Z prof. Mariuszem-Orionem Jedryskiem rozmawia Agnieszka Paprocka-Waszkiewicz z Naszego Dziennika.pl.
Liderzy UE uzgodnili w Brukseli ramy nowej polityki klimatycznej do 2030 r. Rząd PO – PSL ocenia, że polskie postulaty zostały spełnione i polityka ta nie obciąży naszej gospodarki. Czy faktycznie tak jest?
– Główną metodą walki z emisjami CO2 w UE jest przydzielanie, a potem ewentualny handel certyfikatami ETS – wszystko to bez rzetelnej oceny czy merytorycznej roli antropoemisji. Polityka zdominowała wiedzę. Premier Kopacz poinformowała, że Polsce udało się m.in. wynegocjować utrzymanie systemu darmowych pozwoleń na emisję CO2 dla sektora elektroenergetycznego na poziomie 40 proc. do 2030. Rodzą się pytania, czy nie będziemy musieli jednak w jakiś sposób za to płacić, że 40-procentową „łaskę” UE przedłużono o 11 lat. To jest tylko 11 lat, a „zysk” w wieloleciu wynosi w praktyce kilka procent. O takim więc „sukcesie” mówimy. Poza tym co z innymi emitentami, w szczególności cementowniami? Czy Polska będzie miała prawo do rozdawania tych zezwoleń za darmo elektrowniom, zaś problem z cementowniami pozostanie nierozwiązany, mimo że są najmniej emisyjne w UE. U nas produkcja 1 tony cementu powoduje emisję nawet mniej niż 1 tony CO2, a w niektórych krajach nawet ponad 1,2 tony CO2. Proszę zwrócić uwagę, że szczyt rozpoczął się z półtoragodzinnym opóźnieniem, bo przed jego początkiem premier Kopacz, Merkel, Hollande i van Rompuy dyskutowali – to było budowanie napięcia. Celem UE jest redukcja emisji gazów cieplarnianych dla całej UE o 40 proc. do 2030 r., ale jest w tym co najmniej jedno „ale”, bo chodzi o rok bazowy (czyli względem wielkości emisji z 1990 r.). Stąd rodzi się pytanie, dlaczego PO – PSL kilka lat temu zgodziło się, aby 2005 był rokiem bazowym, podczas gdy Polska znacznie wcześniej zredukowała emisje o grubo ponad 30 proc. względem właśnie 1990? Największa obniżka na świecie została podarowana UE przez Tuska w 2008 r. To miał być sukces – minęło kilka lat i mamy opowiadanie o sukcesie, o jaki nie trzeba byłoby się starać, bo to my żądalibyśmy obniżek emisji od innych i zarabialibyśmy na naszych nadwyżkach pozwoleń na emisje, których teraz nam brak. Rząd PO – PSL wielokrotnie przedstawiał klęskę Polaków jako swój sukces, więc byłbym ostrożny w ocenie tego sukcesu. Zaczekajmy, aż rząd poda informacje w Sejmie i będzie odpowiadał – mam nadzieję szczegółowo – na pytania.
Można było wynegocjować więcej np. w kwestii inwestycji?
– Rzecz jasna zawsze można więcej, ale patrzmy na realia. Sflaczało-uległy rząd Tuska nie zmienił swej flakowatości przez zmianę premiera – ekipa ta sama – to jak lukier na starym torcie. Polska energetyka potrzebuje dramatycznie inwestycji w nowe technologie spalania i wzrostu efektywności zarówno przy produkcji, przesyle, jak i przy użytkowaniu energii przez przemysł i odbiorców indywidualnych. Nas nie stać na takie inwestycje, a tu sukcesów negocjacyjnych zupełnie brak. Handel i darowanie zezwoleń na emisje nie ma wartości dodanej, w przeciwieństwie do inwestycji w efektywność– no ale tu bieda.
Grozi nam wzrost cen energii?
– O to należy pytać społeczeństwo – jeśli się zgodzi, to tak, jeśli wyjdzie np. na ulice, to nie.
Oczywiście jeśli elektrownie nie będą płacić więcej za emisję CO2, to z tego względu nie powinien być prąd droższy. Mamy jednak wiele składowych ceny prądu – np. przesył w Polsce jest droższy niż produkcja z niektórych prosumenckich małych źródeł. W polskiej energetyce mamy taki postęp jak w krokach teatru pantomimy. Wielkie elektrownie w dużym stopniu nie są polskie. Sukces premier Kopacz to także sukces Merkel, bo Polacy nie mają z czego zapłacić za droższy prąd, a spore udziały w rynku energii w Polsce ma kapitał z Niemiec. Ponadto Niemcy dochodzą do spalania 200 mln ton węgla brunatnego rocznie (Polska ok. 55 mln ton). Łącznie Niemcy spalają więcej węgla kamiennego i brunatnego niż Polska, a przy tym Niemcy mają dużo gorszą strukturę, bo węgiel brunatny jest brudniejszym paliwem niż węgiel kamienny. Niemcy wracają do węgla i budują na różnych etapach lub planują budowę 20 elektrowni węglowych. UE zaczyna wycofywać się rakiem– rozsądek zagląda do pustego garnka. Stąd ustąpienia ze strony Merkel. Z drugiej strony van Rompuy ustąpił, by nie musiał tego robić za dwa miesiące Tusk, tym bardziej że szef Rady Europy i tak nie ma nic do powiedzenia, bo zależy od tych, co go postawili na stanowisko. Tuska nominowano próbnie jak wcześniej Buzka, który dostał tylko pół kadencji szefa Parlamentu UE, stąd według mnie jego silne poparcie dla wychwytu i geologicznego składowania CO2. Tusk rok temu przeforsował regulacje prawne zezwalające na takie składowanie w Polsce (Niemcy czy Austriacy nie). Pamiętajmy, że ponoć ustalono, że 10 proc. zezwoleń przeznaczona zostanie dla krajów o najniższym PKB, a jeszcze dodatkowo ma być 2 proc. rezerwy.
Może Polska jako największy biedny kraj UE ma szanse na te procenty…
– Ale pamiętajmy: tu nikt nikomu niczego nie daje, tu się tylko ogranicza, a potem robi odstępstwa czasowe na mniej restrykcyjne ograniczenia. Wrażenie uzyskiwania czegoś zostaje i tym będzie grał rząd. Takie uzyskiwanie wynika z fatalnej biedy Polski i wynikającej z tego decyzji samoograniczenia przyjęcia roku bazowego 2005. Należy się cieszyć, że jesteśmy biedni z tańszym prądem. Gdyby zdrożał, to wtedy by spadło zużycie – nie zarobiłby niemiecki kapitał energetyczny w Polsce. Dodatkowo mamy efekt skali, bo wzrósłby udział procentowy produkcji energii ze źródeł odnawialnych (OZE), a za taką energię jeszcze muszą elektrownie płacić, bo muszą kupować droższy efemeryczny (wiatraki) prąd z OZE. Z pełną oceną zaczekajmy na informację rządu w Sejmie, bo istotne są szczegóły, a Kopacz w swojej wypowiedzi ich nie zawarła.
Źródło: Nasz Dziennik/CIRE.PL