icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Tania energia zza granicy martwi rząd i rodzime koncerny

(Dziennik Gazeta Prawna/CIRE)

Jak poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”, w pierwszych czterech miesiącach 2016 r. nadwyżka importu nad eksportem energii wyniosła ponad 1 TWh. Rząd zastanawia się, jak położyć tamę taniej energii z Litwy, Niemiec, Szwecji czy Ukrainy. 

– Dla naszych odbiorców moglibyśmy doraźnie uzyskać dużą korzyść z otwarcia granicy energetycznej z Niemcami, połączenia się z Chmielnickim, a także importu przez LitPol Link. Z pewnością mielibyśmy wtedy obniżkę cen energii w Polsce. W krótkim czasie okazałoby się jednak, że nie mamy własnej generacji. Wtedy albo przyjęlibyśmy model dostawców z zewnątrz, albo zostalibyśmy z wielkim kłopotem – tłumaczy gazecie Piotr Naimski, pełnomocnik ds. infrastruktury energetycznej, i zapowiada: Z Chmielnickim łączyć się nie będziemy.

Dziennik zwraca uwagę, że przy obecnych hurtowych cenach energii opłacalność nowych bloków jest problematyczna, a jeśli ceny nadal będą spadać, to polskich koncernów nie będzie stać na kolejne inwestycje.

– Techniczne możliwości są już teraz. To operator sieci przesyłowych, czyli PSE, decyduje, czy wpuszczamy prąd, czy też nie – podpowiada na łamach DGP Tomasz Chmal, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Podkreśla jednak, że takie działania mogłyby się spotkać z protestami zagranicznych operatorów, dlatego trzeba próbować załatwić sprawę na drodze negocjacji.
– Trudno mi w tej chwili wskazać forum, na jakim takie rozmowy miałyby się odbywać, ale niezależnie od wszystkiego trzeba przygotować dobrą argumentację. Moim zdaniem nie jesteśmy pozbawieni atutów w tej dyskusji – nie możemy się zgodzić, by napływ dotowanej energii destabilizował polski rynek – twierdzi cytowany przez gazetę ekspert. W skrajnym przypadku takie działania mogłyby przyjąć np. formę postępowania antydumpingowego.

– Wolelibyśmy, by prąd z Ukrainy nie płynął do nas w ramach ciągłych dostaw, tylko stanowił pewne zabezpieczenie na wypadek sytuacji kryzysowych – przyznaje Henryk Baranowski, prezes PGE.

Jak zauważa „Dziennik Gazeta Prawna” rząd stoi przed paradoksalnym wyzwaniem, ponieważ z jednej strony zobligowany jest do tego żeby zapewnić warunki do utrzymania konkurencyjności polskiej gospodarki, z drugiej – utrzymać poziom cen umożliwiający energetyce inwestycje.

(Dziennik Gazeta Prawna/CIRE)

Jak poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”, w pierwszych czterech miesiącach 2016 r. nadwyżka importu nad eksportem energii wyniosła ponad 1 TWh. Rząd zastanawia się, jak położyć tamę taniej energii z Litwy, Niemiec, Szwecji czy Ukrainy. 

– Dla naszych odbiorców moglibyśmy doraźnie uzyskać dużą korzyść z otwarcia granicy energetycznej z Niemcami, połączenia się z Chmielnickim, a także importu przez LitPol Link. Z pewnością mielibyśmy wtedy obniżkę cen energii w Polsce. W krótkim czasie okazałoby się jednak, że nie mamy własnej generacji. Wtedy albo przyjęlibyśmy model dostawców z zewnątrz, albo zostalibyśmy z wielkim kłopotem – tłumaczy gazecie Piotr Naimski, pełnomocnik ds. infrastruktury energetycznej, i zapowiada: Z Chmielnickim łączyć się nie będziemy.

Dziennik zwraca uwagę, że przy obecnych hurtowych cenach energii opłacalność nowych bloków jest problematyczna, a jeśli ceny nadal będą spadać, to polskich koncernów nie będzie stać na kolejne inwestycje.

– Techniczne możliwości są już teraz. To operator sieci przesyłowych, czyli PSE, decyduje, czy wpuszczamy prąd, czy też nie – podpowiada na łamach DGP Tomasz Chmal, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Podkreśla jednak, że takie działania mogłyby się spotkać z protestami zagranicznych operatorów, dlatego trzeba próbować załatwić sprawę na drodze negocjacji.
– Trudno mi w tej chwili wskazać forum, na jakim takie rozmowy miałyby się odbywać, ale niezależnie od wszystkiego trzeba przygotować dobrą argumentację. Moim zdaniem nie jesteśmy pozbawieni atutów w tej dyskusji – nie możemy się zgodzić, by napływ dotowanej energii destabilizował polski rynek – twierdzi cytowany przez gazetę ekspert. W skrajnym przypadku takie działania mogłyby przyjąć np. formę postępowania antydumpingowego.

– Wolelibyśmy, by prąd z Ukrainy nie płynął do nas w ramach ciągłych dostaw, tylko stanowił pewne zabezpieczenie na wypadek sytuacji kryzysowych – przyznaje Henryk Baranowski, prezes PGE.

Jak zauważa „Dziennik Gazeta Prawna” rząd stoi przed paradoksalnym wyzwaniem, ponieważ z jednej strony zobligowany jest do tego żeby zapewnić warunki do utrzymania konkurencyjności polskiej gospodarki, z drugiej – utrzymać poziom cen umożliwiający energetyce inwestycje.

Najnowsze artykuły