Wiśniewski: OZE na marginesie polityki (ROZMOWA)

18 sierpnia 2017, 07:31 Energetyka

ROZMOWA

W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, mówi o skutkach podpisanej przez prezydenta Andrzeja Dudę noweli ustawy o OZE.

BiznesAlert.pl: Co dla polskiego sektora odnawialnych źródeł oznacza podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacja ustawy o OZE?

Grzegorz Wiśniewski: Byłoby nieuczciwością od Prezydenta zacząć poszukiwania winnych za to co się dzieje i co się stało przy okazji ostatniej nowelizacji ustawy o OZE. Potwierdza to tylko po raz kolejny tezę, że odnawialne źródła energii w Polsce już niewielu obchodzą w sensie politycznym, ale jednocześnie jest agresywna, wpływowa grupa zwolenników technologii schyłkowych, która korzystając z obojętności, albo przyzwolenia politycznego ma szansę dosłownie zniszczyć podstawy do rozwoju zielonej energetyki. OZE nie są traktowane (pomimo takich deklaracji) jako element rynku energii, jako szansa na zrównoważony rozwój gospodarczy czy też wykorzystanie krajowego potencjału przemysłowego lub intelektualnego. Jest to tylko element krótkoterminowej (przy czym krótko oznacza tu skalę czasową tygodni, maksimum miesięcy) polityki i brutalnej gry interesów.

Trudno jest racjonalnie wytłumaczyć, że np. odznacza się Panią dr Malinkiewicz, ponieważ proponuje ona innowacyjne rozwiązania w zakresie OZE, a zaraz potem wprowadza się rozwiązania destabilizujące rynek i zwiększające niepewność inwestorów, a zatem niwelujące szanse dr Malinkiewicz i jej podobnych innowatorów na sukces rynkowy. Jeśli tego rodzaju nowelizacja, uchwalona bez odrobiny szacunku dla procedur legislacyjnych i po raz kolejny z pogwałceniem praw nabytych, może zostać wprowadzona w ramach państwa prawa, to jaką pewność inwestowania mają zwycięzcy ostatnich aukcji czy inni inwestorzy, którzy zrealizowali swoje inwestycje w oparciu o obecnie obowiązujące prawo? W każdej chwili może się okazać, że zadziała „deus ex machina” i państwo, będące teoretycznie gwarantem inwestycji oraz porządku prawnego umyje ręce.

Czy była szansa na to, aby Prezydent zawetował ustawę?

Prezydent jest tylko ostatnią instancją w całej procedurze, a jego rola zamyka się w obrębie jego konstytucyjnych uprawnień. Osobiście, jako członek NRR (Narodowej Rady Rozwoju – przyp. red.), rekomendowałem Prezydentowi niepodpisywanie nowelizacji ustawy i zastosowanie weta, lub odesłanie do Trybunału Konstytucyjnego. Jak sądzę moja rekomendacja była poważnie rozważana (o czym świadczy choćby czas po jakim Pan Prezydent ostatecznie ustawę podpisał), nie znaleziono jednak dostatecznych przyczyn leżących w obszarze kompetencji Prezydenta, aby mógł on tę szkodliwą nowelizację zatrzymać. Nawet jeżeli to śp. Prezydent Lech Kaczyński w 2007 roku w najlepszej wierze (bezpieczeństwo energetyczne i inne ważne powody) podpisał Pakiet Klimatyczny, to jednak nie Prezydent odpowiada za niezrealizowanie przez Polskę celów OZE na 2020 rok.

Smutne jest to, że do najwyższej i ostatniej instancji w państwie należy się odwoływać w sprawach, które powinny zostać zablokowane przez rząd, rozstrzygnięte na etapie konsultacji publicznych lub w komisjach sejmowych, z udziałem interesariuszy, albo już post factum (bynajmniej nie w trybie 21 dni jakie konstytucja daje Prezydentowi)  prześwietlone przez NIK. To nie tylko najmniejsza Energa w portfolio spółek energetycznych skarbu państwa, która stała się symbolem niechlubnej legislacji, ale wszystkie państwowe koncerny energetyczne przy pomocy resortu energii bezwiednie  przerzuciły na skarb państwa swoje zobowiązania wtedy gdy stały się dla nich niewygodne.

Czy wspomniana nowela naprawi sytuację na rynku zielonych certyfikatów?

Co to znaczy naprawi? Wszak nie chodzi o to aby ustalić cenę świadectwa na poziomie oczekiwanych przez inwestorów 300 zł/MWh, ale tym bardziej nie może chodzić o to aby cena ta kiedykolwiek spadła poniżej 100 zł/MWh. Mądry, odpowiedzialny ustawodawca powinien wiedzieć o co w tym chodzi. Celem nowelizacji jest w oczywisty sposób utrwalenie niskich cen świadectw pochodzenia, poprzez obniżenie opłaty zastępczej i jej uzależnienie od cen giełdowych, w momencie kiedy osiągają one najniższe ceny w historii. Ceny świadectw, w sytuacji gdy inwestorzy mają problemy z pokrywaniem bieżących kosztów pozostaną w silnie zawężonym korytarzu cenowym, w przedziale do 0-40 (max 70) zł/MWh, bez szans na odrobienie przez inwestorów strat z lat ubiegłych.

Tak więc sytuacja wytwórców energii z OZE, zwłaszcza niezależnych, ulegnie znaczącemu pogorszeniu i nie ma nadziei że (wobec faktycznego braku obliga giełdowego) się poprawi. Ze względu na sposób kalkulacji opłaty zastępczej (jako sumy zobowiązania odnośnie wszystkich OZE oraz biogazu), ucierpieć na tym może także rynek świadectw pochodzenia z biogazu – bardziej będzie się opłacało umorzyć tanie (w sensie średniej opłaty zastępczej) świadectwa pochodzenia z innych OZE niż z biogazu… Rynek świadectw pochodzenia to nie tylko producenci zielonej energii (sprzedawcy) ale również podmioty zobowiązane do umorzenia rocznie określonej puli świadectw – to one właśnie podpisały umowy długoterminowe na zakup SP, wtedy gdy im się to opłacało. Obecna ustawa daje im niepodważalny pod względem prawnym argument do rozwiązania tych umów, kosztem podmiotów niezależnych – sprzedawców.

Czy uzasadnione są krytyczne oceny wspomnianej ustawy?

Wcześniej zostało już wykazane, że tego typu ustawa, nie realizując żadnego wyższego celu nie powinna w ogóle trafić do Laski Marszałkowskiej, bo obniża autorytet państwa i wszystkich najważniejszych w państwie instytucji po drodze. Dziecko powinno wiedzieć, że ew. nowelizacja powinna wspomóc 80% mniejszych inwestorów, a nie dobić 20%, którzy jeszcze trwali. Wracając do celów jakie powinny przyświecać ustawodawcy, warto zauważyć, że system świadectw pochodzenia został wprowadzony w 2006 roku celu wdrożenia poprzedniej dyrektywy dotyczącej OZE (77/2001), a jego niedostosowanie do realiów rynku OZE i rynku UE po 2010 roku nie jest winą inwestorów.

Nie sądzę, aby w sytuacji, kiedy do końca roku 2020 mamy rozliczyć się z wypełnienia twardych zobowiązań i gdy zostały nam tylko trzy lata do zrealizowania celu, można było sobie pozwolić na narażanie na bankructwo inwestycji już działających. Ale błędem było też zaniechanie działań naprawczych w istniejącym systemie i uniemożliwienie nowym inwestorom na realizowanie mniejszych inwestycji, które nie mogą być realizowane w systemie aukcyjnym,  w systemie świadectw pochodzenia jeszcze do końca 2020 roku. Skutki tych błędów, jeszcze bez tego ostatniego (który dopełnia dzieła), już widać jak na dłoni, zwłaszcza w kontekście znaczącego spadku inwestycji w nowe moce OZE i regresu w produkcji energii z OZE zanotowanego w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Czy ewentualne błędy w tzw. małej noweli OZE mogą zostać naprawione dzięki opracowywanej przez resort energii kompleksowej ustawy o OZE?

Nie. W proponowanej przez ME nowelizacji brak jest rozwiązań, które mogłyby pozytywnie wpłynąć na rynek świadectw pochodzenia i dotyczy ona zupełnie innych obszarów. Zresztą jest to zadziwiające, że w trakcie procedowania kompleksowej i tak złożonej (w praktyce kompletnie zmieniającej cały system, choć bez stosownego uzasadnienia) nowelizacji, wprowadza się „tylnymi drzwiami” tego typu jak omówione wcześniej wrzutki do systemu już istniejącego. Ale jest znacznie gorzej, „kompleksowa ustawa o OZE” faktycznie usuwa tylko błędy techniczne poprzedniej równie szkodliwej nowelizacji, a jej wpływ na nowe inwestycje będzie znikomy. Bez gruntownej zmiany prowadzonej polityki energetycznej i zmiany podejścia do OZE, branża ta zostanie zniszczona zanim choćby w najmniejszym stopniu zagrozi zasiedziałemu monopolowi. Ostatecznie utracimy też szanse dla naszej gospodarki, związane z wdrażaniem innowacyjnych technologii i wykorzystaniem potencjału krajowego przemysłu, jak to już w przeszłości miało miejsce.

Rozmawiał Piotr Stępiński