Dla Danii prawdziwym „dobrem narodowym” jest nie tyle wiatr, co raczej energetyka wiatrowa, ponieważ 4 procent eksportu Danii to gigantyczne wiatraki. Koncern Vestas to drugi producent wiatraków na świecie.
Jak pisaliśmy niedawno, w obronie duńskich wiatraków wpadł do Warszawy premier duński. Główny producent, koncern Vestas widział w Polsce bowiem ważny rynek zbytu dla swoich produktów, jednak miały być one instalowane tak blisko domów ludzi, że ustawa odległościowa zagraża realizacji tych planów koncernu.
Relacje między producentami wiatraków a rządem Danii są od lat niezwykle bliskie. Wystarczyło jedno pismo ówczesnego dyrektora generalnego Vestas, Ditleva Engela, w 2011 r., by minister środowiska porzuciła wszelkie pomysły, by modyfikować przepisy regulujące poziom dopuszczalnego hałasu emitowanego przez wiatraki, czy nawet podejmować w tej sprawie jakieś badania naukowe. Pan Engel wyraźnie wskazał, że miałoby to negatywny wpływ na interesy duńskich producentów wiatraków w kraju i na świecie. Urzędnicy, którzy postulowali potrzebę takich zmian, powołując się skargi ludności, też gdzieś nagle przepadli.
Duńskie media nie mają generalnie zwyczaju zamieszczać wiadomości, które przedstawiają turbiny wiatrowe w krytycznym świetle.
Dlatego sporą sensację stanowią dwa artykuły, które zamieścił ostatnio największy dziennik duński.
Gazeta Jyllands Poste opublikowała 26.04.2016 r. artykuł redakcyjny pt. Dotowany wiatr http://jyllands-posten.dk/protected/debat/leder/ECE8609420/vind-paa-stoetten Przedstawiamy treść artykułu w naszym tłumaczeniu:
Począwszy od chwili, kiedy pierwsze, niewielkie turbiny wiatrowe zaczęły dostarczać prąd do duńskiej sieci energetycznej, Duńczykom wmawia się ciągle, że branża wiatrowa będzie potrzebować wsparcia finansowego jeszcze tylko przez kilka lat, a następnie turbiny wiatrowe, przy zastosowaniu normalnych zasad amortyzacji, będą w stanie konkurować jak równy z równym z innymi formami produkcji energii elektrycznej. Od początku tzw. „przygody z wiatrakami” upłynęło już czterdzieści lat, a duńscy konsumenci płacą dzisiaj więcej niż kiedykolwiek na bezpośrednie i pośrednie dotacje do turbin wiatrowych. A to nie wszystko: według urzędu statystycznego Eurostat, duńscy konsumenci płacą za elektryczność zdecydowanie najwyższą cenę w Europie: 2.28 DKK za kWh w porównaniu do przeciętnej ceny w UE, która wynosi 1.55 DKK (DKK oznacza koronę duńską, która kosztuje ok. 0,50 złotego).
Ta realna rzeczywistość skłoniła ministra ds. klimatu i energetyki Larsa Christiana Lilleholta do stwierdzenia, że koszty tzw. „zielonej transformacji” wymknęły się spod kontroli. Dotyczy to w szczególności wsparcia dla proponowanych, bardzo dyskusyjnych przybrzeżnych farm wiatrowych. Przekonanie rządu, że zamiast tych inwestycji konieczne będzie zainstalowanie jeszcze większej liczby lądowych turbin wiatrowych, nie zmniejsza wcale problemów, głównie z powodu destrukcyjnego oddziaływania hałasu niskiej częstotliwości [z turbin wiatrowych].
Propozycje rządu wynikają z nowych obliczeń, które wskazują, że dotacje publiczne, opłacane przez konsumentów elektryczności za pośrednictwem tzw. podatku PSO, wzrosną w zawrotnym tempie w przypadku realizacji planów przewidujących instalację dużej liczby mierzących do 200 metrów wysokości turbin wiatrowych na morskich obszarach przybrzeżnych.
W chwili obecnej konsumenci duńscy płacą z tytuły podatki PSO 25 øre / kWh. Jest to więcej niż cena energii elektrycznej na rynku transakcji natychmiastowych (18 øre w zeszły poniedziałek). Oprócz podatku PSO, konsumenci obciążani są państwową opłatą za elektryczność w wysokości 89 øre/kWh plus 25% VAT .
Zgodnie z informacją ministerstwa ds. klimatu i energetyki, w okresie 2012 – 2020 wydatki duńskich konsumentów z tytułu podatku PSO mogą sięgnąć nawet 65 miliardów Dkr. (tzn. ok. 32,5 miliarda złotych; ludność Danii jest siedem razy mniej liczna niż ludność Polski, stąd w przeliczeniu na realia polskie odpowiada to kwocie 227,5 miliarda złotych, co z kolei odpowiada nieco mniej niż połowie rocznego produktu krajowego brutto Polski.)
Od chwili wystąpienia ministra ds. klimatu i energetyki posypała się na niego krytyka, w której znalazły się kłamstwa na temat konkurencyjności rynkowej odnawialnych źródeł energii.
Dyrektor duńskiego stowarzyszenia energetyki wiatrowej Jan Hylleberg stwierdził ostro, że „działania ministra w tej sprawie są bezprecedensowe” i że „głęboko wstrząsną sektorem energetycznym”, jeżeli większość parlamentarna obetnie wsparcie lub zdecyduje się porzucić budowę przybrzeżnych farm wiatrowych.
Ktoś mógłby powiedzieć, że rząd zdecydował się pociągnąć za hamulec bezpieczeństwa już na bardzo zaawansowanym etapie tego procesu. Niemniej jednak fakt, że wreszcie duńscy konsumenci energii i sąsiedzi turbin wiatrowych usłyszeli, chociaż raz, nie tylko głos duńskiej branży wiatrakowej i jej odpornych na argumenty klakierów, jest doświadczeniem niezwykle wyzwalającym.
„Zielona transformacja” stała się wyraźnie perpetuum mobile, maszyną napędzaną w nieskończoność przez wydatkowane rok po roku miliardy duńskich koron. Parlament powinien znieść państwowy podatek od energii elektrycznej.
Jest oczywiste, że nie można bez końca karmić ludzi kłamstwem, że turbiny wiatrowe będą mogły konkurować na równych zasadach z innymi formami produkcji energii, skoro rzeczywistość jest taka, że energetyka wiatrowa, tak jak przez pierwsze 40 lat swojego rozwoju, będzie wymagać na wieczność bezpośrednich i pośrednich subsydiów idących w miliardy.
Drugi artykuł w tym samym dzienniku to analiza finansowa wyżej opisanej sytuacji autorstwa Michaela Stenveja pt. „Wściekłość branży wiatrakowej” (25.04.2016) http://finans.dk/protected/finans/erhverv/ECE8607698/spareivrig-energiminist
Zachęcamy polskie media, w szczególności media branżowe, do przedstawienia tych artykułów polskiemu czytelnikowi. Ostatnio mamy do czynienia z zalewem propagandowej mitologii branży wiatrakowej także na temat rozwoju tej gałęzi energetyki w Europie Zachodniej. Karmiona sloganami i półprawdami opinia publiczna nie jest w stanie zająć racjonalnego stanowiska w kwestii przyszłej roli energetyki wiatrowej w polskim systemie energetycznym.
Oczywiste dla nas pytanie brzmi: jeśli rozwój „potencjału energetyki wiatrowej” w ojczyźnie nowoczesnej turbiny wiatrowej, czyli Danii, przynosi takie efekty, to czy podobna „przygoda z wiatrakami” w Polsce ma sens?
Źródło: StopWiatrakom.eu