EnergetykaWęgiel. energetyka węglowa

Buzek: Europejski Zielony Ład to nie problem, ale fakt, że Polska stoi w miejscu (ROZMOWA)

Prof. Jerzy Buzek. Grafika: Gabriela Cydejko

Prof. Jerzy Buzek. Grafika: Gabriela Cydejko

– Jeśli jest się czego obawiać, to nie tego, że Zielony Ład przyśpiesza, ale tego, że Polska, zupełnie osamotniona, tkwi w miejscu – ocenia prof. Jerzy Buzek, były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego, obecnie Poseł do PE z Komisji ds. Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.

BiznesAlert.pl: Europejski Zielony Ład wydaje się przyspieszać. Przykładem może być kompromis komisji węglowej w Niemczech sugerujący odejście od węgla do 2038 roku, który teraz jest kwestionowany przez aktywistów jako zbyt konserwatywny. Czy Polska powinna obawiać się tego przyspieszenia?

Jerzy Buzek: Zacznijmy od tego, że sprowadzanie Zielonego Ładu tylko do odchodzenia od węgla – coraz częściej, niestety, widoczne w naszej debacie publicznej – to ogromne uproszczenie. To tak, jakby wszystkie – rozłożone na lata – wyzwania i radości rodzicielstwa sprowadzić do wyrzynania się pierwszych zębów i chorób wieku dziecięcego. Zielony Ład to przecież długoterminowa strategia rozwoju i wzrostu całej Unii, wzmacniania jej innowacyjności i globalnej konkurencyjności, tworzenia nowych i atrakcyjnych – również dla ludzi młodych – miejsc pracy w nowoczesnej, proekologicznej gospodarce. I to wszystko wpisane jest w dążenie do osiągnięcia przez UE neutralności klimatycznej w 2050 roku poprzez głęboką transformację energetyki, ale i transportu, przemysłu, budownictwa czy rolnictwa.

Wracając zaś do Niemiec i roku 2038 – spójrzmy szerzej: Słowacja ma odejść od węgla w 2023, Grecja i Węgry – do 2030, poważnie myślą o tym Czechy. Wielka Brytania – w 2025, choć przecież nie jest już w Unii. Finlandia chce być neutralna klimatycznie w 2035, Austria – w 2040, Szwecja – w 2045. W kwietniu apel, by Zielony Ład uczynić kołem zamachowym wychodzenia przez UE z zapaści po pandemii, podpisało 17 państw, w tym Malta, Łotwa czy Słowenia. Jeśli zatem jest się czego obawiać, to nie tego, że Zielony Ład przyśpiesza, ale tego, że Polska, zupełnie osamotniona, tkwi w miejscu.

W jakim sensie?

Jako jedyny kraj członkowski dwukrotnie odrzuciliśmy na szczytach Rady Europejskiej możliwość włączenia się w realizację celu neutralności klimatycznej Unii. Ceną, jaką rząd PiS zgodził się za to zapłacić, będzie m.in. utrata większości środków, które tylko w najbliższych 7 latach mogliśmy dostać na transformację regionów górniczych. Zamiast ponad 35 mld zł dla Śląska, Zagłębia, Wałbrzycha i Turoszowa, Konina czy Bełchatowa, będzie to prawdopodobnie ok. 7,5 mld. To dramatycznie mniej środków na walkę ze smogiem, obniżanie cen energii dla Polek i Polaków, ekologiczny transport, przebudowę energetyki, podnoszenie komfortu życia na terenach zdegradowanych czy tworzenie tam nowych miejsc pracy. Powiedzieć, że to katastrofa, to nic nie powiedzieć. W Parlamencie Europejskim podejmujemy próby uratowania tych pieniędzy dla Polski, ale sytuacja jest więcej niż trudna. 

Jak ocenia Pan przygotowanie na poziomie centralnym i regionalnym do zużycia środków Funduszu Sprawiedliwej Transformacji w Polsce?

Sygnały, które płyną do mnie chociażby od samorządowców, nie są optymistyczne. Cały czas wygrywa – zdaje się – pokusa, by wszystko upolityczniać i centralizować, pisać za przysłowiowym biurkiem w Warszawie, a wszelkie konsultacje z lokalnymi władzami, społecznościami, biznesem czy organizacjami pozarządowymi – uczynić maksymalnie fasadowymi. Nie pomaga także chyba walka o kompetencje i wpływy między ministerstwami oraz napięcia wśród koalicjantów wokół rekonstrukcji rządu. A czas nieubłaganie ucieka.  

Jakie inwestycje w paliwa kopalne mają szansę przetrwać legislację unijną tworzoną jako praktyczny element Europejskiego Zielonego Ładu – prawo klimatyczne, zrównoważone inwestycje, taksonomia?

Mam nadzieję, że będą to jednak jakieś inwestycje w infrastrukturę gazową. Gaz w wielu państwach, w tym w Polsce, może być – choćby w ciepłownictwie – paliwem przejściowym, pozwalającym radykalnie obniżyć emisje CO2, a przy tym – znacznie zmniejszyć zanieczyszczenie powietrza i zjawisko ubóstwa energetycznego. Staramy się budować tę świadomość w Parlamencie Europejskim, ale – zupełnie niespodziewanie – coraz większe problemy w ostatnim czasie zaczynają pojawiać się w Radzie UE, wśród krajów członkowskich. I tu ponownie wracamy do pytania o pozycję Polski. Niby rząd podejmuje próby budowania koalicji w tej akurat sprawie, ale jak przychodzi do konkretnej legislacji – jesteśmy znów kompletnie sami. 

Czy reforma górnictwa ma polegać na jego stopniowej likwidacji? Co z innymi dziedzinami gospodarki, w których może się przydać polski węgiel? Jaka jest alternatywa dla Śląska?

Chyba trudno oprzeć się wrażeniu, że obecnie nasze górnictwo ulega swoistej samolikwidacji – upada pod własnym ciężarem. Kopalnie przynoszą miliardowe straty i ciągną za sobą w dół spółki energetyczne, na zwałach leżą rekordowe ilości węgla, a jednocześnie równie rekordowe ilości tańszego węgla płyną do nas z zagranicy – głównie z Rosji. Importujemy ponadto coraz więcej prądu, a udział węgla w jego wytwarzaniu w Polsce jest najniższy w historii. Nie ma pieniędzy na nowe inwestycje, a w wielu kopalniach wyczerpują się pokłady. Brakuje też chętnych do pracy – sama Jastrzębska Spółka Węglowa sygnalizuje niedobór ok. 2 000 pracowników! Dostrzegają to wszystko sami górnicy, ale oczekują – i słusznie – że rząd potraktuje ich serio, usiądzie do poważnych rozmów, przedstawi uczciwy i jasny plan na przyszłość – tak ważny dla górników i ich rodzin.

Osobną kwestią jest, oczywiście, węgiel koksujący, który tak długo, jak jest technologicznie niezastępowalny przy produkcji stali – ma przed sobą pewną przyszłość. Nasza Jastrzębska Spółka Węglowa będzie zresztą za chwilę jedynym producentem tego węgla w Unii. Dlatego mocno zabiegam, jak trzy lata temu, o jego utrzymanie przez Komisję Europejską na liście surowców o strategicznym znaczeniu dla UE. Podnosiłem tę sprawę wielokrotnie m.in. z wiceprzewodniczącym KE, Fransem Timmermansem i komisarzem Thierry Bretonem.

Co do alternatyw na Śląsku – one już istnieją: górnictwo odpowiada, wbrew pozorom, za zaledwie 10 procent przychodów całego przemysłu w regionie. A eksperci od dłuższego czasu wskazują, że ograniczenie zatrudnienia w kopalniach może wręcz przyśpieszyć rozwój województwa w dłuższej perspektywie. Trzeba to tylko robić rozważnie – stąd m.in. tak ogromne znaczenie ma rzetelne przygotowanie terytorialnych planów sprawiedliwej transformacji, o których już rozmawialiśmy.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik


Powiązane artykuły

Rozmowy Iran-MAEA w sprawie programu nuklearnego na dniach

Iran przekazał, że pozostaje w dialogu z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej w sprawie programu nuklearnego. Następna tura negocjacji ma odbyć...

UDT sprawdza dokumentację reaktorów Westinghouse

Urząd Dozoru Technicznego (UDT) poinformował, że rozpoczął proces uzgadniania dokumentacji dotyczącej technologii AP1000, oferowanej przez Westinghouse. Reaktory trafią do powstającej...

Na okupowanym Krymie sprzedają paliwo na kartki

Na Krymie, okupowanym od 2014 roku, brakuje benzyny 95-oktanowej. Jest dostępna głównie „na kartki” dla firm i instytucji. Kryzys dotyczy...

Udostępnij:

Facebook X X X