Węgrzy i Słoweńcy chcą rozbudować sieć przesyłową między swoimi krajami. Dla Słowenii to wzmocnienie dywersyfikacji gazowej, dla Węgrów także, ale nie tylko. Węgrzy sygnalizują, że zamiast LNG z Chorwacji, z którą spierają się m.in. o zarządzanie firmą naftową INA, sprowadzą LNG z Włoch za pośrednictwem Słowenii. Historia sporu jest tak długa, jak tradycja bojów między Chorwatami i Węgrami w piłce wodnej. Ostatni mecz o finał Mistrzostw Świata w 2017 roku rozgrywany w Budapeszcie, okrzyknięty był meczem dekady. Chorwaci pokonali Węgrów 8 do 6. Czy powezmą oni rewanż i zamiast sprowadzać LNG z Chorwacji ściągną je z Włoch? – pyta redaktor portalu BiznesAlert.pl, Bartłomiej Sawicki.
Jest decyzja inwestycyjna o terminalu LNG
Ostateczna decyzja inwestycyjna o budowie pływającego terminalu LNG na chorwackiej wyspie Krk została podjęta 31 stycznia 2019 roku. Ten obiekt ma stanąć na drugim końcu Korytarza Północ-Południe wspieranego przez Komisję Europejską. Na pierwszym, północnym krańcu działa już terminal LNG w Świnoujściu.
Decyzja o budiwe na Krk została przyjęta na podstawie wyników obowiązującej procedury Open Season, która określa przyszłe przychody projektu, prognozę nakładów inwestycyjnych w związku z prowadzonymi postępowaniami dotyczącymi zamówienia na statki FSRU, prace przygotowawcze (budowa pomostu z urządzeniami pomocniczymi i gazociągiem wysokiego ciśnienia dla terminalu LNG) oraz prognozy wymaganej inwestycji przez akcjonariuszy LNG Hrvatska. Proces zamówień statku FSRU został przeprowadzony w listopadzie 2018 roku, podczas którego oferta norweskiej firmy Golar została oceniona jako najbardziej korzystna, oferując nową jednostkę na bazie istniejącego metanowca na statek FSRU o wartości 159,6 mln euro. Węgiersko – słoweńskie starania w UE
W tym samym czasie Węgry i Słowenia złożyły wspólny wniosek do Unii Europejskiej, aby sfinansować rozbudowę gazowej sieci przesyłowej, w tym połączenia gazowego między obydwoma krajami. Chorwacka prasa, cytując węgierską agencję prasową MTI, podkreśla, że to pomoże Węgrom importować LNG z Włoch. Tak też miał powiedzieć węgierski minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó. Podkreślił on jednocześnie, że dywersyfikacja dostaw gazu jest kluczowa dla jego kraju.
LNG dla Węgier? Tak, ale z Włoch
Szijjártó argumentował tę decyzję brakiem pewności, co do budowy terminalu LNG w Chorwacji. Jego zdaniem, cena rezerwacji jego przepustowości jest znacznie wyższa od tej rynkowej. Po drugie pojawia się niepewność związana z brakiem wskazania terminu, od kiedy będzie możliwy przesył dodatkowego gazu z Rumunii, gdzie prace wydobywcze na Morzu Czarnym prowadzą Amerykanie i Austriacy. – Węgry poszukują więc nowych źródeł dostaw gazu – powiedział. Jednym z nich według ministra, jest import LNG przez włoski gazoport, przy granicy ze Słowenią w Rovigo lub z planowanego terminalu w Trieście.
Chorwaci synchronizują rezerwacje mocy terminala LNG z połączeniem na Węgry
Jednak minister dodał, że infrastruktura, która pozwoliłaby Węgrom na bezpośredni zakup LNG z Włoch, jeszcze nie istnieje. Dlatego podpisały one porozumienie ze Słowenią, wyjaśnił, wskazując, że połączenie sieci gazowych między dwoma krajami umożliwi jego krajowi import gazu z Włoch. Ponadto Szijjártó powiedział, że trwają rozmowy dotyczące wymaganych połączeń międzysystemowych, pozwalających na połączenie sieci gazowych między dwoma państwami. – Decyzja Rady Europejskiej w tej sprawie spodziewana jest wiosną, dodał, cytowany przez chorwacki dziennik Jutarnji List.
Węgry i Chorwacja zwrócą się do KE ws. taryf na dostawy gazu
Słowa o braku ceny rynkowej budzą wątpliwości, co do wspólnego wniosku Budapesztu i Zagrzebia w sprawie ustalenia taryf na dostawy gazu z terminalu LNG, budowanego na chorwackiej wyspie Krk, który trafił do Komisji Europejskiej. Wskazują one bowiem, że rozmowy dotyczące instalacji, z jesieni 2018 roku zakończyły się fiaskiem. Węgry mogłyby przyjmować 1,7 mld m sześciennych gazu rocznie z tego terminalu. Pod koniec roku ma być już gotowa infrastruktura umożliwiająca przesył gazu z Chorwacji na Węgry. W połowie zeszłego roku przeprowadzano procedurę rezerwacji przepustowości na to chorwacko – węgierskie połączenie. Nie wiadomo jednak wiele o jej efektach. Mająca powstać tłocznia, umożliwi przepływ gazu ziemnego w obu kierunkach do interkonektora gazowego, który już istnieje między Chorwacją, a Węgrami, w kierunku Donji Miholjac – Dravaszerdahely.
Gra o terminal czy zemsta?
Wątpliwości co do budowy terminalu LNG na wyspie Krk, o czym mówił Szijjártó, a także potwierdza je fakt, że rosyjski gaz wkrótce dotrze na Węgry poprzez Turkish Stream, pozwala na interpretację węgierskiej taktyki, jako dążenia Budapesztu do stania się właścicielem terminala LNG. Jednak osiągnięcie tego celu wydaje się mało prawdopodobne. Chorwacja zdecydowała się sfinansować terminal sama, choć zapowiada, że będzie z Węgrami rozmawiać o wspólnej jego budowie, w przeciągu najbliższych kilku miesięcy – czytamy w prasie chorwackiej. Jest jednak jeszcze jedno, prostsze – jak podaje chorwacka gazeta, wyjaśnienie tej decyzji – jest to próba zemsty, ponieważ Węgrzy mogą teraz zacząć być postrzegani tylko jako właściciel terminala na Krk. W takim wypadku mieliby gaz, który niekoniecznie musi być pochodzenia rosyjskiego, co wzmacniałoby ich wielkie ambicje, by stać się regionalnym hubem gazowym – argumentuje Jutarnji List.
Każda z tych argumentacji może być prawdziwa. Jest jeszcze trzecia opcja, o której nie piszą chorwackie dzienniki. Jest nią możliwa gra o zarządzanie spółką naftową INA, w której udziały ma węgierski MOL oraz rząd w Zagrzebiu.
Strona chorwacka podkreślała, że w strategii energetycznej Zagrzebia ważne miejsce zajmuje projekt przejęcia udziałów stanowiących stuprocentową lub większościową własność firm o znaczeniu strategicznym, zwłaszcza tych, które z różnych względów mogą być ważne dla realizacji celów Chorwacji. Rząd premiera Andreja Plenkovića pod koniec 2017 roku informował, że dokonywał oceny ofert osób, które zgłosiły się jako kandydaci na doradców w procesie wykupienia udziałów węgierskiego koncernu MOL, w chorwackiej firmie INA. Miał się następnie rozpocząć etap negocjacji dotyczących przejęcia udziału MOL. Tak się jednak nie stało z dość prozaicznego powodu – Chorwaci nie mają na to środków.
Plan emisji sprzedaży akcji innych spółek energetycznych, mający na celu pozyskanie środków na odkupienie udziałów w firmie INA, ostatecznie został zawieszony. Mimo to, zdaniem Zagrzebia bez przywrócenia pełnej kontroli Chorwacji nad zakładami INA, nie może być mowy o bezpieczeństwie energetycznym kraju, a także o pełnej kontroli państwa nad spółką LNG Krk. Nie może być także mowy o stabilnej współpracy z Węgrami w obszarze energetyki, w tym w wykorzystywaniu dostaw gazu skroplonego do terminala na Krk. Na początku ubiegłego roku, w sprawę zaangażował się sam wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej, Marosz Szefczovicz. To jednak także nie pomogło.
Komisja Europejska powinna raz jeszcze zastanowić się w jaki sposób rozwiązać problemy spółki INA i skupić się na budowie terminalu LNG na wyspie Krk – powiedział Szefczovicz, sygnalizował więc, że sprawy dotyczące ciągnącego się od lata sporu o spółkę INA mogą mieć przełożenie na przyszłość pływającego terminalu na wyspie Krk. Węgierski MOL posiada obecnie 49,08 procent akcji INA, rząd chorwacki 44,8 proc. Wartość rynkowa spółki wyceniania jest na ok. 1,9 mld euro. Do sprzedaży części akcji doszło jeszcze w 2009 roku. Warto dodać, że INA zgłosiła chęć rezerwacji przepustowości na poziomie 300 mln m sześciennych. Można to odczytywać jako gest dobrej woli ze strony Węgier nie rozwiązujący jednak sprawy. Czy wpuszczenie do zarządzania obiektem np. MOL’a rozwiązałoby problemy braku zaufania między stronami? Teoretycznie tak, ale na to nie zgodzi się Zagrzeb. Może się on obawiać podobnych problemów, jakie przez lata ciągną się przy zarządzaniu spółką INA.
Rząd ruszył na ratunek
Chorwacki rząd zatwierdził w ubiegłym tygodniu finansowanie pierwszego etapu projektu terminalu LNG na wyspie Krk na Adriatyku, w wysokości 234 mln euro. Jak podał w oświadczeniu, szacowana wartość projektu obejmuje jednostkę pływającą i jednostkę regazyfikacyjną o wartości 160 mln euro oraz budowę infrastruktury niezbędnej do odbioru, magazynowania, przeładunku i regazyfikacji skroplonego gazu ziemnego, która ma kosztować ok 60 mln euro. Koszt odszkodowań za wywłaszczenie z ziemi pod inwestycję wyniesie ok. 14 mln euro.
W 2017 roku Komisja Europejska zatwierdziła wsparcie dla projektu w wysokości 102 mln euro. Środki mają być przeznaczone na budowę pływającego terminala LNG na wyspie Krk, a rząd Chorwacji ma do niego dopłacić 50 mln euro w latach 2019-2020. Pozostałą kwotę w wysokości 32,6 mln euro wyasygnuje założyciel spółki LNG Hrvatska, czyli krajowego dostawcy energii elektrycznej HEP i operatora sieci gazowej Plinacro.
Minister ochrony środowiska Tomislav Corić powiedział, że projekt LNG ma strategiczne znaczenie dla Chorwacji i przyczyni się do niezależności energetycznej i bezpieczeństwa kraju. – Budowa terminalu LNG powinna być widziana przez pryzmat bezpieczeństwa energetycznego i jego znaczenia geopolitycznego dla Chorwacji i Unii Europejskiej – powiedział minister.
LNG Hrvatska otrzymała pod koniec ubiegłego roku wiążące oferty na rezerwację przepustowości o poziomie 520 mln m sześciennych dla terminalu LNG i dwie oferty warunkowe na niewiążącą rezerwację w wysokości 300 mln m sześciennych. Jednak aby obiekt był rentowny rezerwacja mocy obiektu powinna wynieść 1,5 mld m sześciennych. Przepustowość pływającego terminalu ma mieć 2,6 mld m sześciennych rocznie.
Rządowe wsparcie pozwoli jednak tylko na rozpoczęcie prac, a nie na komercyjne działanie. Zegar tyka i mimo podjętej przez spółkę LNG Hrvatska ostatecznej decyzji inwestycyjnej wciąż nie wiadomo czy uda się wybudować obiekt, tak aby zaczął pracę pod koniec 2020 roku. Bez tego Chorwaci mogą stracić dofinansowanie, a Węgrzy przeciągając grę, mówiąc o LNG z Włoch mogą grać na czas, do momentu, kiedy po 2020 roku gotowe powstaną europejskie odnogi rosyjskiego gazociągu Turkish Stream. Jeśli na to grają Węgrzy, mogą się przeliczyć. Niewykluczone, że los Turkish Streamu może skończyć się tak samo, co South Streamu, a więc rezygnacją z projektu, ze względu na regulacje trzeciego pakietu energetycznego. Pod koniec stycznia, Serbowie alarmowali, że Wspólnota Energetyczna, do której należą chce, aby serbska odnoga Turkish Streamu podlegała przepisom zakładającym rozdzielenie produkcji i przesyłu. Właśnie one stały się przyczyną klęski South Streamu w Europie.
Informacja o możliwości sprowadzania LNG z Włoch przez Słowenię może jednak okazać się blefem. Aby to zrealizować Węgrzy musieliby móc liczyć na możliwość rezerwacji przepustowości włoskich terminali i złożyć wniosek o takie zapotrzebowanie, co jest czasochłonne. Węgierskie zapotrzebowanie na gaz mogłoby być zbyt duże, w stosunku do dostępnych mocy przesyłowych. Węgrzy będą więc walczyć o udział w kontroli nad chorwackim gazoportem lub przedłużać rozmowy z Chorwacją do czasu powstania Turkish Streamu. Gra toczy się jednak o wyższą stawkę niż tytuł mistrza świata w Waterpolo. Może się ona zakończyć przegraną zarówno Węgier, jak i Chorwacji, na czym skorzysta jedynie Rosja.
Sawicki: Rosyjski koń trojański nad Adriatykiem nie zagraża Polsce (ANALIZA)