icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: Wojna hybrydowa w energetyce. Cele – Ukraina i Kaukaz

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rosjanom nie udało się złamać oporu Unii Europejskiej wobec South Stream, przez co zostali zmuszeni do taktycznego porzucenia projektu na jakiś czas. W ich dyspozycji zostaje szereg narzędzi oddziaływania na Ukrainę. Nie mają jednak możliwości wiecznego blokowania planu dywersyfikacji źródeł dostaw węglowodorów do Europy. Będą jednak próbować. Czy do realizacji swojego celu wykorzystają wojnę hybrydową?

Konflikt hybrydowy jest prowadzony za pomocą nietypowych środków. To faktyczna wojna, która nie została formalnie wypowiedziana. Jej przykładem może być zajęcie Krymu przez tzw. zielone ludziki oraz sterowany z Moskwy konflikt w Donbasie. Front takiego konfliktu rozciąga się także na energetykę.

Eksperci biorący udział w debacie na temat przyszłości ukraińskiego sektora energetycznego spierają się w konwencji „co było pierwsze – kura czy jajko?” Część z nich uważa, że reformy są niezbędne dla zażegnania wojny w Donbasie. Inni przekonują, że bez stabilizacji na froncie, zmiany w sektorze będą niemożliwe. Faktem jest, że utrata donbaskich kopalni węgla uszczupliła zapasy surowców energetycznych Ukrainy. Sytuację pogorszyła afera węglowa, która wypłoszyła z Ukrainy eksporterów węgla z Republiki Południowej Afryki.

– Prokuratura rozpoczęła postępowanie w sprawie nadużyć przy organizowaniu importu węgla z Afryki – mówi mi Oleksandr Lemenow, prawnik piszący dla ukraińskiej Ekonomicznej Prawdy. – Interes kraju byłby zagrożony tylko w wypadku, gdyby postępowanie wykazało nadpłatę za dostawy Steel Mont Trading dla Ukrinterenergo. Udowodnienie winy byłemu ministrowi energetyki Jurijowi Prodanowi jest mało prawdopodobne. Nie on podpisywał kontrakt ani nie dawał pełnomocnictw. Poza tym na oszustwie nie uzyskałby żadnych korzyści.

Zdaniem prawnika gdyby Prodan był winny, zostałby zatrzymany w więzieniu na czas postępowania.

– Sprawa przeciwko Jurijowi Prodanowi jest elementem walki politycznej – twierdzi Lemenow. Mój rozmówca uznaje, że były minister jako człowiek Julii Tymoszenko nie miał szans na przetrwanie w nowym rządzie Arsenija Jaceniuka, tworzonym w porozumieniu z prezydentem Petrem Poroszenko. Następca Prodana, Wołodymyr Demczyszyn to właśnie stronnik Poroszenki, który przyjął bardziej ugodową pozycję wobec Rosji. Ocenia, że wobec wojny w Donbasie i kryzysu energetycznego w kraju import energii elektrycznej z Federacji Rosyjskiej będzie „niezbędnym krokiem”. Ukraiński rozmówca podkreśla, że bez usunięcia korupcji w sektorze energetycznym oraz politycznych spektakli jak ten z udziałem Prodana, nie będzie możliwa budowa zdrowego systemu nad Dnieprem.

Jednakże ukraińskie władze pragnące wdrożyć reformy podług prawa energetycznego Unii Europejskiej muszą najpierw pokonać kryzys energetyczny. Dostawy gazu ziemnego z zachodnich rewersów są nadal niewystarczające, aby zapełnić ukraińskie magazyny gazu. Ich poziom spadł z 17 mld 749 mln 20 października do 12 mld 645,32 mln m3 z 13 grudnia. 31 grudnia 2013 roku w magazynach ukraińskich spoczywało 14 mld 765 mld m3 surowca. Według niektórych szacunków musi w nich spoczywać 17-19 mld m3 aby możliwe było techniczne utrzymanie tranzytu gazu do Europy. Mimo to zimą zeszłego roku dostawy do Europy nie zostały przerwane. Jednakże i tak mniejsze w 2014 roku zapasy mogą zostać uszczuplone przez Gazprombank, który oczekuje od ukraińskiego Ostchemu należącego do oligarchy Dmitro Firtasza zwrotu pożyczki w wysokości 842,5 mln dolarów. Jeżeli Firtasz nie zapłaci, Gazprombank zamierza zrekompensować stratę poborem surowca Ostchemu z ukraińskich magazynów gazowych. Ocenia, że ekwiwalentem długu będzie do 5,68 mld m3. Jednakże według Ukrtranstgazu jedynie 3,5 mld m3 w magazynach należy do firmy Firtasza. Jeżeli Gazprombank dostanie zgodę Kijowa na ich wypompowanie, zostanie 9,1 mld m3 zapasów, które nie zagwarantują stabilności tranzytu tak ważnego dla europejskich sojuszników Ukrainy. Wtedy Kijów będzie skazany na pobór dodatkowych ilości od Gazpromu, większych od planowanych na okres listopad 2014-marzec 2015 2- 2,5 mld m3.

Są zatem co najmniej trzy sposoby na realizację rosyjskiego planu na Ukrainie bez wypowiedzenia jej wojny gazowej, o których już pisałem. Dwa pierwsze to wylansowanie prokremlowskich sił w Kijowie (Demczyszyn?) i stworzenie bufora gazowego. Trzeci, to skłonienie Europy do zgniłego kompromisu kosztem Kijowa. Ten właśnie się realizuje. Nazywam go gazową Jałtą.

W tekście poświęconym gazowemu buforowi w Donbasie opisywałem w jaki sposób Rosjanie mogą wykorzystać seperatystów do wywołania kryzysu gazowego w Europie bez konieczności wzięcia za niego odpowiedzialności. Zrzucając na zielone ludziki, a więc swoich oficerów służb specjalnych działających na terytorium Ukrainy, odpowiedzialność za przerwanie tranzytu przez Ukrainę, osiągnęliby korzyści związane z kryzysem dostaw (straty dla Europy, presja na porozumienie z Moskwą pomijające interes Ukrainy) bez ponoszenia kosztów. Do realizacji tego celu potrzebują jednak kontroli nad gazociągiem w okolicach Charkowa znajdującym się nadal pod kontrolą Kijowa.

Ostatecznością byłoby wysadzenie jednej z ukraińskich rur ale jego efekt byłby krótkotrwały. Mógłby jednak zaszkodzić modernizacji systemu gazociągów nad Dnieprem. Kijów otrzyma w sumie 300 mln dolarów z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju na ten cel. Chodzi o gazociąg Urengoj-Pomary-Użhorod łączący przez Ukrainę Rosję z Europą, który był już wielokrotnie celem ataków. W maju 2014 roku doszło do wybuchów w systemie transportu gazu w obwodzie iwonofrankowskim na południowym zachodzie Ukrainy. Według doniesień medialnych doszło do trzech wybuchów wywołanych przez podłożenie materiałów wybuchowych. Na miejscu wybuchów znaleziono elementy detonatorów. Należy jednak spodziewać się, że do wybuchów dojdzie jedynie w ostateczności a małe ataki, jak te dotąd notowane, będą pełniły funkcję pomocniczą wobec innych działań wobec Ukrainy. Obecnie bardziej atrakcyjnym celem ataku terrorystycznego są inne rury.

Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew docenił wysiłki wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej do spraw Unii Energetycznej, który wobec taktycznej rezygnacji Rosji z projektu South Stream, zaapelował o zwiększenie przepustowości Gazociągu Transanatolijskiego (TANAP). W 2019 roku ma on doprowadzić przez Turcję gaz kaspijski do klientów europejski, w ten sposób tworząc alternatywę dla dostaw rosyjskich w ramach projektu Korytarza Południowego. – Europa chce dostawać 20 mld m3 gazu ziemnego – poinformował Alijew po rozmowach z Turkami i Europejczykami. Bruksela zaapelowała w ten sposób o podwojenie przepustowości rury.

Pomimo zabiegów dywersyfikacyjnych, według Beate Raabe, dyrektor ds. gazu ziemnego w Komisji Europejskiej, Ukraina pozostanie „ważnym ogniwem bezpieczeństwa energetycznego Europy”. Komisja podkreśla przy tym, że South Stream nigdy nie był priorytetem dla Unii Europejskiej, bo nie gwarantował alternatywnych dostaw. Alternatywą dla rosyjskich dostaw przez Ukrainę ma być Korytarz Południowy. Stronnictwo w Brukseli wspierające dywersyfikację zyskało na sile po ogłoszeniu decyzji Rosjan o rezygnacji z południowej rury.

Jeżeli obóz rosyjski we Wspólnocie Energetycznej nie zablokuje współpracy Unii z krajami kaspijskimi, Korytarz Południowy, na który będzie się składał TANAP i Gazociąg Transadriatycki (TAP) a w przyszłości być może inne rury, stanie się zagrożeniem dla żywotnych interesów Kremla.

Dlatego nadal zwodzi  Europę projektem South Stream w różnych wariacjach. Europejczycy wysyłają sygnały do Rosjan, świadczące o tym, że zależy im na tym projekcie. Jest to grunt pod powrót Gazpromu do pierwotnej koncepcji.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel poparła wczoraj wniosek Bułgarii w sprawie przeprowadzenia nowych negocjacji z Rosją o South Stream, który oficjalnie Moskwa niedawno wstrzymała.  Merkel oświadczyła, po zakończeniu w Berlinie rozmów z premierem Bułgarii Bojko Borisowem, że należy przeanalizować wszystkie prawne kwestie związane z tą rurą i jej budową, a następnie wnioski z tych analiz wykorzystać dla uzyskania postępu w rozmowach z Rosją. Kanclerz dodała, że liczne konkretne umowy i porozumienia z Rosją już są podpisane, a dla obu stron jest ważne, aby pozostać solidnymi partnerami. Premier Bułgarii wyraził przekonanie, że wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Powiedział też: „Uważamy, że partnerstwo rosyjsko-bułgarskie musi być zgodnie z prawem kontynuowane, w przeciwnym razie złamalibyśmy umowę, podpisaną w 2006 r. z Rosją, a nie Unią Europejską”. Przy tej okazji kanclerz Merkel zaznaczyła, że nie przewiduje aby w tym tygodniu przywódcy UE przyjęli nowe sankcje wobec Rosji. Kanclerz Niemiec zachowuje ostrożność, zapewne dlatego, że liczy się z przerwą dostaw przez Ukrainę w przyszłości.

Chociaż Gazprom oficjalnie porzucił projekt South Stream mający kosztować w sumie ponad 50 mld dolarów to nie rezygnuje ze swojego planu inwestycyjnego zatwierdzonego przed ogłoszeniem decyzji. Plan na 2015 rok zakłada inwestycje na poziomie 839,24 mld rubli (około 14,8 mld dolarów). Szkic budżetu ma zostać ostatecznie przedyskutowany 23 grudnia. Wtedy też mogą zapaść decyzje o ewentualnych cięciach inwestycji takich jak South Stream, które są zagrożone zachodnimi sankcjami. Jeżeli jednak ekonomia lub względy polityczne nie pozwolą na realizację tego planu, w dyspozycji Moskwy pozostaną inne, w tym plan awaryjny. Gdy będzie to użyteczne, Rosja może wysadzić rury Korytarza Południowego.

– Chiny i „prawdopodobnie dwa inne państwa” są w stanie sparaliżować część amerykańskiej energetyki za pomocą ataku cybernetycznego – poinformowała w listopadzie Narodowa Agencja Bezpieczeństwa USA (NSA). Zdaniem jej specjalistów, Pekin jest w stanie spenetrować systemy zarządzania elektroenergetyką w Stanach Zjednoczonych i zakłócić ich funkcjonowanie. Jeżeli wierzyć doniesieniom Bloomberga, podobne możliwości wykorzystali już Rosjanie w przypadku gazociągu BTC.

– Z przecieków CIA do mediów zachodnich wynika, że za eksplozję na ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan w miejscowości Refahiye w przededniu wojny gruzińsko-rosyjskiej odpowiada, nie Partia Pracy Kurdystanu, a Rosja. Według Bloomberga za eksplozję było odpowiedzialne oprogramowanie, które wyłączyło systemy alarmowe BTC i podniosło ciśnienie w rurze. Na miejscu mieli zostać zatrzymani dwaj mężczyźni ubrani w stroje „przypominające ubiór jednostek specjalnych”. Zdaniem rozmówców Bloomberga metodologia zamachu wskazuje jednoznacznie na Rosjan – informowaliśmy 12 grudnia.

W przeciwieństwie do Brukseli, kongres USA uchwalił tego dnia ustawę umożliwiającą wprowadzenie dodatkowych sankcji gospodarczych wobec Rosji. Sankcje wymierzone są przede wszystkim w rosyjskie sektory energetyczny i zbrojeniowy, czyli ugodzą w przede wszystkim w Gazprom i Rosoboroneksport. Ustawa upoważnia prezydenta Baracka Obamę do wprowadzenia sankcji przeciwko Gazpromowi, gdyby koncern „zmniejszył wolumen gazu przesyłanego krajom NATO oraz Ukrainie, Gruzji i Mołdawii”. Ustawa wchodzi w życie po podpisaniu jej przez Obamę. Ten jednak wstrzymuje decyzję, czekając na ruch Rosji. Czy działanie kongresu ma charakter wyprzedzający?

W ten sposób Ameryka zabezpiecza się przed możliwym wykorzystaniem przez Rosjan wojny hybrydowej przeciwko państwom sojuszniczym. Amerykanie wymieniają w tym kontekście dostawy gazu ale Rosja może sięgnąć także po inne środki, które wykorzystała już nad Dnieprem. Może także rozmrozić konflikt w Górskim Karabachu, gdzie napięcie wzrosło ostatnio po zestrzeleniu armeńskiego helikoptera przez armię azerską. Ludzie z kręgów byłego prezydenta Gruzji Michaela Saakaszwilego twierdzą, że jest to wysoce prawdopodobne.

Rosja może także stworzyć bufor energetyczny w Abchazji, gdzie funkcjonuje największa na Kaukazie elektrownia wodna Enguri Hess. Zbuntowany region Gruzji zagroził już, że może odciąć dostawy energii elektrycznej dla Tbilisi. W odpowiedzi Gruzini zagrozili zatrzymaniem prądu rzeki Inguri, który zasila elektrownie na terenie państwa stworzonego przez Rosję w toku wojny z 2008 roku. Jest to jedyne źródło zasilania dla Abchazji, która zużywa obecnie 40 procent energii wytworzonej w Enguri Hess. To dobry grunt pod wywołanie kryzysu energetycznego w Gruzji w momencie wybranym przez Moskwę. Alternatywą jest kompromisowe porozumienie z prorosyjskim rządzie w Tbilisi, na które zapewne liczy prezydent Władimir Putin.

W obliczu taniejącej ropy naftowej i spadającej błyskawicznie wartości rubla, władca Kremla może ustąpić lub sięgnąć po rozwiązanie siłowe. Może po raz kolejny wykorzystać do swoich celów wojnę hybrydową, która ma swoje energetyczne oblicze. Rosja ma szereg narzędzi skutecznych narzędzi w tym sektorze. Czy zielone ludziki zajmą się tym razem infrastrukturą energetyczną?

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rosjanom nie udało się złamać oporu Unii Europejskiej wobec South Stream, przez co zostali zmuszeni do taktycznego porzucenia projektu na jakiś czas. W ich dyspozycji zostaje szereg narzędzi oddziaływania na Ukrainę. Nie mają jednak możliwości wiecznego blokowania planu dywersyfikacji źródeł dostaw węglowodorów do Europy. Będą jednak próbować. Czy do realizacji swojego celu wykorzystają wojnę hybrydową?

Konflikt hybrydowy jest prowadzony za pomocą nietypowych środków. To faktyczna wojna, która nie została formalnie wypowiedziana. Jej przykładem może być zajęcie Krymu przez tzw. zielone ludziki oraz sterowany z Moskwy konflikt w Donbasie. Front takiego konfliktu rozciąga się także na energetykę.

Eksperci biorący udział w debacie na temat przyszłości ukraińskiego sektora energetycznego spierają się w konwencji „co było pierwsze – kura czy jajko?” Część z nich uważa, że reformy są niezbędne dla zażegnania wojny w Donbasie. Inni przekonują, że bez stabilizacji na froncie, zmiany w sektorze będą niemożliwe. Faktem jest, że utrata donbaskich kopalni węgla uszczupliła zapasy surowców energetycznych Ukrainy. Sytuację pogorszyła afera węglowa, która wypłoszyła z Ukrainy eksporterów węgla z Republiki Południowej Afryki.

– Prokuratura rozpoczęła postępowanie w sprawie nadużyć przy organizowaniu importu węgla z Afryki – mówi mi Oleksandr Lemenow, prawnik piszący dla ukraińskiej Ekonomicznej Prawdy. – Interes kraju byłby zagrożony tylko w wypadku, gdyby postępowanie wykazało nadpłatę za dostawy Steel Mont Trading dla Ukrinterenergo. Udowodnienie winy byłemu ministrowi energetyki Jurijowi Prodanowi jest mało prawdopodobne. Nie on podpisywał kontrakt ani nie dawał pełnomocnictw. Poza tym na oszustwie nie uzyskałby żadnych korzyści.

Zdaniem prawnika gdyby Prodan był winny, zostałby zatrzymany w więzieniu na czas postępowania.

– Sprawa przeciwko Jurijowi Prodanowi jest elementem walki politycznej – twierdzi Lemenow. Mój rozmówca uznaje, że były minister jako człowiek Julii Tymoszenko nie miał szans na przetrwanie w nowym rządzie Arsenija Jaceniuka, tworzonym w porozumieniu z prezydentem Petrem Poroszenko. Następca Prodana, Wołodymyr Demczyszyn to właśnie stronnik Poroszenki, który przyjął bardziej ugodową pozycję wobec Rosji. Ocenia, że wobec wojny w Donbasie i kryzysu energetycznego w kraju import energii elektrycznej z Federacji Rosyjskiej będzie „niezbędnym krokiem”. Ukraiński rozmówca podkreśla, że bez usunięcia korupcji w sektorze energetycznym oraz politycznych spektakli jak ten z udziałem Prodana, nie będzie możliwa budowa zdrowego systemu nad Dnieprem.

Jednakże ukraińskie władze pragnące wdrożyć reformy podług prawa energetycznego Unii Europejskiej muszą najpierw pokonać kryzys energetyczny. Dostawy gazu ziemnego z zachodnich rewersów są nadal niewystarczające, aby zapełnić ukraińskie magazyny gazu. Ich poziom spadł z 17 mld 749 mln 20 października do 12 mld 645,32 mln m3 z 13 grudnia. 31 grudnia 2013 roku w magazynach ukraińskich spoczywało 14 mld 765 mld m3 surowca. Według niektórych szacunków musi w nich spoczywać 17-19 mld m3 aby możliwe było techniczne utrzymanie tranzytu gazu do Europy. Mimo to zimą zeszłego roku dostawy do Europy nie zostały przerwane. Jednakże i tak mniejsze w 2014 roku zapasy mogą zostać uszczuplone przez Gazprombank, który oczekuje od ukraińskiego Ostchemu należącego do oligarchy Dmitro Firtasza zwrotu pożyczki w wysokości 842,5 mln dolarów. Jeżeli Firtasz nie zapłaci, Gazprombank zamierza zrekompensować stratę poborem surowca Ostchemu z ukraińskich magazynów gazowych. Ocenia, że ekwiwalentem długu będzie do 5,68 mld m3. Jednakże według Ukrtranstgazu jedynie 3,5 mld m3 w magazynach należy do firmy Firtasza. Jeżeli Gazprombank dostanie zgodę Kijowa na ich wypompowanie, zostanie 9,1 mld m3 zapasów, które nie zagwarantują stabilności tranzytu tak ważnego dla europejskich sojuszników Ukrainy. Wtedy Kijów będzie skazany na pobór dodatkowych ilości od Gazpromu, większych od planowanych na okres listopad 2014-marzec 2015 2- 2,5 mld m3.

Są zatem co najmniej trzy sposoby na realizację rosyjskiego planu na Ukrainie bez wypowiedzenia jej wojny gazowej, o których już pisałem. Dwa pierwsze to wylansowanie prokremlowskich sił w Kijowie (Demczyszyn?) i stworzenie bufora gazowego. Trzeci, to skłonienie Europy do zgniłego kompromisu kosztem Kijowa. Ten właśnie się realizuje. Nazywam go gazową Jałtą.

W tekście poświęconym gazowemu buforowi w Donbasie opisywałem w jaki sposób Rosjanie mogą wykorzystać seperatystów do wywołania kryzysu gazowego w Europie bez konieczności wzięcia za niego odpowiedzialności. Zrzucając na zielone ludziki, a więc swoich oficerów służb specjalnych działających na terytorium Ukrainy, odpowiedzialność za przerwanie tranzytu przez Ukrainę, osiągnęliby korzyści związane z kryzysem dostaw (straty dla Europy, presja na porozumienie z Moskwą pomijające interes Ukrainy) bez ponoszenia kosztów. Do realizacji tego celu potrzebują jednak kontroli nad gazociągiem w okolicach Charkowa znajdującym się nadal pod kontrolą Kijowa.

Ostatecznością byłoby wysadzenie jednej z ukraińskich rur ale jego efekt byłby krótkotrwały. Mógłby jednak zaszkodzić modernizacji systemu gazociągów nad Dnieprem. Kijów otrzyma w sumie 300 mln dolarów z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju na ten cel. Chodzi o gazociąg Urengoj-Pomary-Użhorod łączący przez Ukrainę Rosję z Europą, który był już wielokrotnie celem ataków. W maju 2014 roku doszło do wybuchów w systemie transportu gazu w obwodzie iwonofrankowskim na południowym zachodzie Ukrainy. Według doniesień medialnych doszło do trzech wybuchów wywołanych przez podłożenie materiałów wybuchowych. Na miejscu wybuchów znaleziono elementy detonatorów. Należy jednak spodziewać się, że do wybuchów dojdzie jedynie w ostateczności a małe ataki, jak te dotąd notowane, będą pełniły funkcję pomocniczą wobec innych działań wobec Ukrainy. Obecnie bardziej atrakcyjnym celem ataku terrorystycznego są inne rury.

Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew docenił wysiłki wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej do spraw Unii Energetycznej, który wobec taktycznej rezygnacji Rosji z projektu South Stream, zaapelował o zwiększenie przepustowości Gazociągu Transanatolijskiego (TANAP). W 2019 roku ma on doprowadzić przez Turcję gaz kaspijski do klientów europejski, w ten sposób tworząc alternatywę dla dostaw rosyjskich w ramach projektu Korytarza Południowego. – Europa chce dostawać 20 mld m3 gazu ziemnego – poinformował Alijew po rozmowach z Turkami i Europejczykami. Bruksela zaapelowała w ten sposób o podwojenie przepustowości rury.

Pomimo zabiegów dywersyfikacyjnych, według Beate Raabe, dyrektor ds. gazu ziemnego w Komisji Europejskiej, Ukraina pozostanie „ważnym ogniwem bezpieczeństwa energetycznego Europy”. Komisja podkreśla przy tym, że South Stream nigdy nie był priorytetem dla Unii Europejskiej, bo nie gwarantował alternatywnych dostaw. Alternatywą dla rosyjskich dostaw przez Ukrainę ma być Korytarz Południowy. Stronnictwo w Brukseli wspierające dywersyfikację zyskało na sile po ogłoszeniu decyzji Rosjan o rezygnacji z południowej rury.

Jeżeli obóz rosyjski we Wspólnocie Energetycznej nie zablokuje współpracy Unii z krajami kaspijskimi, Korytarz Południowy, na który będzie się składał TANAP i Gazociąg Transadriatycki (TAP) a w przyszłości być może inne rury, stanie się zagrożeniem dla żywotnych interesów Kremla.

Dlatego nadal zwodzi  Europę projektem South Stream w różnych wariacjach. Europejczycy wysyłają sygnały do Rosjan, świadczące o tym, że zależy im na tym projekcie. Jest to grunt pod powrót Gazpromu do pierwotnej koncepcji.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel poparła wczoraj wniosek Bułgarii w sprawie przeprowadzenia nowych negocjacji z Rosją o South Stream, który oficjalnie Moskwa niedawno wstrzymała.  Merkel oświadczyła, po zakończeniu w Berlinie rozmów z premierem Bułgarii Bojko Borisowem, że należy przeanalizować wszystkie prawne kwestie związane z tą rurą i jej budową, a następnie wnioski z tych analiz wykorzystać dla uzyskania postępu w rozmowach z Rosją. Kanclerz dodała, że liczne konkretne umowy i porozumienia z Rosją już są podpisane, a dla obu stron jest ważne, aby pozostać solidnymi partnerami. Premier Bułgarii wyraził przekonanie, że wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Powiedział też: „Uważamy, że partnerstwo rosyjsko-bułgarskie musi być zgodnie z prawem kontynuowane, w przeciwnym razie złamalibyśmy umowę, podpisaną w 2006 r. z Rosją, a nie Unią Europejską”. Przy tej okazji kanclerz Merkel zaznaczyła, że nie przewiduje aby w tym tygodniu przywódcy UE przyjęli nowe sankcje wobec Rosji. Kanclerz Niemiec zachowuje ostrożność, zapewne dlatego, że liczy się z przerwą dostaw przez Ukrainę w przyszłości.

Chociaż Gazprom oficjalnie porzucił projekt South Stream mający kosztować w sumie ponad 50 mld dolarów to nie rezygnuje ze swojego planu inwestycyjnego zatwierdzonego przed ogłoszeniem decyzji. Plan na 2015 rok zakłada inwestycje na poziomie 839,24 mld rubli (około 14,8 mld dolarów). Szkic budżetu ma zostać ostatecznie przedyskutowany 23 grudnia. Wtedy też mogą zapaść decyzje o ewentualnych cięciach inwestycji takich jak South Stream, które są zagrożone zachodnimi sankcjami. Jeżeli jednak ekonomia lub względy polityczne nie pozwolą na realizację tego planu, w dyspozycji Moskwy pozostaną inne, w tym plan awaryjny. Gdy będzie to użyteczne, Rosja może wysadzić rury Korytarza Południowego.

– Chiny i „prawdopodobnie dwa inne państwa” są w stanie sparaliżować część amerykańskiej energetyki za pomocą ataku cybernetycznego – poinformowała w listopadzie Narodowa Agencja Bezpieczeństwa USA (NSA). Zdaniem jej specjalistów, Pekin jest w stanie spenetrować systemy zarządzania elektroenergetyką w Stanach Zjednoczonych i zakłócić ich funkcjonowanie. Jeżeli wierzyć doniesieniom Bloomberga, podobne możliwości wykorzystali już Rosjanie w przypadku gazociągu BTC.

– Z przecieków CIA do mediów zachodnich wynika, że za eksplozję na ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan w miejscowości Refahiye w przededniu wojny gruzińsko-rosyjskiej odpowiada, nie Partia Pracy Kurdystanu, a Rosja. Według Bloomberga za eksplozję było odpowiedzialne oprogramowanie, które wyłączyło systemy alarmowe BTC i podniosło ciśnienie w rurze. Na miejscu mieli zostać zatrzymani dwaj mężczyźni ubrani w stroje „przypominające ubiór jednostek specjalnych”. Zdaniem rozmówców Bloomberga metodologia zamachu wskazuje jednoznacznie na Rosjan – informowaliśmy 12 grudnia.

W przeciwieństwie do Brukseli, kongres USA uchwalił tego dnia ustawę umożliwiającą wprowadzenie dodatkowych sankcji gospodarczych wobec Rosji. Sankcje wymierzone są przede wszystkim w rosyjskie sektory energetyczny i zbrojeniowy, czyli ugodzą w przede wszystkim w Gazprom i Rosoboroneksport. Ustawa upoważnia prezydenta Baracka Obamę do wprowadzenia sankcji przeciwko Gazpromowi, gdyby koncern „zmniejszył wolumen gazu przesyłanego krajom NATO oraz Ukrainie, Gruzji i Mołdawii”. Ustawa wchodzi w życie po podpisaniu jej przez Obamę. Ten jednak wstrzymuje decyzję, czekając na ruch Rosji. Czy działanie kongresu ma charakter wyprzedzający?

W ten sposób Ameryka zabezpiecza się przed możliwym wykorzystaniem przez Rosjan wojny hybrydowej przeciwko państwom sojuszniczym. Amerykanie wymieniają w tym kontekście dostawy gazu ale Rosja może sięgnąć także po inne środki, które wykorzystała już nad Dnieprem. Może także rozmrozić konflikt w Górskim Karabachu, gdzie napięcie wzrosło ostatnio po zestrzeleniu armeńskiego helikoptera przez armię azerską. Ludzie z kręgów byłego prezydenta Gruzji Michaela Saakaszwilego twierdzą, że jest to wysoce prawdopodobne.

Rosja może także stworzyć bufor energetyczny w Abchazji, gdzie funkcjonuje największa na Kaukazie elektrownia wodna Enguri Hess. Zbuntowany region Gruzji zagroził już, że może odciąć dostawy energii elektrycznej dla Tbilisi. W odpowiedzi Gruzini zagrozili zatrzymaniem prądu rzeki Inguri, który zasila elektrownie na terenie państwa stworzonego przez Rosję w toku wojny z 2008 roku. Jest to jedyne źródło zasilania dla Abchazji, która zużywa obecnie 40 procent energii wytworzonej w Enguri Hess. To dobry grunt pod wywołanie kryzysu energetycznego w Gruzji w momencie wybranym przez Moskwę. Alternatywą jest kompromisowe porozumienie z prorosyjskim rządzie w Tbilisi, na które zapewne liczy prezydent Władimir Putin.

W obliczu taniejącej ropy naftowej i spadającej błyskawicznie wartości rubla, władca Kremla może ustąpić lub sięgnąć po rozwiązanie siłowe. Może po raz kolejny wykorzystać do swoich celów wojnę hybrydową, która ma swoje energetyczne oblicze. Rosja ma szereg narzędzi skutecznych narzędzi w tym sektorze. Czy zielone ludziki zajmą się tym razem infrastrukturą energetyczną?

Najnowsze artykuły