Amerykańskie częściowe wybory do Kongresu, tzw. midterms, nie zapowiadają się dobrze dla prezydenta Joe Bidena i Demokratów. Notowania prezydenta i administracji są słabe, czego przyczyną jest słaby stan gospodarki: inflacja i kryzys energetyczny. Wygląda na to, że ambitne plany transformacji i polityki klimatycznej nie pomogą Bidenowi w politycznej bitwie. Jeśli zaś Demokraci przegrają wybory jesienią, prezydentowi będzie jeszcze trudniej wdrażać swój program – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Problemy z celami klimatycznymi
Jeśli chodzi o energetykę i politykę klimatyczną, w ostatnim czasie prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden jest w trudnej sytuacji. Na początku lipca większość sędziów Sądu Najwyższego mocno wyhamowała istotny element polityki energetycznej obecnej administracji; większość sędziów uznała, że Agencja Ochrony Środowiska (Environment Protection Agency – EPA – red.) przekroczyła swoje uprawnienia w związku z zamówieniami na produkcję energii elektrycznej z paliw kopalnych. Chodzi o to, że Joe Biden chciał kontynuować program prezydenta Baracka Obamy, który stworzył „Clean Power Plan”, mający na celu zwiększenie udziału źródeł niskoemisyjnych w miksie. Plan, który był realizowany przez Agencję Ochrony Środowiska, wyznaczył stanom cele ograniczania emisji CO2, co zmusiło je do zamykania elektrowni węglowych, a trzeba przypomnieć, że energetyka jest drugim po transporcie źródłem emisji CO2 w Stanach Zjednoczonych. Sześciu z dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego uznało nakazy EPA za zbyt daleko idące, ponieważ „Clean Power Plan” nie został zatwierdzony przez Kongres. Co więcej, kongresmeni w głosowaniu dali jasno do zrozumienia, że nie chcą kompleksowego celu redukcji emisji. Sędziowie orzekli teraz, że decyzje o dużym znaczeniu dla państwa wymagają zgody Kongresu.
Perzyński: Biden pompuje miliardy w Ukrainę, ratując też samego siebie
Prezydent Biden powiedział wówczas, że decyzja ta jest „straszna”, a on nie przestanie wykorzystywać swojej władzy do ochrony zdrowia publicznego i walki z kryzysem klimatycznym. Zapowiedział, że jego rząd będzie współpracował ze stanami i miastami w celu zmniejszenia emisji, promując jednocześnie nowe inicjatywy legislacyjne. W tym tygodniu, przemawiając w nieczynnej elektrowni węglowej w Massachusetts, Biden ogłosił nowe finansowanie w wysokości 2,3 miliarda dolarów dla społeczności borykających się z ekstremalnymi upałami i podjęcie nowych kroków w celu pobudzenia morskiej energetyki wiatrowej. – Zmiany klimatu to sytuacja nadzwyczajna, a w nadchodzących tygodniach zamierzam wykorzystać władzę, jaką mam jako prezydent, aby przekształcić te słowa w formalne, oficjalne działania rządu poprzez odpowiednie proklamacje, zarządzenia wykonawcze i uprawnienia regulacyjne, które posiada prezydent – powiedział Biden. – Jako prezydent mam obowiązek działać szybko i zdecydowanie, ponieważ nasz naród stoi w obliczu wyraźnego niebezpieczeństwa, jakim są zmiany klimatu – dodał Biden, obiecując nowe kroki w celu ograniczenia tego, co nazwał „egzystencjalnym zagrożeniem dla naszego narodu i świata”. Prezydent przekazał też swojej administracji, że chce podjąć zdecydowane i szybkie działania w tym obszarze.
Ceny paliw uderzają w Bidena
W kraju, gdzie odległości są znacznie większe niż w Europie, a znaczna większość ludzi ma samochód, i to wielki, to sektor transportu jest największym źródłem emisji dwutlenku węgla. Ceny paliw są wyznacznikiem kondycji gospodarki; od nich też w dużej mierze zależą nastroje społeczne. Z powodu drożejącego paliwa coraz większą popularnością cieszą się naklejki z wizerunkiem Joe Bidena wskazującego na coś palcem po swojej prawej stronie, z napisem „to ja to zrobiłem!”. Najczęściej są one naklejane na dystrybutory paliw na stacjach paliw, gdzie suma za galon jest coraz większa. Dlatego też w połowie lipca prezydent USA odwiedził Rijad, by rozmawiać o zwiększeniu podaży ropy na rynku ze względu na rekordowe ceny na stacjach paliw na całym świecie, także w jego kraju. Jednakże Saudyjczycy nie zareagowali żadnymi nowymi deklaracjami. Podczas rozmów saudyjski następca tronu Mohammed bin Salman zadeklarował, że jego kraj zwiększy wydobycie ropy z 12 do 13 mln baryłek dziennie, ale dopiero do 2027 roku. Nie jest to jednak nowa deklaracja, bo została sformułowana po raz pierwszy wiosną 2022 roku po ataku Rosji na Ukrainę i pierwszych sygnałach z Waszyngtonu ku potęgom naftowym, aby zwiększyły podaż. Biały Dom podał zaś, że przyjął z zadowoleniem zwiększenie wydobycia o 50 procent powyżej planu na lipiec i sierpień.
Perzyński: Amerykanie przestaną kupować surowce z Rosji. Co dalej?
Do tego wszystkiego Joe Biden poinformował, że podjął decyzję o tym, by zwolnić z rezerw dodatkowy milion ton ropy, żeby zbić ceny paliw na stacjach. Zaznaczył, że spadki widać na stacjach benzynowych, ale producenci benzyn nie obniżają cen wystarczająco szybko. – Uwalniamy ok. 1 mln baryłek ropy naftowej dziennie z rezerwy strategicznej i zmobilizowaliśmy naszych partnerów na całym świecie, by wypuścili na rynek łącznie 240 mln baryłek. Nasze działania przynoszą efekt, a ceny spadają – napisał prezydent w mediach społecznościowych, zaznaczając jednocześnie, że średnia cena galonu benzyny w USA spadła w ciągu 35 dni o ponad pół dolara, odkąd w czerwcu przebiła granicę 5 dolarów. Stwierdził jednak, że spadki cen surowców nie są wystarczająco odczuwalne dla konsumentów. – Kiedy Putin ponownie napadł Ukrainę, a ceny ropy naftowej poszły w górę, przemysł szybko podniósł ceny na stacjach. Ale teraz, kiedy cena spadła, Amerykanie nie zobaczyli tych oszczędności – podkreślił Biden. Tymczasem według danych stowarzyszenia AAA średnia cena galonu benzyny to obecnie 4,49 dolara, podczas gdy miesiąc temu wynosiła 4,98. Cena ropy naftowej WTI spadła w tym czasie z 122 dolarów za baryłkę do obecnego poziomu 102 dolarów, choć jeszcze w ubiegłym tygodniu wynosiła 95 dolarów. We wtorek prezydencki doradca Jared Bernstein ocenił, że spodziewa się, że cena galonu benzyny spadnie poniżej 4 dolarów w ciągu nadchodzących tygodni.
Billboardowy apel na Times Square do Bidena: Come on, Joe! Wydobywajmy ropę w kraju
Midterms
Tymczasem już 8 listopada odbywają się częściowe wybory do amerykańskiego kongresu, a nastroje w kraju są jednoznacznie złe. Tylko 13 procent zarejestrowanych wyborców stwierdziło, że sprawy w Ameryce zmierzają we właściwym kierunku, a tylko 10 procent stwierdziło, że gospodarka była w doskonałym lub dobrym stanie. Większość wyborców stwierdziła, że kraj jest zbyt podzielony politycznie, aby stawić czoła wyzwaniom. Dla porównania, każda z tych liczb pokazuje jeszcze bardziej pesymistyczny nastrój niż miało to miejsce w październiku 2020 roku, kiedy pandemia wciąż szalała, a prezydentem był Donald Trump. Dlatego z całą pewnością można stwierdzić, że Joe Biden ma kłopoty. Pozytywne oceny jego prezydentury są niższe, niż kiedykolwiek miało to miejsce w przypadku Donalda Trumpa. Republikanom nie będzie trudno wykorzystać tych warunków na swoją korzyść, a z republikańską większością w Kongresie administracji Joe Bidena będzie znacznie trudniej prowadzić transformację energetyczną i politykę klimatyczną w kształcie, jaki zapowiadał w kampanii wyborczej dwa lata temu.