icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Wojtal: Taryfa ulgowa polityki klimatycznej dla Polski się kończy (ROZMOWA)

– Jeśli teraz nie wykorzystamy odpowiednio zwiększonej puli środków i nie podejmiemy decyzji o ścieżce dekarbonizacji, która jest nieunikniona, to później tych pieniędzy i ulg już nie będzie – ocenia ekspertka ds. polityki klimatyczno-energetycznej Lidia Wojtal* w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Jak zmiany demograficzne wpływają na klimat?

Lidia Wojtal: Szeroka dyskusja o tym, jak rozwój człowieka będzie wpływał na klimat zaczęła się już prawie 50 lat temu, od raportu Klubu Rzymskiego z 1972 roku o granicach wzrostu. Zakładał on, że niekontrolowany wzrost populacji doprowadzi do większej konsumpcji i ostatecznie wyczerpania się zasobów: żywności, surowców, w tym energetycznych itd.. Kolejne 20 lat zajęło uznanie na poziomie międzynarodowym, że działalność człowieka i zwiększenie emisji gazów cieplarnianych wynikających w głównej mierze ze spalania paliw kopalnych zagraża, w dłuższej perspektywie czasowej, szeroko rozumianemu bezpieczeństwu ludzkości. Tymi badaniami zajął się specjalnie do tego powołany Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC).

To, co obecnie podnoszone jest w dyskusjach naukowych, to to, że przy obecnych trendach rozwojowych dalszy wzrost populacji ludzkiej będzie skutkował zwiększoną konsumpcją zasobów i zwiększoną emisją. Obecnie wiemy już, że to zwiększenie emisji doprowadzi do katastrofy klimatycznej, a wraz z nią humanitarnej i gospodarczej. Należy więc sobie odpowiedzieć na pytanie o to, jak i czy w ogóle wykorzystywać te zasoby, zwłaszcza paliwa kopalne. To temat dyskusji nie tylko w odniesieniu nie tylko do polityki klimatycznej, ale szerzej, polityki zrównoważonego rozwoju, której klimat jest integralną częścią. Taki przyjęty przez wszystkie państwa globalny plan dla zrównoważonego rozwoju sięga 2030 roku i zawiera się w 17 celach (SDGs). Jest tam klimat, ale i m.in. eliminacja ubóstwa, zdrowie, równość płci, walka z głodem i niedoborem wody, dostęp do czystej energii, godnego zatrudnienia, edukacji i opieki zdrowotnej. Te wszystkie elementy należy ze sobą zbilansować globalnie w taki sposób, by można było mówić o rozwoju, a nie zwoju ludzkości. Porozumienie paryskie wyraźnie mówi o osiąganiu neutralności klimatycznej zgodnie z zasadą sprawiedliwości i w kontekście zrównoważonego rozwoju i wysiłków mających na celu likwidację ubóstwa. Te zależności pomiędzy wzrostem populacji i klimatem więc istnieją, choć nie są łopatologiczne, a już na pewno nie chodzi o to, by wyludniać Ziemię w celu ochrony klimatu.

W Polsce pojawiają się głosy o tym, że powinniśmy zużywać jak najwięcej? Czy takie podejście może zwyciężyć?

W skrócie: nie może. Polska w 1992 roku, kiedy to przyjmowana była Konwencja klimatyczna była na granicy dwóch grup, czyli państw rozwiniętych jak Europa Zachodnia i rozwijających się. Mieliśmy status gospodarki w okresie transformacji. Dzięki temu uzyskaliśmy wiele znacznych korzyści, jak inny rok bazowy w Protokole z Kioto przyjętym w 1997 roku, co przełożyło się na znaczne środki ze sprzedaży jednostek redukcyjnych, które Polska zainwestowała w zielone projekty. Na poziomie UE uzyskaliśmy np. derogacje w EU ETS, czy dostęp do Funduszu Modernizacji. To, że nie jesteśmy jeszcze traktowani jako kraj w pełni rozwinięty widać także w środkach strukturalnych Unii Europejskiej, a w szczególności w polityce spójności, a ostatnio także w Funduszu Odbudowy. Tych ustępstw czy zwiększonych środków nie dostajemy tylko dlatego, że mamy ciekawe pomysły, ale dlatego, że – jak sami podkreślamy – nadal, jako państwo biedniejsze, potrzebujemy wsparcia.

To jest jednak europocentryczny punkt widzenia. Warto spojrzeć na poziom rozwoju wielu państw trzeciego świata, które mają o wiele więcej do nadrobienia. Oczywiście Chiny obecnie przodują w emisjach i nadal je zwiększają, ale zaczęły to robić dopiero po 2000 roku, czyli długo po tym jak zmiany klimatu zostały zdiagnozowane jako zagrożenie dla ludzkości. Za stworzenie tego zagrożenia odpowiadają prawnomiędzynarodowo państwa rozwinięte, w tym, zgodnie z Konwencją klimatyczną, także Polska. Z kolei poziom emisji na głowę w Indiach, trzeciego co do wielkości emitenta, jest kilkukrotnie mniejszy niż w UE, nawet w Polsce. O tym, że poziom życia większości obywateli tego kraju jest bardzo niski nie pamiętamy oczekując od nich większych ambicji. Z jednej strony więc trudno odmówić im prawa do poprawy swojego bytu, a z drugiej, przy obecnych wzorcach konsumpcyjnych, poniesienie poziomu życia każdego obywatela do poziomu zbliżonego UE skutkowałoby gwałtownym wzrostem emisji gazów cieplarnianych. Dylemat jest ogromny. Niech więc nie dziwi nas to, że także polskie emisje związane z energochłonnym rozwojem muszą być ograniczane przez mechanizmy międzynarodowej i unijnej polityki klimatycznej. Przez ostatnie 30 lat przeszliśmy długą i wyboistą drogę rozwoju gospodarczego, ale dzięki temu obecnie jesteśmy w dobrej sytuacji, by zastanowić się teraz nad tym jak rozwijać się dalej w sposób przemyślany i zrównoważony środowiskowo.

Jaka jest odpowiedź?

Każdy rząd szuka swoich odpowiedzi. Indie priorytetyzują eliminację ubóstwa, ale w ramach tego chcą także zapewnić powszechny dostęp do energii elektrycznej. Całe szczęście, że ze względu na znaczny spadek cen, OZE zaczynają coraz skuteczniej konkurować z paliwami kopalnymi, a to oznacza mniej emisyjny rozwój. Z kolei Polska zdecydowała się na wstąpienie do UE akceptując tym samym zasady dotyczące ścieżki rozwoju spójnego z ochroną klimatu. Podkreślam, dalej możemy liczyć na taryfę ulgową, ale to jest ten moment by pogodzić się z warunkiem szusowania do standardu oznaczającego ograniczanie emisji CO2 przy planowaniu rozwoju. Dlatego też unijny budżet będzie wspierał polskie aspiracje by dogonić Zachód, ale tylko pod warunkiem, że równocześnie określona zostanie ścieżka redukcji emisji.

Jak wprowadzić takie samoograniczenie w kraju?

Należałoby się otwarcie przyznać, że cel neutralności klimatycznej do 2050 roku dla Polski jest nieunikniony, bo jesteśmy w Unii Europejskiej. To oczywista oczywistość, do której nadal publicznie nie doszliśmy. Nie możemy w nieskończoność liczyć na wyjątki, uznając się za państwo, które wciąż jest biedne i takie jeszcze długo pozostanie. Oznaczałoby to przecież, że pomoc ze środków strukturalnych nie ma większego sensu. Musimy także otwarcie porozmawiać o zmianie miksu energetycznego, wybrać priorytety, stworzyć stosowną legislację i konsekwentnie ją realizować dając tym samym pewność kierunku zarówno inwestorom, jak i społeczeństwu, które jest coraz bardziej otwarte na ochronę klimatu. Mowa tu także o opracowaniu i przyjęciu wszystkich dokumentów strategicznych dla sektora energetycznego, który ma tu kluczową rolę do odegrania. BiznesAlert.pl proponował kiedyś rozmowę na ten temat przy okrągłym stole, co wydaje się być dobrym kierunkiem działań. Potrzeba nam poważnego i otwartego dialogu o transformacji Polski z przedstawicielami wszystkich najważniejszych środowisk.

Przecież mamy tony strategii, ale czy będą wdrożone?

To pytanie do rządu (śmiech) – tego i wszystkich przyszłych. Cele zawarte w ostatnim takim dokumencie dotyczącym energii i klimatu do 2030 roku, przekazanym przez Polskę do Brukseli (KPEiK) nie są spójne z unijną polityką klimatyczną. Nadal nie widać także wymaganego przez UE planu do 2050 roku, a w doniesieniach medialnych słyszymy, że polityka energetyczna do 2040 roku ma szansę ukazać się przed końcem tego roku. Panta rhei.

Moim zdaniem nie mamy także prawie w ogóle pola manewru w negocjacjach budżetowych. Ostateczne przyznanie nam środków, o które się ubiegamy, jest możliwe tylko poprzez przyjęcie i realizację celów m.in. klimatycznych na poziomie krajowym. Każda transza finansowania będzie powiązana z realizacją celów polityki klimatycznej w ten czy inny sposób. Jako czwarty największy beneficjent środków Funduszu Odbudowy i pierwszy w polityce spójności oraz Funduszu Sprawiedliwej Transformacji nie mamy silnej pozycji negocjacyjnej, bo to przede wszystkim nam zależy na uzyskaniu tego wsparcia, a zupełnie nie zapowiada się, by mogło ono być zwiększone. Oczywiście, Polska mogłaby tworzyć różne koalicje na rzecz określonych rozwiązań, np. dotyczących środków własnych UE, ale będzie to trudne, bo poza krajami mało spójnej obecnie Grupy Wyszehradzkiej, nie widać dużych zdolności koalicyjnych w sprawie budżetu.

Jeszcze raz podkreślam, że najbliższy wieloletni budżet UE to jest ostatni okres, w którym jesteśmy traktowani jako podmiot zasługujący na szczególną pomoc. Czas nam się kończy, w kolejce są też kolejne kraje aspirujące do UE. Jeśli teraz nie wykorzystamy odpowiednio zwiększonej puli środków i nie podejmiemy konkretnych decyzji o ścieżce dekarbonizacji, która tak czy inaczej jest nieunikniona, to później tych pieniędzy i ulg już nie będzie.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

 

* Ekspertka z 14-letnim doświadczeniem w unijnych i globalnych negocjacjach klimatycznych. Negocjatorka w ramach polskiej delegacji na szczyty klimatyczne w latach 2007-2017. Członkini zespołów polskiej Prezydencji szczytów klimatycznych COP14 (Poznań) i COP19 (Warszawa). W 2015 roku przewodniczyła organowi ds. doradztwa naukowego i technologicznego (SBSTA) pod Konwencją Klimatyczną UNFCCC. Jako główna specjalistka w MSZ RP odgrywała wiodącą rolę w analizowaniu i rozwoju polskiej, europejskiej i globalnej polityki klimatycznej, a w 2011 roku negocjowała w imieniu Polski i UE na forum II Komitetu ONZ w Nowym Jorku. Wcześniej w KASHUE/KOBIZE zajmowała się wdrażaniem w Polsce europejskiego i międzynarodowego systemu handlu emisjami.

– Jeśli teraz nie wykorzystamy odpowiednio zwiększonej puli środków i nie podejmiemy decyzji o ścieżce dekarbonizacji, która jest nieunikniona, to później tych pieniędzy i ulg już nie będzie – ocenia ekspertka ds. polityki klimatyczno-energetycznej Lidia Wojtal* w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Jak zmiany demograficzne wpływają na klimat?

Lidia Wojtal: Szeroka dyskusja o tym, jak rozwój człowieka będzie wpływał na klimat zaczęła się już prawie 50 lat temu, od raportu Klubu Rzymskiego z 1972 roku o granicach wzrostu. Zakładał on, że niekontrolowany wzrost populacji doprowadzi do większej konsumpcji i ostatecznie wyczerpania się zasobów: żywności, surowców, w tym energetycznych itd.. Kolejne 20 lat zajęło uznanie na poziomie międzynarodowym, że działalność człowieka i zwiększenie emisji gazów cieplarnianych wynikających w głównej mierze ze spalania paliw kopalnych zagraża, w dłuższej perspektywie czasowej, szeroko rozumianemu bezpieczeństwu ludzkości. Tymi badaniami zajął się specjalnie do tego powołany Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC).

To, co obecnie podnoszone jest w dyskusjach naukowych, to to, że przy obecnych trendach rozwojowych dalszy wzrost populacji ludzkiej będzie skutkował zwiększoną konsumpcją zasobów i zwiększoną emisją. Obecnie wiemy już, że to zwiększenie emisji doprowadzi do katastrofy klimatycznej, a wraz z nią humanitarnej i gospodarczej. Należy więc sobie odpowiedzieć na pytanie o to, jak i czy w ogóle wykorzystywać te zasoby, zwłaszcza paliwa kopalne. To temat dyskusji nie tylko w odniesieniu nie tylko do polityki klimatycznej, ale szerzej, polityki zrównoważonego rozwoju, której klimat jest integralną częścią. Taki przyjęty przez wszystkie państwa globalny plan dla zrównoważonego rozwoju sięga 2030 roku i zawiera się w 17 celach (SDGs). Jest tam klimat, ale i m.in. eliminacja ubóstwa, zdrowie, równość płci, walka z głodem i niedoborem wody, dostęp do czystej energii, godnego zatrudnienia, edukacji i opieki zdrowotnej. Te wszystkie elementy należy ze sobą zbilansować globalnie w taki sposób, by można było mówić o rozwoju, a nie zwoju ludzkości. Porozumienie paryskie wyraźnie mówi o osiąganiu neutralności klimatycznej zgodnie z zasadą sprawiedliwości i w kontekście zrównoważonego rozwoju i wysiłków mających na celu likwidację ubóstwa. Te zależności pomiędzy wzrostem populacji i klimatem więc istnieją, choć nie są łopatologiczne, a już na pewno nie chodzi o to, by wyludniać Ziemię w celu ochrony klimatu.

W Polsce pojawiają się głosy o tym, że powinniśmy zużywać jak najwięcej? Czy takie podejście może zwyciężyć?

W skrócie: nie może. Polska w 1992 roku, kiedy to przyjmowana była Konwencja klimatyczna była na granicy dwóch grup, czyli państw rozwiniętych jak Europa Zachodnia i rozwijających się. Mieliśmy status gospodarki w okresie transformacji. Dzięki temu uzyskaliśmy wiele znacznych korzyści, jak inny rok bazowy w Protokole z Kioto przyjętym w 1997 roku, co przełożyło się na znaczne środki ze sprzedaży jednostek redukcyjnych, które Polska zainwestowała w zielone projekty. Na poziomie UE uzyskaliśmy np. derogacje w EU ETS, czy dostęp do Funduszu Modernizacji. To, że nie jesteśmy jeszcze traktowani jako kraj w pełni rozwinięty widać także w środkach strukturalnych Unii Europejskiej, a w szczególności w polityce spójności, a ostatnio także w Funduszu Odbudowy. Tych ustępstw czy zwiększonych środków nie dostajemy tylko dlatego, że mamy ciekawe pomysły, ale dlatego, że – jak sami podkreślamy – nadal, jako państwo biedniejsze, potrzebujemy wsparcia.

To jest jednak europocentryczny punkt widzenia. Warto spojrzeć na poziom rozwoju wielu państw trzeciego świata, które mają o wiele więcej do nadrobienia. Oczywiście Chiny obecnie przodują w emisjach i nadal je zwiększają, ale zaczęły to robić dopiero po 2000 roku, czyli długo po tym jak zmiany klimatu zostały zdiagnozowane jako zagrożenie dla ludzkości. Za stworzenie tego zagrożenia odpowiadają prawnomiędzynarodowo państwa rozwinięte, w tym, zgodnie z Konwencją klimatyczną, także Polska. Z kolei poziom emisji na głowę w Indiach, trzeciego co do wielkości emitenta, jest kilkukrotnie mniejszy niż w UE, nawet w Polsce. O tym, że poziom życia większości obywateli tego kraju jest bardzo niski nie pamiętamy oczekując od nich większych ambicji. Z jednej strony więc trudno odmówić im prawa do poprawy swojego bytu, a z drugiej, przy obecnych wzorcach konsumpcyjnych, poniesienie poziomu życia każdego obywatela do poziomu zbliżonego UE skutkowałoby gwałtownym wzrostem emisji gazów cieplarnianych. Dylemat jest ogromny. Niech więc nie dziwi nas to, że także polskie emisje związane z energochłonnym rozwojem muszą być ograniczane przez mechanizmy międzynarodowej i unijnej polityki klimatycznej. Przez ostatnie 30 lat przeszliśmy długą i wyboistą drogę rozwoju gospodarczego, ale dzięki temu obecnie jesteśmy w dobrej sytuacji, by zastanowić się teraz nad tym jak rozwijać się dalej w sposób przemyślany i zrównoważony środowiskowo.

Jaka jest odpowiedź?

Każdy rząd szuka swoich odpowiedzi. Indie priorytetyzują eliminację ubóstwa, ale w ramach tego chcą także zapewnić powszechny dostęp do energii elektrycznej. Całe szczęście, że ze względu na znaczny spadek cen, OZE zaczynają coraz skuteczniej konkurować z paliwami kopalnymi, a to oznacza mniej emisyjny rozwój. Z kolei Polska zdecydowała się na wstąpienie do UE akceptując tym samym zasady dotyczące ścieżki rozwoju spójnego z ochroną klimatu. Podkreślam, dalej możemy liczyć na taryfę ulgową, ale to jest ten moment by pogodzić się z warunkiem szusowania do standardu oznaczającego ograniczanie emisji CO2 przy planowaniu rozwoju. Dlatego też unijny budżet będzie wspierał polskie aspiracje by dogonić Zachód, ale tylko pod warunkiem, że równocześnie określona zostanie ścieżka redukcji emisji.

Jak wprowadzić takie samoograniczenie w kraju?

Należałoby się otwarcie przyznać, że cel neutralności klimatycznej do 2050 roku dla Polski jest nieunikniony, bo jesteśmy w Unii Europejskiej. To oczywista oczywistość, do której nadal publicznie nie doszliśmy. Nie możemy w nieskończoność liczyć na wyjątki, uznając się za państwo, które wciąż jest biedne i takie jeszcze długo pozostanie. Oznaczałoby to przecież, że pomoc ze środków strukturalnych nie ma większego sensu. Musimy także otwarcie porozmawiać o zmianie miksu energetycznego, wybrać priorytety, stworzyć stosowną legislację i konsekwentnie ją realizować dając tym samym pewność kierunku zarówno inwestorom, jak i społeczeństwu, które jest coraz bardziej otwarte na ochronę klimatu. Mowa tu także o opracowaniu i przyjęciu wszystkich dokumentów strategicznych dla sektora energetycznego, który ma tu kluczową rolę do odegrania. BiznesAlert.pl proponował kiedyś rozmowę na ten temat przy okrągłym stole, co wydaje się być dobrym kierunkiem działań. Potrzeba nam poważnego i otwartego dialogu o transformacji Polski z przedstawicielami wszystkich najważniejszych środowisk.

Przecież mamy tony strategii, ale czy będą wdrożone?

To pytanie do rządu (śmiech) – tego i wszystkich przyszłych. Cele zawarte w ostatnim takim dokumencie dotyczącym energii i klimatu do 2030 roku, przekazanym przez Polskę do Brukseli (KPEiK) nie są spójne z unijną polityką klimatyczną. Nadal nie widać także wymaganego przez UE planu do 2050 roku, a w doniesieniach medialnych słyszymy, że polityka energetyczna do 2040 roku ma szansę ukazać się przed końcem tego roku. Panta rhei.

Moim zdaniem nie mamy także prawie w ogóle pola manewru w negocjacjach budżetowych. Ostateczne przyznanie nam środków, o które się ubiegamy, jest możliwe tylko poprzez przyjęcie i realizację celów m.in. klimatycznych na poziomie krajowym. Każda transza finansowania będzie powiązana z realizacją celów polityki klimatycznej w ten czy inny sposób. Jako czwarty największy beneficjent środków Funduszu Odbudowy i pierwszy w polityce spójności oraz Funduszu Sprawiedliwej Transformacji nie mamy silnej pozycji negocjacyjnej, bo to przede wszystkim nam zależy na uzyskaniu tego wsparcia, a zupełnie nie zapowiada się, by mogło ono być zwiększone. Oczywiście, Polska mogłaby tworzyć różne koalicje na rzecz określonych rozwiązań, np. dotyczących środków własnych UE, ale będzie to trudne, bo poza krajami mało spójnej obecnie Grupy Wyszehradzkiej, nie widać dużych zdolności koalicyjnych w sprawie budżetu.

Jeszcze raz podkreślam, że najbliższy wieloletni budżet UE to jest ostatni okres, w którym jesteśmy traktowani jako podmiot zasługujący na szczególną pomoc. Czas nam się kończy, w kolejce są też kolejne kraje aspirujące do UE. Jeśli teraz nie wykorzystamy odpowiednio zwiększonej puli środków i nie podejmiemy konkretnych decyzji o ścieżce dekarbonizacji, która tak czy inaczej jest nieunikniona, to później tych pieniędzy i ulg już nie będzie.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

 

* Ekspertka z 14-letnim doświadczeniem w unijnych i globalnych negocjacjach klimatycznych. Negocjatorka w ramach polskiej delegacji na szczyty klimatyczne w latach 2007-2017. Członkini zespołów polskiej Prezydencji szczytów klimatycznych COP14 (Poznań) i COP19 (Warszawa). W 2015 roku przewodniczyła organowi ds. doradztwa naukowego i technologicznego (SBSTA) pod Konwencją Klimatyczną UNFCCC. Jako główna specjalistka w MSZ RP odgrywała wiodącą rolę w analizowaniu i rozwoju polskiej, europejskiej i globalnej polityki klimatycznej, a w 2011 roku negocjowała w imieniu Polski i UE na forum II Komitetu ONZ w Nowym Jorku. Wcześniej w KASHUE/KOBIZE zajmowała się wdrażaniem w Polsce europejskiego i międzynarodowego systemu handlu emisjami.

Najnowsze artykuły