– Polska wybrała partnera technologicznego atomu na Pomorzu. Teraz czas na model finansowy wokół którego toczy się gra z wzmiankami o innych partnerach. Niezależnie od rozstrzygnięć w sprawie kolejnych lokalizacji, Polacy i Amerykanie biorą się do pracy przy pierwszej – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Uchwała rządowa o atomie, czyli Alleluja i do przodu czy do tyłu?
Polacy wybrali uchwałą rządu partnera technologicznego elektrowni jądrowej w preferowanej lokalizacji Lubiatowo-Kopalino, która ma jeszcze zostać zatwierdzona w Raporcie o Oddziaływaniu na Środowisko przedstawionym wiosną tego roku. Warszawa nie mówi wprost czy jeden partner będzie budował wszystkie elektrownie w Polsce, choć wynikałoby to z Programu Polskiej Energetyki Jądrowej. Ten zakłada jednego partnera do 6-9 GW energetyki jądrowej, bo takie rozwiązanie daje niższe koszty oraz synergię gwarantującą rozwój łańcucha dostaw oraz dopuszczenie firm polskich do coraz większej części projektu. Jednakże z Warszawy płyną sygnały o gotowości do rozmów na temat drugiej lokalizacji w razie powodzenia projektu „prywatnego” Polska Grupa Energetyczna-ZE PAK z koreańskim KHNP w Pątnowie do weryfikacji do końca roku oraz z Francuzami z EDF o ewentualnej trzeciej lokalizacji, być może w Bełchatowie. Polska chce mieć ciastko i zjeść ciastko, wybrała partnera dużego atomu, ale wciąż rozmawia z pozostałymi. – Program jądrowy można zawsze zaktualizować – mówi źródło rządowe. Wypadałoby to jednak zrobić z wyprzedzeniem, by nie podejmować decyzji wbrew dokumentom, ale co innego, jeżeli chodzi o dalszą grę. To może być forma negocjacji, bo zgodnie z PPEJ po wyborze technologii może nastąpić wybór modelu finansowania i podział zaangażowania partnerów. Concept Executive Report przygotowany przez Bechtel i Westinghouse jest dokumentem niejawnym, ale BiznesAlert.pl ustalił co może zawierać: udział kapitałowy obu tych firm do około 10 procent akcjonariatu Polskich Elektrowni Jądrowych, poziom wsparcia Eximbanku z USA, agencji kredytów eksportowych i nie tylko. Oferta zaangażowania kapitałowego i finansowania została przedstawiona przez Amerykanów, więc Polacy nie podpisali atomowego czeku in blanco, jak pisało WysokieNapiecie.pl. Model finansowania zależy także od wybranej technologii, więc jest rozstrzygnięciem wtórnym, które musi nastąpić po ustaleniu, kto będzie budował z Polakami. PPEJ postuluje minimalny udział polskiego skarbu w wysokości 51 procent w celu zagwarantowania kontroli państwa nad elektrowniami budowanymi z partnerem zagranicznym. Im większy udział zagranicy, tym niższe koszty w Polsce. Dlatego Polacy mogą negocjować strasząc partnera pierwszego atomu oddaniem kolejnych elektrowni innym.
Model finansowania atomu w Polsce, czyli kontrakt różnicowy czy SaHo?
Istnieje możliwość włączenia do akcjonariatu podmiotów krajowych: największych odbiorców energii, jak firmy państwowe, prywatne i samorządy. Teoretycznie takim rozwiązaniem mogłyby być zainteresowani najwięksi odbiorcy jak KGHM czy PKN Orlen, jeżeli się okaże, że małe reaktory jądrowe SMR jednak nie wypalą przed 2033 rokiem, kiedy ma być gotowa pierwsza elektrownia jądrowa budowana z Amerykanami. Polacy biorą pod uwagę różne modele finansowania i mogą zależeć od dalszych rozmów z Bechtelem i Westinghouse. Kontrakt różnicowy proponowany w pierwotnym programie jądrowym przygotowanym przez rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego został odrzucony jeszcze przez ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego w 2017 roku. To taki model wiązałby się z opłatą jądrową na rachunku za energię, będącą tematem debaty publicznej w ostatnim czasie. To taka opłata finansowałaby różnicę między ceną rynkową a gwarantowaną sprzedawcy energii z atomu na wzór rozwiązania brytyjskiego. Widać jednak właśnie po projekcie Hinkley Point C, że koszty takiego rozwiązania przerzucone na odbiorców mogą eskalować w sposób niekontrolowany. Jeden z modeli jest szczególnie ciekawy. Został opracowany przez Łukasza Sawickiego z departamentu energii jądrowej resortu klimatu oraz dr Bożenę Horbaczewską z SGH. Okrzyknięto go modelem SaHo na cześć autorów. Zakłada stopniowe przekazywanie udziałów spółki jak PEJ na rzecz kolejnych podmiotów zainteresowanych energią z elektrowni. Jego przewaga to przejęcie części odpowiedzialności za projekt przez państwo, a zatem wzmocnienie przesłanek biznesowych politycznymi, a także zwiększa akceptację społeczną poprzez partycypację. Nieoficjalnie można usłyszeć, że miasta pomorskie z chęcią przyjmą tanią i stabilną energię z atomu w zamian za udział w spółce jądrowej. – Trwają wciąż prace nad modelem finansowania elektrowni jądrowej w Polsce. Będzie on zmierzał do tego, by zaoferować jak najniższą cenę energii odbiorcom, bo taki jest cel budowy atomu – powiedział wicedyrektor departamentu energii jądrowej resortu klimatu Paweł Pytlarczyk podczas konferencji EUROPOWER 2022. Model finansowania musi zostać zatwierdzony w Komisji Europejskiej, która nie hamowała w przeszłości rynku mocy wspierającego węgiel i kontrowersyjny projekt Elektrowni Ostrołęka C w pierwotnym wydaniu, więc Polacy liczą na to, że nie zablokuje atomu, szczególnie w obliczu kryzysu energetycznego podsycanego przez Rosję, na który jedną z odpowiedzi są reaktory zmniejszające zależność od gazu rosyjskiego.
Kto będzie budował kolejne elektrownie jądrowe w Polsce, czyli Amerykanie kontra Koreańczycy z Francuzami w tle
Wiadomo także, że Amerykanie chcieliby zwolnić miejsce w PEJ, na przykład funduszom emerytalnym, bo zgodnie z ich prawem Westinghouse nie może być operatorem elektrowni, a zatem po jej ukończeniu musiałby wyparować. USA chcą wydać około 20 mld dolarów (około 100 mld zł po obecnym kursie) na cały program jądrowy, a zatem w razie budowy 7200 MW atomu, czyli sześciu reaktorów w dwóch lokalizacjach, po 50 mld zł na obiekt, a zatem po połowie jego zaokrąglonych kosztów. Bechtel i Westinghouse zadeklarowały wejście kapitałowe w polski atom po raz pierwszy w historii. 10 procent to mniej niż 49 procent oferowane przez KHNP z Korei, ale zwolennicy Amerykanów przekonują, że Azjaci mogą oferować tak duży udział, a potem dodawać kolejne koszty projektu, by zrównoważyć sobie to zaangażowanie, jak miało być przy projekcie reaktorów APR1400 Elektrowni Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Rozmówcy BiznesAlert.pl przekonują, że to forma dumpingu znana na przykład z przykładu chińskiej firmy COVEC, która dała najniższą cenę, a potem nie wywiązała się z kontraktu na budowę autostrad. Źródła koreańskie przekonują jednak, że są w stanie budować w budżecie i na czas. Przykład z Barakah pokazuje, że tak jest z poprawką na realia unijne, które są trudniejsze od emirackich. Amerykanie i Koreańczycy kuszą produkcją paliwa jądrowego dla Polski oraz udziałem w łańcuchu dostaw firm polskich. W tym zakresie Westinghouse ma jedną przewagę. Już teraz zastępuje rosyjskie paliwo jądrowe alternatywą w Czechach i na Ukrainie. Zwiększa potencjał zakładu paliwowego w Szwecji na potrzeby całej Europy Środkowo-Wschodniej a po przejęciu z udziałem producenta takiego paliwa uranowego z Kanady, czyli Cameco (49 procent akcji WEC) będzie mógł wypierać Rosjan z tego obszaru sektora jądrowego. To ważne dla Polski i całej Unii Europejskiej. Euratom cytowany przez BiznesAlert.pl wskazywał, że sankcje wobec rosyjskiego Rosatomu są obecnie niemożliwe właśnie przez zależność Zachodu od rosyjskiego paliwa jądrowego. Amerykanie mogą pomóc to zmienić i już to robią. Wejście do Polski poprzez Centrum Usług Wspólnych w moim rodzinnym Krakowie otwiera im drzwi do całego regionu. Na podobny efekt liczą Koreańczycy, których reaktor APR1400, w razie zakończenia sporu prawnego o transfer technologii z Westinghouse poprzez udowodnienie, że jest nowym rozwiązaniem, niezależnym wobec amerykańskiego, wymagałby licencjonowania w Europie. Być może jest możliwy układ, bo Westinghouse pomagał KHNP przy Barakah, a Koreańczycy mogliby na różne sposoby pomóc Amerykanom w Polsce. Na razie jednak stanowiska stron są usztywnione i każdy pozostaje przy swoich racjach: USA twierdzą, że technologia jest ich, który to punkt widzenia wspiera stanowisko Departamentu Energii USA, a Koreańczycy twierdzą, że już ją skoreanizowali, o czym informowali w BiznesAlert.pl. Weryfikacja pomysłu atomu w Pątnowie nastąpi szybko. Nasz portal informował, że Koreańczycy przyjadą rozmawiać o szczegółach projektu z PGE i ZE PAK już dziewiątego listopada, by kuć żelazo póki gorące. Rozmowy z Francuzami nie zostały dotąd przekute w żaden konkret. Problemy atomu francuskiego doby kryzysu energetycznego podają w wątpliwość, że Polacy skorzystają jednak z oferty EDF, co nie wyklucza udziału innych firm francuskich, na przykład dostarczających i utylizujących paliwo.
Do pracy, Rodacy! Czy Piotr Naimski wróci do atomu?
Z kolei pomysł budowy z dwoma lub trzema partnerami naraz brzmi dobrze w teorii, bo im więcej gigawatów atomu w Polsce tym lepiej. Pisałem w lipcu, że w rządzie mówi się nawet o 15 GW energetyki jądrowej. Jednak z punktu widzenia organizacyjnego byłoby to wyzwanie zagrażające terminom. BiznesAlert.pl pisał już o konieczności dzielenia zasobów ograniczonych w dobie kryzysu jak choćby cement. Byłoby to jednak trudne także dla regulatora Państwowej Agencji Atomistyki, która zwiększyła zatrudnienie i podniosła pensje by sprostać PPEJ w pierwotnym kształcie, a musiałaby to robić dalej w razie poszerzenia go o kolejnych partnerów. Regulator w Słowenii, która także romansowała z kilkoma partnerami naraz, przyznał, że takie zadanie go przerośnie. Wybór technologii warunkuje możliwość stworzenia modelu finansowego, a także projektowanie budowy pod określoną lokalizację. Ta jest póki co preferowana w Lubiatowo-Kopalino. Powinna zostać wkrótce potwierdzona stosowną decyzją administracyjną, a potem resort klimatu obiecuje szybką pracę nad wyborem drugiej lokalizacji, który ma nastąpić jeszcze w 2023 roku. Niezależnie od tego jak zakończą się romanse jądrowe z Koreą czy Francją pierwsza lokalizacja jest przygotowana do dalszych prac, które zostały już podjęte. Termin uruchomienia pierwszego reaktora w 2033 roku jest wyśrubowany, a być może mógłby go pomóc dotrzymać Piotr Naimski, były pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej odwołany przez spory o fuzję PKN Orlen-PGNiG, który mógłby wrócić do atomu w nowej roli, na przykład prezesa Polskich Elektrowni Jądrowych. – Jeżeli ci, którzy decydują, koledzy w rządzie, dojdą do wniosku, że mógłbym tej inwestycji pomóc, to ja to rozważę – powiedział Piotr Naimski na antenie Polskiego Radio Trójki zapytany o to, czy obejmie stanowisko prezesa Polskich Elektrowni Jądrowych. – Proszę, żeby kwestie zarządzenia tą bardzo ważną inwestycją, jaką jest budowa pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce nie były rozważane w mediach. To sprawa bardzo odpowiedzialna – zastrzegł. Krzepiące są komentarze przedstawicieli Platformy Obywatelskiej i Polski 2050 w BiznesAlert.pl, którzy przekonują, że nawet w razie zmiany władzy będą kontynuować projekt jądrowy. Polska stoi przed wyborami parlamentarnymi i samorządowymi, a jest to czynnik hamujący wszelką decyzyjność. Oby nie zaszkodził atomowi, który wreszcie poszedł naprzód.