– Pomysł wspólnych zakupów gazu promowany przez Polskę od 2014 roku zyskał poparcie Niemiec i Holandii po tym jak napotkały na problemy w negocjacjach doby kryzysu energetycznego tam, gdzie Polacy negocjowali dawno temu. Polska zyska na tym rozwiązaniu razem z resztą Europy – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Refleksja nadchodzi późno
Wspólne stanowisko Niemiec i Holandii w sprawie agregacji zakupów gazu zostało przedstawione podczas posiedzenia Rady Energetycznej Unii Europejskiej, czyli zebrania ministrów odpowiedzialnych za energetykę, w Pradze 11 października. Te państwa apelują o skoordynowany wysiłek na rzecz wspólnych zakupów pozwalających poradzić sobie z niedoborem gazu oraz wysokimi cenami dyktowanymi przez dostawców przez kryzys energetyczny podsycany przez Gazprom. Gaz pozostaje drogi przez ograniczenie podaży z Rosji pogłębiane od wakacji 2021 roku. Połączona siła zakupów europejskich miałaby nie pozwolić na to, by kraje unijne musiały akceptować „jakąkolwiek cenę”, rywalizowały między sobą, podnosząc dalej koszt zakupów. To pomysł proponowany przez Polskę po nielegalnej aneksji Krymu w 2014 roku, który wraca po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Polacy apelowali osiem lat temu o wspólne zakupy, ale wówczas firmy zachodnioeuropejskie, jak te z Niemiec i Holandii preferowały negocjacje unilateralne dające im przewagę w relacjach z Rosjanami, którzy oferowali im dobre warunki współpracy z dostawami za pośrednictwem gazociągu Nord Stream 2 pomijającym pośredników w Europie Środkowo-Wschodniej włącznie. To podejście „ekonomiczne” dało Rosji 40 procent rynku gazu w Europie w 2021 roku i pozwoliło prokurować kryzys energetyczny, który skończył się miliardowym wsparciem firm gazowych jak niemiecki Uniper w celu uchronienia ich przed bankructwem wywołanym rekordowymi cenami. Chociaż Holendrzy już posiadają, a Niemcy mają posiadać znaczącą infrastrukturę dostaw LNG spoza Rosji, to mają wciąż problemy z podpisaniem kontraktów pozwalających ją zapełnić. Liczne pielgrzymki Berlina do USA, Kataru i Norwegii skończyły się dotąd jedną umową EnBW na 1,5 mln ton LNG z USA przez 20 lat zawartą w czerwcu 2022 roku, ale od 2026 roku. Nie ma kontraktu katarskiego ani norweskiego. Takie są posiadaniu Polski, która ustawiła się w kolejce norweskiej wcześniej i dzięki temu mogła zawrzeć kontrakt PGNiG-Equinor na 10 lat dostaw po 2,4 mld m sześc. rocznie. Refleksja przychodzi późno i należy przyznać, że Polacy mieli rację w sporze o wspólne zakupy gazu, ale potem warto przejść od razu do konstruktywnej oceny propozycji Holandii i Niemiec.
Gra o zimę tę i następną
Pomysł wspólnych zakupów gazu wsparty przez Berlin oraz Hagę jest dobry. Zakłada stworzenie platformy do agregacji importu, tzw. Platformę Zakupów Gazu Unii Europejskiej, coś na kształt Europejskiej Agencji Dostaw w Euratom, zgodnie z propozycjami Polski z 2014 roku, kiedy rząd Donalda Tuska i minister ds. europejskich Piotr Serafin wpisali je do programu tak zwanej Unii Energetycznej, którą wówczas popierałem. Platforma proponowana przez Berlin i Hagę miałaby zaangażować firmy gazowe oraz dużych konsumentów ze szczególnym naciskiem na tych, którzy zostali zobowiązani do gromadzenia zapasów gazu. Chodzi już nie tylko o sezon grzewczy 2022/23, który wydaje się zabezpieczony przy średnim zapełnieniu magazynów w Europie blisko 90 procent. Przed tym sezonem dostawy gazu rosyjskiego spadały, ale były wciąż dostępne. Należy liczyć się z zerowymi dostawami z Rosji w okresie uzupełniania zapasów wiosną i latem 2023 roku, co oznacza konieczność sprowadzenia jeszcze większego wolumenu z nowych kierunków. Z tego względu Berlin i Haga apelują także o wcześniejsze uzupełnienie magazynów, znów biorąc przykład z Polski, która rozpoczęła gromadzenie zapasów 25 lutego 2022 roku, dzień po inwazji Rosji na Ukrainę. Przed następną zimą platforma zakupowa ma uniemożliwić podbijanie ceny przez dostawców korzystających z rywalizacji wewnętrznej Europejczyków o dostawy. To kolejne rozwiązanie, które podobnie jak obowiązkowe dzielenie się zapasami gazu wywalczone przez Polskę w 2017 roku, ostatecznie będzie ratować Europę Zachodnią. Będzie jednak także po myśli Polski, której premier otwarcie przyznaje, że dostawy ustalone z Norwegią w 2022 roku na górce cenowej są drogie. Europejczycy negocjują z Norwegami korytarz cen dostaw gazu po to, aby ograniczyć nadprogramowe zyski (windfall profits) Equinora i innych dostawców, zmniejszając przy tym uderzenie drożyzny w gospodarkę europejską. Natomiast Niemcom i innym krajom dotkniętym kryzysem energetycznym bardziej niż Polska należy pomagać, ale i wymagać – szczególnie w negocjacjach europejskich, gdzie upadają kolejne dogmaty.
Wspólna, długofalowa polityka energetyczno-klimatyczna z walnym udziałem Polski
Dyskusja o wspólnych zakupach gazu daje także nadzieję na to, że inne pomysły Polski dotąd uznawane za niemożliwe do przyjęcia a wręcz tabu, jak reforma polityki klimatycznej Unii Europejskiej w celu obniżenia cen uprawnień do emisji CO2, także zyskają poklask wraz z zamianą kryzysu energetycznego w gospodarczy. Być może najbardziej radykalny postulat zawieszenia EU ETS nie przejdzie, ale spotkamy się pośrodku wprowadzając korzystne rozwiązania. Kropla drąży skałę, a długofalowa polityka energetyczno-klimatyczna się opłaca. Jej elementem w Polsce jest idea wspólnych zakupów gazu promowana zgodnie przez różne ekipy. To ona może uchronić kontynent przed niedoborami gazu nie tylko tej zimy, ale i następnej.