icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Emilewicz: Polska może być współautorem Europejskiego Zielonego Ładu (ROZMOWA)

Polska gospodarka może skorzystać na Europejskim Zielonym Ładzie, jeżeli będzie wiedziała, co chce osiągnąć przed negocjacjami w Radzie Europejskiej. Mówi o tym wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.

BiznesAlert.pl: Jesteśmy w przededniu rozstrzygnięć odnośnie do Europejskiego Zielonego Ładu, który ma zazielenić gospodarkę, by Unia Europejska mogła osiągnąć cel neutralności klimatycznej w 2050 roku. Czy gospodarka polska też będzie neutralna klimatycznie w 2050 roku?

Jadwiga Emilewicz: Należy dobrze zrozumieć stanowisko Polski przyjęte w grudniu 2019 roku. Neutralność klimatyczna powinna zostać osiągnięta przez Wspólnotę jako całość, z różnymi ścieżkami dojścia w poszczególnych krajach członkowskich, które mają różne punkty startu. Polska jest na mapie europejskiej wyjątkowa, ze względu na fakt, że 80 procent polskiego systemu elektroenergetycznego jest oparte na węglu, mamy spory przemysł ciężki oraz bardzo duże pogłowie bydła. Przejście do neutralności klimatycznej będzie w naszym przypadku nie tylko niezwykle trudne do osiągnięcia, z punktu widzenia finansowego, ale technologicznie niemożliwe. Premier powiedział w grudniu, że będziemy wymagać własnej ścieżki dojścia do tego celu. Neutralność to cel polityczny – idąc za porównaniami z prasy – porównywalny z planem wysłania człowieka na księżyc. Nadal nie jest jasne, czy ma być konkretnym planem do realizacji, czy bardziej odległym portem, do którego Europa będzie podążać. Ten plan ma jednak konkretne konsekwencje. To impuls inwestycyjny, bo mówimy o wysiłku sięgającym 1-1,5 procent Produktu Krajowego Brutto w Unii Europejskiej przez 30 lat. Polski wysiłek będzie jeszcze wyższy – 2-3 procent. To także zmiana stylu życia i zachowań społecznych. Neutralność klimatyczna kojarzy się głównie z transformacją systemu energetycznego, ale największe zmiany zajdą w transporcie, następne kroki to usuwanie śladu węglowego z produkcji żywności i budownictwa. Pojawiają się postulaty ograniczenia podróży samolotem i samochodem na rzecz pociągów, zmiany nawyków żywieniowych i zakupowych. To zmiana linearnego modelu społeczno-gospodarczego znanego od rewolucji przemysłowej, od kiedy celem był nieustannie wzrost produkcji i konsumpcji. Gospodarka neutralna klimatycznie to gospodarka umiaru i samoograniczenia, w dużej mierze zdematerializowana. To niezwykle ambitne zadanie, ale wydaje się, że warto do niego podejść, zwłaszcza jeśli nasz kraj uzyska odpowiednie środki i własne ramy dojścia do tego celu, a wszystko wskazuje na to, że tak będzie. Staramy się pokazywać naszym partnerom europejskim, że to dążenie do neutralności i walka o konkurencyjność, przy jednoczesnym utrzymaniu wolnego handlu, to nowy trylemat europejski. Jak mamy mówić o konkurencyjności gospodarki europejskiej, jeżeli nasze produkty są droższe, bo obarczone kosztami środowiskowymi? Oznacza to wzrost kosztów całego cyklu produkcji. Jeżeli chcemy bronić wolnego handlu, to czy dopuszczamy wszystkie produkty na nasz rynek? Ostatnia fabryka paneli fotowoltaicznych w Europie, ulokowana w Niemczech, została w ostatnim czasie zamknięta, bo produkcja paneli jest tańsza w Chinach. Co zrobić ze śladem węglowym chińskich produktów? Jeśli go opodatkujemy, czy jesteśmy gotowi zapłacić więcej za te produkty na europejskim rynku? Czy będziemy w stanie zmienić produkcję stali tak, aby była mniej energochłonna?

Czy Polska przyłączy się do awangardy innowacji? Weźmy na warsztat konkretny przykład, czyli zielony wodór. Czy Polacy zainwestują w drogie elektrolizery dzisiaj, by potem zarabiać na sprzedaży tej technologii i powtórzą sukces rewolucji OZE?

Są obszary w energetyce małej i wielkoskalowej, w które warto zainwestować po to, by za kilka lat odcinać kupony. Wodór wydaje się niezwykle ekscytującym paliwem przyszłości, nad którego wykorzystaniem pracują Europa i Japonia. Z projektów IPCEI w przemyśle bateryjnym znamy już model wsparcia badań aż do pierwszego wdrożenia przemysłowego. Więc liczymy na ambitne polskie firmy, które chcą rozwijać się w technologiach wodorowych – ogłosiliśmy nabór projektów. Wiadomo, że sieci gazowe w Niemczech będą przystosowywane do transportu wodoru. Warto polskie plany rozwoju sieci gazowych ustawić od razu pod wodór i wykorzystać do tego unijny Fundusz Odbudowy. To inwestycje nieco droższe, ale kiedy będziemy mieli już wodór, rurociągi nie będą ograniczać jego zastosowań – szczególnie, że będzie bardzo potrzebny w hutach.

Czy projekty dostosowane do celu neutralności klimatycznej, a zatem w tym przypadku do wykorzystania gazów odnawialnych jak wodór, będą mogły łatwiej uzyskać dofinansowanie unijne?

Zdecydowanie tak. W Unii Europejskiej powstała cała architektura zielonego finansowania, oparta o zieloną taksonomię. Jesteśmy zadowoleni z propozycji Funduszu Odbudowy autorstwa Komisji Europejskiej, czyli 67 mld euro długu zaciąganego po raz pierwszy przez Wspólnotę. Znaczna ich część ma zostać spożytkowana na szybszą transformację energetyczną, bo grozi nam lawinowy wzrost kosztów emisji CO2. Powinniśmy mieć już takie projekty na biurkach. Te środki muszą zostać rozdysponowane w ciągu pięciu lat i powinny być zakontraktowane do 2022 roku. To będzie dodatkowy dopalacz pozwalający zrealizować ambitne lub droższe przedsięwzięcia nieco łatwiej i szybciej.

Są pomysły ochrony gospodarki unijnej przed konkurencją, czyli carbon border tax i tworzenie championów gospodarczych. Jak Polska się do nich odnosi?

Cel neutralności klimatycznej, bez ograniczenia swobody dostępu pewnych towarów do rynku europejskiego, uderzy w konkurencyjność. Jeśli nie postawimy zielonych barier, w najbliższych latach pozbędziemy się niektórych sektorów przemysłu, szczególnie energochłonnych. One od dawna postulują takie ograniczenia importu. Mamy produkty i półprodukty, na przykład stalowe, dopływające do Europy z rynków bez ograniczeń klimatycznych, na przykład z Turcji, Ukrainy, Rosji lub Chin. Jeżeli chcemy ocalić przemysł tego rodzaju w Europie, to musimy stosować ograniczenia. Polska jest zwolennikiem takich rozwiązań. Podobnie jest z konkurencyjnością technologiczną. Trudno sobie wyobrazić, że pojedyncze, małe podmioty, inwestujące w nowe technologie, będą w stanie samodzielnie prześcignąć inne, które są kilka okrążeń przed nimi, bez połączenia potencjału z innymi graczami europejskimi. Dyskusja na ten temat ruszyła w poprzedniej kadencji Komisji Europejskiej, z inicjatywy Polski, Francji i Niemiec. Reguły konkurencji w przemyśle wodorowym muszą działać inaczej, bo jest zaledwie kilka podmiotów europejskich, które powinny połączyć siły. Należy zmienić miary konkurencyjności oraz zasady udzielania pomocy publicznej, zwłaszcza na wczesnych etapach rozwoju projektu. Zasady finansowania, na różnych etapach, od lat 50. w USA, w agencjach takich jak DARPA i EARPA z jednej strony oraz te z Komisji Europejskiej dla NCBR i innych instytucji tego typu różnią się zasadniczo. Nie możemy czekać kilka lat na finansowanie, kiedy wyścig mierzy się czasem. Potencjał finansowy Europy jest nadal ogromny. Projekty muszą być szybciej wybierane, należy bardziej zaufać menedżerom, byśmy mogli odciąć kupony w razie sukcesu, a w razie porażki – zatrzymać finansowanie bez konsekwencji. Nie ma innego sposobu na zwiększenie konkurencyjności Europy. Jeden z komisarzy powiedział w przeszłości, że Europa bardzo szybko doprowadza projekty do pierwszego etapu realizacji, ale są one potem komercjalizowane w Dolinie Krzemowej, bo Europejczycy utrudniają sobie wdrożenie. Nie może być tak, że my coś wymyślamy, a ktoś inny to wdraża.

Czy nie będzie jednak tak, że powstaną championy francuskie i niemieckie, a Polacy będą ich montownią?

Jeśli będziemy to w kółko powtarzać, to tak będzie. W 2019 roku po raz pierwszy zgodziliśmy się na udzielanie pomocy finansowej państwom, które nie znajdują się na mapie pomocy publicznej. Ta decyzja została poprzedzona konsultacjami z firmami w Polsce. Rozmawialiśmy o sektorze bateryjnym, zorganizowaliśmy okrągły stół z udziałem kilku aktywnych podmiotów. To one powiedziały nam, że są zapraszane do współpracy z innymi firmami europejskimi. To oznacza, że możemy grać, jak równy z równym. Nie wszystko jesteśmy w stanie wyprodukować w aeronautyce, ale niektóre komponenty tak. Sektor bateryjny pokazuje, że nie chodzi o wielkie firmy, ale takie znane tylko koneserom branży. Jeśli podmioty budują kompetencje, to wsparte odpowiednimi środkami mogą szybko rosnąć. Dobrze wyodrębnione przez nas w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju sektory przyszłości, jak właśnie baterie, wydawały się fikcją jeszcze kilka lat temu, a dziś są faktem. Przystępując do tego brydża z umiejętnością gry możemy wygrać tę partię. NCBR już raz nagiął reguły gry z Komisją Europejską. Walczyliśmy o wymianę źródeł ciepła w domach. Niemcy i Francuzi dominują w branży źródeł gazowych. Są jednak pompy ciepła, którymi zajmuje się kilkanaście firm w Europie. To przestrzeń do ekspansji dla nas. Mamy sześć firm zajmujących się tą produkcją. Uruchamiamy zatem program badawczo-rozwojowy w NCBR. Ma on podnieść ich kompetencje, dać paliwo branży kotlarskiej, której produkty nie spełniają wymogów ekoprojektowania, by mogła opanować nowe umiejętności i dostarczać pompy ciepła. Sprawić, by były one tańsze i w rozproszonym budownictwie jednorodzinnym opłacało się wstawiać je, zamiast kotłów. Będzie też zapotrzebowanie na tę technologię w Europie. Podobnie może być z technologiami energetyki dużej i małej skali, wodorem. Nie będzie tak dlatego, że Unia Europejska nam każe. Chyba wszyscy chcielibyśmy mieszkać w domach szczelnych, z dobrą stolarką, które będą energooszczędne.

To wizja optymistyczna. Pesymistyczna jest taka, że inercja, szczególnie w przypadku planów strategicznych, sprawi, że Polska będzie przyglądać się biernie wzbierającej fali innowacji. Co wtedy?

Realizacja takiego scenariusza oznaczałaby, że nie zdaliśmy egzaminu z 16 lat członkostwa w Unii Europejskiej. Dyrektywy przyjmowane w latach 2004-2007 mogły być traktowane jako zło konieczne, do przyjęcia z obowiązku, bo wtedy uczyliśmy się zasad gry w Unii. Po tych kilkunastu latach, z kilkoma tysiącami urzędników europejskich z Polski, po rozpoczęciu kolejnej kadencji polskich posłów w Parlamencie Europejskim, nie możemy dziś mówić o tym, że to nie są nasze cele. To jest nasza wspólna polityka, której, paradoksalnie, Polska może nadać nowy sens. Polacy mówili o potrzebie zmian podczas kryzysu migracyjnego i gospodarczego, kiedy Europa zdała sobie sprawę, że kolejne pokolenia Europejczyków mogą nie mieć na pewno obiecanego awansu społecznego i dobrobytu większego niż ich rodzice. Ich status materialny będzie gorszy, nie będą mogli dwa razy w roku jeździć na wakacje i codziennie jeść w ulubionych restauracjach. O to przecież chodzi w buncie żółtych kamizelek oraz innych buntach tego typu w Europie. Traktując Europę czysto transakcyjnie, sami wpychamy się w postkolonialne myślenie. Ta Wspólnota to obietnica znacznie większa, a nie tylko awansu materialnego. To obietnica bezpieczeństwa i rozwoju. To nasza racja stanu. Powinniśmy tę grę współkształtować na poziomie telosu europejskiego, czyli koncepcji dotyczącej tego, po co ona jest. Mam wrażenie, że to my dzisiaj przypominamy Europie po co tworzyli ją Ojcowie Założyciele. Nie możemy być jedynie recenzentami, ale współautorami unijnej polityki. Europa mówi dziś, że chce neutralności klimatycznej. Czy w Krakowie, Rybniku czy innych miastach „świecących na czerwono” na europejskiej mapie zanieczyszczenia powietrza znajdziemy ludzi, którzy powiedzą, że chcą nadal eksploatować surowce bez jakiejkolwiek kontroli? Polacy w takich miastach, w sąsiedztwie przemysłu wydobywczego chcą być beneficjentami tych zmian. Musimy jasno określić nasze cele i siąść do stołu, by powiedzieć, na co chcemy wydać dostępne fundusze inwestycyjne: na wzmocnienie sieci elektroenergetycznej na północy kraju, na rurociągi hydrogen-ready, na budowę zielonej generacji przy ścianie wschodniej, na koleje metropolitalne, na transformację energetyczną budownictwa z wielkiej płyty. Potrzebujemy na to wsparcia legislacyjnego na poziomie krajowym i finansowego na poziomie unijnym. Powinniśmy być gotowi do takiej dyskusji.

Czy 23 czerwca 2020 roku, kiedy prowadzimy tę rozmowę, jesteśmy na to gotowi?

Szczyt Rady Europejskiej, który miał być poświęcony celowi neutralności klimatycznej jest przesunięty, ze względu na pandemię. Ten temat wybrzmi w dyskusji o Wieloletnich Ramach Finansowania, Funduszu Odbudowy oraz Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, bo one są – z nim i ze sobą – połączone. Prowadzimy dialog ministerstw najbardziej zaangażowanych w te negocjacje i inwestycje. Postawiliśmy sobie jasne cele. Chcemy przygotować Pana Premiera do dyskusji. Chcemy przedstawić listę projektów inwestycyjnych do zrealizowania z Funduszu Odbudowy w najbliższych latach, a także propozycję uproszczenia ram finansowania, żebyśmy nie dokręcali kolejnych tabliczek do istniejących instytucji, ale wskazać nowe, łatwiejsze procedury, które mogą być polskim wkładem w tę dyskusję.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Jakóbik: Neutralność klimatyczna dzieli Europę. Wasze ambicje, nasze ulice

Polska gospodarka może skorzystać na Europejskim Zielonym Ładzie, jeżeli będzie wiedziała, co chce osiągnąć przed negocjacjami w Radzie Europejskiej. Mówi o tym wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.

BiznesAlert.pl: Jesteśmy w przededniu rozstrzygnięć odnośnie do Europejskiego Zielonego Ładu, który ma zazielenić gospodarkę, by Unia Europejska mogła osiągnąć cel neutralności klimatycznej w 2050 roku. Czy gospodarka polska też będzie neutralna klimatycznie w 2050 roku?

Jadwiga Emilewicz: Należy dobrze zrozumieć stanowisko Polski przyjęte w grudniu 2019 roku. Neutralność klimatyczna powinna zostać osiągnięta przez Wspólnotę jako całość, z różnymi ścieżkami dojścia w poszczególnych krajach członkowskich, które mają różne punkty startu. Polska jest na mapie europejskiej wyjątkowa, ze względu na fakt, że 80 procent polskiego systemu elektroenergetycznego jest oparte na węglu, mamy spory przemysł ciężki oraz bardzo duże pogłowie bydła. Przejście do neutralności klimatycznej będzie w naszym przypadku nie tylko niezwykle trudne do osiągnięcia, z punktu widzenia finansowego, ale technologicznie niemożliwe. Premier powiedział w grudniu, że będziemy wymagać własnej ścieżki dojścia do tego celu. Neutralność to cel polityczny – idąc za porównaniami z prasy – porównywalny z planem wysłania człowieka na księżyc. Nadal nie jest jasne, czy ma być konkretnym planem do realizacji, czy bardziej odległym portem, do którego Europa będzie podążać. Ten plan ma jednak konkretne konsekwencje. To impuls inwestycyjny, bo mówimy o wysiłku sięgającym 1-1,5 procent Produktu Krajowego Brutto w Unii Europejskiej przez 30 lat. Polski wysiłek będzie jeszcze wyższy – 2-3 procent. To także zmiana stylu życia i zachowań społecznych. Neutralność klimatyczna kojarzy się głównie z transformacją systemu energetycznego, ale największe zmiany zajdą w transporcie, następne kroki to usuwanie śladu węglowego z produkcji żywności i budownictwa. Pojawiają się postulaty ograniczenia podróży samolotem i samochodem na rzecz pociągów, zmiany nawyków żywieniowych i zakupowych. To zmiana linearnego modelu społeczno-gospodarczego znanego od rewolucji przemysłowej, od kiedy celem był nieustannie wzrost produkcji i konsumpcji. Gospodarka neutralna klimatycznie to gospodarka umiaru i samoograniczenia, w dużej mierze zdematerializowana. To niezwykle ambitne zadanie, ale wydaje się, że warto do niego podejść, zwłaszcza jeśli nasz kraj uzyska odpowiednie środki i własne ramy dojścia do tego celu, a wszystko wskazuje na to, że tak będzie. Staramy się pokazywać naszym partnerom europejskim, że to dążenie do neutralności i walka o konkurencyjność, przy jednoczesnym utrzymaniu wolnego handlu, to nowy trylemat europejski. Jak mamy mówić o konkurencyjności gospodarki europejskiej, jeżeli nasze produkty są droższe, bo obarczone kosztami środowiskowymi? Oznacza to wzrost kosztów całego cyklu produkcji. Jeżeli chcemy bronić wolnego handlu, to czy dopuszczamy wszystkie produkty na nasz rynek? Ostatnia fabryka paneli fotowoltaicznych w Europie, ulokowana w Niemczech, została w ostatnim czasie zamknięta, bo produkcja paneli jest tańsza w Chinach. Co zrobić ze śladem węglowym chińskich produktów? Jeśli go opodatkujemy, czy jesteśmy gotowi zapłacić więcej za te produkty na europejskim rynku? Czy będziemy w stanie zmienić produkcję stali tak, aby była mniej energochłonna?

Czy Polska przyłączy się do awangardy innowacji? Weźmy na warsztat konkretny przykład, czyli zielony wodór. Czy Polacy zainwestują w drogie elektrolizery dzisiaj, by potem zarabiać na sprzedaży tej technologii i powtórzą sukces rewolucji OZE?

Są obszary w energetyce małej i wielkoskalowej, w które warto zainwestować po to, by za kilka lat odcinać kupony. Wodór wydaje się niezwykle ekscytującym paliwem przyszłości, nad którego wykorzystaniem pracują Europa i Japonia. Z projektów IPCEI w przemyśle bateryjnym znamy już model wsparcia badań aż do pierwszego wdrożenia przemysłowego. Więc liczymy na ambitne polskie firmy, które chcą rozwijać się w technologiach wodorowych – ogłosiliśmy nabór projektów. Wiadomo, że sieci gazowe w Niemczech będą przystosowywane do transportu wodoru. Warto polskie plany rozwoju sieci gazowych ustawić od razu pod wodór i wykorzystać do tego unijny Fundusz Odbudowy. To inwestycje nieco droższe, ale kiedy będziemy mieli już wodór, rurociągi nie będą ograniczać jego zastosowań – szczególnie, że będzie bardzo potrzebny w hutach.

Czy projekty dostosowane do celu neutralności klimatycznej, a zatem w tym przypadku do wykorzystania gazów odnawialnych jak wodór, będą mogły łatwiej uzyskać dofinansowanie unijne?

Zdecydowanie tak. W Unii Europejskiej powstała cała architektura zielonego finansowania, oparta o zieloną taksonomię. Jesteśmy zadowoleni z propozycji Funduszu Odbudowy autorstwa Komisji Europejskiej, czyli 67 mld euro długu zaciąganego po raz pierwszy przez Wspólnotę. Znaczna ich część ma zostać spożytkowana na szybszą transformację energetyczną, bo grozi nam lawinowy wzrost kosztów emisji CO2. Powinniśmy mieć już takie projekty na biurkach. Te środki muszą zostać rozdysponowane w ciągu pięciu lat i powinny być zakontraktowane do 2022 roku. To będzie dodatkowy dopalacz pozwalający zrealizować ambitne lub droższe przedsięwzięcia nieco łatwiej i szybciej.

Są pomysły ochrony gospodarki unijnej przed konkurencją, czyli carbon border tax i tworzenie championów gospodarczych. Jak Polska się do nich odnosi?

Cel neutralności klimatycznej, bez ograniczenia swobody dostępu pewnych towarów do rynku europejskiego, uderzy w konkurencyjność. Jeśli nie postawimy zielonych barier, w najbliższych latach pozbędziemy się niektórych sektorów przemysłu, szczególnie energochłonnych. One od dawna postulują takie ograniczenia importu. Mamy produkty i półprodukty, na przykład stalowe, dopływające do Europy z rynków bez ograniczeń klimatycznych, na przykład z Turcji, Ukrainy, Rosji lub Chin. Jeżeli chcemy ocalić przemysł tego rodzaju w Europie, to musimy stosować ograniczenia. Polska jest zwolennikiem takich rozwiązań. Podobnie jest z konkurencyjnością technologiczną. Trudno sobie wyobrazić, że pojedyncze, małe podmioty, inwestujące w nowe technologie, będą w stanie samodzielnie prześcignąć inne, które są kilka okrążeń przed nimi, bez połączenia potencjału z innymi graczami europejskimi. Dyskusja na ten temat ruszyła w poprzedniej kadencji Komisji Europejskiej, z inicjatywy Polski, Francji i Niemiec. Reguły konkurencji w przemyśle wodorowym muszą działać inaczej, bo jest zaledwie kilka podmiotów europejskich, które powinny połączyć siły. Należy zmienić miary konkurencyjności oraz zasady udzielania pomocy publicznej, zwłaszcza na wczesnych etapach rozwoju projektu. Zasady finansowania, na różnych etapach, od lat 50. w USA, w agencjach takich jak DARPA i EARPA z jednej strony oraz te z Komisji Europejskiej dla NCBR i innych instytucji tego typu różnią się zasadniczo. Nie możemy czekać kilka lat na finansowanie, kiedy wyścig mierzy się czasem. Potencjał finansowy Europy jest nadal ogromny. Projekty muszą być szybciej wybierane, należy bardziej zaufać menedżerom, byśmy mogli odciąć kupony w razie sukcesu, a w razie porażki – zatrzymać finansowanie bez konsekwencji. Nie ma innego sposobu na zwiększenie konkurencyjności Europy. Jeden z komisarzy powiedział w przeszłości, że Europa bardzo szybko doprowadza projekty do pierwszego etapu realizacji, ale są one potem komercjalizowane w Dolinie Krzemowej, bo Europejczycy utrudniają sobie wdrożenie. Nie może być tak, że my coś wymyślamy, a ktoś inny to wdraża.

Czy nie będzie jednak tak, że powstaną championy francuskie i niemieckie, a Polacy będą ich montownią?

Jeśli będziemy to w kółko powtarzać, to tak będzie. W 2019 roku po raz pierwszy zgodziliśmy się na udzielanie pomocy finansowej państwom, które nie znajdują się na mapie pomocy publicznej. Ta decyzja została poprzedzona konsultacjami z firmami w Polsce. Rozmawialiśmy o sektorze bateryjnym, zorganizowaliśmy okrągły stół z udziałem kilku aktywnych podmiotów. To one powiedziały nam, że są zapraszane do współpracy z innymi firmami europejskimi. To oznacza, że możemy grać, jak równy z równym. Nie wszystko jesteśmy w stanie wyprodukować w aeronautyce, ale niektóre komponenty tak. Sektor bateryjny pokazuje, że nie chodzi o wielkie firmy, ale takie znane tylko koneserom branży. Jeśli podmioty budują kompetencje, to wsparte odpowiednimi środkami mogą szybko rosnąć. Dobrze wyodrębnione przez nas w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju sektory przyszłości, jak właśnie baterie, wydawały się fikcją jeszcze kilka lat temu, a dziś są faktem. Przystępując do tego brydża z umiejętnością gry możemy wygrać tę partię. NCBR już raz nagiął reguły gry z Komisją Europejską. Walczyliśmy o wymianę źródeł ciepła w domach. Niemcy i Francuzi dominują w branży źródeł gazowych. Są jednak pompy ciepła, którymi zajmuje się kilkanaście firm w Europie. To przestrzeń do ekspansji dla nas. Mamy sześć firm zajmujących się tą produkcją. Uruchamiamy zatem program badawczo-rozwojowy w NCBR. Ma on podnieść ich kompetencje, dać paliwo branży kotlarskiej, której produkty nie spełniają wymogów ekoprojektowania, by mogła opanować nowe umiejętności i dostarczać pompy ciepła. Sprawić, by były one tańsze i w rozproszonym budownictwie jednorodzinnym opłacało się wstawiać je, zamiast kotłów. Będzie też zapotrzebowanie na tę technologię w Europie. Podobnie może być z technologiami energetyki dużej i małej skali, wodorem. Nie będzie tak dlatego, że Unia Europejska nam każe. Chyba wszyscy chcielibyśmy mieszkać w domach szczelnych, z dobrą stolarką, które będą energooszczędne.

To wizja optymistyczna. Pesymistyczna jest taka, że inercja, szczególnie w przypadku planów strategicznych, sprawi, że Polska będzie przyglądać się biernie wzbierającej fali innowacji. Co wtedy?

Realizacja takiego scenariusza oznaczałaby, że nie zdaliśmy egzaminu z 16 lat członkostwa w Unii Europejskiej. Dyrektywy przyjmowane w latach 2004-2007 mogły być traktowane jako zło konieczne, do przyjęcia z obowiązku, bo wtedy uczyliśmy się zasad gry w Unii. Po tych kilkunastu latach, z kilkoma tysiącami urzędników europejskich z Polski, po rozpoczęciu kolejnej kadencji polskich posłów w Parlamencie Europejskim, nie możemy dziś mówić o tym, że to nie są nasze cele. To jest nasza wspólna polityka, której, paradoksalnie, Polska może nadać nowy sens. Polacy mówili o potrzebie zmian podczas kryzysu migracyjnego i gospodarczego, kiedy Europa zdała sobie sprawę, że kolejne pokolenia Europejczyków mogą nie mieć na pewno obiecanego awansu społecznego i dobrobytu większego niż ich rodzice. Ich status materialny będzie gorszy, nie będą mogli dwa razy w roku jeździć na wakacje i codziennie jeść w ulubionych restauracjach. O to przecież chodzi w buncie żółtych kamizelek oraz innych buntach tego typu w Europie. Traktując Europę czysto transakcyjnie, sami wpychamy się w postkolonialne myślenie. Ta Wspólnota to obietnica znacznie większa, a nie tylko awansu materialnego. To obietnica bezpieczeństwa i rozwoju. To nasza racja stanu. Powinniśmy tę grę współkształtować na poziomie telosu europejskiego, czyli koncepcji dotyczącej tego, po co ona jest. Mam wrażenie, że to my dzisiaj przypominamy Europie po co tworzyli ją Ojcowie Założyciele. Nie możemy być jedynie recenzentami, ale współautorami unijnej polityki. Europa mówi dziś, że chce neutralności klimatycznej. Czy w Krakowie, Rybniku czy innych miastach „świecących na czerwono” na europejskiej mapie zanieczyszczenia powietrza znajdziemy ludzi, którzy powiedzą, że chcą nadal eksploatować surowce bez jakiejkolwiek kontroli? Polacy w takich miastach, w sąsiedztwie przemysłu wydobywczego chcą być beneficjentami tych zmian. Musimy jasno określić nasze cele i siąść do stołu, by powiedzieć, na co chcemy wydać dostępne fundusze inwestycyjne: na wzmocnienie sieci elektroenergetycznej na północy kraju, na rurociągi hydrogen-ready, na budowę zielonej generacji przy ścianie wschodniej, na koleje metropolitalne, na transformację energetyczną budownictwa z wielkiej płyty. Potrzebujemy na to wsparcia legislacyjnego na poziomie krajowym i finansowego na poziomie unijnym. Powinniśmy być gotowi do takiej dyskusji.

Czy 23 czerwca 2020 roku, kiedy prowadzimy tę rozmowę, jesteśmy na to gotowi?

Szczyt Rady Europejskiej, który miał być poświęcony celowi neutralności klimatycznej jest przesunięty, ze względu na pandemię. Ten temat wybrzmi w dyskusji o Wieloletnich Ramach Finansowania, Funduszu Odbudowy oraz Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, bo one są – z nim i ze sobą – połączone. Prowadzimy dialog ministerstw najbardziej zaangażowanych w te negocjacje i inwestycje. Postawiliśmy sobie jasne cele. Chcemy przygotować Pana Premiera do dyskusji. Chcemy przedstawić listę projektów inwestycyjnych do zrealizowania z Funduszu Odbudowy w najbliższych latach, a także propozycję uproszczenia ram finansowania, żebyśmy nie dokręcali kolejnych tabliczek do istniejących instytucji, ale wskazać nowe, łatwiejsze procedury, które mogą być polskim wkładem w tę dyskusję.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Jakóbik: Neutralność klimatyczna dzieli Europę. Wasze ambicje, nasze ulice

Najnowsze artykuły