– Transakcje zawierane na giełdach oraz różnice cen między Polską a państwami ościennymi powodują, że jesteśmy importerem energii. Te zjawiska kompletnie nie zależą od obliga giełdowego – mówi prezes Towarowej Giełdy Energii Piotr Zawistowski w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jak zmieniały się ceny energii i gazu w ostatnim roku pełnym zawirowań przez koronawirusa i atak zimy, a także inne niespodzianki, które wpłynęły na te rynki?
Piotr Zawistowski, prezes Towarowej Giełdy Energii: Prościej będzie zacząć od energii elektrycznej, gdyż tutaj w zasadzie główną determinantą zmian była pandemia. Rok zaczął się z lekkim niepokojem, docierały bowiem pierwsze sygnały z Chin, że coś się dzieje, choć nikt nie wiedział co. Natomiast z początkiem lutego informacji było coraz więcej, po wydarzeniach we Włoszech, już było wiadomo, że Europa jest w zasięgu działania tego zjawiska.
Czy było widać reakcję już wtedy, czy dopiero gdy zaczęły się tak zwane „lockdowny”?
To trochę przypominało sepsę piorunującą. W momencie, kiedy choroba zaczęła się rozprzestrzeniać we Włoszech, w Polsce trwała jeszcze ostatnia faza ferii zimowych. Ruszyła dyskusja o zamykaniu państw i robieniu czegoś w związku z sytuacją epidemiologiczną. Należałoby dokładnie przeanalizować tę sekwencję zdarzeń oraz ograniczenia wprowadzane w poszczególnych państwach z różną dynamiką i intensywnością. Końcówka lutego i początek marca, kiedy paręnaście dni później nastąpił „lockdown” w Polsce, to był moment, kiedy obserwowaliśmy spadki zapotrzebowania na energię. Wtedy także uświadomiliśmy sobie, że to zjawisko dotknie nas w bardzo dużym stopniu. Z rozmowy o zamykaniu zakładów przemysłowych w Europie, spadku zapotrzebowania i wizji jak długo to potrwa, przenieśliśmy się do rzeczywistości, w której mieliśmy w Polsce puste ulice. Poza oddziaływaniem na wyobraźnię, widać było w statystykach, że następuje spadek zapotrzebowania na energię i, co ważne z punktu widzenia rynku energii, cen uprawnień do emisji CO2. Działo się to z prostej przyczyny. Jest pewien przydział tych pozwoleń i podmioty nimi handlujące stwierdziły, że skoro będzie mniejszy popyt, mniejsza produkcja przemysłowa, to emisje będą mniejsze, więc wystąpi wyższa podaż. Działania Komisji Europejskiej na rzecz ograniczenia podaży uprawnień pozwoliły tym cenom stopniowo się odbudowywać, ale to był moment najbardziej widocznego spadku cen energii elektrycznej.
Jak to odczuła Towarowa Giełda Energii?
Sytuacja dużej zmienności na rynku, bo tak należy ją identyfikować z perspektywy działań na giełdzie, paradoksalnie pomogła TGE, podobnie jak Giełdzie Papierów Wartościowych. Zanotowaliśmy rekordowe obroty. Teraz możemy się chwalić najlepszym rokiem na TGE, największymi obrotami na rynku energii i gazu. Wiele zjawisk na rynku przyczyniło się do tego. Podmioty, które stwierdziły, że nie sprzedadzą swych produktów, mówiąc językiem giełdowym, zaczęły odwracać pozycję.
Czy na giełdzie “bad news is a good news” jak w mediach?
Nie zawsze, ale w tym przypadku tak było. Zmienność w ciągu roku była taka, że ceny energii spadły, ale potem zaczęły rosnąć. Gdyby tylko spadły, mogłoby być całkiem inaczej. Późniejszy wzrost cen był także okazją do handlu, do dobrze pojmowanej spekulacji na giełdzie i wpływał na obroty.
Czy miał na to wpływ fakt, że ograniczenia były potem luzowane?
Tak, były luzowane z różną intensywnością w różnych miejscach w Europie. Pojawiła się nadzieja, że problem się skończy w okolicach wakacji, pomimo głosów, że jesienią znów się z nim zderzymy. Przykładem mogą być Chiny, gdzie sytuację pandemiczną zamknięto dość radykalnie i do niej nie wrócono (przynajmniej oficjalnie). Wyglądało na to, że skoro tam znajdowało się źródło i zostało usunięte, to podobnie może być z resztą świata.
Tymczasem okazało się, że nadeszła druga fala, nadciąga trzecia fala. Jak kończył się 2020 rok na Towarowej Giełdzie Energii?
Na koniec roku obroty były ustabilizowane. Należy pamiętać, że pierwsza połowa półrocza miała zupełnie inny wpływ na wyniki niż zjawiska z drugiej połowy roku. W pierwszym półroczu kontraktowane są dostawy w drugiej połowie trwającego roku. To, co działo się w marcu, kwietniu i maju 2020 roku, dotyczyło transakcji realizowanych jeszcze w 2020 roku. Druga połowa roku jest bardziej zdeterminowana kontraktacją na 2021 rok. Nie będę określał poziomu, natomiast chodzi o to, że w końcówce 2020 roku handlowano na 2020 rok z większą pewnością co do tego, co może się wydarzyć niż jeszcze w połowie 2020 roku. Pamiętajmy, też że w ostatnim kwartale pojawiła się dyskusja o likwidacji obliga giełdowego. Przedsiębiorstwa antycypowały, czy będą nim objęte, czy też nie. Do tego doszła wizja nieco bardziej stabilnej sytuacji rozumiana tak, że nawet jeśli będziemy mieć niższe zapotrzebowanie, to będzie się ono utrzymywało na w miarę przewidywalnym poziomie i będzie można bezpiecznie zawierać transakcje, zabezpieczać odpowiednio pozycje pod te prognozy. Handlującym było łatwiej, nie chcę powiedzieć przewidzieć przyszłość, ale byli bardziej oswojeni z ryzykiem zjawisk towarzyszących nam w zeszłym roku. One pojawiły się nagle, były gwałtowne. Na przykład, w przypadku zakupów energii do galerii handlowych mieliśmy do czynienia z zamykaniem i otwieraniem ich przez instytucje państwowe. To rodziło dużą niepewność. Teraz ona występuje, ale z perspektywy globalnego planowania zapotrzebowania na energię jest pewniej, bo przykładowo w żadnym momencie nie był zamknięty przemysł ciężki.
Były takie obawy?
Może nie pojawiły się oficjalnie, ale analitycy przewidujący zapotrzebowanie na energię mieli prawo mieć taką wizję w głowie, że nawet jeśli nie będzie to podyktowane prawem, to przedsiębiorstwa będą zamykać działalność podobnie jak to miało miejsce we Włoszech. Łatwiej było myśleć o handlu pod koniec 2020 roku niż na jego początku.
Czy to jest optymizm, czy raczej pewność?
Te dwie kategorie nie opisują sytuacji najlepiej. Z perspektywy wolumenów zapotrzebowania łatwiej chyba oswoić się z sytuacją niepewności i obstawić tak, żeby się bezpiecznie zakontraktować.
Skończył się 2020 rok i nastąpił atak zimy. Jak giełda zareagowała na Bestię ze Wschodu?
Giełda nie reagowała. Nas ten problem nie dotknął.
Jak zareagowali użytkownicy?
Nie chciałbym komentować konkretnych zachowań. Bardzo wysokie i niskie temperatury oddziałują na rynek. Kilka lat temu upały spowodowały wprowadzenie stopni zasilania. Wysokie mrozy powodują, że ceny gazu rosną, ale to są zmiany chwilowe. Rynek spot rządzi się prawami chwilowej podaży i popytu, stanami magazynów w Europie, bo nasze ceny są mocno skorelowane z tymi na kontynencie. Ta reakcja była typowa. Krótkoterminowe zmiany są emocjonujące w danym momencie, a potem Bestia ze Wschodu odchodzi i mamy do czynienia znów z ciepłym styczniem.
Dziś raczej regułą jest zima bez śniegu niż śnieg.
Pewnie ciekawym zjawiskiem do komentowania byłby taki mróz utrzymujący się przez trzy tygodnie.
Taki mróz pojawił się w Azji i wywołał rekordowe ceny LNG.
Ceny gazu skoczyły, ale nie skroplonego, bo on jest dostarczany w innych dostawach i rytmie, z resztą nie mamy wglądu do jego cen. W ślad za zmianami popytu zmieniły się ceny paliwa na giełdzie.
Mieliśmy kolejny trend, czyli przyspieszenie transformacji energetycznej zamiast jej spowolnienia. Dane z sektora energetycznego pokazują, że zwrot ku odnawialnym źródłom energii nie zwolnił, a przyspieszył. Słyszymy o tym coraz więcej z polskiego sektora energii, ale także z TGE, która nawiązała współpracę z Polskim Stowarzyszeniem Energetyki Wiatrowej i mówi o handlu biometanem. Jak Państwo przygotowują się na ten megatrend, który chyba przyspieszył?
Myślę, że percepcyjna ocena przyspieszenia może wynikać trochę z tego, że wszyscy spodziewali się, że pandemia je może zatrzyma. Ciężko ocenić, czy mamy do czynienia z przyspieszeniem, czy to nadal założone tempo zmian. Na koniec dnia jesteśmy w sytuacji, gdy te wszystkie zmiany postrzegane z perspektywy regulacji unijnej i działań przedsiębiorstw są dość dynamiczne. Stąd bierze się wrażenie, że wszystko dzieje się coraz szybciej. TGE poszukuje nowych możliwości rozwoju. Chcemy podążać za trendami rynkowymi. W opinii naszego zespołu trend dekarbonizacji gospodarki spowoduje szereg zmian, w szczególności w energetyce i będziemy musieli się w nim odnaleźć. Jako giełda mamy wiele do zaoferowania, bo jej narzędzia do handlu oraz rozliczenia związane z bezpieczeństwem dostawy mogą być dość atrakcyjne. Druga zaleta to powszechność. Każdy kto do niej przystępuje ma dostęp do wszystkich uczestników rynku i ma wszystko na jednym ekranie. Staramy się być cały czas aktywni i szukać elementów, które mogą stać się produktem giełdowym.
Jakie produkty mogą powstać lub powstają na TGE?
Jest za wcześnie na szczegóły. Mogę jedynie powiedzieć o porozumieniach z PGNiG i PSEW, które mają na celu rozwinięcie dwóch rynków. W pierwszym przypadku chodzi o przeprowadzenie wspólnych analiz na temat tego, co byłoby najbardziej użyteczne dla użytkowników rynku. Nie chodzi o to, żebyśmy sami coś opracowali i przekazali na rynek, ale chcemy w uzgodnieniu z nim znaleźć najlepsze rozwiązanie z którego będzie on chciał korzystać.
Chodzi o konsultację?
Nawet więcej, chcemy działać razem z rynkiem. Jesteśmy z nim po jednej stronie. Stąd bierze się współpraca z PGNiG na rzecz rynku biometanu. Produkty zostaną opracowane przez nasze zespoły. Współpraca na rzecz instrumentów giełdowych wspierających rozwój Odnawialnych Źródeł Energii z PSEW to drugi element. Jest za wcześnie, by mówić o tym, jakie to będą produkty. Rok temu na konferencjach energetycznych przebijała się myśl, że wejście na rynek OZE z niejednokrotnie zerowymi kosztami energii pozwala zawierać kontrakty na dłuższy termin, bo jest taka wola po stronie wytwórczej. Chcą oni się zabezpieczyć, a mają praktycznie zerowe ryzyko kosztów zmiennych, ponieważ nie obawiają się zmiany cen paliw. Chcemy te szanse przeanalizować z uczestnikami rynku, którzy mieliby z nich korzystać.
Kolejny czynnik ma wpływ na ten rynek i może być uznany za szok. Chodzi o obligo giełdowe. Wiadomo, że funkcjonuje ono na rynku gazu i pomaga go animować, natomiast ma zniknąć z rynku energii po raz kolejny w historii. Jaki jest pogląd Pana Prezesa w tej sprawie i jakie będą konsekwencje?
Pomysł na zniesienie obliga powstał pod wpływem tezy, że jego zniesienie zmniejszy import energii do Polski z państw ościennych. Ze względu na to, że import energii jest uzależniony od mocy przesyłowych udostępnianych przez operatorów, na połączeniach na których występują procesy rynkowe decyduje różnica cen. To powoduje, że transakcje zawierane na giełdach oraz różnice cen między Polską a państwami ościennymi raczej powodują, że jesteśmy importerem energii. Te zjawiska kompletnie nie zależą od obliga giełdowego. Czy ono będzie wynosić 0 czy 100 procent, a będzie miejsce pozwalające zakupić energię taniej, to znajdą się podmioty składające zlecenia akurat tam. Mam na myśli głównie wielkich odbiorców, którzy działają aktywnie na rynku i niejednokrotnie podnosili temat konkurencyjności swego biznesu w porównaniu do państw europejskich. Rynek prowadzony przez Nominowanych Operatorów Rynku Energii Elektrycznej (NEMO), czyli TGE i inne podmioty, które mogą się pojawić jako konkurencja, będzie pozwalał dalej na ten handel. Jeśli pojawią się kupujący, będą mogli zawierać transakcje na tych rynkach, w tym te powodujące jej import. Uważam, że po zniesieniu obligo obroty na rynku spot bardzo się nie zmienią, bo jest to rynek dnia dzisiejszego i jutrzejszego, do którego obsługi giełda posiada najlepsze narzędzia. Z kolei gdyby one bardzo spadły, mogłoby się okazać, że import energii stanowi jeszcze większy udział w transakcjach, a ceny są jeszcze niższe.
Jaki jest zatem racjonalny powód wprowadzenia obliga giełdowego, skoro ten stawiany oficjalnie nie ma uzasadnienia?
Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć.
Jak w takim razie będzie się rozwijał rynek energii bez obliga. Czy są analogie do rynku gazu, który rozwija się dzięki obligo?
Lepiej opisuje to historia rynku energii. Kiedy zaczynaliśmy realizować obligo w 2018 roku, byliśmy po 2017 roku z rekordowo niskimi obrotami, które nie sięgały nawet 100 TWh na rynku energii. To był rok dużej niepewności. Trwała dyskusja o obligo, a podmioty zobowiązane do handlu w stu procentach na giełdzie w kontraktach już wyszły z tego modelu. Potem nadszedł rok z kolejnymi zmianami obliga. Pierwsze wynosiło 30 procent, potem w połowie roku zostało ogłoszone obligo w wysokości 100 procent. Jednym z głównych argumentów podnoszonych wówczas przez ministerstwo energii był wzrost cen energii oraz ochrona przemysłu przed ich wzrostem. To spowodowało zmianę wolumenów, które zaczęły rosnąć na TGE, bo wzrost obliga z 15-30 procent na przełomie 2017 i 2018 roku do 100 procent musi istotnie wpłynąć na zachowanie rynku. Wprowadzenie zerowego obliga, czyli najniższego w historii jego istnienia, będzie sprawiać, że coraz więcej będzie zależało od uczestników rynku, ich aktywności. Rynek z dużymi obrotami jest mniej wrażliwy na zachowania poszczególnych jego uczestników. Mówiliśmy już o manipulacjach, na płytszym rynku może powstać większa pokusa do formułowania tez, że w wyniku czyjegoś zachowania coś się dzieje z cenami. Wówczas może pojawić się dyskusja na ten temat.
Jak się zachowa cena energii? Mamy nadzieję na wyjście z kryzysu i gospodarka polska skorzystałaby na niższych cenach. Czego się spodziewać?
To jest pytanie do uczestników rynku o to, jak chcą handlować, jakie mają strategie. Giełdzie trudno pełnić rolę wyroczni. Mogę mieć własne zdanie na ten temat, ale ze względu na pełnioną funkcję się nim nie podzielę.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik