KOMENTARZ
Grzegorz Makuch
Współpracownik BiznesAlert.pl i autor książki „Gaz łupkowy. Wielka gra o bezpieczeństwo energetyczne”
W kwietniu 2014 r. ówczesny premier Donald Tusk zapowiedział powołanie Unii Energetycznej osadzonej na sześciu filarach. Jednak po upływie niecałego roku koncepcja zaproponowana przez premiera Tuska została wypełniona nową treścią.
W kwietniu Donald Tusk zaproponował utworzenie Unii Energetycznej na zrębach: 1) solidarności gazowej na wypadek przerwania dostaw gazu; 2) zwiększenia poziomu finansowania ze środków unijnych projektów energetycznych umożliwiających solidarność energetyczną; 3) wspólnych zakupach energii; 4) rehabilitacji węgla; 5) wydobyciu gazu z łupków; 6) radykalnej dywersyfikacja źródeł.
Natomiast po upływie niecałego roku koncepcja Unii Energetycznej, w wyniku intensywnych prac poszczególnych państw i grup interesów, została ona wypełniona następującą treścią: 1) bezpieczeństwo dostaw; 2) rozwój konkurencyjnego rynku wewnętrznego; 3) obniżenie popytu na energię; 4) dekarbonizacja; 5) badania i rozwój.
Zestawiając treści proponowanej i obecnie omawianej koncepcji Unii energetycznej należy zauważyć, że znikły następujące punkty:
– punkt 3 mówiący o wspólnych zakupach gazu (premier Kopacz powiedziała, że forsowanie tego punktu będzie problematyczne, o czym eksperci zapewniali już rok temu);
– punkt 5 dotyczący wydobycia gazu z łupków (opcjonalnie można powiedzieć, że zastąpiono go zapisem o rozwoju badań);
– punkt 6 – traktujący o radykalnej dywersyfikacji źródeł znikł.
Pierwotnie proponowane zwiększenie finansowania projektów energetycznych – w zapewnieniach premiera Tuska nawet do 75% zmiękczono sprowadzając go do zapisu o rozwoju rynku wewnętrznego, które już w UE postępuje od kilku lat i nie wymaga powoływania w tym celu kolejnych tworów w postaci Unii Energetycznej. Z kolei propozycję rehabilitacji węgla zamieniono na dekarbonizację – czyli zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Jednak po spotkaniu premier Ewy Kopacz z wiceszefem KE i komisarzem ds. unii energetycznej Maroszem Szefczowiczem minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski powiedział, że dekarbonizacji nie należy rozumieć jako walki z węglem, ale z emisją dwutlenku węgla. „Chodzi o to, by energia z węgla była coraz mniej emisyjna. Natomiast nie zgadzamy się na pełną dekarbonizację, bo nasza gospodarka jeszcze przez wiele lat będzie oparta na węglu”.
Jednak sama koncepcja Unii Energetycznej wydaje się być wtórna wobec rozpoczętych w 2007 r. (Traktat z Lizbony wprowadzający solidarność energetyczną) prac nad uwspólnotowieniem energetyki, która zasadza się dziś na czterech filarach: a) wspólna wizja polityki energetycznej; b) dywersyfikacja źródeł; c) konkurencja i liberalizacja; d) polityka energetyczno-klimatyczna. Z tej perspektywy zasadniejsza wydaje się próba akcentowania polskiego głosu w ramach powyższych czterech filarów, a nie tworzenie kolejnej koncepcji, jak Unia Energetyczna. Zwłaszcza, że z pierwotnej koncepcji Unii Energetycznej autorstwa ówczesnego premiera, a dziś szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska zostało doprawdy niewiele. Również w sferze politycznej. Bowiem kwietniowa propozycja Tuska miała być próbą budowania solidarności europejskiej w obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Tymczasem w styczniu tego roku kanclerz Niemiec Angela Merkel na szczycie ekonomicznym w Davos zaproponowała rozpoczęcie dialogu między UE i Euroazjatycką Unią Gospodarczą. Krok dalej poszedł wicekanclerz Sigmar Gabriel zgłaszając postulat utworzenia europejsko-rosyjskiej strefy wolnego handlu od Lizbony po Władywostok. Jako ciekawostkę można dodać, że koncepcję wspólnoty gospodarczej od Lizbony po Władywostok po raz pierwszy zgłosił Władimir Putin w listopadzie 2010 r. w artykule opublikowanym na łamach niemieckiego „Suddeutsche Zeitung” proponując utworzenie kontynentalnego rynku poprzez ujednolicenie przepisów prawnych i celnych, norm technicznych jak i rozwój infrastruktury transportowej.
Wynik dotychczasowych prac nad Unią Energetyczną można podsumować stwierdzeniem, że premier Donald Tusk nienajlepiej wstrzelił się ze swoją koncepcją w sytuację międzynarodową i tematykę energetyczną. Jednak skoro projekt Unii Energetycznej w debacie europejskiej zaistniał, to nie ma już od tego odwrotu i trzeba rozpocząć wokół niego negocjacje. Na wstępie należy podkreślić, że ostateczne rozstrzygnięcie dot. kształtu tej koncepcji mają nastąpić w marcu 2015 r. i minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski w grudniu 2014 r. zapowiedział, że będzie to najważniejsza batalia jaka czeka Polskę na szczycie Rady Europejskiej. Dlatego tak ważna jest odpowiednia praca już teraz. Minister Trzaskowski proponuje, by z Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych (tzw. Plan Junckera) w ramach mechanizmów kompensacyjnych towarzyszących polityce klimatycznej UE do 2030 r. pozyskać środki na modernizację przemysłu węglowego. Dobrze by było próbować przebić się z tym głosem w ramach prac nad Unią Energetyczną i następnie rozwinąć ten projekt o podpunkt dotyczący technologii czystego spalania węgla.
Z kolei „Rzeczpospolita” powołując się na komisarz Elżbietę Bieńkowską, pisze że w projekcie Unii Energetycznej znajdą się prawdopodobnie zapisy dot. przejrzystości cenowej na europejskim rynku gazu. Bez wątpienia w umowach gazowych Gazpromu z europejskimi podmiotami jest zbyt dużo polityki i niewiele ekonomii. Dlatego warto zadbać nie tylko o większą transparentność cen, ale umów jako takich. Nie musi to naruszać tajemnicy handlowej (w przeciwieństwie do upubliczniana cen kupowanego surowca), bowiem wystarczy, że zostaną wypracowane – na poziomie UE – szerokie ramy umów gazowych (zawierających takie zmienne jak niedopuszczalne klauzule, np. przeznaczenia, możliwy stopień procentowy wprowadzania zasady take or pay warunkowany ilością kupowanego gazu, ilość wolumenu sprzedawanego po cenie indeksowaną ropą i część powiązaną z ceną rynku spot itd.). Polska ma świetne narzędzia ku temu, bowiem szefem Agencji ds. Współpracy Organów Regulacji Energetyki (ACER), organizacji pracującej od 2009 r. nad przejrzystością i integralnością rynku gazu w UE, jest były Główny Geolog Kraju Piotr Woźniak. Kolejnym priorytetem Polski powinien być zapis gwarantujący w średniookresowej perspektywie (do 2019 r.) dywersyfikacje źródeł gazu dla regionu Europy Środkowo-Wschodniej, jak i kolejny zapis umożliwiający pozyskiwanie większej puli środków na rzecz sieciowania EŚW. Unia Energetyczna w takim kształcie zdecydowanie bardziej przytemperowałaby zapędy Władimira Putina niż kolejne sankcje.
Marcowym obradom Rady Europejskiej będzie przewodził Donald Tusk. Do tego czasu Polska musi wykazać się ogromną aktywnością dyplomatyczną i lobbingową na polu Unii Energetycznej. Miejmy nadzieję, że do tego czasu strona polska zdoła wnieść do projektu swoje propozycje – czas ucieka, ale wciąż jest go wystarczająco dużo, by przygotować jej trzecią odsłonę.