Rawa: Onshore zagraża przyrodzie? Wnioski ze sporu w Norwegii

25 czerwca 2020, 07:30 Energetyka

Przeciwnicy lądowej energetyki wiatrowej w Norwegii nie zatrzymali jej rozwoju. Tadeusz Rawa, współpracownik BiznesAlert.pl, opisuje bieg z przeszkodami energetyki tego typu w tym kraju.

Turbiny wiatrowe w Austrii

W najbliższych dziesięcioleciach w Norwegii nastąpi dynamiczny wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną. Jest to wynik planowanego całkowitego odejścia od paliw kopalnych i pełnej elektryfikacji gospodarki. Oznacza to konieczność wytworzenia dodatkowo nawet 50 TWh energii elektrycznej rocznie (przy obecnym zużyciu wynoszącym ok. 140 TWh), co w warunkach norweskich może dać głównie energetyka wiatrowa. Jej rozbudowa napotyka jednak na opór wielu Norwegów.

Lata 2017-2019 były w Norwegii  rekordowe jeśli chodzi o budowę farm wiatrowych. W 2019 r. osiągnęły one efekt 2,4 GW i wyprodukowały 5,5 TWh energii elektrycznej, co oznacza wzrost o 43 procent w stosunku do 2018 r. W bieżącym roku mają być oddane do użytku instalacje o mocy 1,2 MW. W 2021 roku produkcja ma wynieść 16 TWh (prawie wyłącznie onshore) czyli około 10 procent całości krajowej produkcji energii elektrycznej.

Norwegia nadrabia obecnie pod tym względem pewne zaległości, chociażby w stosunku do swoich sąsiadów Szwecji i Danii. Należy jednak pamiętać, że aż 96 procent zapotrzebowania na prąd w tym kraju zaspokajają elektrownie wodne. Dla Szwecji i Danii jest to odpowiednio 40 i 0 procent.

W odróżnieniu od Niemiec, Danii czy Polski, gdzie turbiny wiatrowe powstają w terenie względnie zurbanizowanym, w Norwegii są one z reguły budowane wzdłuż wybrzeża, często w dziewiczej naturze. Wymaga to dodatkowo budowy dróg dojazdowych i tworzenia sieci przesyłowej. To wszystko oznacza sporą ingerencję w środowisko naturalne, a w oczach wielu Norwegów także oszpecanie krajobrazu. W debacie publicznej można również usłyszeć o zagrożeniu dla zwierząt i ptaków, a także dla szlaków wędrówkowych dzikich i hodowanych reniferów.

Wydająca koncesje na budowę turbin wiatrowych Norweska Dyrekcja Zasobów Wodnych i Energii (NVE) ma obowiązek wziąć pod uwagę wszystkie te czynniki  – nawet takie jak kolor turbin, który nie może kontrastować z kolorami otoczenia. Jednak przeciwnicy energetyki wiatrowej uważają, że wiele koncesji jest przyznawanych zbyt lekką ręką.

W badaniu przeprowadzonym w 2019 roku przez uniwersytet w Bergen 40 procent Norwegów było za rozbudową farm wiatrowych na lądzie, podczas gdy 37 procent było przeciw. Równocześnie aż 70 procent opowiedziało się za rozbudową energetyki wiatrowej offshore. Przeciwnych budowie turbin na swoim terenie jest także wiele gmin, które jednak nie mają w tej kwestii prawa weta.

Wyrazem sprzeciwu są powtarzające się protesty w miejscach budowy turbin wiatrowych i blokady dróg dojazdowych, a nawet akcje sabotażowe. Są one często organizowane przez powstałą w 2019 roku organizację Motvind Norge (dosłownie: Przeciwwiatr Norwegia) i Stowarzyszenie Ochrony Środowiska (Naturvernforbundet), a uczestniczą w nich nierzadko także przedstawiciele miejscowych społeczności. W tym roku Motvind Norge oznajmiła, że zamierza zakwestionować przed sądem osiem uzyskanych koncesji na budowę farm wiatrowych na wybrzeżu.

Protestujący chcą między innymi ograniczenia wielkości turbin i postulują budowanie ich w miejscach już zurbanizowanych, a nie w dziewiczej naturze. Zwracają również uwagę na to, że elementy turbin wiatrowych są często produkowane w krajach takich jak Chiny, z użyciem energii z węgla, a firmy eksploatujące farmy wiatrowe w Norwegii to w 80 procentach kapitał zagraniczny.

Jednak inna organizacja ekologiczna – Zero – jest zdania, że właściwie nie ma alternatywy dla rozbudowy energetyki wiatrowej, jeśli Norwegia ma zrealizować swoje niezwykle ambitne plany doprowadzenia do zeroemisyjności całej gospodarki. Hydroenergetyka jest już maksymalnie rozbudowana i dużo więcej się z niej nie „wyciśnie”, a energetyka jądrowa czy pozyskiwanie prądu z paliw kopalnych są w Norwegii absolutnie nie do przyjęcia.

– Jeżeli mamy zelektryfikować całą gospodarkę i nie rozbudujemy energetyki wiatrowej, to będziemy musieli kupować duże ilości prądu za granicą, zwraca uwagę Jon Evang z Zero. Norwegia jest generalnie eksporterem energii elektrycznej. W 2019 rok po raz pierwszy od wielu lat nastąpił niewielki import netto (0,1 KWh).

Norwegowie, ze swoimi wyśrubowanymi standardami ekologicznymi, niezbyt chętnie patrzą na import energii z krajów, gdzie może być produkowany np. z węgla czy w elektrowniach jądrowych.