icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Sawicki: Czy offshore nie wypali jak kiedyś gaz łupkowy?

Co łączy gaz łupkowy z morską energetyką wiatrową? Niewiele, jeśli chodzi o rodzaj energetyki czy segment branży. Natomiast w kwestii barier administracyjnych, modeli finansowania i braku stabilności rynkowej – mnóstwo. Czy offshore w Polsce podzieli los gazu łupkowego? Nie, ale może przesunąć Polskę na koniec kolejki oczekujących na energię z Bałtyku – pisze redaktor portalu BiznesAlert.pl, Bartłomiej Sawicki.

Podobieństwa

Z raportu Najwyższej Izby Kontroli z początku 2014 roku, dotyczącego gazu łupkowego wynika, że w momencie, kiedy wydawane były koncesje i ruszały jego poszukiwania w Polsce, w latach 2007-2012 w Departamencie Geologii i Koncesji Geologicznych sprawami dotyczącymi koncesjonowania poszukiwań zajmowały się jedynie trzy osoby. Postępowania administracyjne w sprawie udzielenia (zmiany, przeniesienia) koncesji na poszukiwanie lub rozpoznawanie gazu z łupków ciągnęły się w nieskończoność. Decyzje wydawane były ze znacznym przekroczeniem terminów określonych w Kodeksie Postępowania Administracyjnego i średnio trwały 132 dni przy wymaganych prawem 30 dniach. To pierwsze podobieństwo do funkcjonowania sektora offshore.

Drugie to dyskusje dotyczące systemu opodatkowania. W 2014 roku polski parlament przyjął ustawę o specjalnym podatku węglowodorowym oraz podatku od wydobycia niektórych kopalin. Ustawa weszła w życie 1 stycznia 2016 roku, a podatki miały być pobierane od 2020 roku. Tak się nie stanie, bo przyjęty system charakteryzuje się nadmiernym fiskalizmem. To jeden, ale nie jedyny i nie najważniejszy powód „wygaszenia” rewolucji łupkowej w Polsce i zaprzestania wykonywania kolejnych prac wiertniczych. W przypadku sektora morskich farm wiatrowych podobnie jak było z gazem łupkowym, dyskusja o jego rozwoju odbywa się bez przyjęcia legislacji, dotyczącej modelu finansowania. Przełoży się to na decyzje zagranicznych inwestorów czy wchodzić na polski Bałtyk. Tak jak w przypadku gazu łupkowego, tak w branży offshore podatki czy model finansowania mogą zdecydować o zainteresowaniu zagranicznych firm polskim rynkiem.

Oczywiście należy pamiętać, że offshore ma jedną przewagę nad gazem łupkowym – morskie farmy wiatrowe to kierunek w jakim polska energetyka podąża, bo narzuca to jej polityka klimatyczno – energetyczna UE, zmierzająca w stronę niskoemisyjnej gospodarki. Bariery administracyjno – finansowe mogą jednak zdecydować, że mimo potencjału drzemiącego w polskim Bałtyku, podobnie jak w złożach gazu łupkowego, Polska będzie ciągnąć się w ogonie inwestycji stając się klientem, a nie architektem morskich farm wiatrowych.

Sawicki: Biurokracja zabiła rewolucję łupkową w Polsce

Krajobraz na Bałtyku

Na początku tego roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydały deweloperom morskich farm wiatrowych kolejne warunki przyłączeniowe do systemu o łącznej mocy 4848 MW. Zgodnie z nimi projekty morskich farm wiatrowych, które już je otrzymały mają mieć blisko 7100 MW mocy. Jeśli wszystkie 13 projektów, mających już decyzje lokalizacyjne, a część z nich i umowy przyłączeniowe zostaną zrealizowane, to do końca 2030 roku Polska może mieć już trzy czwarte z mocy wiatrowych, planowanych w projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040, czyli tzw. strategii energetycznej. Przypomnijmy, że zgodnie z nią do 2030 w Polsce ma być 4,6 GW, a do 2040 10,6 GW.

Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydały pod koniec stycznia 2019 warunki przyłączenia do systemu morskich farm wiatrowych spółkom MFW Bałtyk II, należącej do Polenergii i norweskiego Equinora (240 MW), Polenergii Bałtyk I (1560 MW), Baltic Trade and Investowi (350 MW), Elektrowni Wiatrowej Baltica-2 (1498 MW, należącej do PGE) oraz Baltic Power’owi (1200 MW, należącemu do PKN Orlen). Projekty te mają łącznie wytworzyć 4848 MW.

Polenergia ma najbardziej zaawansowane projekty inwestycyjne. Trzy z nich, w których partnerem jest norweski Equnor, planuje oddać do eksploatacji w połowie lat 20. –  Najbardziej zaawansowane są dwie morskie farmy wiatrowe – Bałtyk II oraz Bałtyk III, o łącznej mocy do 1200 MW. Pierwsza energia z tych farm może popłynąć najwcześniej w 2024 lub 2025 roku.

https://biznesalert.pl/equinor-wierzy-w-pierwsze-dostawy-energii-z-offshore-na-baltyku-w-2024-roku/

Bieg przez płotki

Na polskim obszarze Morza Bałtyckiego realizowanych jest obecnie 13 projektów, które dysponują decyzją lokalizacyjną na tworzenie tzw. sztucznych wysp. Łączna moc tych projektów może wynieść 7,1 GW. Dla porównania to mniej o 1,6 GW aniżeli moc generowana na koniec 2018 roku w wyniku spalania węgla brunatnego. Nieprzypadkowo podaje ten rodzaj paliwa, bo to właśnie energia z wiatraków na morzu po 2030 roku ma zastąpić węgiel brunatny w miksie energetycznym Polski.

Proces przygotowania prowadzący od złożenia wniosku o koncesje, pozwalające na stawianie  tzw. sztucznych wysp, do momentu rozpoczęcia samej budowy składa się z etapów lokalizacyjnego, środowiskowego, projektowego, po uruchomienie prac. Jak dotychczas etap uzyskania decyzji lokalizacyjnych sfinalizowało 13 podmiotów. Tu może pojawić się kolejny gracz, czyli Tauron, który przy aktualizacji swojej strategii poinformował o zamiarach złożenia wniosków koncesyjnych na budowę morskich farm wiatrowych lub dołączenia się do projektów już realizowanych. Jednak żaden z nich nie jest jeszcze na czwartym etapie. Co więcej, tylko projekty Polenergii i Equinora zamknęły etap drugi, a więc są już po uzyskanej decyzji środowiskowej. PGE złożyło w zeszłym roku wniosek o wydanie takiej decyzji dla własnych projektów.

Podczas ostatniego Bałtyckiego Forum Przemysłu Energetyki Morskiej wyliczono liczbę procedur administracyjnych, pozwalających na budowę farmy. Począwszy od pomysłu do jej realizacji trzeba łącznie uzyskać 75 pozwoleń, opinii, zezwoleń lub podjąć działania związane z całą procedurą. Inwestor musi zaznajomić się z 8 ustawami oraz 15 rozporządzeniami. Do tego należy doliczyć 19 uzgodnień i opinii poza trybem Kodeksu Postępowania Administracyjnego. Mimo tego koncerny energetyczne postanowiły realizować te projekty. Żmudna procedura administracyjna i  brak odpowiedzi na pytania o model wsparcia, aukcje dla takich projektów czy o model finansowania przyłączy do lądowego systemu przesyłowego przekładają się na wydłużenie tego procesu. Pierwsze koncesje dla obecnie realizowanych 13 projektów zostały wydane w latach 2012 – 2013, a więc pięć – siedem lat temu, a od etapu lokalizacji udało się tylko jednemu z nich przejść do drugiego etapu inwestycji spośród czterech wymaganych. Koncesje na niektóre z nich wkrótce wygasną.

Propozycje branży

Branża ma pomysł na uproszczenie tego procesu i przygotowała spis elementów, które powinny znaleźć się w ustawie o morskich farmach wiatrowych. Chodzi o:

– Uruchomienie w pierwszej kolejności jak najszybciej projektów pilotażowych, a więc tych, które są na etapie najbardziej zaawansowanym. Aby to zrobić konieczne jest zdaniem branży wdrożenie zasad finansowania projektów, minimalizacja ryzyka poprzez uproszczenie procedur na etapie uzyskania pozwolenia na budowę na czwartym etapie. Zdaniem branży to ten etap jest znacznie bardziej skomplikowany aniżeli pozostałe. Tylko jednej firmie udało się dotrzeć do drugiego etapu.

– Kolejny postulat to zapewnienie możliwości przyłączenia farm do sieci. Przy czym nie chodzi tu o umowę przyłączeniową lub warunki przyłączeniowe, ale fizyczną możliwość wyprowadzenia mocy, a więc samą realizację przyłączenia na lądzie. W skrócie chodzi więc o zmaterializowanie umów przyłączeniowych na inwestycje sieciowe.

– Kolejny postulat to przygotowanie potencjału dostawczego i zapewnienie zaplecza logistycznego. Branża w tym zakresie wnosi o inwestycje w samych portach, których nabrzeża nie są gotowe do montażu dźwigów, niezbędnych do instalacji i załadunku elementów konstrukcyjnych. Jej zdaniem należy je dodatkowo wzmocnić, aby wykluczyć ryzyko ich zapadania się. Inaczej jak alarmują przedstawiciele firm, montaż farm wiatrowych na polskim Bałtyku będzie odbywać się w portach niemieckich do tego już przygotowanych.

– Następny to otwarcie rynku na kolejne morskie farmy wiatrowe, jeśli faktycznie do 2040 roku zgodnie z projektem Polityki Energetycznej Polski, moc zainstalowana w offshorze ma wynieść ponad 10 GW. Wiąże się to z przygotowaniem prognozy zapotrzebowania na moc z morskich farmach wiatrowych w kolejnych etapach rozwoju rynku.

– Konieczne wydaje się także odblokowanie procesu uzyskiwania nowych decyzji lokalizacyjnych, jak również uruchomienie procedury wsparcia finansowego dla tego typu projektów w kolejnych fazach rozwoju rynku już po fazie pilotażowej, dla której zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami Ministerstwa Energii ma być odrębny system finasowania.

Dominik Gajewski z Konfederacji Lewiatan uważa, że czasu na zmiany w ustawach dotyczących powyższych procedur i przyjęcia, jednej, prawdopodobnie specustawy dotyczącej budowy morskich farm wiatrowych już praktycznie nie ma. Parlament będzie pracował jeszcze przez zaledwie 9 dni przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Ostateczny kształt tej ustawy będzie determinować Plan Zagospodarowania Obszarów Morskich, który określi jaki obszar zostanie przyznany pod budowę morskich farm wiatrowych.

Drugi element, który wpłynie na tę legislację, to sposób wyprowadzenia mocy. Określenie tych dwóch elementów, zdaniem branży jest kluczowe przy jej projektowaniu. Jeśli chodzi o procedurę lokalizacji Konfederacja Lewiatan przewiduje tzw. szybką ścieżkę. Uchwalony Plan Zagospodarowania Obszarów Morskich przewiduje z kolei objęcie danego obszaru funkcją podstawową, a więc uzyskiwanie energii ze źródeł OZE. Przyznawanie lokalizacji na tych obszarach powinno następować na podstawie planu. W przypadku kolejnych lokalizacji morskich farm wiatrowych Lewiatan proponuje tryb przetargowy przyznawania obszarów pod lokalizację takich inwestycji. W kwestii trybu przyspieszonego Lewiatan proponuje skrócenia oczekiwania dla szeregu decyzji administracyjnych, dotyczących pozwolenia na budowę i decyzji z zakresu prawa geologicznego i górniczego. Jeśli zaś chodzi o usprawnienia Lewiatan chce wprowadzać tryb natychmiastowej wykonalności decyzji, skrócenie procedury odwoławczej oraz brak konieczności otrzymania uzgodnień i opinii w sytuacji, w której inwestycja jest zlokalizowana na obszarach przewidzianych pod uzyskiwanie energii z OZE. Jest to istotne, ponieważ ilość uzgodnień według artykułu 23 Ustawy o Obszarach Morskich jest bardzo liczna.

Lewiatan podkreśla także konieczność realizacji inwestycji dotyczących trybu wyprowadzania energii z morza. To, co wydaje się konieczne to zdefiniowanie inwestycji towarzyszących, do których zalicza się budowa infrastruktury służącej do wyprowadzania mocy. Powinno ono  pozwolić, poprzez decyzje administracyjną ministra energii, na ujęcie przyłączy pojęciem strategicznej inwestycji w zakresie sieci przesyłowej, co w sposób znaczący przyspieszyłoby proces, ponieważ pozwalałoby to wejść w tryb tzw. ustawy korytarzowej, w sytuacji, kiedy dany podmiot posiada już decyzję lokalizacyjną tzw. promesę o zawarciu umowy przyłączenia do sieci.

Ustawa powinna utrzymywać status quo wobec projektów zaawansowanych z możliwością na przejście na tryb przyspieszony oraz przedłużenie ważności pozwolenia na stawianie wysp i konstrukcji i urządzeń dla morskich farm wiatrowych (tzw. PSZW) z lat 2012 – 2013.

Początkowo energia elektryczna z morskich farm wiatrowych miała popłynąć już w 2022/2023 roku. Taki scenariusz już teraz jest nierealistyczny. Farmy powstaną najwcześniej w 2024/2025 roku. W Polsce wciąż nie ma jednak ram prawnych i mechanizmu wsparcia dla tego typu projektów. Bez tego nie zostanie podjęta finalna decyzja inwestycyjna. Dla przykładu w Danii stworzenie całego sektora offshore zajęło 10 lat. Polska nie ma tak dużo czasu, ale i proces budowy całej branży jest na tyle zaawansowany, że może on ulec skróceniu do kilku lat. Pozostając w Danii warto przyjrzeć się przykładom z tego kraju. Budowa morskiej farmy wiatrowej Anholt, należącej do duńskiego potentata Ørsted w pobliżu Aarhus zajęła trzy lata, począwszy od podjęcia decyzji inwestycyjnej.

Także i same firmy składają własne propozycje dotyczące usprawniania procesu przyznawania pozwoleń. Krzysztof Kidawa, prezes Baltic Power z Grupy PKN Orlen zaproponował, aby w ramach prawa geologicznego i górniczego umożliwić zakup danych geologicznych od partnera lub sąsiada, aby skrócić ten proces. Jak podkreślał, badania kosztują miliony dolarów, a można je odkupić od innego konsorcjum, które już je wykonało. Pojawiają się także propozycje dotyczące systemu wsparcia. Przedstawiciele norweskiego Equinora wspominali podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego o doświadczeniach spółki w Wielkiej Brytanii, które z jej punktu widzenia pokazują, że kontrakt różnicowy jest dobrym rozwiązaniem, pozwalającym szybko przejść do realizacji projektu.

Sawicki: Specustawa dla offshore może przełamać niemoc na Bałtyku

Pytania czekające na odpowiedź

W październiku zeszłego roku były szef Departamentu Energetyki Odnawialnej Andrzej Kazimierski zapowiadał powstanie systemu wsparcia dla morskich farm wiatrowych i zapewniał, że w perspektywie najbliższych lat będą one mogły je uzyskać. Myślano wówczas o okresie pomocy liczącym 15-20 lat. Wówczas mówił, że teoretycznie dla inwestora, może być opłacalne zaryzykowanie własnych pieniędzy, jednak żaden z nich nie posiada wystarczającej ilości gotówki, potrzebnej do budowy farmy wiatrowej, a więc musi korzystać z pomocy banku, a tym samym mieć zagwarantowane wsparcie. – Być może, w pewnym momencie będziemy zwracali różnicę wynikającą z kontraktu różnicowego, jeśli nastąpi to wcześniej, inwestorowi będzie się wręcz opłacało wycofać z porozumienia z bankiem z  systemu wsparcia i iść na wolny rynek – powiedział wówczas Kazimierski. Dodał, że w przypadku pierwszych dwóch najbardziej zaawansowanych projektów (PGE i Polenergii), potrzebne byłyby umowy bilateralne. Nowy dyrektor tego departamentu Piotr Czopek,  powiedział w tym roku, że wciąż trwają konsultacje na temat najlepszego modelu wsparcia dla inwestorów, chcących budować morskie farmy wiatrowe, ale nie ma jeszcze decyzji czy będą oni je otrzymywać poprzez kontrakty czy aukcje.

Powstają pytania, czy mimo zaledwie kilku miesięcy do wyborów parlamentarnych, rząd zdąży przedstawić jedną, dużą ustawę dedykowaną sektorowi offshore, a także czy jednak nie lepiej przyjąć pilną, małą nowelizację ustaw o OZE i obszarach morskich, która pozwoli na przedłużenie koncesji, które mają niebawem wygasnąć?

Sawicki: Polska z ustawą czeka, a offshore w Europie ucieka (ANALIZA)

Co łączy gaz łupkowy z morską energetyką wiatrową? Niewiele, jeśli chodzi o rodzaj energetyki czy segment branży. Natomiast w kwestii barier administracyjnych, modeli finansowania i braku stabilności rynkowej – mnóstwo. Czy offshore w Polsce podzieli los gazu łupkowego? Nie, ale może przesunąć Polskę na koniec kolejki oczekujących na energię z Bałtyku – pisze redaktor portalu BiznesAlert.pl, Bartłomiej Sawicki.

Podobieństwa

Z raportu Najwyższej Izby Kontroli z początku 2014 roku, dotyczącego gazu łupkowego wynika, że w momencie, kiedy wydawane były koncesje i ruszały jego poszukiwania w Polsce, w latach 2007-2012 w Departamencie Geologii i Koncesji Geologicznych sprawami dotyczącymi koncesjonowania poszukiwań zajmowały się jedynie trzy osoby. Postępowania administracyjne w sprawie udzielenia (zmiany, przeniesienia) koncesji na poszukiwanie lub rozpoznawanie gazu z łupków ciągnęły się w nieskończoność. Decyzje wydawane były ze znacznym przekroczeniem terminów określonych w Kodeksie Postępowania Administracyjnego i średnio trwały 132 dni przy wymaganych prawem 30 dniach. To pierwsze podobieństwo do funkcjonowania sektora offshore.

Drugie to dyskusje dotyczące systemu opodatkowania. W 2014 roku polski parlament przyjął ustawę o specjalnym podatku węglowodorowym oraz podatku od wydobycia niektórych kopalin. Ustawa weszła w życie 1 stycznia 2016 roku, a podatki miały być pobierane od 2020 roku. Tak się nie stanie, bo przyjęty system charakteryzuje się nadmiernym fiskalizmem. To jeden, ale nie jedyny i nie najważniejszy powód „wygaszenia” rewolucji łupkowej w Polsce i zaprzestania wykonywania kolejnych prac wiertniczych. W przypadku sektora morskich farm wiatrowych podobnie jak było z gazem łupkowym, dyskusja o jego rozwoju odbywa się bez przyjęcia legislacji, dotyczącej modelu finansowania. Przełoży się to na decyzje zagranicznych inwestorów czy wchodzić na polski Bałtyk. Tak jak w przypadku gazu łupkowego, tak w branży offshore podatki czy model finansowania mogą zdecydować o zainteresowaniu zagranicznych firm polskim rynkiem.

Oczywiście należy pamiętać, że offshore ma jedną przewagę nad gazem łupkowym – morskie farmy wiatrowe to kierunek w jakim polska energetyka podąża, bo narzuca to jej polityka klimatyczno – energetyczna UE, zmierzająca w stronę niskoemisyjnej gospodarki. Bariery administracyjno – finansowe mogą jednak zdecydować, że mimo potencjału drzemiącego w polskim Bałtyku, podobnie jak w złożach gazu łupkowego, Polska będzie ciągnąć się w ogonie inwestycji stając się klientem, a nie architektem morskich farm wiatrowych.

Sawicki: Biurokracja zabiła rewolucję łupkową w Polsce

Krajobraz na Bałtyku

Na początku tego roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydały deweloperom morskich farm wiatrowych kolejne warunki przyłączeniowe do systemu o łącznej mocy 4848 MW. Zgodnie z nimi projekty morskich farm wiatrowych, które już je otrzymały mają mieć blisko 7100 MW mocy. Jeśli wszystkie 13 projektów, mających już decyzje lokalizacyjne, a część z nich i umowy przyłączeniowe zostaną zrealizowane, to do końca 2030 roku Polska może mieć już trzy czwarte z mocy wiatrowych, planowanych w projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040, czyli tzw. strategii energetycznej. Przypomnijmy, że zgodnie z nią do 2030 w Polsce ma być 4,6 GW, a do 2040 10,6 GW.

Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydały pod koniec stycznia 2019 warunki przyłączenia do systemu morskich farm wiatrowych spółkom MFW Bałtyk II, należącej do Polenergii i norweskiego Equinora (240 MW), Polenergii Bałtyk I (1560 MW), Baltic Trade and Investowi (350 MW), Elektrowni Wiatrowej Baltica-2 (1498 MW, należącej do PGE) oraz Baltic Power’owi (1200 MW, należącemu do PKN Orlen). Projekty te mają łącznie wytworzyć 4848 MW.

Polenergia ma najbardziej zaawansowane projekty inwestycyjne. Trzy z nich, w których partnerem jest norweski Equnor, planuje oddać do eksploatacji w połowie lat 20. –  Najbardziej zaawansowane są dwie morskie farmy wiatrowe – Bałtyk II oraz Bałtyk III, o łącznej mocy do 1200 MW. Pierwsza energia z tych farm może popłynąć najwcześniej w 2024 lub 2025 roku.

https://biznesalert.pl/equinor-wierzy-w-pierwsze-dostawy-energii-z-offshore-na-baltyku-w-2024-roku/

Bieg przez płotki

Na polskim obszarze Morza Bałtyckiego realizowanych jest obecnie 13 projektów, które dysponują decyzją lokalizacyjną na tworzenie tzw. sztucznych wysp. Łączna moc tych projektów może wynieść 7,1 GW. Dla porównania to mniej o 1,6 GW aniżeli moc generowana na koniec 2018 roku w wyniku spalania węgla brunatnego. Nieprzypadkowo podaje ten rodzaj paliwa, bo to właśnie energia z wiatraków na morzu po 2030 roku ma zastąpić węgiel brunatny w miksie energetycznym Polski.

Proces przygotowania prowadzący od złożenia wniosku o koncesje, pozwalające na stawianie  tzw. sztucznych wysp, do momentu rozpoczęcia samej budowy składa się z etapów lokalizacyjnego, środowiskowego, projektowego, po uruchomienie prac. Jak dotychczas etap uzyskania decyzji lokalizacyjnych sfinalizowało 13 podmiotów. Tu może pojawić się kolejny gracz, czyli Tauron, który przy aktualizacji swojej strategii poinformował o zamiarach złożenia wniosków koncesyjnych na budowę morskich farm wiatrowych lub dołączenia się do projektów już realizowanych. Jednak żaden z nich nie jest jeszcze na czwartym etapie. Co więcej, tylko projekty Polenergii i Equinora zamknęły etap drugi, a więc są już po uzyskanej decyzji środowiskowej. PGE złożyło w zeszłym roku wniosek o wydanie takiej decyzji dla własnych projektów.

Podczas ostatniego Bałtyckiego Forum Przemysłu Energetyki Morskiej wyliczono liczbę procedur administracyjnych, pozwalających na budowę farmy. Począwszy od pomysłu do jej realizacji trzeba łącznie uzyskać 75 pozwoleń, opinii, zezwoleń lub podjąć działania związane z całą procedurą. Inwestor musi zaznajomić się z 8 ustawami oraz 15 rozporządzeniami. Do tego należy doliczyć 19 uzgodnień i opinii poza trybem Kodeksu Postępowania Administracyjnego. Mimo tego koncerny energetyczne postanowiły realizować te projekty. Żmudna procedura administracyjna i  brak odpowiedzi na pytania o model wsparcia, aukcje dla takich projektów czy o model finansowania przyłączy do lądowego systemu przesyłowego przekładają się na wydłużenie tego procesu. Pierwsze koncesje dla obecnie realizowanych 13 projektów zostały wydane w latach 2012 – 2013, a więc pięć – siedem lat temu, a od etapu lokalizacji udało się tylko jednemu z nich przejść do drugiego etapu inwestycji spośród czterech wymaganych. Koncesje na niektóre z nich wkrótce wygasną.

Propozycje branży

Branża ma pomysł na uproszczenie tego procesu i przygotowała spis elementów, które powinny znaleźć się w ustawie o morskich farmach wiatrowych. Chodzi o:

– Uruchomienie w pierwszej kolejności jak najszybciej projektów pilotażowych, a więc tych, które są na etapie najbardziej zaawansowanym. Aby to zrobić konieczne jest zdaniem branży wdrożenie zasad finansowania projektów, minimalizacja ryzyka poprzez uproszczenie procedur na etapie uzyskania pozwolenia na budowę na czwartym etapie. Zdaniem branży to ten etap jest znacznie bardziej skomplikowany aniżeli pozostałe. Tylko jednej firmie udało się dotrzeć do drugiego etapu.

– Kolejny postulat to zapewnienie możliwości przyłączenia farm do sieci. Przy czym nie chodzi tu o umowę przyłączeniową lub warunki przyłączeniowe, ale fizyczną możliwość wyprowadzenia mocy, a więc samą realizację przyłączenia na lądzie. W skrócie chodzi więc o zmaterializowanie umów przyłączeniowych na inwestycje sieciowe.

– Kolejny postulat to przygotowanie potencjału dostawczego i zapewnienie zaplecza logistycznego. Branża w tym zakresie wnosi o inwestycje w samych portach, których nabrzeża nie są gotowe do montażu dźwigów, niezbędnych do instalacji i załadunku elementów konstrukcyjnych. Jej zdaniem należy je dodatkowo wzmocnić, aby wykluczyć ryzyko ich zapadania się. Inaczej jak alarmują przedstawiciele firm, montaż farm wiatrowych na polskim Bałtyku będzie odbywać się w portach niemieckich do tego już przygotowanych.

– Następny to otwarcie rynku na kolejne morskie farmy wiatrowe, jeśli faktycznie do 2040 roku zgodnie z projektem Polityki Energetycznej Polski, moc zainstalowana w offshorze ma wynieść ponad 10 GW. Wiąże się to z przygotowaniem prognozy zapotrzebowania na moc z morskich farmach wiatrowych w kolejnych etapach rozwoju rynku.

– Konieczne wydaje się także odblokowanie procesu uzyskiwania nowych decyzji lokalizacyjnych, jak również uruchomienie procedury wsparcia finansowego dla tego typu projektów w kolejnych fazach rozwoju rynku już po fazie pilotażowej, dla której zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami Ministerstwa Energii ma być odrębny system finasowania.

Dominik Gajewski z Konfederacji Lewiatan uważa, że czasu na zmiany w ustawach dotyczących powyższych procedur i przyjęcia, jednej, prawdopodobnie specustawy dotyczącej budowy morskich farm wiatrowych już praktycznie nie ma. Parlament będzie pracował jeszcze przez zaledwie 9 dni przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Ostateczny kształt tej ustawy będzie determinować Plan Zagospodarowania Obszarów Morskich, który określi jaki obszar zostanie przyznany pod budowę morskich farm wiatrowych.

Drugi element, który wpłynie na tę legislację, to sposób wyprowadzenia mocy. Określenie tych dwóch elementów, zdaniem branży jest kluczowe przy jej projektowaniu. Jeśli chodzi o procedurę lokalizacji Konfederacja Lewiatan przewiduje tzw. szybką ścieżkę. Uchwalony Plan Zagospodarowania Obszarów Morskich przewiduje z kolei objęcie danego obszaru funkcją podstawową, a więc uzyskiwanie energii ze źródeł OZE. Przyznawanie lokalizacji na tych obszarach powinno następować na podstawie planu. W przypadku kolejnych lokalizacji morskich farm wiatrowych Lewiatan proponuje tryb przetargowy przyznawania obszarów pod lokalizację takich inwestycji. W kwestii trybu przyspieszonego Lewiatan proponuje skrócenia oczekiwania dla szeregu decyzji administracyjnych, dotyczących pozwolenia na budowę i decyzji z zakresu prawa geologicznego i górniczego. Jeśli zaś chodzi o usprawnienia Lewiatan chce wprowadzać tryb natychmiastowej wykonalności decyzji, skrócenie procedury odwoławczej oraz brak konieczności otrzymania uzgodnień i opinii w sytuacji, w której inwestycja jest zlokalizowana na obszarach przewidzianych pod uzyskiwanie energii z OZE. Jest to istotne, ponieważ ilość uzgodnień według artykułu 23 Ustawy o Obszarach Morskich jest bardzo liczna.

Lewiatan podkreśla także konieczność realizacji inwestycji dotyczących trybu wyprowadzania energii z morza. To, co wydaje się konieczne to zdefiniowanie inwestycji towarzyszących, do których zalicza się budowa infrastruktury służącej do wyprowadzania mocy. Powinno ono  pozwolić, poprzez decyzje administracyjną ministra energii, na ujęcie przyłączy pojęciem strategicznej inwestycji w zakresie sieci przesyłowej, co w sposób znaczący przyspieszyłoby proces, ponieważ pozwalałoby to wejść w tryb tzw. ustawy korytarzowej, w sytuacji, kiedy dany podmiot posiada już decyzję lokalizacyjną tzw. promesę o zawarciu umowy przyłączenia do sieci.

Ustawa powinna utrzymywać status quo wobec projektów zaawansowanych z możliwością na przejście na tryb przyspieszony oraz przedłużenie ważności pozwolenia na stawianie wysp i konstrukcji i urządzeń dla morskich farm wiatrowych (tzw. PSZW) z lat 2012 – 2013.

Początkowo energia elektryczna z morskich farm wiatrowych miała popłynąć już w 2022/2023 roku. Taki scenariusz już teraz jest nierealistyczny. Farmy powstaną najwcześniej w 2024/2025 roku. W Polsce wciąż nie ma jednak ram prawnych i mechanizmu wsparcia dla tego typu projektów. Bez tego nie zostanie podjęta finalna decyzja inwestycyjna. Dla przykładu w Danii stworzenie całego sektora offshore zajęło 10 lat. Polska nie ma tak dużo czasu, ale i proces budowy całej branży jest na tyle zaawansowany, że może on ulec skróceniu do kilku lat. Pozostając w Danii warto przyjrzeć się przykładom z tego kraju. Budowa morskiej farmy wiatrowej Anholt, należącej do duńskiego potentata Ørsted w pobliżu Aarhus zajęła trzy lata, począwszy od podjęcia decyzji inwestycyjnej.

Także i same firmy składają własne propozycje dotyczące usprawniania procesu przyznawania pozwoleń. Krzysztof Kidawa, prezes Baltic Power z Grupy PKN Orlen zaproponował, aby w ramach prawa geologicznego i górniczego umożliwić zakup danych geologicznych od partnera lub sąsiada, aby skrócić ten proces. Jak podkreślał, badania kosztują miliony dolarów, a można je odkupić od innego konsorcjum, które już je wykonało. Pojawiają się także propozycje dotyczące systemu wsparcia. Przedstawiciele norweskiego Equinora wspominali podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego o doświadczeniach spółki w Wielkiej Brytanii, które z jej punktu widzenia pokazują, że kontrakt różnicowy jest dobrym rozwiązaniem, pozwalającym szybko przejść do realizacji projektu.

Sawicki: Specustawa dla offshore może przełamać niemoc na Bałtyku

Pytania czekające na odpowiedź

W październiku zeszłego roku były szef Departamentu Energetyki Odnawialnej Andrzej Kazimierski zapowiadał powstanie systemu wsparcia dla morskich farm wiatrowych i zapewniał, że w perspektywie najbliższych lat będą one mogły je uzyskać. Myślano wówczas o okresie pomocy liczącym 15-20 lat. Wówczas mówił, że teoretycznie dla inwestora, może być opłacalne zaryzykowanie własnych pieniędzy, jednak żaden z nich nie posiada wystarczającej ilości gotówki, potrzebnej do budowy farmy wiatrowej, a więc musi korzystać z pomocy banku, a tym samym mieć zagwarantowane wsparcie. – Być może, w pewnym momencie będziemy zwracali różnicę wynikającą z kontraktu różnicowego, jeśli nastąpi to wcześniej, inwestorowi będzie się wręcz opłacało wycofać z porozumienia z bankiem z  systemu wsparcia i iść na wolny rynek – powiedział wówczas Kazimierski. Dodał, że w przypadku pierwszych dwóch najbardziej zaawansowanych projektów (PGE i Polenergii), potrzebne byłyby umowy bilateralne. Nowy dyrektor tego departamentu Piotr Czopek,  powiedział w tym roku, że wciąż trwają konsultacje na temat najlepszego modelu wsparcia dla inwestorów, chcących budować morskie farmy wiatrowe, ale nie ma jeszcze decyzji czy będą oni je otrzymywać poprzez kontrakty czy aukcje.

Powstają pytania, czy mimo zaledwie kilku miesięcy do wyborów parlamentarnych, rząd zdąży przedstawić jedną, dużą ustawę dedykowaną sektorowi offshore, a także czy jednak nie lepiej przyjąć pilną, małą nowelizację ustaw o OZE i obszarach morskich, która pozwoli na przedłużenie koncesji, które mają niebawem wygasnąć?

Sawicki: Polska z ustawą czeka, a offshore w Europie ucieka (ANALIZA)

Najnowsze artykuły