Baca-Pogorzelska: Moda na antywęglowość?

22 czerwca 2015, 08:32 Energetyka

KOMENTARZ

Zabytkowa kopalnia węgla kamiennego.

Karolina Baca-Pogorzelska

Górnictwo 2.0

Węgiel jest czarny i brudzi – to nabiera ostatnio nowego znaczenia. Czy mamy do czynienia z globalnym odwrotem od czarnego złota, co podkreśla grupa G7 i rezygnujący z finansowania inwestycji węglowych Norwegowie? A może to tylko próba sił z lobby naftowo – gazowym? A jeśli jednak faktyczny problem degradacji środowiska, na co uwagę zwrócił nawet Papież Franciszek w encyklice „Laudato si”? Przecież dwutlenek węgla emituje także m.in. ropa i gaz. Ale to jednak węgiel zanieczyszcza środowisko najbardziej. Czy można więc pogodzić jego wydobycie z redukcją emisji CO2?

Od wielu miesięcy instytucje finansowe pokazywały, że nie chcą się już dłużej angażować w węglowe projekty – przykładem niech będzie choćby nieudana emisja obligacji przez wszystkie nasze spółki węglowe ze Śląska. Ostatnimi bankami, które powiedziały węglowi „nie” były Credit Agricole oraz Barclays.

Do tego doszła jeszcze informacja o tym, że fundusz norweski, jeden z największych na świecie, dysponujący aktywami w wysokości niemal biliona dolarów, wycofuje się z inwestycji w węgiel. Odczuły to także na swoim kursie polskie spółki giełdowe – energetyczne Tauron, PGE, Energa, a także Lubelski Węgiel Bogdanka. Ta ostatnia dołuje nie tylko z tych względów (kurs dobrze poniżej 60 zł, a w 2010 r. gdy NWR ogłosił wezwanie na Bogdankę proponując 100,75 zł za walor ówczesny szef spółki Mirosław Taras nazwał cenę „niegodziwą”). Wykańcza ją wojna cenowa z Kompanią Węglową. KW obniżyła ceny poniżej kosztów wydobycia, Bogdanka skarży się w UOKiK, prezesi obu spółek w mediach nie zostawiają na sobie suchej nitki. Wystarczy dodać, że Bogdanka obniżyła tegoroczną prognozę sprzedaży na 8,5 mln ton (jej zdolności produkcyjne przekraczają już 11 mln ton, dla porównania 11 kopalń KW – ok. 28 mln ton rocznie), sporo zamieszania był też wokół dywidendy z zysku za 2014 r. (zarząd rekomendował nie wypłacanie, jednak WZA zdecydowało o przeznaczeniu 119 mln zł na wypłatę z zysku – 3,5 zł na akcję). Tyle, że to wszystko to tak naprawdę nic, gdy spojrzymy na to, co dzieje się wokół węgla na innych frontach – niekoniecznie cenowych.

1 czerwca „Financial Times” poinformował, że sześć największych europejskich firm naftowych i gazowych, po raz pierwszy zwróciło się wspólnie do ONZ z propozycją opracowania planu, który powstrzyma globalne ocieplenie. Prezesi BP, BG Group, Eni, Shella, Statoila i Totala chcą rozmawiać m.in. na temat utworzenia globalnego systemu ustalania cen węgla, podobnego do europejskiego systemu ETS. Jednocześnie promują zastępowanie węgla gazem podkreślając, że przyczyni się to do ograniczenia emisji CO2.

15 czerwca z kolei „FT” poinformował, że ONZ zaakceptowała tę ofertę (gazeta zwraca jednak uwagę, że pod tym pomysłem nie podpisały się jednak amerykańskie firmy – Exxon Mobil czy Chevron).

Z kolei na szczycie G7 w Niemczech ogłoszono właśnie potrzebę dekarbonizacji świata do końca XXI w., a niemiecka kanclerz Angela Merkel dała do zrozumienia, że G7 zgodziła się zastąpić ropę, gaz i węgiel innymi źródłami energii, by zmniejszyć globalną emisję CO2. Do połowy stulecia świat ma zredukować emisję aż o 70 proc. To szczytne założenia przed kolejnym szczytem ONZ – COP, który w tym roku odbędzie się w Paryżu.

Warto zwrócić także uwagę na opublikowaną właśnie encyklikę papieską „Laudato si”, która przez wielu zdążyła zostać okrzyknięta antypolską.

Powód? Papież też mówi o tym, że musimy dbać o klimat i eliminować m.in. węgiel. „Wiemy, że technologia oparta na spalaniu silnie zanieczyszczających paliw kopalnych, zwłaszcza węgla, ale także ropy naftowej, a w mniejszym stopniu gazu, powinna być stopniowo zastąpiona” – napisał Franciszek. Tylko w tej samej encyklice pisze on również, że choć dbanie o Ziemię jest obowiązkiem wszystkich krajów świata, to jednak dzisiaj koszty dotychczasowej degradacji środowiska w największej mierze powinny jednak spłacać te kraje, które w ostatnich dekadach najbardziej wzbogaciły się dzięki oparciu swej gospodarki na paliwach kopalnych. Trudno się więc dziwić, że papieski dokument jest szeroko komentowany, a także krytykowany m.in. w USA.

Co z tą emisją?

Według najnowszych danych BP emisja CO2 w samej Unii Europejskiej w 2014 r. spadła o ponad 5 proc., a UE miała 10,4 proc. udziału w emisji globalnej, a to oznacza, że emisja w regionie była najniższa od 1968 r. Dobrze więc, że Unia chętnie daje przykład innym, ale może nie trzeba aż tak bardzo wychodzić przed szereg? Bo tak naprawdę to nie do końca redukcja emisji, a po prostu jej geograficzne przeniesienie. By emisja faktycznie została zmniejszona konieczne są starania także innych regionów – a tu o porozumienie od lat jest naprawdę bardzo trudno.

Z kolei gdy spojrzymy na samą Unię, to czy faktycznie lista największych emitentów CO2 jest aż tak oczywista? Spójrzmy na ostatnie zestawienie „Dirty Thirty”. Oczywiście liderem niezmiennie jest Bełchatów, ale to największa w Europie elektrownia na węgiel brunatny – jeśli przeliczymy jednak jej emisyjność na 1MW mocy okaże się, że aż takiej tragedii nie ma. Poza Bełchatowem w „brudnej trzydziestce” z polskich siłowni mamy jeszcze elektrownie Kozienice, Turów i Rybnik. W pierwszej 10. mamy natomiast aż 6 siłowni niemieckich (w całym zestawieniu 9), a na całej liście 9 elektrowni brytyjskich. Mówimy cały czas o elektrowniach węglowych.Zrzut ekranu 2015-06-21 o 13.48.22

To pokazuje, że można odejść niemal całkowicie (Wielka Brytania) albo stopniowo (Niemcy) od węgla, a jednak nadal być znaczącym emitentem CO2. Dlatego Polska, która wydobywa najwięcej węgla w UE, nie może dać sobie wmówić, że zamknięcie naszych kopalń poprawi kwestię emisyjności UE. Polskie elektrownie nadal będą zużywać węgiel (oczywiście z czasem na pewno mniej niż dzisiaj, bo za 10 lat być może zapotrzebowanie całego kraju ogółem zatrzyma się na poziomie 30-40 mln ton w skali roku), ale po prostu będzie to węgiel zagraniczny. Najpewniej, jak pokazuje struktura naszego importu, głównie rosyjski. Tylko wtedy Rosjanie nie będą go nam sprzedawać po ok. 8 zł za GJ jak teraz, ale po 10-12 zł za GJ (jak to robią obecnie nasze kopalnie, których węgiel leży na zwałach, bo jest przecież za drogi, a energetyka ma go za dużo). Rzeczywiście o to chodzi? Chyba nie. Jednak to w żaden sposób nie zwalnia Polski z obowiązku redukowania emisji CO2. Tyle, że plan ten musi być dostosowany do naszych możliwości. Gospodarki opartej na węglu nie da się z dnia na dzień przestawić na gospodarkę, w której rządzi np. atom.

A zważywszy na to, że atomowe plany Polski niezmiennie od lat są w powijakach warto się poważnie zastanowić nad tym, co powinniśmy i możemy zmienić – czyli budować nowocześniejsze, mniej emisyjne bloki węglowe, by spalać mniej czarnego złota, a także próbować jak najlepiej zagospodarowywać metan uwalniający się przy eksploatacji węgla.

Węgiel a sprawa polska

W Polsce od początku roku jest o problemach kopalń szczególnie głośno nie tylko z powodu emisji CO2, ale z powodu tego, że już w 2014 r. okazało się, że nasz największy producent czarnego złota, Kompania Węglowa, która zatrudniła niemal 60 tys. ludzi stanęła na krawędzi bankructwa. Dziś próba ratowania Kompanii ma kolejną wersję, a co się będzie działo dalej – okaże się wtedy, gdy Komisja Europejska zaaprobuje lub nie pomoc publiczną dla programu naprawczego Kompanii. I choć resort skarbu nadzorujący górnictwo uspokaja, tak głosy z Brukseli mówią raczej o decyzji negatywnej i to już we wrześniu. Taki scenariusz będzie musiał oznaczać upadłość Kompanii, choć na tym pewnie się nie skończy, bo efekt domina może spowodować potężne kłopoty pozostałych kontrolowanych przez państwo firm węglowych – Katowickiego Holdingu Węglowego i Jatrzębskiej Spółki Węglowej. A to de facto będzie oznaczać rychły koniec polskiego górnictwa i konieczność znalezienia pracy przez kilkadziesiąt tysięcy górników i przynajmniej dwa razy tyle ludzi z sektorem związanych. Z kolei pozytywna decyzja Brukseli pozwoli na to, by państwo budżetowymi 3 mld zł uratowało największy biznes Śląska zamykając dużo mniej kopalń niż wymagałaby tego ekonomia. Jednak na szali po drugiej stronie mamy też neres społeczny – czyli miejsca pracy (górnictwo węgla kamiennego w Polsce zatrudnia ok. 100 tys. ludzi, kolejne 200 tys. to miejsca pracy, które branża generuje).

Jednak z najczarniejszymi scenariuszami i ich analizą warto jednak zaczekać na faktyczne decyzje Brukseli.

Kłopoty polskiego górnictwa to nie tylko kwestia tego, że przez lata balon był wciąż pompowany, a związkowcy każdemu rządowi po kolei pokazywali, kto faktycznie w branży rządzi.

Problemy piętrzyły się latami, ale każdy kolejny rząd, chcąc mieć względny spokój, nie decydował się na radykalne rozwiązania wymuszające przede wszystkim cięcia kosztów. W efekcie wieloletnich zaniedbań problemy kopalń stały się niemal nierozwiązywalne.

Ten scenariusz był nieuchronny, jeśli weźmiemy dodatkowo pod uwagę niekorzystny klimat dla węgla na całym świecie.

Warto przypomnieć, że od kilku lat ceny surowca sukcesywnie spadały i obecne prognozy pokazują, że raczej nie ma szans na to, by spadkowy trend w kolejnych misiącach czy nawet latach się odwrócił. Oczywiście ceny węgla są pewnego rodzaju pochodną cen ropy i gdy ta tanieje, to one też spadają, niemniej jednak tutaj spadki odbiły się dużo większym echem.

Jednak obecnie to nie ceny czarnego złota są mimo wszystko największym problemem branży. Od lat bowiem mamy do czynienia z dyskusją o konieczności redukcji emisji CO2 – a to właśnie węgiel jest paliwem, które dwutlenku węgla emituje najwięcej.

Tylko wielu zdaje się zapominać o tym, że ropa i gaz to paliwa, które również emitują CO2. Niewielu także wie lub zauważa, że więcej szkody niż CO2 czyni atmosferze metan, który jest 21 razy bardziej emisyjny niż CO2 (tzn. emisja 1 tony metanu do atmosfery odpowiada emisji 21 ton dwutlenku węgla). Ale na razie nikt nie postulował np. ograniczenie hodowli krów z tego powodu.

Wraz z rozwojem technologii w energetyce zwiększa się w niej systematycznie udział nowoczesnych rozwiązań – chodzi zarówno odnawialne źródła energii (OZE), jak i nowocześniejsze bloki lepiej spalające węgiel, a więc i emitujące mniej gazów cieplarnianych. Z drugiej strony nowe technologie pozwalają na sięgnięcie po nowe rozwiązania także w przypadku samych paliw – przykładem niech będzie gaz łupkowy. Co prawda na nasze polskie El Dorado jeszcze musimy poczekać, ale w Stanach Zjednoczonych rewolucja łupkowa się powiodła, a tani gaz siłą rzeczy wyparł z rynku węgiel. Ten z kolei zalał świat (USA są w czołówce globalnych producentów) i przyczynił się do znaczących obniżek cen. Do tego doszedł mniejszy popyt ze strony Chin – jednego z głównych konsumentów czarnego złota – i tak powstała spirala kłopotów; w efekcie ceny węgla, które jeszcze całkiem niedawno oscylowały na poziomie ok. 80 dolarów za tonę teraz nie przekraczają granicy 60 dolarów. A prognozy na najbliższe lata w tym temacie nie są optymistyczne, więc pojawia się pytanie – co dalej?

Jeśli rząd faktycznie chce jakkolwiek uratować polskie górnictwo – nie może skupiać się tylko na Kompanii Węglowej, bo to droga donikąd. Faworyzowanie podupadłego giganta spowoduje za chwilę, że inne, całkiem efektywne spółki po prostu nie wytrzymają (przykładem niech będą prywatne kopalnie Bogdanka i PG Silesia).

Jednak jak popatrzymy z jeszcze innej strony okazuje się, że nasz węgiel jednak przyciąga inwestorów. Oczywiście na razie daleko do konkretów, ale zagłębiem lubelskim wciąż interesuje się australijska PD Co., zamkniętym od lat zagłębiem wałbrzyskim także australijska Balamara, a koncesję w okolicach Orzesza, której pozbył się Jan Kulczyk chętnie odkupili Niemcy (HMS Bergbau AG), którzy mogą się okazać nadzieją dla kopalni Krupiński w Suszcu, jeśli Jastrzębska Spółka Węglowa faktycznie zdecydowałaby się na jej zamknięcie (Niemcy mogliby wtedy odkupić zakład i wykorzystać część już istniejącej infrastruktury). O planach polskich firm – czyli budowy przez Kopex kopalni w Przeciszowie czy ponownym uruchomieniu przez Fasing nieczynnej kopalni Barbara Chorzów już nawet nie wspomnę. Jednak powodzenie tych inwestycji zależy zarówno od tego, jak rozwinie się temat ochrony klimatu i emisji CO2, ale też od światowych cen węgla, bo gdy tona surowca będzie kosztować poniżej 50 dolarów – o nowych inwestycjach w kopalnie można zapomnieć.