W ostatnich latach Polska bezprecedensowo otworzyła się na Morze Bałtyckie. Jednak żadna siła polityczna będąca u władzy od 1989 roku nie traktowała Bałtyku jako obszaru, który warto chronić, a Marynarki Wojennej jako rodzaju sił zbrojnych, w który warto inwestować i unowocześniać. To szczególnie groźne biorąc pod uwagę na przykład doświadczenia Ukrainy. Czas zacząć działać – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
102 lata Marynarki Wojennej RP
Listopad jest szczególnym miesiącem w dziejach polskiej Marynarki Wojennej. W listopadzie podnoszono bandery na niszczycielu ORP Piorun, okręcie podwodnym ORP Jastrząb, czy najsłynniejszym niszczycielu ORP Błyskawica. W listopadzie 1939 roku został powołany do życia Oddział Polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii, będący zalążkiem polskiej państwowości na uchodźstwie. Jednak najważniejszym w historii współczesnej Marynarki Wojennej był dekret naczelnika państwa marszałka Józefa Piłsudskiego z 28 listopada 1918 roku. Akt krótki w treści, ale doniosły w znaczeniu: – Z dniem 28 listopada 1918 roku rozkazuję utworzyć marynarkę polską, mianując jednocześnie pułkownika marynarki Bogumiła Nowotnego szefem Sekcji Marynarki przy Ministerstwie Spraw Wojskowych – głosi treść rozkazu. 28 listopada 2020 roku mijają 102 lata istnienia polskiej Marynarki Wojennej. To tyle, jeżeli chodzi o radość tego wydarzenia.
Czym jest Bałtyk dla Polski?
Polska linia brzegowa liczy 770 km, z których 440 km to granica morska państwa. Powierzchnia polskich wód terytorialnych (bez wód wewnętrznych, jak m.in Zatoka Gdańska) liczy 8 783 km kwadratowych (prawie tyle co Województwo Opolskie), zaś powierzchnia polskiej Wyłącznej Strefy Ekonomicznej liczy 22 595 km kwadratowych. Ten obszar zbliżony jest powierzchnią do Województwa Zachodniopomorskiego.
Morze terytorialne traktowane jest jako obszar wyłącznej jurysdykcji prawnej danego państwa, natomiast Wyłączna Strefa Ekonomiczna pozwala mu realizować interesy gospodarcze, m.in wydobywać węglowodory, prowadzić połowy ryb, czy budować infrastrukturę.
Siła portów polskich
Jednak sam obszar nie przynosi państwu profitów. Przynoszą je konkretne działania ukierunkowane na realizację interesów ekonomicznych. Warto w tym kontekście przeanalizować dane na temat wykorzystania portów polskich i zysków płynących do budżetu państwa w postaci podatków VAT, ceł i akcyz.
Polskie porty przeładowały w 2019 roku rekordowe 109,3 mln ton ładunków, drugi rok z rzędu przekraczając barierę 100 mln ton. Dało to nam trzecie miejsce za Rosją i Szwecją pod względem ogólnego tonażu przeładowywanych towarów. Jednak warto pamiętać, że rosyjskie porty na Bałtyku (będąca liderem zestawienia Ust-Ługa ma na koncie 103 mln ton) odpowiadają za eksport rosyjskich surowców energetycznych jak ropa naftowa, paliwa, LPG, węgiel czy koks. W wyniku prawie dwumiesięcznego wstrzymania dostaw ropy przez Ropociąg Przyjaźń, 2019 rok był rekordowym pod względem eksportu ropy naftowej przez bałtyckie porty rosyjskie, co też nienaturalnie wpłynęło na wyniki tych portów. 2020 rok będzie znacznie gorszy pod względem ich wyników przez ograniczenia wynikające z realizacji porozumienia naftowego OPEC+ .
Trzy polskie porty znajdują się wśród dziesięciu największych portów Bałtyku. Najwyżej sklasyfikowanym w rankingu polskim portem jest Gdańsk (52,4 mln ton), który znalazł się na czwartym miejscu. Kompleks portów Szczecin-Świnoujście (27,5 mln ton) został sklasyfikowany na miejscu ósmym, a Gdynia (24 mln ton) na 10. Polska jest liderem kwestii przeładunku kontenerowego plasującym się przed Rosją i Finlandią. Gdańsk jest wiceliderem rankingu znajdującym się za Petersburgiem. Na trzecim miejscu znalazła się Gdynia, która w 2019 roku zanotowała rekordowy przyrost na poziomie niespełna 12 procent rok do roku.
Wpływy z podatków, ceł i akcyz, które zasilają budżet państwa, rosną wraz ze wzrostem przeładunku towarów i wykorzystaniem portów. W 2015 roku wyniosły 17,1 mld złotych, w 2016 roku – 17,4 mld złotych, w 2017 roku – 22,5 mld złotych natomiast w 2018 roku – rekordowe 40,6 mld złotych, stanowiące ponad 10 procent całości budżetu państwa.
Gaz i ropa są motorem polskiej obecności na Bałtyku
Najbardziej aktywną branżą polską na Bałtyku w najbliższych latach stanie się energetyka. Już teraz korzystamy z naftoportu w Gdańsku, który w 2019 roku przeładował rekordowe wolumeny ropy naftowej i paliw, sięgając blisko 17 mln ton. Obiekt ten stanowi klucz dywersyfikacji dostaw ropy naftowej do Polski.
Kolejnym istotnym elementem w ostatnich latach stał się gazoport im. Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu. Terminal ten odebrał w 2019 roku 31 dostaw LNG, które łącznie zapewniły ponad 3,5 mld m sześc. gazu z kierunków inny niż rosyjski. Tylko w ciągu dziewięciu pierwszych miesięcy 2020 roku do Świnoujścia zawinęło 28 metanowców, które przywiozły 2,95 mld m sześc. gazu. Wolumen ten będzie rósł również w 2021 roku. Obecnie na 2021 rok zakontraktowanych jest 31 dostaw LNG w formułach kontraktów długo-, średnio- i krótkoterminowych. Trwa również modernizacja terminala LNG, która pozwoli w najbliższych latach na odbiór 8,3 mld m sześc. gazu (w porównaniu do obecnych 5 mld m sześc. rocznie).
Kolejną inwestycją o strategicznym znaczeniu jest podmorski gazociąg łączący Polskę z szelfem norweskim. W przyszłym roku ma ruszyć morska część budowy gazociągu Baltic Pipe, który pod koniec 2022 roku umożliwi Polsce pełne uniezależnienie się od dostaw rosyjskiego gazu. Jego projektowana przepustowość wyniesie 10 mld m sześc. gazu rocznie. Poza pracami przygotowawczymi do budowy Baltic-Pipe, trwają też przygotowania do sprowadzenia pływającego gazoportu (FSRU) do Zatoce Gdańskiej. Obiekt ten pozwoli sprowadzać do Polski co najmniej 4,5 mld m sześc. gazu rocznie.
Elektroenergetyka będzie motorem w przyszłości
Jednak gaz i ropa to nie jedyne sektory energetyki rozwijane na Bałtyku przez Polaków. Mają także ambitne plany budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku. Morze Bałtyckie ma doskonałe właściwości wietrzne. Wiatr wieje nad naszym morzem praktycznie cały rok i dzięki niemu morskie farmy pozwolą na praktycznie stałą generację energii elektrycznej, jednocześnie pozwalając polskiej gospodarce na zieloną transformację. Według ostrożnych szacunków, w 2040 roku morskie farmy wiatrowe mają wytwarzać ponad 10 GW energii elektrycznej. Jednak ich moc może być znacznie większa, zważywszy na fakt, że rozwój technologii turbin wiatrowych cały czas postępuje, przekładając się na ich sprawność oraz efektywność wytwórczą.
Poza farmami wiatrowymi zlokalizowanymi w Wyłącznej Strefie Ekonomicznej jest jeszcze jedna inwestycja, która ma już dwudziestoletnią historię. Jest nią mianowicie połączenie elektroenergetyczne ze Szwecją zwane SwePol Link. Pozwala ona importować oraz eksportować energię elektryczną pomiędzy Polską a Szwecją. Kolejną inwestycją tego rodzaju, która w najbliższych latach będzie realizowana w polskiej części Bałtyku jest połączenie elektroenergetycznee z Litwą, czyli HarmonyLink. Jest to inwestycja niezbędna z punktu widzenia desynchronizacji państw bałtyckich z postsowiecką siecią IPS/UPS BRELL i synchronizacją z systemem kontynentalnej Europy.
Polskie interesy na Bałtyku nie są wciąż zabezpieczone
Wydawać by się mogło, że przy takiej skali zależności od obszaru morskiego, państwo powinno dokładać wszelkich starań, aby jego interesy były odpowiednio zabezpieczone. Jest logiczne, że podstawą zabezpieczenia Bałtyku powinna być Marynarka Wojenna wyposażona w nowoczesny i efektywny sprzęt, że wraz ze wzrostem znaczenia inwestycji realizowanych na Bałtyku, zmieniającej się sytuacji międzynarodowej i agresywnej polityki Rosji, jednym z ważniejszych elementów będzie opracowanie dedykowanej strategii na rzecz bezpieczeństwa polskich obszarów Morza Bałtyckiego. Niestety tak nie jest.
Nie jest to zarzut do tej czy innej partii rządzącej. Trzeba jasno powiedzieć, że żadna siła polityczna będąca u władzy od 1989 roku nie traktowała Bałtyku jako obszaru, który warto chronić, a Marynarki Wojennej jako rodzaju sił zbrojnych, w który warto inwestować i unowocześniać. Marynarka jako jedyny rodzaj sił zbrojnych nie doczekała się swojego programu modernizacyjnego na wzór Rosomaka, Kraba czy Raka znanych z Wojsk Lądowych, czy np. F-16, F-35 znanych z Sił Powietrznych. Szansą był projekt budowy sześciu (bądź siedmiu, w zależności od czasu) korwet rakietowych proj. Gawron opracowywanych na niemieckiej licencji MEKO-100. Szybko okazało się jednak, że ambitny plan stał się symbolem nieudolności i braku ciągłości polskiej polityki, a z siedmiu korwet rakietowych ostał się jeden okręt patrolowy o znikomej wartości bojowej.
Stan Marynarki Wojennej jest, eufemistycznie mówiąc, fatalny. Większość okrętów, zwłaszcza bojowych, nie odpowiada współczesnym wymaganiom pola walki. Większość z nich już dawno powinna zostać spisana ze stanu floty, jednak wciąż się w niej znajdują. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że okręty te w dużej części są utrzymywane w linii po to, aby nie spadła ilość etatów marynarzy na nich służących. Doskonałym przykładem zastoju są dwie poamerykańskie fregaty rakietowe Oliver Hazard Perry ORP Gen. K. Pułaski i ORP Gen.T. Kościuszko, które trafiły na stan MW w latach 2000-2002 i miały być opcją pomostową do czasu wprowadzenia korwet rakietowych typu Gawron, czy pięć ponorweskich okrętów podwodnych typu Kobben, które dziś mają ponad 50 lat, a dwa z nich wciąż służą w dywizjonie okrętów podwodnych.
Szansą na utrzymanie zdolności Marynarki Wojennej do realizacji jej podstawowych zadań była perspektywa zakupu fregat rakietowych typu Adelaide, które stanowiły wyposażenie australijskiej MW. Byłby to kolejny zakup tzw. pomostowy, jednak australijskie fregaty prezentowały przyzwoity poziom techniczny i na pewno zmieniłyby sytuację w naszej części Bałtyku, zwłaszcza, że posiadały rozbudowany system obrony przeciwlotniczej. Niestety, w przeddzień podpisania stosownych umów zapadła decyzja o blokadzie tej transakcji.
Tak z resztą wygląda również cała Marynarka Wojenna, poza nielicznymi przykładami nowoczesności, jak Morska Jednostka Rakietowa, która działając na lądzie, z oczywistych względów nie jest w stanie wykonywać zadań na morzu. Sytuacja z roku na rok będzie coraz gorsza. Za kilka lat w wyniku wycofywania kolejnych okrętów, Marynarka Wojenna całkowicie utraci zdolności wykonywania działań nie tylko w czasie wojny, ale również w czasie kryzysu.
Tomasz Dmitruk, dziennikarz portalu DziennikZbrojny.pl, opracował graficznie dane na temat wieku okrętów będących na stanie polskiej floty. Poza jednostkowymi przypadkami, zdecydowana większość z nich zbliża się do kresu swoich dni.
Warto tutaj na chwilę się zatrzymać. Większość problemów Marynarki Wojennej wynika z dwóch przyczyn. Pierwsza to brak społecznej świadomości na temat potencjału, jaki daje nam Bałtyk. Pokutuje optyka międzywojennego położenia Polski, które było zgoła odmienne od dzisiejszej sytuacji. Nie będę się jednak rozwodził na ten temat, bo nie jestem historykiem. II RP posiadała granicę morską o długości 71 km (linia brzegowa z Półwyspem Helskim 147 km). Z każdej strony otoczona była wrogim wówczas państwem niemieckim. Mimo tak niewielkiego dostępu do morza, zajęcie tego fragmentu było dla Niemców istotne od pierwszych godzin wojny, bo pozwoliłoby wykluczyć potencjalne nadejście pomocy aliantów od strony Bałtyku. Również strategiczne zadania ówczesnej MW były inne od tych, z którymi w rzeczywistości miała się zmierzyć.
Drugim problemem jest brak zrozumienia, że dzisiaj „proces” przechodzenia od stanu pokoju do wojny jest bardzo „rozmydlony.” W razie powstania konfliktu, Marynarka Wojenna w głównej mierze oporowałaby w czasie pośrednim, czyli kryzysowym. To wtedy istotne jest zdecydowane i szybkie działanie, jeszcze bez używania siły fizycznej, rakiet, działek. Chodzi m.in o działanie odstraszające, czy projekcje siły którą powinna podejmować Marynarka Wojenna. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby za kilka lat jakikolwiek polski okręt był w stanie odpędzić z okolicy platformy wiertniczej Petorbaltic na polu B-8 eskadrę okrętów rosyjskiej Floty Bałtyckiej. Flota ta, w przeciwieństwie do polskiej Marynarki Wojennej, przechodzi gruntowną modernizację. I nie odpędzi dlatego, że za tą flotą stoi triada nuklearna tego państwa, ale dlatego, że nie będzie odpowiednich narzędzi aby tego dokonać.
Istnieje ryzyko, że bez podjęcia konkretnych działań, Polska znajdzie się w przyszłości w sytuacji analogicznej do tej, w której znalazła się Ukraina. Państwo to nie ma swobodnego dostępu do Morza Azowskiego (chociaż traktatowo współdzieli je z Rosją), a na Morzu Czarnym nie może dokonywać prac eksploracyjnych na terenie swojej strefy ekonomicznej. Dlaczego? Dlatego, że Rosja skutecznie utrudnia mu dostęp wysyłając na spotkanie statków badawczych własne okręty wojenne. Tak samo dzieje się, gdy platformy wiertnicze (nota bene przejęte podczas nielegalnej aneksji Krymu) zaczynają wydobywać ropę z ukraińskich pokładów węglowodorów. Ukraina nie posiada sił, które byłyby w stanie udzielić adekwatnej odpowiedzi i podjąć działanie.
Czy na Morzu Azowskim dochodzi do wojny? Nie. Czy giną ludzie? Nie. Wszystko dlatego, że nie musi dochodzić do rozlewu krwi, aby storna, która ma odpowiednie narzędzia, mogła wygrywać spory. Tak toczyła się cała Zimna Wojna, kiedy okręty nie strzelały do siebie, a …taranowały się, jak w przykładzie z nagrania z 1988 roku zamieszczonego poniżej.
Inny przykład jest z 2018 roku. Rosyjskie okręty staranowały wówczas ukraińskie okręty patrolowe próbujące przejść przez Cieśninę Kerczeńską w kierunku Morza Azowskiego.
Podsumowanie
Nie będę wchodził w dyskusje, jakie okręty powinna posiadać Marynarka Wojenna. Na ten temat powinni wypowiadać się eksperci mający głęboką wiedzę technologiczną oraz sami marynarze. Oczywistym jest jednak, że mając ograniczone środki finansowe, nie można ich przeznaczać na sprzęt, który nie spełni wszystkich stawianych przed nim zadań.
Oczywiste jest również, że nikt poważny nie mówi o tworzeniu armady składającej się z lotniskowców, krążowników czy nawet niszczycieli. Nie mamy zamiaru prowadzić dyplomacji oceanicznej, polityki zamorskiej, bo jako państwo nie mamy takiego potencjału. Warto jednak przyjrzeć się, w jakim kierunku podążają nasi partnerzy z basenu Morza Bałtyckiego: Szwedzi, Finowie czy Duńczycy.
Inwestycja w Marynarkę Wojenną to nie fanaberia. To jeden z fundamentów polskiej racji stanu także ze względu na perspektywy wzrostu korzyści ekonomicznych z eksploatacji Bałtyku. Dostęp do niego jest coraz bardziej istotny z punktu widzenia polskiej suwerenności energetycznej. Jednak bez odpowiedniego zabezpieczenia, ta droga niezależności może stanowić nasze przekleństwo. Żyjemy w trudnych czasach, w których dzieją się rzeczy, o których jeszcze dekadę lub dwie temu nikt by nie pomyślał. Mało kto na Ukrainie przewidywał 10 lat temu, że w drugiej dekadzie XXI wieku, wieku rewolucji technologicznej i informacyjnej, kraj ten stanie się teatrem nowych działań wojennych Rosji.
Społeczeństwo polskie powinno mieć świadomość korzyści płynących z morza o które trzeba dbać i chronić je. Warto pamiętać, że Polska nie jest państwem „z dostępem” do morza, jak w międzywojniu. Jesteśmy pełnoprawnym państwem morskim i nie powinniśmy odwracać się do Bałtyku plecami.
Makowski: Polskie resorty powinny współpracować na rzecz bezpieczeństwa morskiego