Sejm przyjął liberalizację ustawy odległościowej, której funkcjonowanie od 2016 roku spowolniło rozwój branży energetyki wiatrowej. Ta zmiana nie zadowoliła jednak zwolenników ani przeciwników tej branży.
Ustawa odległościowa z zasadą 10H została wprowadzona w 2016 roku. Jedną z głównych inicjatorek przepisów uderzających w OZE z wiatru była ówczesna minister edukacji Anna Zalewska, która prowadziła wojnę z wiatrakami jeszcze w trakcie kampanii wyborczej w 2015 roku. Ustawa zakładała zakaz budowy nowych farm wiatrowych w odległości nie mniejszej niż 10-krotność wysokości wiatraka do czubka jego łopaty.
Z racji, że obecnie większość projektowanych elektrowni wiatrowych mierzy często powyżej 200 metrów wysokości, zapisy te oznaczają, że wiatrak nie może powstać bliżej niż dwa kilometry od najbliższego zabudowania, parku krajobrazowego czy narodowego. Tak brzmiąca ustawa wyhamowała rozwój nowych projektów wiatrowych. W Polsce trudno znaleźć obszar, w którym w promieniu 2 km nie ma żadnych budynków lub siedlisk zwierzyny i rezerwatów. Te wiatraki, które jeszcze zdołały powstać skorzystały z trzyletniego okresu przejściowego, w którym inwestorzy mogli uzyskać warunki zabudowy pod nowe projekty w strefach obejmujących ustawę, jeżeli posiadali pozwolenia na wzniesienie farmy otrzymane przed wejściem ustawy odległościowej w życie.
Ustawa odległościowa utrudniła życie inwestorom, ale także ludności. Zapisy jej mówiły o tym, że nie tylko wiatraki nie mogą powstawać przy domostwach. Przepis ten zadziałał również w drugą stronę. Zgodnie z ustawą 10H nie można wznosić budynków w odległości nie mniejszej niż 10-krotność wysokości wiatraka do czubka jego łopaty, powodując problemy ludzi, którzy mając działkę budowalną wnosili do miejscowych urzędów wnioski o pozwolenia budowlane. Te były automatycznie odrzucane.
Saga liberalizacji odległościowej trwa od 2019 roku kiedy pierwszy raz pojawiły się głosy wzywające do zmiany zasady 10H. Od tego czasu trwały dyskusje zwolenników i przeciwników. Wśród zwolenników zmiany ustawy 10H była ówczesna wicepremier ministerstwa rozwoju i technologii Jadwiga Emilewicz, która chciała odblokowania rozwoju lądowej energetyki wiatrowej.
Emilewicz: Strategia energetyczna nie jest spójna z planami operatora (ROZMOWA)
Przymiarek do liberalizacji ustawy 10H było kilka już w 2020 i 2021 roku, kiedy m.in. Senat przygotował swoje propozycje zmian w prawie. Dyskusja o zmianach wyhamowała po tym jak z rządu odeszła Emilewicz, a w koalicji rządowej doszło do przetasowań w wyniku których zakończono współprace z partią Porozumienie Jarosława Gowina. Wraz z nim odeszła m.in. Anna Kornecka będąca orędowniczką zmian w ustawie wiatrakowej.
Patronka liberalizacji ustawy odległościowej opuści rząd za krytykę Polskiego Ładu
Liberalizacja zapisów odległościowych również dzisiaj dzieli koalicje rządową. Z jednej strony zmiany popiera większość środowiska politycznego Prawa i Sprawiedliwości, jednak przeciwko zmianom są posłowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, bez których niemożliwe jest dalsze utrzymanie większości rządowej.
Rząd na poważnie podszedł do tematu odblokowania lądowej energetyki wiatrowej w połowie 2022 roku bo ta zmiana jest jednym z kamieni milowych przyznania środków Krajowego Planu Odbudowy z ponad 20 mld zł na transformację energetyczną w Polsce. Wtedy przygotowano projekt ustawy, która zmieniałaby zasadę 10H na 500 metrów od zabudowań. Dodatkowo, inwestycja wiatrowa mogłaby powstawać tylko na obszarach, gdzie obowiązują Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Inwestorzy mieliby również obowiązek prowadzenia obowiązkowych, wieloetapowych konsultacji z lokalnymi społecznościami. Lokalizacja wiatraków byłaby możliwa tylko w samorządach, które wyrażają zgodę na takie inwestycje poprzez MPZP. Dodatkowo, w ramach powstawania inwestycji musiałby zostać zbadany wpływ inwestycji na otoczenie m.in. poprzez badanie hałasu tworzonego przez pracujące wiatraki.
Zgodnie z analizami ośrodków zajmujących się energetyką, rozwój lądowej energetyki wiatrowej jest niezbędny przy procesie transformacji i odchodzenia od węglowych źródeł energii.
Projekt rządowy był przez dłuższy czas wstrzymywany przez Marszałek Sejmu. Ostatecznie trafił pod obrady Sejmu w styczniu 2023 roku. Jednym z argumentów wprowadzenia zmian w zapisach ustawy jest konieczność odblokowania inwestycji wiatrowych, wymaganej do uruchomienia polskiej puli środków europejskich w ramach Krajowego Planu Odbudowy.
Premier chce liberalizacji ustawy odległościowej, która uwolni środki KPO
Ustawa znów stała się przedmiotem tarć frakcyjnych wewnątrz obozu rządzącego. Kategoryczny sprzeciw ustawie mówili przedstawiciele Solidarnej Polski, na czele z jej najgłośniejszym krytykiem Januszem Kowalskim.
Ostatecznie ustawa trafiła przed komisję, na której doszło do nieoczekiwanego ruchu ze strony przewodniczącego Marka Suskiego, który wprowadził autorską poprawkę zwiększającą odległość minimalną z 500 do 700 metrów. Poprawka ta została przyjęta przez komisję a następnie skierowana do dalszych prac sejmowych. Według redaktora Wojciecha Jakóbika, poprawka ta mogła być efektem zakulisowego układu, który miał przyczynić się do przyjęcia liberalizacji w akceptowalnej formie dla koalicjanta z Solidarnej Polski.
Ostatecznie Sejm podczas głosowania z 8 lutego przyjął ustawę zmieniającą zasadę 10H uwzględniając poprawkę Suskiego.
Poprawka Suskiego przeszła w głosowaniu Sejmu nad ustawą odległościową
Wprowadzenie poprawki zmieniającej minimalną odległość z 500 na 700 metrów wprowadziło branże energetyki wiatrowej w konsternacje. Według analizy PSEW, poprawka Suskiego sprawi, że 84 procent obecnie przygotowanych do wdrożenia projektów inwestycji trafi do kosza, a do 2030 roku powstanie jedynie 4 GW nowych mocy w elektrowniach wiatrowych. – Przyjmując poprawkę zmieniająca odległość minimalną wiatraka od zabudowań 500 na 700 metrów, politycy zdecydują o wyrzuceniu do kosza 84 procent z obowiązujących planów miejscowych. W skali wybranych województw oznacza to nawet 100 procent. Zamiast planować tam gdzie to już wcześniej było zaplanowane, będziemy planować obok, na nowo, a to zajmie kolejne lata – wynika z analizy Urban Consulting.
Według Aleksandra Tretyna, współpracownika BiznesAlert.pl, liberalizacja w takiej formie nie spełnia oczekiwać branży, i nie zmieni zasadniczo niczego w rozwoju lądowych farm wiatrowych.
Tretyn: 200 metrów ma znaczenie. Ustawa odległościowa chodzi o kulach
Ustawa liberalizująca zapisy odległościowe z 2016 roku jest kompromisem pomiędzy oczekiwaniem branży, a oczekiwaniami koalicjantów z Solidarnej Polski. Branża wiatrowa będzie musiała dostosować projekty pod nowe wytyczne, zajmie to więcej czasu i będzie kosztować więcej, jednak z czasem dojdzie do odblokowania rozwoju energetyki wiatrowej. 700 metrów to znacznie mniej niż ponad 2000 metrów obecnie obowiązujących. Jednakże kompromis w takiej formie nadal ogranicza rozwój najszybciej powstającego segmentu energetyki, który w dobie kryzysu znacznie pomógłby Polsce przezwyciężyć jego skutki i dał możliwość szybszego wyjścia na prostą. Ustawodawcy zapalili przysłowiową świeczkę Panu Bogu, ale i diabłu ogarek, a ofiarą są wiatraki.
Ruszkowski: Liberalizacja ustawy odległościowej pomoże gospodarce