrobią to za nią inwestorzy zagraniczni. Rząd chce stworzyć Narodową Agencję Bezpieczeństwa Energetycznego w celu stabilizowania Odnawialnych Źródeł Energii węglem do czasu rozwoju nowych elektrowni gazowych, jądrowych i wygaszenia węglówek w tempie narzuconym przez związki zawodowe – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Finansowanie energetyki konwencjonalnej jest coraz trudniejsze wobec rosnących cen uprawnień do emisji CO2 w ramach systemu handlu emisjami EU ETS. Nie ma możliwości ani woli wycofania Polski z polityki klimatycznej Unii Europejskiej ani opuszczenia tej organizacji. Ceny będą zatem rosły i jedyne doraźne remedium to walka z ubóstwem energetycznym za pośrednictwem stosownej ustawy obniżającej ceny energii najuboższym. Wzrost cen uprawnień do emisji CO2 oznacza, że ceny energii będą nieuchronnie rosnąć, ale tempo i skala ich wzrostu będą długofalowo zależały od losu transformacji energetycznej w Polsce. Na marginesie należy zaznaczyć, że nie będzie tak źle, jeżeli okazałoby się, że cena uprawnień do emisji CO2 jest przynajmniej częściowo skutkiem spekulacji, przed czym ostrzegają Polska i Dania.
Rząd polski nie chce, aby transformacja energetyczna przebiegała tylko i wyłącznie w oparciu o firmy zagraniczne gotowe do inwestycji w Odnawialne Źródła Energii. Polskie OZE mają powstawać wysiłkiem spółek skarbu państwa, ale te będą mogły w nie zainwestować dopiero pozbawione obciążenia w postaci aktywów węglowych, które odcinają je od życiodajnego źródła finansowania unijnego oraz z rynków finansowych coraz bardziej niechętnych węglowi.
Rozwiązanie tego problemu to Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, która będzie finansować funkcjonowanie tej części energetyki węglowej, która pozostanie w użytku w celu stabilizowania dostaw energii w Polsce. W grę wchodzą różne rozwiązania mające wytworzyć efekt scarcity pricing, czyli wzrostu ceny energii w sytuacji ograniczonej dostępności w celu urentownienia dostaw z takich źródeł. Chodzi o to, by węgiel się opłacał i zapewniał bezpieczeństwo dostaw. Póki co źródłem takiej rentowności jest rynek mocy, ale po 2027 roku może go zastąpić nowy: zimna rezerwa lub inne rozwiązanie subsydiujące energetykę węglową. Rząd znajduje się w tej sprawie miedzy młotem a kowadłem. Związki zawodowe sektora górniczego domagają się utrzymania energetyki węglowej do 2049 roku. Ta data jest przedmiotem sporu bo najbardziej emisyjne bloki, tak zwane dwusetki i tak będą musiały wypaść z obiegu jeszcze w latach dwudziestych, aby Polska zrealizować cel unijny redukcji emisji CO2 do 2030 roku w wysokości 55 procent. Faktycznie jednostki najnowsze, najmniej emisyjne jak nowe bloki w Jaworznie, Kozienicach i Opolu mają parametry techniczne pozwalające pracować do połowy dwudziestego pierwszego wieku. Związki zawodowe nie zgadzają się na szybszy termin i rząd im ustępuje, bo wcześniej rozmawiały nawet o 2060 roku. Jednak organizacje ekologiczne jak Greenpeace domagają się szybszej dekarbonizacji. Jeżeli jednak węgiel nie zostanie przeniesiony do NABE, a to nie będzie możliwe bez umowy społecznej z górnikami oraz porozumienia z Komisją Europejską, spółki elektroenergetyczne nie zainwestują w gaz i OZE potrzebne do transformacji energetycznej i będą dalej przedłużać żywot energetyki węglowej. Może się wówczas okazać, że sprzeciw wobec NABE opóźni, a nie przyspieszy transformację energetyczną w sektorze spółek skarbu państwa, który będzie musiał znaleźć inny – także kosztowny sposób – na utrzymanie bezpieczeństwa energetycznego bez zbyt dużego uzależnienia od importu energii oraz gazu z zagranicy. Jednakże kolejne wyzwanie Agencji to jej finansowanie, które wciąż nie zostało ustalone, choć Polska już prowadzi rozmowy z bankami, które liczą zapewne na twarde gwarancje, jak wsparcie mechanizmem zastępującym rynek mocy. To temat do dalszej dyskusji, która nie została rozstrzygnięta.
Jeżeli przyjąć takie założenia, prawda o Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego nas wyzwoli – ze zbyt wielkich oczekiwań. Polska nie wybudowała na czas odpowiedniej ilości elektrowni innych niż węglowe, czyli wspomniane nowe jednostki przez dyskusję o tym, czy inwestować w OZE, atom, gaz. Musi zatem zbudować atom za dziesiątki miliardów złotych, który jednak będzie dostępny dopiero w 2033 roku, a według sceptyków najwcześniej w 2035-40 roku, wcześniej zbudować nowe elektrociepłownie gazowe o mocy kilku MW albo więcej gdyby „jądrówka” nie doszła do skutku. W międzyczasie będzie powstawać coraz więcej Odnawialnych Źródeł Energii państwowych i prywatnych, które będą zmniejszać rentowność energetyki konwencjonalnej. Już widać, że Polskie Sieci Elektroenergetyczne są nieraz zmuszone ograniczać podaż energii z OZE w celu ratowania stabilności sieci. Kolejne miliardy trzeba będzie wydać na dostosowanie energetyki gazowej do zaostrzanej polityki klimatycznej, na przykład poprzez przestawienie na wodór, bo gaz jest kolejnym paliwem kopalnym na celowniku regulacji unijnych. To plan realizowany na ostatnią chwilę pod istotną presją czasu, który prawdopodobnie już teraz jest spóźniony. Nie będzie możliwy do realizacji bez stworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Zadłużenie spółek skarbu państwa jest szacowane na 35 mld złotych, a to związane z aktywami węglowymi na 18 mld zł. To dług rosnący przez inwestycje w nowe bloki oraz realizację regulacji klimatycznych i technologicznych, jak BAT. Dopiero uwolnienie od aktywów węglowych i przeniesienie tego dług do NABE pozwoli spółkom skarbu państwa finansować nowe moce wytwórcze nie-węglowe. Alternatywa to prywatyzacja polityki energetycznej, pozostawienie wolnej ręki rynkowi, zewnętrznym dostawcom energii oraz gazu i inwestorom zagranicznym, a co za tym idzie, abdykacja państwa z aktywnej roli na rzecz bezpieczeństwa energetycznego z pozostawieniem regulacyjnej roli Urzędu Regulacji Energetyki.
Jakóbik: Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego ma ratować spółki i węgiel