Miniony tydzień zakończył się wyraźną zniżką notowań ropy naftowej. Cena amerykańskiej ropy gatunku WTI zeszła poniżej bariery 70 USD za baryłkę i dzisiaj rano nadal utrzymuje się w rejonie piątkowego zamknięcia. Z kolei notowania ropy Brent w czwartek i piątek delikatnie wzrosły, jednak nie na tyle, aby zniwelować gwałtowną środową zniżkę. W rezultacie, cena tego typu ropy znajduje się poniżej poziomu 75 USD za baryłkę – pisze Dorota Sierakowska, analityczka DM BOŚ
Wsparciem dla cen europejskiej ropy Brent, w porównaniu z amerykańskim odpowiednikiem, jest sytuacja w norweskim przemyśle naftowym. Po ubiegłotygodniowym fiasku rozmów dotyczących płac, niemal 700 pracowników platform wiertniczych rozpoczęło w miniony wtorek strajk, którego wynikiem było wstrzymanie prac na polu naftowym Knarr, należącym do koncernu Shell. Ze względu na brak porozumienia, dzisiaj do strajku ma dołączyć grupa kolejnych 900 pracowników sektora.
Na razie strajk w Norwegii nie wpływa znacząco na produkcję w skali globalnej, ponieważ zakres wstrzymanych prac wydobywczych jest niewielki i wciąż krótkotrwały. Dopiero dalsze rozszerzanie się konfliktu i przedłużenie jego trwania może mieć wyraźne przełożenie na podaż ropy naftowej w Europie, co przełożyłoby się wyraźniej na ceny surowca. Póki co reakcja inwestorów jest umiarkowana.
Sytuacja w Norwegii pozostaje w cieniu innych czynników cenotwórczych, w tym przede wszystkim oczekiwań wzrostu globalnej produkcji tego surowca, za co mają odpowiadać w najbliższych miesiącach najwięksi producenci ropy naftowej: Rosja, Arabia Saudyjska oraz Stany Zjednoczone. W miniony piątek zamiary te potwierdził minister energii w Rosji, Aleksander Nowak, który zapowiedział dalsze zwiększanie wydobycia ropy naftowej przez kluczowych globalnych producentów, jeśli tylko pojawi się jakiekolwiek zagrożenie niedostatecznej podaży. Dla inwestorów oznacza to deklarację, że ropy na świecie nie powinno zabraknąć, więc nie ma obecnie uzasadnienia dla istotnych wzrostów jej cen.