icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Gawlikowska-Fyk: „Polska unia” energetyczna to oksymoron

KOMENTARZ

Aleksandra Gawlikowska-Fyk

Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

Informacje o tym, że sześć państw członkowskich Unii Europejskiej uzależnionych jest w całości od dostaw rosyjskiego gazu przebiły się już do naszej świadomości. Dobitnie zakomunikowaliśmy to także Europie Zachodniej. Ale bezrefleksyjnie zapominamy, że aż dziesięć unijnych krajów w ogóle nie kupuje od Gazpromu błękitnego paliwa. A przecież unia energetyczna musi być zaprojektowana dla wszystkich i przez wszystkich zaakceptowana. Bo „polska unia” energetyczna to oksymoron.

Wczoraj Rada Europejska, obradująca pod przewodnictwem Donalda Tuska, przyjęła konkluzje, które popierają komisyjną wizję unii energetycznej, opublikowaną niecały miesiąc temu. Nie było to więc powtórzenie sześcio-punktowego planu ogłoszonego przez Polskę w kwietniu ubiegłego roku. Wtedy chodziło o to, by głośno mówić, że energia w UE, ma być nie tylko czysta i konkurencyjna, ale i rzeczywiście dostępna. A więc bezpieczeństwo obok, a nie zamiast klimatu. Nie bądźmy idealistyczni – inaczej projekt powędrowałby do kosza.

W tej chwili porównania między obiema koncepcjami nie mają już sensu, dlatego że polskie zostały inkorporowane do zupełnie nowego projektu unijnego, a większość z nich nie zostanie przesądzona z dnia na dzień, ale będzie przedmiotem długiego, skomplikowanego i zbiurokratyzowanego procesu legislacyjnego. Czy warto nadal dyskutować jedynie o tym, dlaczego nie ma zcentralizowanych i obligatoryjnych dla wszystkich zakupów gazu? Raczej nie, choć jedno można o nich powiedzieć na pewno – był to dobry chwyt piarowy. Dzięki temu projekt unii energetycznej żył medialnie (czy ktoś zwrócił wtedy uwagę na aż dwie propozycje Brytyjczyków?). W efekcie wybił się i sam pomysł, i jego autor. To, że unia energetyczna jest nową brukselską idée fixe i że jest skutecznie przejęta przez Komisję, to sukces, a nie porażka Polski.

Teraz jednak Polska nie może spocząć na laurach. Wręcz odwrotnie, musimy pilnować szczegółów i twardych przepisów, na które przełoży się unia energetyczna. I nie możemy ograniczać się do bezpieczeństwa, ale wpływać na cały pakiet, który zaproponowała Komisja. Rada Europejska była dopiero pierwszym starciem interesów państw członkowskich. Wiadomo na pewno, że nie można być naiwnym: Niemcy promują swoją wizję transformacji energetycznej („Energiewende”), Hiszpanie i Portugalczycy rozwiązują (nierozwiązywalny od lat) problem budowy połączeń z Francją, a Francja – przede wszystkim zabezpiecza sukces konferencji klimatycznej w Paryżu. Wystarczy więc porzucić warszawską perspektywę, by zobaczyć, że właściwie każdy ma swoją unię energetyczną.

Źródło: Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

KOMENTARZ

Aleksandra Gawlikowska-Fyk

Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

Informacje o tym, że sześć państw członkowskich Unii Europejskiej uzależnionych jest w całości od dostaw rosyjskiego gazu przebiły się już do naszej świadomości. Dobitnie zakomunikowaliśmy to także Europie Zachodniej. Ale bezrefleksyjnie zapominamy, że aż dziesięć unijnych krajów w ogóle nie kupuje od Gazpromu błękitnego paliwa. A przecież unia energetyczna musi być zaprojektowana dla wszystkich i przez wszystkich zaakceptowana. Bo „polska unia” energetyczna to oksymoron.

Wczoraj Rada Europejska, obradująca pod przewodnictwem Donalda Tuska, przyjęła konkluzje, które popierają komisyjną wizję unii energetycznej, opublikowaną niecały miesiąc temu. Nie było to więc powtórzenie sześcio-punktowego planu ogłoszonego przez Polskę w kwietniu ubiegłego roku. Wtedy chodziło o to, by głośno mówić, że energia w UE, ma być nie tylko czysta i konkurencyjna, ale i rzeczywiście dostępna. A więc bezpieczeństwo obok, a nie zamiast klimatu. Nie bądźmy idealistyczni – inaczej projekt powędrowałby do kosza.

W tej chwili porównania między obiema koncepcjami nie mają już sensu, dlatego że polskie zostały inkorporowane do zupełnie nowego projektu unijnego, a większość z nich nie zostanie przesądzona z dnia na dzień, ale będzie przedmiotem długiego, skomplikowanego i zbiurokratyzowanego procesu legislacyjnego. Czy warto nadal dyskutować jedynie o tym, dlaczego nie ma zcentralizowanych i obligatoryjnych dla wszystkich zakupów gazu? Raczej nie, choć jedno można o nich powiedzieć na pewno – był to dobry chwyt piarowy. Dzięki temu projekt unii energetycznej żył medialnie (czy ktoś zwrócił wtedy uwagę na aż dwie propozycje Brytyjczyków?). W efekcie wybił się i sam pomysł, i jego autor. To, że unia energetyczna jest nową brukselską idée fixe i że jest skutecznie przejęta przez Komisję, to sukces, a nie porażka Polski.

Teraz jednak Polska nie może spocząć na laurach. Wręcz odwrotnie, musimy pilnować szczegółów i twardych przepisów, na które przełoży się unia energetyczna. I nie możemy ograniczać się do bezpieczeństwa, ale wpływać na cały pakiet, który zaproponowała Komisja. Rada Europejska była dopiero pierwszym starciem interesów państw członkowskich. Wiadomo na pewno, że nie można być naiwnym: Niemcy promują swoją wizję transformacji energetycznej („Energiewende”), Hiszpanie i Portugalczycy rozwiązują (nierozwiązywalny od lat) problem budowy połączeń z Francją, a Francja – przede wszystkim zabezpiecza sukces konferencji klimatycznej w Paryżu. Wystarczy więc porzucić warszawską perspektywę, by zobaczyć, że właściwie każdy ma swoją unię energetyczną.

Źródło: Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

Najnowsze artykuły