Mielczarski: Kto wpuścił premier Kopacz w konflikt z górnikami?

9 stycznia 2015, 13:03 Energetyka

KOMENTARZ

Prof. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

To, że reforma górnictwa jest konieczna było wiadomo od lat. I w zasadzie każdy z tym się zgadzał. To, że problemy Kompani Węglowej narastają też było oczywiste. Ale działanie obecnie podjęte przez rząd są najgorsze z możliwych. Konieczne reformy w górnictwie zamieniają na konflikt społeczny o trudno przewidywalnej skali.

Trudno się dziwić górnikom, którym przez kilka ostatnich lat wmawiano, że solą tej ziemi, że od górnictwa zależy bezpieczeństwo energetyczne kraju i nie ma przyszłości polskiej gospodarki bez węgla. Politycy z najwyższej półki organizowali niekończące się spotkanie ze związkowcami, jeździli na Barbórki w mundurach i czapkach z pióropuszami, pili piwo i wspólnie śpiewali. Teraz ci politycy są na ciepłych posadach w Brukseli, a górnikom z dnia na dzień zakomunikowano, że są zbędni, że będą zamykane kopalnie, a zwolnienia obejmą tysiące ludzi i dotkną dziesiątki tysięcy ich rodzin, a także pracowników z innych firm współpracujących z kopalniami.

Każdy boi się zmian. Każda konsolidacja czy podział firmy powoduje obawy pracowników. Gdzie i czy odnajdą się w nowym miejscu? Spotkałem się z tym w projekcie konsolidacji organizacji Południowego Koncernu Energetycznego przed wielu laty, a później przy rządowym projekcie konsolidacji energetyki w latach 2006-2007. Są dwie metody podejścia do tych problemów. Rozmawiać z pracownikami, przedstawić propozycję i inne możliwości, a przede wszystkim dać czas na oswojenie się z nową sytuacją i starać się rozwiać obawy o przyszłość przez pokazanie alternatywnych możliwości lub siłą zdławić ich opór.

Górnicy są zaskoczeni i nie ma co się im dziwić. Z pupili władzy z dnia na dzień stali się zbędnym balastem, którego trzeba się pozbyć, aby ograniczyć narastające straty sięgające 2 mld zł rocznie. Jednocześnie górnicy wiedzą, że obciążenia fiskalne ich sektora wynoszą prawie 7 mld złotych rocznie. Zastanawiają się: czy nie można oprzeć programu restrukturalizacji górnictwa na bardziej elastycznej polityce fiskalnej łagodzącej okres przejściowy?

Zamiast tego powstają bzdurne programy łączenia „bogatej” energetyki z „biednym” górnictwem. Energetyka nie jest bogata i gdyby nie konsolidacja w latach 2006-2007 elektrowni z dystrybucją, to dziś większość polskich elektrowni, z wyjątkiem Bełchatowa, byłaby w sytuacji Kompani Węglowej. Jednak podjęte, chociaż niezbyt wielkie inwestycje, wyczerpują możliwości energetyki, która sama zaczyna potrzebować wsparcia.

Dziś sytuacja jest bardzo trudna. Można wstrzymać reformy w górnictwie i wycofać się z radykalnego programu, co nie byłoby dobre, albo próbować złamać opór górników, co będzie jeszcze gorszym rozwiązaniem. I pojawia się pytanie: kto taki opór górników miałby złamać? Czy premier, która jest kreowana przez prorządowe media na prowincjonalną doktor Ewę, ma odegrać rolę żelaznej lady? Czasy już nie te i możliwości inne. Dlatego nasuwa się pytanie, kto wpuścił premier w bezsensowny konflikt społeczny, który przesłania niezbędne reformy gospodarcze?