Najważniejsze informacje dla biznesu
Strona główna Blog Strona 8206
  1. 1
  2. 2
  3. 3
  4. ...
  5. 8199
  6. 8200
  7. 8201
  8. 8202
  9. 8203
  10. 8204
  11. 8205
  12. 8206
  13. 8207
  14. 8208

Andrzejewski: Komentarz do propozycji opodatkowania wydobycia gazu łupkowego

Mariusz Andrzejewski, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie:

Uwagi krytyczne

Jeżeli podatek węglowodorowy jest uzależniony od stosunku przychodów do kosztów, to istotne są dwie kwestie:

  • jakie są zabezpieczenia przed stosowaniem cen transferowych, w wyniku czego można zaniżać przychody tak, żeby ich stosunek do kosztów był bliski 1, brakuje odniesienia się do cen wyznaczanych na poziomie wartości godziwej,
  • jaki jest zakres kosztów, które firmy wydobywające będą mogły zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów. Istnieje prawdopodobieństwo, że firmy będą mogły kreować wielkość tych kosztów w pewnym zakresie.

Rządowa propozycja nie ma w sobie elementów przyciągających inwestorów do podjęcia ryzyka i zdecydowania się na odwierty właśnie w Polsce. Jeżeli zaproponowane obciążenia podatkowe, które łącznie mają oscylować wokół 40%, nie są niższe aniżeli obciążenia w innych krajach to nie ma powodów, dla których zagraniczni inwestorzy mieliby być zainteresowani wydobyciem gazu łupkowego w naszym kraju. A zatem ta propozycja nie jest ani konkurencyjna, ani nie jest stabilna w sensie jednoznaczności zaproponowanego rozwiązania.

Rządowa propozycja nie jest prostym rozwiązaniem.

Rządowa propozycja najprawdopodobniej nie daje możliwości rozliczania strat na poziomie podatku węglowodorowego 12,5% lub 25%. Czyli jeżeli firma w pierwszym roku realizacji inwestycji ponosi przede wszystkim koszty, co powoduje wykazanie dużej straty, to może ją odliczać tylko od podatku CIT w przyszłych latach, ale nie może jej rozliczać w podatku węglowodorowym.

Propozycja rządowa nie zawiera ulg podatkowych dla tych, którzy jako pierwsi rozpoczną wydobycie gazu łupkowego w Polsce.

Jakóbik: Słomiany zapał łupkowej rewolucji

Czy amerykańskie LNG trafi do Polski?

Jeżeli uruchomimy gazoport na czas a po 2022 roku uwolnimy się od dostaw gazu z Rosji, to całkiem możliwe, że część surowca będziemy sprowadzać także ze Stanów Zjednoczonych. Nie zgadzam się z opinią, że eksport z tamtego kierunku spadnie na tyle, że Europa nie będzie miała na co liczyć. Może, owszem, spaść trochę, ponieważ są już sygnały, że Amerykanie boją się wzrostu cen na rynku wewnętrznym, jeżeli cały surowiec będzie trafiał za Ocean. Ok, to możliwe. Eksport jednak nie zmniejszy się poniżej pewnego poziomu, ponieważ USA podejmują poważny wysiłek inwestycyjny zmierzający do stworzenia zdolności eksportowych na Wschodnim Wybrzeżu. Bardziej obawiałbym się, że Polacy nie będą mogli sięgnąć po amerykański gaz, bo większość dostaw zakontraktują żarłoczne energetycznie kraje azjatyckie, na czele z Chinami i Indiami. Miejmy jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Odkrycia w Afryce, rozwój sektora LNG w Australii i plany ekspansji na Wschodzie przyjęte przez Rosjan dają nadzieję, że gazu na świecie będzie jak lodu. Kluczowe jest uwolnienie od umowy długoterminowej z Rosją. Wtedy będziemy mieli wybór kierunku importu za pomocą gazo portu lub interkonektorów. Wtedy także spadnie cena, na czym skorzysta gospodarka i społeczeństwo.

Czemu amerykańska rewolucja łupkowa nie powtarza się w Europie?

Brakuje infrastruktury i pieniędzy na inwestycje. Polacy liczą na ich napływ z Zachodu ale to też musi zająć trochę czasu. Oby poważny rozwój sektora ruszył w okolicach drugiej dekady tego wieku. Wtedy będziemy go najbardziej potrzebować. Rząd wysyła pozytywne sygnały do przedsiębiorców, pragnąc narzucić im jak najmniejsze obciążenia zwiększające koszta ich pracy na terenie kraju. Problemem jest jednak tarcie instytucjonalne i stare problemy polskiego środowiska biznesowego – mówiąc wprost – biurokracja i korupcja. Nie bez powodu Centralne Biuro Antykorupcyjne przygląda się koncesjom poszukiwawczym. Zarówno ta służba jak i wysocy urzędnicy Ministerstwa Środowiska powinny walczyć z patologiami. Łapówki i przeciągające się procedury w urzędach to kolejne koszta pracy zwiększające obciążenie dla przedsiębiorców. Pozwólmy im działać, skoro sami nie mamy na to środków. Zgodnie z prawem, to co znajduje się pod powierzchnią Polski należy do naszego rządu. Rozporządzajmy mądrze tym bogactwem i nie obawiajmy się współpracy z obcokrajowcami. Jeżeli służby nie zawiodą, wszystko będzie w porządku.

Na koniec akcent humorystyczny. Doradca ekonomiczny prezydent Litwy Dalii Grybauskaite Nerijus Udrenas stwierdził na koniec marca, że rozwój sektora łupkowego przyczyni się do uspokojenia klimatu i pomoże zwalczyć „nienormalne wiosny”. Czy zgadza się Pan z tą opinią?

Brzmi ona rzeczywiście śmiesznie. Jeżeli jednak przyjąć, że globalne ocieplenie zależy od działalności człowieka to można zrozumieć o co temu doradcy chodziło. Gaz jest najmniej emisyjnym paliwem kopalnym. Emituje o połowę mniej dwutlenku węgla, niż węgiel. W tym kontekście powinien być paliwem pożądanym w miksie energetycznym każdego kraju przez ekologów. W Stanach Zjednoczonych ma z tego powodu silne poparcie lobby ekologicznego, z „zielonym prezydentem” Barackiem Obamą włącznie. Doradca prezydent Grybauskaite wybija w ten sposób jeden z argumentów z rąk litewskiego lobby.

Dobrze. Czy jednak gaz łupkowy pomoże w walce z „nienormalnymi wiosnami”?

Nie sądzę by ludzka działalność mogła mieć tutaj jakiś wpływ. Musimy się chyba przyzwyczaić do śniegu na koniec marca.

Polaczek: Jak kształtować optymalne ceny budowy autostrad w Polsce

0

Jerzy Polaczek, b. minister trasportu RP:

Branży budowlanej, rynkowi ale również zamawiającemu w przetargach drogowych: GDDKiA czy – szerzej – instytucjom publicznym, brakuje pełnej standaryzacji wymagań technicznych w zakresie projektowania, budowy i nadzoru nad inwestycjami. Jeśli nadal mamy wiele przepisów wykonawczych, technicznych, aktów prawnych związanych ze sferą realizacji budowy dróg, z których część jest de facto nieaktualnych, to stosowana jest wobec nich często osobliwa interpretacja. Chodzi zwłaszcza o rozstrzyganie ewentualnych sporów przez prezesa Urzędu Zamówień Publicznych. Dlatego, że to, co wykreowano w ostatnich latach w modelu realizacji wielkich inwestycji, oznacza wprowadzenie zasady projektuj i buduj (design-and-build) – przerzucenia znaczącej części ryzyk głównie na wykonawców. A z drugiej strony tworzy się wyścig do zdobycia kontraktów za wszelką cenę. Wówczas bilansowanie kosztów powoduje, że żongluje się ofertami przedstawianymi przez uczestników przetargów o kilkanaście-kilkadziesiąt proc. w jedną w lub drugą stronę w stosunku do kosztorysu wyjściowego. Taka praktyka dotyczy zresztą zarówno GDDKiA, jak i PKP PLK. Uważam, ze rozwiązania wypracowane w modelu anglosaskim są najbardziej dojrzałe nie tylko dla tamtejszej praktyki inwestycyjnej. Bowiem bazują na kosztach policzonych przez zamawiającego i uczestnikach przetargu, którzy się pod tym podpisują. Biorą w ten sposób odpowiedzialność za miarodajność tych kosztów. A z drugiej strony dla rynku jest to istotny punkt odniesienia. Okazuje się, że mogą toczyć się spory o różnice mniejszej wartości, rzędu jednego do kilku proc. A nie – jak w Polsce: kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu. Dla dobrze pojętego interesu społecznego, anglosaskie zasady prowadzenia przetargów powinny być już u nas dawno wprowadzone. Ale my wciąż jesteśmy pod tym względem gdzieś w połowie drogi. Nasz rząd dalej uważa obecny model prowadzenia największych inwestycji infrastrukturalnych (design-and-build) za zasadny. A jest on przecież w Europie już rzadko stosowany. Na tym modelu poległy w naszym kraju duże firmy giełdowe (w tym Polimex, który został uratowany tylko dzięki otrzymaniu rządowego zlecenia na budowę bloku energetycznego w Kozienicach). Skutek stosowania tego modelu prowadzenia przetargów jest taki, że w ostatnich miesiącach straciliśmy już co najmniej 1/4 rynku budowlanego. Z tego co wiem tylko spraw spornych między wykonawcami (nie licząc podwykonawców), a GDDKiA jest ponad 1000.

Goltz: Polityka MT okazała się porażką

0

Andrew Goltz, Fundacja ProKolej:

Polityka ministerstwa transportu w myśl zasady „za usługi kasujemy, ile tylko rynek wytrzyma” okazała się porażką. Co roku wysokie stawki dostępu do infrastruktury przeganiały kolejnych klientów, zaś PLK ciągle nie były w stanie osiągnąć swoich celów operacyjnych. W Polsce obowiązują jedne z najwyższych stawek dostępu do infrastruktury kolejowej spośród wszystkich krajów europejskich. Kosztowna sieć kolejowa to nie tylko katastrofa dla firm z niej korzystających. Jest to katastrofa dla nas wszystkich. Wyższe stawki dostępu dla operatorów kolejowych oznaczają wyższe opłaty dla klientów kolei. Jako pasażerowie musimy płacić więcej za bilety; jako konsumenci produktów wykorzystujących surowce przewożone koleją więcej płacimy wszyscy. Nawet przeciętny kierowca ponosi koszty takiej sytuacji.

Wysokie stawki dostępu oznaczają, że na drogach realizowane są przewozy, które powinny odbywać się na kolei. Jeszcze więcej kierowców utknie za wolno poruszającymi się ciężarówkami, których spaliny zawierają rakotwórcze substancje, a z kolei już teraz ich samochody przedwcześnie zużywają się na dziurawych drogach, które są efektem ruchu aut ciężarowych. Jednocześnie ministerstwo finansów dofinansowuje sieć drogową, żądając jednocześnie, aby sieć kolejowa była dochodowa!

Jakóbik: PGNiG jest gotowe na zmiany

Biznes Alert: Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo planuje skonsolidować sześć istniejących spółek gazownictwa i powołać jedną dystrybucyjną. Ma uprościć strukturę firmy. Czy to dobry ruch?

Wojciech Jakóbik, Instytut Jagielloński: Każdy ruch redukujący koszta i administrację jest dobry, szczególnie jeżeli PGNiG chce w przyszłości podejmować się śmiałych projektów energetycznych. Pomimo obaw związkowców, firma powinna iść tą drogą i minimalizować koszta. Mamy przecież kryzys. Rzecznik firmy, pani Zakrzewska, informuje, że oszczędności mogą sięgnąć nawet 400 mln zł w skali roku. Zmiany nie dotyczą jedynie spółek terenowych. W Warszawie także doszło do tzw. „optymalizacji”. Jak na państwowy moloch, za jaki niektórzy uważają PGNiG, te ruchy są śmiałe i nakierowane bardzo prorynkowo.

Jaki projekt PGNiG jest obecnie najważniejszy z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego?

Ważne są poszukiwana gazu łupkowego na koncesjach tej firmy. Tutaj musimy poczekać na wyniki. Istotne jest także zwiększanie wydobycia krajowego. Ma to miejsce w ramach projektu LNG wartego 1,7 mld zł. W jego ramach wykorzystano 14 odwiertów i zbudowano na ich potrzeby niezbędną inrastrukturę. Stamtąd pochodzi polski gaz (4,3 mld m3 w 2011 roku) i ropa naftowa (ok. 1 mln ton rocznie). Udokumentowane zasoby ropy w okolicy Lubiatowa, Międzychodu i Grotowa wynoszą 7,25 mln ton a gazu ziemnego około 7,3 mld m3. Dzięki tamtejszym surowcom będziemy mogli zmniejszyć ilość gazu pobieranego z Rosji – klauzula Take-or-pay w umowie gazowej obejmuje 75 procent dostaw, z reszty możemy zrezygnować. LMG zostało niedawno oficjalnie odebrane przez PGNiG. Co ciekawe w projekcie brało udział PBG – ta sama firma, która zawiodła przy budowie Gazoportu i Stadionu Narodowego. Tym razem jak widać, wywiązała się z powierzonego jej zadania.

Co z giełdą gazową? Urząd Regulacji Energetyki chce wpuścić na nią jak najwięcej gazu a PGNiG jak najmniej. Rękę na kurku trzyma Pani prezes Grażyna Piotrowska-Oliwa…

To prawda. W interesie odbiorców detalicznych, czyli po prostu Polaków, jest wpuszczenie jak największej ilości gazu ziemnego na Towarową Giełdę Energii. Tutaj zgadzam się w pełni z prezesem URE Markiem Woszczykiem, który naciska na maksymalne zwiększenie obliga gazowego. Miejmy nadzieję, że Pani Prezes zgodnie ze swoimi deklaracjami z wywiadów „będzie państwowcem” i pomyśli o interesie Polaków, który jest ważniejszy od interesów gazowego monopolisty. Ta, co prawda przyznaje, że Program Uwolnienia Gazu, jest dla firmy wyzwaniem ale podobno jest gotowa. Jednak powinien to być zdecydowany krok, setki miliardów metrów sześciennych to za mało, by giełda miała wpływ na ceny gazu w Polsce.

Czy sprawy idą w dobrym kierunku? Jak podsumować obecną działalność PGNiG?

Firma rozwija się i stawia na ambitne projekty, jak LMG. Musi jednak uwzględniać, że ponad jej interesem powinno być  stawiane dobro Polaków – szczególnie dlatego, że jest to spółka Skarbu Państwa. Dlatego też działania prorynkowe firmy, oprócz rachunku ekonomicznego na skalę przedsiębiorstwa, powinny uwzględniać także wizję uwolnienia polskiego rynku gazu. Będzie się to wiązało z utratą pozycji monopolisty i bolesnymi, ale koniecznymi reformami w spółce. Działalność obecnych władz PGNiG daje nadzieję, że spółka jest gotowa na zmiany.

 

Musiałek: Nawet nieużywany gazoport wymusi na Rosjanach korzystną dla Polski zmianę formuły cen gazu.

Biznes Alert: Pojawiły się informacje o opóźnieniach przy budowie gazoportu. Możliwe, że zgodnie z informacjami DGP inwestycja może zostać zatrzymana. Czy mógłby Pan powiedzieć jakie znaczenie ma gazoport dla Polski?

Paweł Musiałek (Klub Jagielloński/Centrum Analiz Energetycznych WSE): Gazoport jest kluczową  inwestycją z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Obecnie mamy możliwość kupowania większych ilości gazu tylko z kierunku wschodniego, dlatego z tego kierunku pochodzi ponad 80% importu tego surowca. Przypomnę, że objętość gazu którą będzie można sprowadzać przez terminal LNG w Świnoujściu to prawie 5 mld m3 rocznie, co stanowi obecnie jedną trzecią konsumpcji gazu w Polsce i około połowy całkowitego importu. Niewykluczone, że gazoport zostanie rozbudowany do 7,5 mld m3. Terminal umożliwi więc znaczącą dywersyfikację dostaw,  ten rodzaj infrastruktury przesyłowej ma szczególne znaczenie. Gazoport pozwala na dostęp do międzynarodowego rynku LNG, a więc do różnych dostawców oraz rynku spotowego. Jest to ważne z punktu widzenia dywersyfikacji kontraktowej dla przedsiębiorstw.

Czy dostęp do rynku spotowego przełoży się na niższe ceny dla odbiorców? Istnieje obawa ekspertów, że przez bariery systemowe i infrastrukturalne koszta będą tak duże, że tak się nie stanie, a gaz będzie nadal drogi, pomimo uruchomienia terminalu?

Cena LNG, zarówno w kontraktach spotowych, jak i długoterminowych będzie prawdopodobnie wyższa od cen gazu kupowanego od Gazpromu, ponieważ inaczej niż w przypadku ropy naftowej koszta transportu gazu skroplonego w porównaniu do przesyłu rurociągami są dużo wyższe. Nawet jeśli na międzynarodowy rynek trafi duża ilość amerykańskiego LNG to trafi on głównie do Azji. Po drugie jego cena na pewno będzie dużo wyższa niż cena gazu na rynku w USA. Koszty skroplenia, transportu i regazyfikacji powodują, że dostawy LNG z Ameryki i innych regionów do Polski zawsze będą na starcie w gorszej sytuacji od gazu przesyłanego rurami z Rosji lub pozyskiwanymi od innych dostawców z rynku zachodnioeuropejskiego przez interkonektory.

Terminal miałby dostarczać 1/3 dostaw ale my już mamy zapewniony gaz od Gazpromu i z innych źródeł. Czy będzie popyt na dostawy gazu skroplonego?

Obecnie mamy zakontraktowane ok. 10 mld m3 rocznie do 2022 roku od Gazpromu, przy konsumpcji ok. 15 mld m3. Ponadto mamy zakontraktowany LNG z Kataru wielkości 1,5 mld m3 rocznie od 2015 roku i niewielkie ilości gazu z Niemiec i Czech. Do tego trzeba doliczyć stabilne własne wydobycie na poziomie niewiele ponad 4 mld m3 rocznie. Planowany rozwój energetyki gazowej powoduje, że będziemy musieli nabyć wkrótce dodatkową ilość surowca. Pytanie czy warto ściągać dodatkowy wolumen gazu przez gazoport? Moim zdaniem jest to kwestia dyskusyjna. Po wybudowaniu terminalu i interkonektorów z RFN oraz Czechami i Słowacją, co jest planowane, osiągnięty zostanie satysfakcjonujący poziom bezpieczeństwa energetycznego i dalsze działania powinny opierać się głównie na kryteriach ekonomicznych. Uważam, że istotą bezpieczeństwa energetycznego w kontekście gazu nie jest realna dywersyfikacja mierzona poziomem importu i ilością dostawców, tylko techniczna możliwość dywersyfikacji, a więc infrastruktura pozwalająca w dowolnym czasie zakup gazu z różnych kierunków i od różnych eksporterów. Ta pozornie subtelna różnica ma poważne konsekwencje. Jeśli Polska będzie podłączona do zachodnioeuropejskiego rynku dzięki interkonektorom i dodatkowo dzięki terminalowi także do międzynarodowego rynku LNG to zbędny jest zakup droższego gazu w celu zwiększenia bezpieczeństwa dostaw. Żaden eksporter, w tym Gazprom nie będzie mógł w sytuacji rozbudowy infrastruktury przesyłowej w Polsce osiągać dodatkowych korzyści, w tym politycznych, ponieważ będzie pozbawiony pozycji jedynego możliwego dostawcy. Budowa wspomnianej infrastruktury spowoduje wzrost pozycji negocjacyjnej PGNiG wobec Gazpromu, co powinno przełożyć się na bardziej atrakcyjną ofertę ze strony Rosjan. Nie dlatego, że będą oni tego chcieli, ale dlatego, że będą musieli. Oczywiście jeśli nie chcą stracić polskiego rynku. Do tej pory mogli narzucać wysokie ceny, ponieważ PGNiG nie miał innej możliwości sprowadzenia dużej ilości niezbędnego gazu inaczej niż ze wschodu, ale wybudowanie infrastruktury przesyłowej umożliwiającej sprowadzać gaz z kierunku zachodniego, południowego oraz rynku LNG fundamentalnie zmienia kontekst gry między PGNiG i Gazpromem. Pozbawienie Gazpromu narzędzi do szantażu energetycznego, czy też renty monopolistycznej powoduje, że decyzje o kontraktach gazowych należy podejmować na podstawie kryteriów biznesowych. Jeśli przedsiębiorstwa uznają, że LNG będzie opłacalne to oczywiście powinny korzystać z terminalu i zwiększyć zakup gazu od Kataru, czy innych dostawców. Jeśli natomiast okaże się, że cena oferowana przez Gazprom będzie atrakcyjna, a jest to bardziej prawdopodobne, to nie widzę powodów, aby kupować gaz gdzie indziej i nie przejmowałbym się tym, że terminal nie będzie wykorzystywany w stu procentach. Samo jego istnienie jako alternatywy będzie wymuszało na Rosjanach korzystnej dla Polaków zmiany formuły cenowej.

Piekarz o najbliższej przyszłości dróg ekspresowych

0

Dawid Piekarz, wiceprezes PZPB:

W porównaniu z autostradami drogi ekspresowe są nieco tańsze w budowie, ponieważ wymagają mniej infrastruktury. To, że GDDKiA koncentruje się na autostradach wynika z faktu, że chce unijne pieniądze bardziej wykorzystać na projekty droższe, a ponadto na te, które przebiegają równoleżnikowo. Przecież największe natężenie ruchu przypada na połączenia Niemiec z Rosją. Chodziło o to, żeby na tranzycie przez Polskę z jednej strony zarabiać, a z drugiej – go skanalizować. Zaś tiry z Rosji do Niemiec i odwrotnie i tak będą jeździć. Albo pojadą wąskimi, lokalnymi dróżkami przez wsie i miasteczka. Więc lepiej by wpuścić je na autostrady, gdzie pojadą szybko i bezkolizyjnie, zaś – dzięki opłatom viaToll – zarabia na tym państwo. Zatem budowanie autostrad ma sens. Oczywiście można się zastanawiać czy w miejsce autostrad nie dałoby się zbudować dróg ekspresowych, w dodatku więcej. Jednak podjęto decyzję by postawić na autostrady. Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika drogi różnica między oboma rodzajami dróg jest ledwie dostrzegalna. Jadąc np. trasą S8 mamy po dwa pasy w obie strony i kolejne bezkolizyjne skrzyżowania, więc nie ma większego znaczenia czy nazywa się to droga ekspresowa czy autostrada.

Myślę, że biorąc pod uwagę stan polskiej infrastruktury, po prostu trzeba budować drogi najwyższej klasy, póki są na to środki. Spośród znanych projektów dróg ekspresowych: np. S14 z Koszalina na Śląsk, z centrum do Wrocławia oraz Via Baltica – wzdłuż wschodnich granic Polski, łączącą kraje bałtyckie z południem Europy, warto byłoby w pierwszym rzędzie postawić na tę pierwszą i ostatnią trasę. Połączenie Pomorza ze Śląskiem z pominięciem stolicy, byłoby dla warszawiaków błogosławieństwem. Z kolei Via Baltica w pewnym stopniu odciąży dużą część ruchu, który idzie z portów niemieckich do krajów za naszą wschodnią granicą. Drogi ekspresowe nie muszą przegrać w „konkurencji” z autostradami. Ponieważ  nie można mieć wszystkiego wybrano wariant z autostradami, zwłaszcza z wcześniej istniejącymi fragmentarycznie A2 i A4. Myślę, że chodzi o kolejność. Skoro mamy nieźle zagospodarowane trasy równoleżnikowe, to zapewne teraz powinien przyjść czas południkowych (głównie poprzez drogi ekspresowe). Miałoby to zapewne pozytywny wpływ na kondycję polskich portów. Gdybyśmy je dobrze skomunikowali z resztą kraju – a tak się składa, że przemysł mocno proeksportowy mamy na południu kraju (na Śląsku i Podkarpaciu) – miałoby to głęboki sens ekonomiczny. Drogi są przecież krwioobiegiem gospodarki.

Kowalski: Jakie inwestycje kolejowe mogą być zrealizowane w WPIK do 2015 r.

Bogusław Kowalski, ekspert ZDG TOR i Railway Business Forum (RBF), b. wiceminister transportu:

Ostatnio rząd przyjął, zgodnie z ustawą o planowaniu rozwoju, Strategię rozwoju transportu. Pod nią następuje weryfikacja wszystkich dokumentów dotyczących inwestycji: zarówno masterplanu, jak i Wieloletniego Programu Inwestycji Kolejowych. Jednak są to dokumenty już w zasadzie nieaktualne. One będą podlegały weryfikacji. Myśmy już, jako RBF, byli konsultowani w tej sprawie. Mam na myśli pierwszy etap dyskusji nad nią. Chodziło zresztą bardziej o metodologię Strategii niż jej treść. Natomiast, jak powiedziałem, należy te dokumenty uznać za bardziej historyczne. Być może w jakimś zakresie będą powtórzone niektóre projekty z WPIK (Wieloletniego Programu Inwestycji Kolejowych), dotyczące modernizacji i rewitalizacji niektórych połączeń. Ale nie traktowałbym ich jako podstawy do tego, co się wydarzy w najbliższym czasie. WPIK sporządzany jest pod jakieś konkretne źródło finansowania. Zaś tym głównym źródłem są fundusze unijne. Jeżeli będzie ostatecznie zamknięta perspektywa i będziemy wiedzieli na co możemy te środki przeznaczyć – zwłaszcza na europejskie korytarze towarowe i zintegrowany transport publiczny, to też pod nie trzeba będzie zrobić nowy plan inwestycyjny.

Kowalski: jakie inwestycje kolejowe mogą być zrealizowane w tzw. nowej perspektywie finansowej UE na lata 2014-2020

Bogusław Kowalski, ekspert ZDG TOR, b. wiceminister transportu:

Inwestycje kolejowe w Polsce można podzielić na dwie grupy. Po pierwsze znajdujące się w sieci TNT-T, a w szczególności w tzw. europejskich korytarzach towarowych. Przez Polskę biegną takie dwa korytarze. Dyskutuje się o możliwości powstania kolejnych dwóch. W każdym razie chodzi o tę sieć podstawową. I ona na pewno może liczyć na wyasygnowanie środków unijnych. Druga część inwestycji kolejowych obejmuje te, które mogą zostać zakwalifikowane do projektów zintegrowanego transportu publicznego. A więc te, nie będące samoistną częścią infrastruktury kolejowej, lecz stanowiące część szerszego rozwiązania. Chodziłoby zwłaszcza o projekty aglomeracyjne czy dotyczące wielkich miast. Powinny tam m.in. powstawać zintegrowane węzły przesiadkowe dla pasażerów opuszczających pociągi, mogących w ten sposób korzystać z komunikacji miejskiej – tramwajów, autobusów, trolejbusów czy metra. Dzięki temu ma szansę kształtować się nowa jakość myślenia na temat transportu publicznego jako systemu zintegrowanego. To właśnie na tego typu inwestycje powinno się znaleźć finansowanie UE zarówno w części infrastrukturalnej, jak i taborowej.

Piekarz: FIDIC dzisiaj

0

Dawid Piekarz, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budowlanych:

Co jest największą zaletą reguł FIDIC (Fédération Internationale Des Ingénieurs-Conseils, tj.  Międzynarodowej Federacji Inżynierów Konsultantów)? Otóż one w najlepszym stopniu, popartym kilkudziesięcioletnią praktyką, rozkładają ryzyka w konstrukcji zasad kontraktu budowlanego: pomiędzy zamawiającego, głównego wykonawcę i podwykonawców. Moim zdaniem nic lepszego w tej dziedzinie nie wymyślono. W Polsce bardzo często zamawiający mówią, że FIDIC się nie sprawdził. Ale taki pogląd ma rację bytu w sytuacji, gdy kontrakt oparty na tych regułach dostawał się w ręce prawników zamawiającego. A ci usuwali z niego wszystko, co nakładało obciążenia na zamawiającego i przerzucali je na wykonawcę. W ten sposób mocno okrojony kontrakt nie działał, bo działać nie mógł. Ale i tak mówiono, że „FIDIC nie działa”. Moim zdaniem nieważne jest czy będziemy określać reguły przetargu używając nazwy FIDIC. Dla nas, tj. dla branży i całej polskiej gospodarki, ważne jest by powstał prawidłowy wzór umowy kontaktowej. Im bardziej będzie oparty na FIDIC, tym lepiej. Warto go przy tym tak skonstruować, by nie było żadnych zastrzeżeń, co do jego zgodności z polskim prawem. PZPB wspólnie z SIDiR-em (Stowarzyszeniem Inżynierów i Doradców) przygotowuje obecnie taki gotowy (i spójny z naszym prawem) wzór umowy oparty na filozofii FIDIC. Myślę, że do wakacji powinien on ujrzeć światło dzienne.