KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
– Wystarczy porzucić warszawską perspektywę, by zobaczyć, że właściwie każdy ma swoją unię energetyczną – wskazuje słusznie Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Konkluzje Rady Europejskiej odnośnie tego tematu przyjęte wczoraj pokazują, że w ramach do dalszej dyskusji mieści się coraz mniej polskich pomysłów a rośnie ilość rozwiązań niemieckich.
Polscy analitycy związani z administracją rządową wskazują, że naiwnością było wierzyć, że Unia Energetyczna nie uwzględni agendy klimatycznej. Należy zatem uznać, że sama nazwa była chwytem marketingowym, a faktycznie możliwa do osiągnięcia była tylko Unia Energetyczno-Klimatyczna. I tylko takie postawienie sprawy pozwoli rozstrzygnąć, czy Polacy osiągnęli sukces inicjując debatę na ten temat.
Jeśli chodzi o kluczowy polski postulat czyli nadzór Komisji Europejskiej nad umowami gazowymi między rządami oraz firmami UE a państwami trzecimi, jak Rosja, zostało z niego wezwanie do dostosowania wszystkich umów na zakupy gazu od zewnętrznych dostawców do prawa unijnego, głównie przez zwiększenie ich przejrzystości i „kompatybilności z zapisami unijnymi o bezpieczeństwie dostaw”. Rada podkreśla, że w tych zabiegach musi być przestrzegana tajemnica handlowa dotycząca umów miedzy firmami.
Z informacji BiznesAlert.pl wynika, że najbardziej ambitny postulat Polski czyli nadzór Komisji Europejskiej nad umowami gazowymi między firmami został kategorycznie zakwestionowany przez większość krajów członkowskich poza Litwą, łącznie z pozostałymi krajami Grupy Wyszehradzkiej. Chociaż zapis o kontroli wszystkich umów znalazł się w konkluzjach RE, to państwa podtrzymują swój sprzeciw, co może mieć wpływ na realizację tego zapisu w praktyce.
Oznacza to, że Komisja Europejska na pewno nie zwiększy transparencji umów między firmami ani nie opublikuje cen oferowanych przez Gazprom poszczególnym spółkom europejskim. Być może w dalszym toku negocjacji Warszawie i innym zainteresowanym stolicom uda się przemycić publikację uśrednionej ceny z tych kontraktów, o co już zabiegali Polacy.
Rada ponawia niezobowiązująca deklarację konieczności „rozważenia opcji wdrożenia wolontaryjnej agregacji zapotrzebowania w pełnej zgodności z przepisami Światowej Organizacji Handlu i unijnych zasad konkurencji”. Chodzi o wspólne zakupu gazu, postulowane przez Polaków i Bałtów, których przeniesienie do unijnego prawodawstwa w postaci określonego mechanizmu pozostaje odległe. Konkluzja ta nie zobowiązuje do podejmowania działań żadnego państwa, ale zainteresowane kraje będą mogły podjąć jakieś wspólne działania w tym zakresie – będą musiały radzić sobie same. Po agencji gazowej, czyli propozycji maksymalnej polskiej dyplomacji, nie ma śladu.
To co było oczywiste dla analityków związanych z Warszawą, na płaszczyźnie przekazu polskiego rządu nie przebiło się w natłoku opowieści o złotym środku na problemy bezpieczeństwa energetycznego Uniii.
To co teoretycznie jest dobre dla całej Wspólnoty, niekoniecznie w praktyce pomoże Polsce. Do konkluzji została wpisana dekarbonizacja. Polski postulat tworzenia niskoemisyjnej gospodarki, zamiast tępienia węgla pozostał tu bez echa. To element, który pozwala zmienić faktyczną nazwę Unii Energetycznej na Unię Energetyczno-Klimatyczną, w której istotne znaczenie zyskuje polityka klimatyczna zgodna z interesami niemieckimi.
Takie ramy do dalszej dyskusji wytyczyła Rada Europejska. Polska dyplomacja porusza się więc w coraz mniejszej przestrzeni przychylności dla swoich postulatów. Należy podjąć wszelkie wysiłki na rzecz przekonania kuszonych przez Berlin krajów wyszehradzkich do wsparcia negocjacji odnośnie udziału Komisji Europejskiej w rozmowach gazowych oraz wolontaryjnych zakupów gazu. Warto także sprawdzić, czy dalej możemy liczyć na Londyn i Wilno.