– Nord Stream 2 może stać się dla Rosji dogodną sposobnością do wywołania konfliktu, jeśli podejmie ona decyzję o eskalacji napięcia z Zachodem. Jednak budowanie pozycji siły na Morzu Bałtyckim i wokół niego może również odgrywać rolę w scenariuszach sporów, które mogą rozgorzeć poza tym regionem – piszą w najnowszej analizie „Nord Stream 2. Niewygodne pytania” Aleksandra Gawlikowska-Fyk, Marcin Terlikowski, Bartosz Wiśniewski i Szymon Zaręba, analitycy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). Przykłady zagrożeń, które wymienia PISM, podaje Bartłomiej Sawicki, redaktor portalu BiznesAlert.pl.
Niepokoje wokół Nord Stream 2 można podzielić na te związane z ekonomią, energetyką, polityką i wreszcie bezpieczeństwem.
Strach pierwszy: Ekonomia
Argumenty dotyczące ekonomii uwzględniają olbrzymie nakłady sięgające ponad 9,5 mld euro, z czego połowę będą w formie pożyczek finansować europejskie firmy takie jak: Shell, Wintershall, Uniper, OMV i Engie. Środki są niewspółmierne do zapotrzebowania Europy na gaz, które wbrew obiegowej opinii będzie mniejsze od wcześniej planowanego.
PISM podaje przykład Wielkiej Brytanii. Sektor energetyczny tego kraju zalicza się do najbardziej zaawansowanych w dekarbonizacji. Mimo prognoz, że odejście od węgla przełoży się na „ucieczkę w gaz”, scenariusz ten nie został – jak podają analizy PISM – zrealizowany. W ciągu ostatnich pięciu lat udział w konsumowanej energii z odnawialnych źródeł wzrósł z 11 do 28 proc., zaś udział węgla spadł z 40 do zaledwie 7 proc. W tym samym okresie uruchomiono tylko jedną dużą elektrownię gazową – w 2016 r., która była pierwszą od 2012 r. Zdaniem analityków przewiduje się, że będzie to ostatnia tego typu instalacja na Wyspach. W Wielkiej Brytanii odnotowano również największy spadek zużycia gazu w Europie, a kraj może nawet rozważyć jego całkowite wycofanie.
Jeszcze jaskrawszym przykładem są Niemcy, które zgodnie z obiegową opinią mają być największym beneficjentem Nord Stream 2. Według ostatniej analizy niemieckiego ośrodka analitycznego DIW (Deutsches Institut für Wirtschaftsforschung) plany spółki Nord Stream 2 AG realizującej projekt, w stu procentach zależnej od Gazpromu, mają na celu zaopatrzenie Niemiec w gaz i tym samym zapewnienie zabezpieczenia energetycznego dla gospodarki niemieckiej i europejskiej. Ośrodek sygnalizuje, że zakładałoby to istnienie luki pomiędzy prognozowanym zapotrzebowaniem w przyszłości a przewidywaną podażą surowca. Jednak dostępne analizy pokazują, że taka luka nie powstanie i tym samym nie ma konieczności budowy Nord Stream 2. Energetyczno-gospodarcze scenariusze dla Niemiec prawie jednomyślnie wychodzą z założenia o zmniejszeniu udziału paliw kopalnych w tym gazu ziemnego w zaopatrzeniu tego kraju w energię. Biorąc pod uwagę możliwe do przewidzenia niskie ceny energii oraz nadpodaż energii dzięki pracy konwencjonalnych elektrowni, szybkiemu rozwojowi OZE i technologii magazynowania energii, będzie się to przekładać na mniejsze tempo przyrostu popytu w niemieckiej gospodarce.
Luki w podaży można także uniknąć w sektorze ciepłownictwa. Jeśli uda się spełnić cele założone przez rząd federalny, dotyczące emisji gazów cieplarnianych i odnawialnych źródeł energii, lub jeśli do roku 2050 emisja gazów cieplarnianych zostałaby zredukowana o 95 proc. w stosunku do roku 1990, to zapotrzebowanie na gaz ziemny pomiędzy rokiem 2008 a 2050 w sektorach ciepłownictwa i przemysłu zmniejszyłoby się o 73 proc. lub nawet o 90 proc. – Zapotrzebowanie na gaz ziemny jest więc przeszacowane – podkreślono w analizie.
Trend widoczny w Wielkiej Brytanii i w Niemczech nie jest odosobniony. W Polsce panuje opinia, że szansą na spełnienie zaostrzających się wymogów emisji CO2 jest gaz, który jest znacznie mniej emisyjnym paliwem niż węgiel i spełnia poziom 550 g/kWh, który będzie decydował o wysokości możliwej pomocy publicznej po 2020 roku w UE. To co dla Polski dopiero staje się rzeczywistością, a więc rosnące moce elektroenergetyki opartej o gaz (warto tu wspomnieć certyfikację ogólną rynku mocy, gdzie widać rosnącą rolę gazu) w Europie Zachodniej już obowiązuje i tu rola gazu nie będzie w horyzoncie lat 20. i 30. tak istotna jak dla krajów, które dopiero teraz przechodzą przyspieszoną dekarbonizację. Proces ten na zachód od Odry i Łaby jest dalece zaawansowany.
Biorąc pod uwagę powyższą argumentacje, rodzi się pytanie, po co Niemcom i Europie Zachodniej nowy gazociąg o rocznej przepustowości do 55 mld m sześc.? A może należy odwrócić pytanie. Czy aby na pewno nowa magistrala Gazpromu ma słać gaz na Zachód, a nie do Wschodniej i Centralnej Europy? Patrząc na bieg lądowej odnogi Nord Stream 2 – gazociągu EUGAL (prowadzi do Czech) oraz wstępne badanie rynku, okazuje się, że odbiorcami mają być m.in. klienci w Europie Centralnej, w której śledztwo antymonopolowe wykazało nadużywanie pozycji monopolisty przez Gazprom. W kontekście tego połączenia warto także wspomnieć, że za EUGAL zapłacą niemieccy odbiorcy.
Część ogólnych kosztów Nord Stream 2 zostanie pokryta przez konsumentów gazu ziemnego w Niemczech. Chodzi o rozbudowę przepustowości gazociągu NEL i właśnie budowę EUGAL. Koszty dodatkowych połączeń szacuje się na 500 mln euro. W Niemczech również zostaną one przeniesione na konsumentów gazu. Pisze o tym także Georg Zachmann, ekspert Instytutu Bruegela. Jak zauważa, po wybudowaniu Nord Stream 2, który ma w założeniu pozwolić na zastąpienie dostaw gazu przez Ukrainę, surowiec razem z gazem z Nord Stream 1 będzie po części trafiał właśnie do Europy Środkowo-Wschodniej oraz do Włoch. Będzie się tak działo wówczas, kiedy pełne moce przesyłowe zostaną uruchomione na lądowych odnogach Nord Stream 1 – OPAL oraz Nord Stream 2 – mającym powstać gazociągu EUGAL. Gaz z Ukrainy będzie trafiać już tylko do krajów Europy Południowo-Wschodniej.
Zachmann: Nord Stream 2 pozwoli na dyktat cenowy w Europie Środkowo-Wschodniej (ANALIZA)
Na tym kończy się argumentacja ekonomiczna, a zaczyna się polityka. Co jest przy okazji kolejnym argumentem za obaleniem tezy, w którą zresztą nie wierzy już prawie nikt, że „Nord Stream 2 to projekt ekonomiczny”.
Strach drugi: Energetyka
Kolejny z omawianych czynników to także ekonomia, jednak z naciskiem na znaczenie dla sektora energetycznego. Każda gospodarka potrzebuje paliw do produkcji i rozwoju. Gospodarki funkcjonują o tyle lepiej, o ile dostęp do surowców jest możliwie nieograniczony i po konkurencyjnej cenie. To daje zwykle dywersyfikacja dostaw, która w przypadku gazu ziemnego w Europie realizowana jest z mozołem. Kluczem wydaje się tu tzw. „realna dywersyfikacja” , a więc nie tylko ta dotycząca szlaków dostaw, ale i źródeł. Niemieckie i rosyjskie źródła podawały, że Polska miałaby po powstaniu Nord Stream 2 pobierać dzięki tej magistrali ok. 11 mld m sześc. surowca rocznie, tyle ile obecnie kupuje od Gazpromu na bazie kontraktu jamalskiego. Ta informacja została już przez nasz kraj zdementowana. Polska nie chce już kupować gazu od Rosjan w takim wolumenie jak obecnie. Mamy silne argumenty ekonomiczne, takie jak występujące kilka, kilkanaście razy w ciągu ostatnich 3–4 lat przerwy w dostawach gazu.
RAPORT: Usterka Gazociągu Jamalskiego. Kolejna lekcja dla Polski
Z punktu widzenia PGNiG jako sprzedawcy jest to ryzyko, nie mówiąc już o szkodach wizerunkowych. Kolejnym argumentem jest cena. Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie przyznał PGNiG rację w dążeniu do obniżki „wysoce niekonkurencyjnej” zdaniem spółki ceny gazu. Gazprom nie zgadza się z tą argumentacją w charakterystyczny dla siebie sposób. Podobnie jak w przypadku sporu przed tym samym sądem z ukraińskim Naftogazem twierdzi, że trybunał orzekł coś zupełnie odwrotnego, aniżeli podaje polska strona.
Spółka chcąc więc ograniczać udział gazu sprowadzanego w ramach kontraktu jamalskiego, sprowadza go z innych źródeł – jak LNG i innych kierunków – jak Niemcy, dzięki rewersowi na Gazociągu Jamalskim. Na początku marca PGNiG podało, że zapotrzebowanie na gaz w Polsce w coraz mniejszym stopniu zaspokajamy importem drogiego gazu rosyjskiego. O ile jeszcze w 2015 r. import gazu do Polski w 90 proc. pochodził z Gazpromu, o tyle wstępne dane za 2017 r. potwierdzają, że wolumen ten spadł do ok. 70 proc. W 2017 r. spółka kupiła od Gazpromu o ok. 0,6 mld m sześc. gazu mniej niż w 2016 r., a dostawy zostały zastąpione m.in. przez import gazu skroplonego LNG. PGNiG przekonuje, podając liczby, że mniej rosyjskiego gazu to niższa cena.
Powyższa argumentacja pozwala więc wątpić w argumentację rosyjskiej strony, że „Polska ze względów politycznych nie chce kupować taniego gazu z Rosji, a woli drogie LNG z USA”.
Przenieśmy jednak tę dyskusję na poziom Europy. Będziemy musieli wrócić poniekąd do gospodarki. Europejski związek użytkowników dalekich sieci przesyłowych gazu ziemnego (ENTSOG) przeprowadził dla Europy analizę obecnego stanu zaopatrzenia w gaz ziemny i związanego z tym bezpieczeństwa. Sprawdzał, co się stanie w przypadku, jeśli np. wystąpi okres 14-dniowego silnego mrozu i ekstremalnie niskich temperatur – co zgodnie z przyjętą statystyką może się zdarzyć raz na 20 lat – i jaki to będzie miało wpływ na zapotrzebowanie i dostępną infrastrukturę. Analiza ta wykazała, że w takich przypadkach europejski system energetyczny sprosta działaniu. Poza tym funkcjonuje także współpraca regionalna w Europie, gdyż wprowadzono rozporządzenie SoS (Security of Supply),która niezależnie od wszystkiego powinna być polepszona, ponieważ zabezpiecza zapotrzebowanie na gaz ziemny w Europie na krótszy i dłuższy okres.
Powtórzę pytanie – po co Nord Stream 2, skoro nie daje on dywersyfikacji, a właściciel rury i sprzedawca surowca nie respektuje wyroku sądu arbitrażowego?
Strach trzeci: Polityka
Skoro więc ani ekonomia, ani energetyka nie przemawiają za Nord Stream 2, to co determinuje jego powstanie? Tu pojawia się pierwsze pytanie, na które odpowiedź jest twierdząca. Warto w tym miejscu zamiast cytatów polityków podać liczby, które wystarczą za całą argumentację. Gazprom w 2017 roku sprzedał do Europy i Turcji prawie 194 mld m sześc. surowca. Po powstaniu Nord Stream 2 razem z Nord Stream 1 do Europy trasą północną Gazprom będzie mógł przesyłać do 110 mld m sześc. gazu rocznie. Po co Rosji tak rozbudowana jedna trasa, skoro taniej jest realizować kontrakty do Europy poprzez Ukrainę (z racji już istniejących gazociągów oraz tańszego w przesyle surowca drogą lądową). Moc przesyłowa tych połączeń sięga do 140 mld m sześc. Obecnie przesył przez Ukrainę do Europy wynosi ok. 90 mld m sześc. rocznie. Jednak po uruchomieniu Nord Stream 2, oraz być może po powstaniu dedykowanego Europie połączenia Turkish Stream 2, przesył przez Ukrainę ma być ograniczony do 10–15 mld m sześc. Z jednej strony Rosjanie chcą pokazać, że dotrzymują słowa o utrzymaniu tranzytu przez Ukrainę, jakie dali Niemcom, z drugiej jednak to symboliczna ilość znacznie poniżej możliwości i na granicy opłacalności, która sięga między 30 a 40 mld m sześc. rocznie. Warto jednak pamiętać, że jeszcze kilka lat temu prezes Gazpromu Aleksiej Miller mówił o konieczności porzucenia szlaku ukraińskiego. Oznaczałoby to gospodarczą i polityczną katastrofę dla Ukrainy, której przychody z tranzytu gazu stanowią 3 proc. rocznego PKB. To rodzi więc pytania już nie o sens ekonomiczny, ale polityczny. Zwłaszcza po zaostrzeniu relacji między Moskwą a Kijowem po odsunięciu w 2014 roku od władzy byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, polityka przychylnego Rosji, nielegalnej aneksji Krymu oraz wspierającego konflikt na wchodzie Ukrainy.
Strach polityczny ma jednak nie tylko wymiar ukraiński, ale i europejski. Jak pisze w swej najnowszej analizie dla Atlantic Council prof. Alan Riley z londyńskiego Institute of Statecraf, obawy dotyczące Nord Stream 2 związane są ze zmniejszeniem możliwych, różnych tras dostaw, uzależniając państwa Unii Europejskiej od jednego „wąskiego gardła” na Morzu Bałtyckim. Z rosyjskiego punktu widzenia gazociąg działa również jako skuteczny klin dzielący państwa Europy Środkowo-Wschodniej (CEE) i Europy Zachodniej. Wydaje się to pozostawać niezauważone w niektórych państwach Europy Zachodniej, szczególnie w Niemczech i wśród zwolenników Nord Stream 2. – Podważa on trzy główne cele UE: liberalizację rynków energetycznych, integrację państw Europy Środkowo-Wschodniej, a także reformy polityczne i gospodarcze na Ukrainie wspierane i finansowane właśnie przez UE – podkreśla prof. Riley.
Wspomniany wcześniej Georg Zachmann przedstawił alternatywny scenariusz przepływu gazu do Europy w sytuacji, kiedy dostawy przez Białoruś oraz Ukrainę zostałyby przerwane, a działałby już wybudowany gazociąg Nord Stream 2. Przesył gazu do Europy opierałby się na dwóch gazociągach, które szlakiem północnym dostarczałyby na Stary Kontynent do 110 mld m sześc. surowca. Wówczas, jak przekonywał Zachmann, gaz ten trafiłby przede wszystkim do Północno-Zachodniej Europy, gdzie surowiec z Nord Stream 2 będzie mógł z powodzeniem konkurować z LNG czy gazem z Holandii i Norwegii. W ten sposób rosyjski gaz będzie docierał na Zachód i będzie tani. Jednak na Wschodzie, gdzie potrzeba ok. 152 mld m sześc. surowca, będzie go brakować i może okazać się, że będzie on drogi.
Gracze obecni na rynku będą chcieli dzięki istniejącym połączeniom przekierować gaz w tym kierunku. Niestety przesył między wschodem a zachodem w sytuacjach kryzysowych może okazać się niewystarczający, ponieważ przepustowość tych połączeń gazowych wynosi 110 mld m sześc., a zapotrzebowanie na gaz we wschodniej Europie jest znacznie wyższe.W efekcie spowoduje to przeciążenie przesyłu między wschodem a zachodem Niemiec, a Gazprom w Europie Środkowo-Wschodniej będzie mógł dyktować wyższe ceny i kontrolować dostawy gazu do tych krajów. Jak przekonywał Zachmann, gaz będzie dostarczany do tej części Europy, ale rosyjski koncern uzyska dominującą pozycję przy negocjacjach i będzie mógł narzucać ceny.
Strach czwarty: Bezpieczeństwo
Wspomniana na początku tekstu analiza PISM podkreśla jeszcze jeden aspekt w debacie na temat Nord Stream 2 – bezpieczeństwo. Wydaje się, że jest on najmniej poruszany w dyskusji, a może mieć bardzo poważne konsekwencje. Analitycy przypominają jedno z założeń niemieckiej polityki wobec Rosji – Ostpolitik. W sektorze gazu zakłada ona, że uzależnienie Rosji od niemieckiego i szerszego rynku gazu w UE sprawi, że kryzys w regionie Morza Bałtyckiego będzie mniej prawdopodobny, ponieważ zagroziłby on zarówno dochodom ze sprzedaży zasobów energii, jak i wizerunkowi wiarygodnego dostawcy. To jednak optymistyczne założenie, które mija się z dotychczasowymi doświadczeniami w relacjach z Rosją, która staje się coraz bardziej asertywna. Po ukończeniu Nord Stream 2, który ma strategiczne znaczenie jako szlak żeglugowy dla kluczowych klientów w Europie, mógłby on poszerzyć możliwości Rosji w zakresie zwiększenia aktywności i obecności wojskowej w regionie. Zdaniem analityków w sytuacji zagrożenia Rosja mogłaby ogłosić potrzebę „ochrony” Nord Stream 2, np. „w imię bezpieczeństwa energetycznego Europy”, poprzez wykorzystanie dodatkowych zdolności morskich w regionie Morza Bałtyckiego, zwiększając gotowość wojskową. – Tak zwiększone siły mogą posłużyć jako trampolina do dalszych agresywnych kroków przeciwko członkowi NATO lub partnerom, takim jak Szwecja lub Finlandia, nawet bez przekroczenia progu otwartego konfliktu zbrojnego. Przypadek Krymu w 2014 r. dowodzi, że scenariusze wojny hybrydowej wymagają wsparcia odpowiedniej siły militarnej. W ten sposób Nord Stream 2 może stać się dla Rosji wygodnym sposobem wywołania konfliktu, jeśli podejmie ona decyzję o eskalacji napięć z Zachodem – czytamy w analizie. To jednak nie koniec. Z analizy wynika, że budowanie pozycji sił na Morzu Bałtyckim i wokół niego może również odgrywać rolę w scenariuszach konfliktów, które zaczynają się poza tym konkretnym regionem. Mianowicie zasoby wojskowe zgromadzone na Bałtyku mogłyby pozwolić Rosji na bardziej wiarygodne zasygnalizowanie zagrożenia tzw. eskalacją poziomą (geograficzną), a region ten nieuchronnie odegrałby kluczową rolę w przypadku jakiegokolwiek sporu, który miałby miejsce na Dalekiej Północy.
Sceptycy mogą powiedzieć, że to tylko rozważania naukowców, które wcale nie muszą mieć pokrycia w rzeczywistości. Przykłady z ostatnich lat pokazują jednak, że to o czym piszą analitycy z PISM, nie jest tylko „naukowym teoretyzowaniem”. Przesłanki na które wskazuje PISM, można podzielić na kilka grup zagrożeń:
- Czynnik pierwszy: Szpiegostwo
Jeszcze jesienią 2016 roku szwedzkie wojsko informowało o zagrożeniach wynikających z powstania tego gazociągu. Na jednym posiedzeniu komisji parlamentarnej, poświęconym m.in. Nord Stream 2, gen. Dennis Gylle zauważył, że w gazociągu, który będzie przebiegał w pobliżu Szwecji, mogą zostać zainstalowane urządzenia do podsłuchu, które będą wykorzystywane przez rosyjską armię. Rosjanie będą mogli w ten sposób przechwycić poufne informacje. Podobne uwagi zgłosiła później także Dania.
Dania wciąż bada czy Nord Stream 2 nie jest sprzeczny z duńską polityką zagraniczną i bezpieczeństwa. Tym samym nie wydała jeszcze decyzji czy udzielić pozwolenia na przebieg trasy tego gazociągu przez duńskie morze terytorialne w pobliżu Bornholmu. Eksperci ostrzegają, że sporny projekt może zostać wykorzystany do działań szpiegowskich przez Rosję. Na początku tego roku Flemming Splidsboel Hansen z Duńskiego Instytutu Studiów Międzynarodowych (DIIS) w komentarzu dla duńskiego dziennika Politiken powiedział, że Rosja najprawdopodobniej wykorzysta Nord Stream 2 do monitorowania działań morskich na Morzu Bałtyckim. – Rosyjska obrona prawdopodobnie zainstaluje urządzenia do podsłuchu – stwierdził. Jednak w czerwcu duński minister obrony Claus Hjort Frederiksen powiedział, że w jego ocenie nie ma zagrożenia, aby tak się stało i nie jest to obecnie realistyczne także w kręgach wywiadowczych.
- Czynnik drugi: Zagrożenie wojny hybrydowej – przypadek Krymu
Rosjanie w 2014 roku mieli ułatwioną drogę do nielegalnej aneksji Krymu ze względu na stacjonującą tam na bazie umowy rządów Ukrainy i Rosji Flotę Czarnomorską. Ten przyczółek został wykorzystany do zajęcia Półwyspu przez nieznanych „zielonych ludzików”, którzy okazali się później żołnierzami armii rosyjskiej. Między innymi ze względu na te doświadczenia szwedzkie ministerstwo obrony zabiegało, aby rząd w Sztokholmie uniemożliwił wykorzystanie portów Slite na Gotlandii i Karlshamn przez rosyjski Gazprom, który planował uruchomić w szwedzkich portach centra magazynowe i serwisowe potrzebne przy budowie kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2. Zdaniem szwedzkiego dowództwa wojskowego dodatkowa infrastruktura rosyjska na Bałtyku zwiększa obawy o morską aktywność wojsk rosyjskich, a zaplecze portów może posłużyć do ataku.
Na początku 2017 roku wbrew obawom wojska władze regionalne w Karlshamn wydały jednak zgodę na powstanie bazy serwisowej dla gazociągu. Szef resortu obrony Peter Hultqvist oraz minister spraw zagranicznych Margot Wallström nie zmienili swojego sceptycznego zdania w kwestii dzierżawy portów na potrzeby Nord Stream 2, dali jednak władzom Karlshamn wolną rękę w podjęciu decyzji, ale przy zachowaniu środków bezpieczeństwa. Zdaniem ministra obrony sytuacja jest możliwa do opanowania. Jak wyjaśnił, nie zdradzając szczegółów, chodzi o szereg działań związanych ze wzmocnieniem bezpieczeństwa, które zostaną podjęte w przypadku wynajęcia portu na potrzeby Nord Stream 2.
Jednak władze na Gotlandii, gdzie znajduje się port Slite, który również miał służyć jako baza dla Nord Stream 2, już w grudniu 2016 roku odmówiły Nord Stream 2 AG współpracy. – Na Gotlandii nie ma możliwości podjęcia podobnych środków bezpieczeństwa i wydania zgody, która nie wpłynie negatywnie na bezpieczeństwo. W przypadku Karlshamn sytuacja wydaje się do opanowania. Wykonujemy plan działania, aby mieć kontrolę nad tym przedsięwzięciem – zaznaczył wówczas minister Hultqvist.
W czerwcu tego roku Szwecja wyraziła zgodę na budowę gazociągu Nord Stream 2 w jej wyłącznej strefie ekonomicznej.Minister obrony Peter Hultqvist powiedział wcześniej szwedzkiej prasie, że rządowa analiza polityki bezpieczeństwa i obrony pozostaje w mocy, co oznacza, że projekt będzie miał wpływ na szwedzką obronę. Jednocześnie odnosi się ona do programu działań opracowanego przez siły zbrojne, służby celne, straż przybrzeżną, policję i policję bezpieczeństwa we współpracy z gminą Karlshamn. W pobliżu portu znajduje się baza marynarki wojennej w Karlskronie oraz baza sił powietrznych Kallinge w Ronneby (Blekinge).
O tym, że taki scenariusz jak na Krymie należy uwzględnić w strategii obronnej Szwecji, przypominał jesienią 2016 roku norweski dziennik ABC Nyheter, który powoływał się na informacje szwedzkiej Królewskiej Akademii Wojennej. Zdaniem autorów Rosjanie mogą zająć szwedzką wyspę Gotlandia w zaledwie 6 godzin pod pretekstem ochrony interesów Rosji związanych z gazociągiem Nord Stream. W efekcie tej analizy szwedzkie dowództwo sił zbrojnych miało podjąć decyzję o przywróceniu stałej wojskowej obecności na Gotlandii.
Analizy szwedzkiej Królewskiej Akademii Wojennej przedstawiają scenariusze tego, w jaki sposób Rosja może zaatakować wyspę Gotlandia. – 60 zakamuflowanych żołnierzy sił specjalnych Specnaz, następnie 2000 żołnierzy wraz z 20 czołgami, pojazdami wojskowymi wyposażonymi w systemy obrony przeciwpowietrznej, może zaatakować Gotlandię w ciągu kilku godzin – piszą Szwedzi. Scenariusz ten uwypukli lukę w systemie obrony Szwecji w sytuacji, kiedy Moskwa miałaby ewentualnie zainicjować atak na terytorium pod kontrolą Sztokholmu. – Rosja ma niewątpliwie zdolności do zajęcia Gotlandii. Nie muszą mieć nad nią kontroli poprzez fizyczną obecność, ale mogą również kontrolować Gotlandię bez faktycznej obecności na tej wyspie – cytuje norweski dziennik majora Fredrika Månssona za szwedzkim dziennikiem Aftonbladet. We wrześniu 2016 roku Szwecja w obawie o bezpieczeństwo Gotlandii pierwszy raz od 11 lat zdecydowała o organizacji stałej obecności wojskowej na tej bałtyckiej wyspie. Jak podkreśla dowództwo generalne, jest to reakcja na pogarszający się stan bezpieczeństwa w regionie. Jako przykład podano aneksję Krymu przez Rosję. Siły zbrojne Szwecji dostały pozwolenie na realizację pierwszego etapu budowy nowego obiektu w Tofta na Gotlandii na potrzeby szwedzkiej armii.
- Czynnik trzeci: Ćwiczenia wojskowe
Pod koniec marca tego roku Rosjanie podjęli decyzję o ćwiczeniach rakietowych marynarki wojennej dokładnie w miejscu, w którym ma przebiegać trasa kontrowersyjnego gazociągu – między duńską wyspą Bornholm a szwedzką Øland. Odbyły się one w dniach 4–6 kwietnia w odległości 18 km od wód Szwecji.
Szwedzkie i duńskie media podkreślały, że takie ćwiczenia to bardzo nietypowe zachowanie, zwłaszcza w obszarze, który jest wykorzystywany jako korytarz transportowy dla cywilnych lotów samolotów. Było to tym bardziej osobliwe, że Rosja ma własny obszar do ćwiczeń w Kaliningradzie, jednak teraz postanowiła przenieść je dalej na zachód, w rejon, w którym miałby przebiegać gazociąg Nord Stream 2.
Minister obrony Szwecji Peter Hultqvist powiedział wówczas, że jest to nietypowa prośba ze strony rosyjskiej. – Nie narusza ona zasad, ale jest powód, by mieć wiele pytań o to, dlaczego tak się dzieje. Ważne jest, aby śledzić wydarzenia z wielką uwagą i obserwować efekty – powiedział.
Suma wszystkich strachów wokół Nord Stream 2 pokazuje, że obawy dotyczące tego projektu to nie polityka, a realny niepokój o bezpieczeństwo, energetykę i ekonomię. Rosjanie starają się właśnie odwrócić postrzeganie tego projektu, mówiąc, że jest on czysto ekonomiczny, a argumenty przeciw są polityką. Przedstawiona wyżej argumentacja podawana przez wiele ośrodków analitycznych w Europie zadaje kłam tej „odwróconej logice”. Argumenty przeciw wynikają z ekonomii i obaw o bezpieczeństwo, w które może uderzyć polityczny projekt jakim jest Nord Stream 2.