icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: South Stream a bój Tuska o Unię Energetyczną

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Przed nowym przewodniczącym Rady Europejskiej z Polski stoi trudne zadanie pogodzenia interesów w ramach Komisji Europejskiej i obrony rdzenia Unii Energetycznej przed zielonym lobby, które zaprasza do sojuszu Międzynarodową Agencję Energii. Wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Europy za pomocą postulatów tej koncepcji jest niezbędne do utrzymania z Rosją równorzędnych relacji w tym sektorze.

Bezpieczeństwo energetyczne kontra klimat

Pomysł Unii Energetycznej składa się z kilku postulatów z których najważniejsze z punktu widzenia polskiego interesu to wspólne zakupy gazu oraz zwiększenie dofinansowania dla infrastruktury energetycznej. Podczas wystąpienia otwierającego jego kadencję w fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej z 1 grudnia Donald Tusk mówił o unii monetarnej, zabłysnął zdaniem w języku francuskim ale nie wspominał ani słowem o Unii Energetycznej, która jest dzieckiem jego duetu z Piotrem Serafinem, oraz pokłosiem wieloletnich starań prof. Jerzego Buzka o integrację rynków gazu w Unii Europejskiej.

Tusk nie wspomniał o swej koncepcji – być może nie chciał drażnić przeciwnika. Jako przewodniczący Rady jest zobowiązany do koncyliacyjnej postawy i godzenia interesów, a nie promowania własnych. Głównym promotorem Unii jest obecnie wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Marosz Szewczowicz. Pierwszego grudnia odwiedził on Azerbejdżan, gdzie udzielił tam wsparcia dla budowy Południowego Korytarza Gazowego, czyli sieci gazociągów Transkaspijskiego (TCP), Południowokaukaskiego (SCP), Transanatolijskiego (TANAP) i Transadriatyckiego (TAP). Szewczowicz wyraźnie artykułuje wsparcie dla nieobligatoryjnych wspólnych zakupów gazu w ramach Unii Europejskiej oraz dofinansowania infrastruktury energetycznej. – Powinniśmy zrobić wszystko na rzecz wprowadzenia wspólnych zakupów gazu – stwierdził Słowak. – Potrzebujemy podejścia krok po kroku – dodał.

Szewczowicz działa wbrew interesom zielonego lobby, które w Komisji Europejskiej reprezentuje między innymi Klaus-Dieter Borchardt, dyrektor do spraw wewnętrznego rynku energii w komórce Komisji poświęconej energetyce (DG Energy). Wskutek działań jego stronnictwa w debatę o Unii Energetycznej została włączona Międzynarodowa Agencja Energii, która w swoich zaleceniach jasno domaga się „włączenia agendy klimatycznej” do koncepcji. Borchardt opowiedział się już przeciwko wspólnym zakupom gazu. Chociaż europejscy prawnicy stwierdzili póki co, że nie mogą być one obowiązkowe, zielone lobby lansuje już tezę, że są niezgodne z prawem unijnym w ogóle. Wspiera ich szefowa MAE Marie van der Hoeven, która w mocnych słowach krytykuje polski postulat podzielany przez Bałtów i kraje Europy Środkowo-Wschodniej zainteresowane wspólnymi zakupami gazu od Rosji. – Unia Energetyczna powinna być zintegrowanym rynkiem, a nie kartelem kupców – grzmiała na podczas prezentacji raportu Agencji. Jednocześnie opowiedziała się za wprowadzeniem podatku węglowego i zatrzymaniem wsparcia dla energetyki konwencjonalnej, pozycjonując się na przeciwległym biegunie interesów do Szewczowicza.

Gdzieś pomiędzy tymi stronnictwami oscyluje Hiszpan, Miguel Arias Canete odpowiedzialny za komisariat ds. energii i klimatu. Z jednej strony popiera on dywersyfikację szlaków i dostawców węglowodorów dla Europy, a z drugiej opowiada się za ambitną polityką efektywności energetycznej. – Zgadzam się z MAE, że efektywność energetyczna powinna być głównym paliwem napędowym świata – ocenił podczas prezentacji raportu.

Problem polega na tym, że wszystkie strony sporu dostrzegają ryzyko związane z utrzymującym się uzależnieniem od dostaw surowców z Rosji, która jest pierwszym od końca II Wojny Światowej krajem w Europie, który najeżdża sąsiada i siłą przesuwa jego granice. Zarówno Szewczowicz jak i Borchardt, a także inni urzędnicy Komisji uznają na przykład, że budowa rosyjskiego South Stream nie będzie możliwa bez dostosowania projektu do unijnego prawa, z którym jest obecnie niezgodny. Jednak odpowiedzi na te kluczowe problemy są inne, w zależności od interesów kryjących się za plecami dyskutujących.

Uważam, że krótkoterminowo trudno będzie pogodzić priorytety bezpieczeństwa energetycznego i efektywności energetycznej. Mimo to lobby zielone „dokleja” klimat do koncepcji Tuska. Należy w tym kontekście pamiętać o kosztach transformacji energetycznej, które spadają na konsumentów oraz neutralności technologii, która powinna być wartością przyświecającą pracom Komisji, co oznacza, że nie może ona dyskryminować energetyki konwencjonalnej, jak życzyłaby sobie tego MAE.

Na początek Ukraina

Działanie pierwszej potrzeby to zabezpieczenie ukraińskiego sektora energetycznego przed zapaścią. Dopiero w dalszej kolejności należy rozprawić się z rosyjskimi oczekiwaniami wobec Nord Stream-OPAL i South Stream. Problemu nie rozwiązuje pakiet zimowy, pomimo szumnych zapowiedzi brukselskich urzędników, którzy w rzeczywistości skazali naszego wschodniego sąsiada na gazową Jałtę. Ukraina dalej nie zapłaciła za grudniowe dostawy gazu z Rosji, a tym samym ich nie otrzymuje. Sytuacje pogarszają problemy z częścią dostaw rosyjskiego węgla i niemożnością znalezienia alternatywnego dostawcy. Do spłaty długu gazowego Ukraina wykorzysta kurczące się zasoby złota i zagranicznych walut. Nie może na razie liczyć na nową transzę pożyczki Międzynarodowego Funduszu Walutowego, bo jego eksperci wrócą do kraju dopiero 12 stycznia, gdy będzie już działał nowy rząd w Kijowie.

Ze względu na spadające temperatury Ukraina zaczęła opróżniać zapasy z magazynów. 29 listopada znajdowało się w nich 14,120770000 metrów sześciennych surowca. To spadek z maksymalnego osiągniętego poziomu rezerw w wysokości 16,749640000 metrów sześciennych. Eksperci wskazywali latem, że w celu utrzymania technicznej możliwości tranzytu gazu przez Ukrainę do europejskich klientów, w magazynach musi spoczywać 17-20 mld m3. Kijów oddala się od tego celu i szykuje na możliwy kryzys gazowy zimą poprzez zobligowanie 152 przedsiębiorstw do zakupu gazu ziemnego tylko i wyłącznie od państwowego Naftogazu, aby uniknąć szkodliwej działalności pośredników wrażliwych na działania Rosji.

Regulacja ta jest sprzeczna z zasadami trzeciego pakietu energetycznego Unii Europejskiej, do którego implementacji zobowiązał się Kijów. Pozwoli mu jednak utrzymać kontrolę nad zagrożonym sektorem. Lojalność ukraińskich oligarchów jest podawana w wątpliwość. Ich labilność będzie wzrastać wraz ze słabnięciem nowego rządu Arsenija Jaceniuka, który otrzymał wczoraj umiarkowane poparcie w Wierchownej Radzie. Z mojej analizy wynika, że następnym celem kampanii dezintegracyjnej Rosji może stać się region charkowski, przez który przebiegają ostatnie gazociągi tranzytowe nie znajdujące się pod kontrolą rosyjskich bojowników, którzy podpisują już z Rosjanami osobne umowy gazowe w Donbasie. Gdyby charkowskie rury znalazły się poza kontrolą Kijowa, możliwe byłoby stworzenie gazowego bufora nad Dnieprem i wywołanie wojny gazowej rękami seperatystów, bez obciążenia odpowiedzialnością Rosji.

Europejczycy obawiają się stanu reform na Ukrainie. Komisarz do spraw polityki sąsiedztwa Johannes Hahn zapowiedział, że będzie odwiedzał Kijów co trzy miesiące, aby na miejscu nadzorować proces. – Chcę przekazać dwie wiadomości: jedną o wsparciu Unii Europejskiej dla Ukrainy w trudnym okresie i drugą o oczekiwaniach wspólnoty międzynarodowej – powiedział podczas wizyty w stolicy tego kraju. Jeżeli jednak Europa wymaga działań, sama musi utrzymać wsparcie dla reform. Hahn oczekuje od Kijowa, że ten „stworzy sobie markę bezpiecznej przystani dla inwestorów”, co pokazuje skalę oderwania części establishmentu w Brukseli od rzeczywistości. Jeśli Europa nie chce stracić Ukrainy, musi wykonać część pracy za nią, bo ten kraj jest sparaliżowany wojną i na życzenie Moskwy zmierza w kierunku drugiego Sudanu.

Póki co Europejski Bank Inwestycyjny przekazał 150 mln euro na modernizację gazociągu Urengoj-Pomary-Użhorod, którym płynie rosyjski gaz do Europy i który jest obiektem częstych zamachów terrorystycznych. W tym roku zaatakowano go już dwa razy. W ciągu następnych trzech lat EBI pożyczy Ukrainie 3 mld dolarów. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju 10 grudnia podejmie decyzję odnośnie przeznaczenia na ukraiński system przesyłu gazu (GTS) kolejnych 200 mln euro. Kijów wzywa partnerów z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych do inwestycji w ukraińskie rury. Obawia się, że Europa zgodzi się jednak na South Stream, który pozwoli Rosji na pominięcie Ukrainy w tranzycie gazu, co oznacza w praktyce skazanie jej na łaskę Kremla. – Naszym wspólnym zadaniem powinno być zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Europie i Ukrainie – mówił Arsenij Jaceniuk, premier ukraiński. – Ukraina ponownie wzywa naszych partnerów do inwestycji w ukraiński GTS.

W obliczu zagrożenia załamaniem sektora gazowego Kijów odkłada na drugi plan reformy i szuka sposobów na przetrwanie zimy. Powstaje więc plan stworzenia systemu ręcznego sterowania ukraińską energetyką na wypadek wojny totalnej, przed którą przestrzegał prezydent Petro Poroszenko.

W tym kryzysowym momencie, Ukraińcy pokładają duże nadzieje w Donaldzie Tusku. Poroszenko pogratulował Tuskowi wyboru na przewodniczącego Rady Europejskiej. – Życzę niewyczerpanego entuzjazmu i zwycięstw w walce na rzecz dalszej konsolidacji Unii Europejskiej, wzmocnienia jej międzynarodowej roli oraz budowy pokoju, bezpieczeństwa i dobrobytu na kontynencie europejskim – pisał w liście gratulacyjnym. Te słowa są szczególnie czytelne w kontekście wojny nad Dnieprem.

Program pomocy dla ukraińskiego sektora gazowego pozostaje aktualny. Zachodnie firmy powinny przejąć kontrolę nad ukraińskimi gazociągami. Europejskie prawo powinno zeuropeizować funkcjonowanie ukraińskiego sektora gazowego. Zachodnie pieniądze powinny zostać przeznaczone na budowę korytarza gazowego dla Ukrainy, który wzmocni rolę rewersowych dostaw gazu z Zachodu dla tego kraju.

Jeżeli upadnie ukraiński sektor energetyczny, może upaść europejski program dywersyfikacji, ponieważ dla utrzymania dostaw Europa będzie musiała zgodzić się na projekty jak South Stream, które wykluczają alternatywne inwestycje jak Nabucco i tym podobne. Być może część Europejczyków uważa taki plan za wygodny ale podważa on dotychczasowe starania o przeciągnięcie Kijowa na Zachód.

Europa musi mieć plan B na wypadek zatrzymania dostaw gazu przez Ukrainę. Chociaż sojusznicy Rosji w Unii Europejskiej jak Niemcy i Węgrzy widzą go w otwieraniu nowych szlaków dostaw surowca rosyjskiego, to Polska oraz kraje doświadczone szantażem gazowym liczą na nowe źródła dostaw oraz realizację koncepcji Korytarza Północ-Południe oraz Korytarza Południowego. Niemcy inwestują w Energiewende, ich firmy jak E.on przestawiają działalność pod energetykę odnawialną, a Berlin rozważy nawet 3 grudnia, czy nie zrezygnować z energetyki węglowej w ogóle. Rosyjski gaz jest tanim i efektywnym źródłem energii uzupełniającym niedobory w okresie zastoju pracy solarów i turbin wiatrowych. Wskutek tych faktów Niemcy wolą gazową Jałtę od tworzenia Unii Energetycznej w sektorze gazu. Tym samym jednak wspierają dezintegrację polityczną Europy, na początek w sektorze energetycznym. Jest to zgodne z polityką „dziel i rządź” Moskwy. To dlatego nie wybuchła dotąd wojna gazowa, której Rosjanie nie potrzebują do realizacji swoich celów w Europie.

Wymienione wyżej cele na Ukrainie nie zostaną zrealizowane bez skoordynowanej polityki energetycznej w Brukseli. Może ją zapewnić tylko budowa Unii Energetycznej, której fundamentem jest wartość bezpieczeństwa energetycznego. Agenda klimatyczna to osobna kwestia, którą nie należy posługiwać się w celu osłabiania ostrza polskiego pomysłu. Donald Tusk, chociaż nie może o tym oficjalnie mówić, powinien wesprzeć tę stronę sporu o Unię Energetyczną, która rzeczywiście ma rację. Wojna na Ukrainie powinna przemówić do rozsądku unijnym biurokratom. Jeśli nie przemówi, gazowa Jałta zamieni się w Jałtę faktyczną, a europejska integracja naszego wschodniego sąsiada zostanie zatrzymana. Od tego niedaleka droga do zakwestionowania europejskiej integracji w ogóle.

Gra o South Stream

Tylko stanowcza, skoordynowana polityka energetyczna Unii Europejskiej przynosi efekty. Warto przyjrzeć się najświeższemu przykładowi. Dzięki nieprzejednanej postawie Brukseli w sprawie South Stream, projekt borykający się z licznymi problemami opisywanymi przez BiznesAlert.pl, został w poniedziałek 1 grudnia oficjalnie zawieszony przez prezydenta Władimira Putina.

Obarczył on za to winą Europejczyków, którzy zablokowali budowę rury w Bułgarii w odpowiedzi na agresję Rosji na Ukrainie. Rosyjskie media propagandowe snują wizję porażki Europy, która wolała słuchać rozkazów Stanów Zjednoczonych i szukać dywersyfikacji gazem kaspijskim bądź śródziemnomorskim, dlatego obecnie traci wspaniały projekt Gazociągu Południowego. To tłumaczenie, którym biedujący Rosjanie po raz kolejny wyjaśnią sobie pustki w swych lodówkach. Zapytani w sondzie Russia Today miażdżącą większością głosów uznali oni, że decyzja Putina o porzuceniu projektu była słuszna. Te zagrywki coraz bardziej przypominają książki George’a Orwella.

Rezygnacja jest jednak blefem i elementem gry z Europą. Prawdziwe przyczyny czasowego zatrzymania South Stream to: problemy finansowe rosyjskich spółek energetycznych wywołane spadkiem cen ropy naftowej oraz zablokowaniem dostępu do zachodniego kapitału w ramach sankcji,  zamrożenie przez KE rozmów o wyłączeniu południowej rury spod reżimu trzeciego pakietu energetycznego ograniczającego Gazprom.

Nowym wyzwaniem dla Europy będzie teraz próba wyłączenia Turcji z projektu Korytarza Południowego przez Rosjan, którzy już uzgodnili z Ankarą zwiększenie dostaw gazu przez Blue Stream. Spekulują (należy podkreślić ten termin) na temat nowej nitki rury do Turcji o przepustowości identycznej jak South Stream – 63 mld m3 rocznie. Miałaby zapewniać gaz hubowi na granicy grecko-tureckiej.

Chociaż ruch Putina podważa wiarygodność Gazpromu, który zaskoczył partnerów z Włoch (ENI), Bułgarów i Serbów, to ma na celu skłonić Komisję Europejską do odmrożenia prac przy South Stream. Pomimo deklaracji rosyjskiego przywódcy, Komisja zapowiedziała, że przeprowadzi rozmowy z europejskimi partnerami projektu na temat pogodzenia go z przepisami antymonopolowymi Unii Europejskiej.  Również włoskie ENI zadeklarowało, że nie przerwie prac związanych z przygotowaniem projektu. Wygląda na to, że Komisja nie kupuje blefu Rosji w sprawie South Stream. Jest to uzasadnione, bo Rosjanie mogą celowo wiązać siły Brukseli na południu po to, aby tym łatwiej doprowadzić do załamania nad Dnieprem.

Zagrywka Moskwy mści się już na niej samej. Oprócz podważenia zaufania nawet u swoich sojuszników zaangażowanych w South Stream, Rosja dała Turcji pole do usztywnienia stanowiska. Ankara wie, że Rosjanom zależy na poparciu dla nowej wersji rury. Dlatego domagają się wyższej niż ustalone 6 procent obniżki cen dostaw gazu z Rosji. Jednocześnie Turcy dementują ostatnie informacje Władimira Putina. Minister energetyki Turcji Taner Yildiz zaprzecza jakoby jego kraj osiągnął jakiekolwiek porozumienie z Rosją odnośnie nowego szlaku South Stream przez jego terytorium. Według niego, turecki BOTAS podpisując memorandum o porozumieniu w sprawie nowej trasy z Gazpromem, zgodził się jedynie „przedyskutować taką możliwość”. Podkreślił, że Turcja nie ustała z Rosją jej unilateralnej deklaracji o woli przekierowania całego tranzytu gazu dla Turków z gazociągów Ukraina-Bałkany do nowej rury zapowiedzianej przez Putina. Yildiz odciął się od „sporów między Rosją i Ukrainą oraz Rosją i Unią Europejską”. Ankara chce pozostać języczkiem u wagi i czeka na lepszą ofertę. Jeżeli Rosja chce zrealizować swój projekt, będzie musiała zapłacić. To cena za mglistą perspektywę zablokowania Korytarza Południowego za pomocą nowego, tureckiego South Stream. Jeżeli Europa chce utrzymać Turcję w obozie państw zainteresowanych dostarczeniem jej kaspijskiego gazu, musi włączyć się kapitałowo w projekt. Być może właśnie dlatego w tym tygodniu BP ogłosiło przejęcie części udziałów w Gazociągu Transanatolijskim (TANAP), czyli turecką rurą przez którą miałby płynąć surowiec kaspijski i/lub rosyjski.

Europa powinna wyciągnąć wnioski z tej sytuacji. Stronnictwo Marosza Szewczowicza wspierane przez Polaków wydaje się to robić. Potrzebujemy wspólnych zakupów gazu i więcej pieniędzy na nową infrastrukturę. Ukraina potrzebuje wsparcia ekspertów, prawników i instytucji finansowych. Komisja Europejska przedstawiła tymczasem oficjalną odpowiedź na stanowisko Putina w sprawie South Stream. – Stale zmieniający się krajobraz energetyczny w Unii Europejskiej to tylko kolejny dowód na potrzebę budowy żywotnej Unii Energetycznej uwzględniającej wybiegającą naprzód politykę klimatyczną. Jednym z jej priorytetów będzie bezpieczeństwo energetyczne – czytamy w materiale prasowym Komisji. Także w tym stanowisku widać rozdźwięk w podejściu frakcji Komisji Europejskiej, które musi pogodzić Donald Tusk. Która z nich zwycięży? Od tego zależy przyszłe bezpieczeństwo energetyczne Polski i Europy.

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Przed nowym przewodniczącym Rady Europejskiej z Polski stoi trudne zadanie pogodzenia interesów w ramach Komisji Europejskiej i obrony rdzenia Unii Energetycznej przed zielonym lobby, które zaprasza do sojuszu Międzynarodową Agencję Energii. Wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Europy za pomocą postulatów tej koncepcji jest niezbędne do utrzymania z Rosją równorzędnych relacji w tym sektorze.

Bezpieczeństwo energetyczne kontra klimat

Pomysł Unii Energetycznej składa się z kilku postulatów z których najważniejsze z punktu widzenia polskiego interesu to wspólne zakupy gazu oraz zwiększenie dofinansowania dla infrastruktury energetycznej. Podczas wystąpienia otwierającego jego kadencję w fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej z 1 grudnia Donald Tusk mówił o unii monetarnej, zabłysnął zdaniem w języku francuskim ale nie wspominał ani słowem o Unii Energetycznej, która jest dzieckiem jego duetu z Piotrem Serafinem, oraz pokłosiem wieloletnich starań prof. Jerzego Buzka o integrację rynków gazu w Unii Europejskiej.

Tusk nie wspomniał o swej koncepcji – być może nie chciał drażnić przeciwnika. Jako przewodniczący Rady jest zobowiązany do koncyliacyjnej postawy i godzenia interesów, a nie promowania własnych. Głównym promotorem Unii jest obecnie wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Marosz Szewczowicz. Pierwszego grudnia odwiedził on Azerbejdżan, gdzie udzielił tam wsparcia dla budowy Południowego Korytarza Gazowego, czyli sieci gazociągów Transkaspijskiego (TCP), Południowokaukaskiego (SCP), Transanatolijskiego (TANAP) i Transadriatyckiego (TAP). Szewczowicz wyraźnie artykułuje wsparcie dla nieobligatoryjnych wspólnych zakupów gazu w ramach Unii Europejskiej oraz dofinansowania infrastruktury energetycznej. – Powinniśmy zrobić wszystko na rzecz wprowadzenia wspólnych zakupów gazu – stwierdził Słowak. – Potrzebujemy podejścia krok po kroku – dodał.

Szewczowicz działa wbrew interesom zielonego lobby, które w Komisji Europejskiej reprezentuje między innymi Klaus-Dieter Borchardt, dyrektor do spraw wewnętrznego rynku energii w komórce Komisji poświęconej energetyce (DG Energy). Wskutek działań jego stronnictwa w debatę o Unii Energetycznej została włączona Międzynarodowa Agencja Energii, która w swoich zaleceniach jasno domaga się „włączenia agendy klimatycznej” do koncepcji. Borchardt opowiedział się już przeciwko wspólnym zakupom gazu. Chociaż europejscy prawnicy stwierdzili póki co, że nie mogą być one obowiązkowe, zielone lobby lansuje już tezę, że są niezgodne z prawem unijnym w ogóle. Wspiera ich szefowa MAE Marie van der Hoeven, która w mocnych słowach krytykuje polski postulat podzielany przez Bałtów i kraje Europy Środkowo-Wschodniej zainteresowane wspólnymi zakupami gazu od Rosji. – Unia Energetyczna powinna być zintegrowanym rynkiem, a nie kartelem kupców – grzmiała na podczas prezentacji raportu Agencji. Jednocześnie opowiedziała się za wprowadzeniem podatku węglowego i zatrzymaniem wsparcia dla energetyki konwencjonalnej, pozycjonując się na przeciwległym biegunie interesów do Szewczowicza.

Gdzieś pomiędzy tymi stronnictwami oscyluje Hiszpan, Miguel Arias Canete odpowiedzialny za komisariat ds. energii i klimatu. Z jednej strony popiera on dywersyfikację szlaków i dostawców węglowodorów dla Europy, a z drugiej opowiada się za ambitną polityką efektywności energetycznej. – Zgadzam się z MAE, że efektywność energetyczna powinna być głównym paliwem napędowym świata – ocenił podczas prezentacji raportu.

Problem polega na tym, że wszystkie strony sporu dostrzegają ryzyko związane z utrzymującym się uzależnieniem od dostaw surowców z Rosji, która jest pierwszym od końca II Wojny Światowej krajem w Europie, który najeżdża sąsiada i siłą przesuwa jego granice. Zarówno Szewczowicz jak i Borchardt, a także inni urzędnicy Komisji uznają na przykład, że budowa rosyjskiego South Stream nie będzie możliwa bez dostosowania projektu do unijnego prawa, z którym jest obecnie niezgodny. Jednak odpowiedzi na te kluczowe problemy są inne, w zależności od interesów kryjących się za plecami dyskutujących.

Uważam, że krótkoterminowo trudno będzie pogodzić priorytety bezpieczeństwa energetycznego i efektywności energetycznej. Mimo to lobby zielone „dokleja” klimat do koncepcji Tuska. Należy w tym kontekście pamiętać o kosztach transformacji energetycznej, które spadają na konsumentów oraz neutralności technologii, która powinna być wartością przyświecającą pracom Komisji, co oznacza, że nie może ona dyskryminować energetyki konwencjonalnej, jak życzyłaby sobie tego MAE.

Na początek Ukraina

Działanie pierwszej potrzeby to zabezpieczenie ukraińskiego sektora energetycznego przed zapaścią. Dopiero w dalszej kolejności należy rozprawić się z rosyjskimi oczekiwaniami wobec Nord Stream-OPAL i South Stream. Problemu nie rozwiązuje pakiet zimowy, pomimo szumnych zapowiedzi brukselskich urzędników, którzy w rzeczywistości skazali naszego wschodniego sąsiada na gazową Jałtę. Ukraina dalej nie zapłaciła za grudniowe dostawy gazu z Rosji, a tym samym ich nie otrzymuje. Sytuacje pogarszają problemy z częścią dostaw rosyjskiego węgla i niemożnością znalezienia alternatywnego dostawcy. Do spłaty długu gazowego Ukraina wykorzysta kurczące się zasoby złota i zagranicznych walut. Nie może na razie liczyć na nową transzę pożyczki Międzynarodowego Funduszu Walutowego, bo jego eksperci wrócą do kraju dopiero 12 stycznia, gdy będzie już działał nowy rząd w Kijowie.

Ze względu na spadające temperatury Ukraina zaczęła opróżniać zapasy z magazynów. 29 listopada znajdowało się w nich 14,120770000 metrów sześciennych surowca. To spadek z maksymalnego osiągniętego poziomu rezerw w wysokości 16,749640000 metrów sześciennych. Eksperci wskazywali latem, że w celu utrzymania technicznej możliwości tranzytu gazu przez Ukrainę do europejskich klientów, w magazynach musi spoczywać 17-20 mld m3. Kijów oddala się od tego celu i szykuje na możliwy kryzys gazowy zimą poprzez zobligowanie 152 przedsiębiorstw do zakupu gazu ziemnego tylko i wyłącznie od państwowego Naftogazu, aby uniknąć szkodliwej działalności pośredników wrażliwych na działania Rosji.

Regulacja ta jest sprzeczna z zasadami trzeciego pakietu energetycznego Unii Europejskiej, do którego implementacji zobowiązał się Kijów. Pozwoli mu jednak utrzymać kontrolę nad zagrożonym sektorem. Lojalność ukraińskich oligarchów jest podawana w wątpliwość. Ich labilność będzie wzrastać wraz ze słabnięciem nowego rządu Arsenija Jaceniuka, który otrzymał wczoraj umiarkowane poparcie w Wierchownej Radzie. Z mojej analizy wynika, że następnym celem kampanii dezintegracyjnej Rosji może stać się region charkowski, przez który przebiegają ostatnie gazociągi tranzytowe nie znajdujące się pod kontrolą rosyjskich bojowników, którzy podpisują już z Rosjanami osobne umowy gazowe w Donbasie. Gdyby charkowskie rury znalazły się poza kontrolą Kijowa, możliwe byłoby stworzenie gazowego bufora nad Dnieprem i wywołanie wojny gazowej rękami seperatystów, bez obciążenia odpowiedzialnością Rosji.

Europejczycy obawiają się stanu reform na Ukrainie. Komisarz do spraw polityki sąsiedztwa Johannes Hahn zapowiedział, że będzie odwiedzał Kijów co trzy miesiące, aby na miejscu nadzorować proces. – Chcę przekazać dwie wiadomości: jedną o wsparciu Unii Europejskiej dla Ukrainy w trudnym okresie i drugą o oczekiwaniach wspólnoty międzynarodowej – powiedział podczas wizyty w stolicy tego kraju. Jeżeli jednak Europa wymaga działań, sama musi utrzymać wsparcie dla reform. Hahn oczekuje od Kijowa, że ten „stworzy sobie markę bezpiecznej przystani dla inwestorów”, co pokazuje skalę oderwania części establishmentu w Brukseli od rzeczywistości. Jeśli Europa nie chce stracić Ukrainy, musi wykonać część pracy za nią, bo ten kraj jest sparaliżowany wojną i na życzenie Moskwy zmierza w kierunku drugiego Sudanu.

Póki co Europejski Bank Inwestycyjny przekazał 150 mln euro na modernizację gazociągu Urengoj-Pomary-Użhorod, którym płynie rosyjski gaz do Europy i który jest obiektem częstych zamachów terrorystycznych. W tym roku zaatakowano go już dwa razy. W ciągu następnych trzech lat EBI pożyczy Ukrainie 3 mld dolarów. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju 10 grudnia podejmie decyzję odnośnie przeznaczenia na ukraiński system przesyłu gazu (GTS) kolejnych 200 mln euro. Kijów wzywa partnerów z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych do inwestycji w ukraińskie rury. Obawia się, że Europa zgodzi się jednak na South Stream, który pozwoli Rosji na pominięcie Ukrainy w tranzycie gazu, co oznacza w praktyce skazanie jej na łaskę Kremla. – Naszym wspólnym zadaniem powinno być zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Europie i Ukrainie – mówił Arsenij Jaceniuk, premier ukraiński. – Ukraina ponownie wzywa naszych partnerów do inwestycji w ukraiński GTS.

W obliczu zagrożenia załamaniem sektora gazowego Kijów odkłada na drugi plan reformy i szuka sposobów na przetrwanie zimy. Powstaje więc plan stworzenia systemu ręcznego sterowania ukraińską energetyką na wypadek wojny totalnej, przed którą przestrzegał prezydent Petro Poroszenko.

W tym kryzysowym momencie, Ukraińcy pokładają duże nadzieje w Donaldzie Tusku. Poroszenko pogratulował Tuskowi wyboru na przewodniczącego Rady Europejskiej. – Życzę niewyczerpanego entuzjazmu i zwycięstw w walce na rzecz dalszej konsolidacji Unii Europejskiej, wzmocnienia jej międzynarodowej roli oraz budowy pokoju, bezpieczeństwa i dobrobytu na kontynencie europejskim – pisał w liście gratulacyjnym. Te słowa są szczególnie czytelne w kontekście wojny nad Dnieprem.

Program pomocy dla ukraińskiego sektora gazowego pozostaje aktualny. Zachodnie firmy powinny przejąć kontrolę nad ukraińskimi gazociągami. Europejskie prawo powinno zeuropeizować funkcjonowanie ukraińskiego sektora gazowego. Zachodnie pieniądze powinny zostać przeznaczone na budowę korytarza gazowego dla Ukrainy, który wzmocni rolę rewersowych dostaw gazu z Zachodu dla tego kraju.

Jeżeli upadnie ukraiński sektor energetyczny, może upaść europejski program dywersyfikacji, ponieważ dla utrzymania dostaw Europa będzie musiała zgodzić się na projekty jak South Stream, które wykluczają alternatywne inwestycje jak Nabucco i tym podobne. Być może część Europejczyków uważa taki plan za wygodny ale podważa on dotychczasowe starania o przeciągnięcie Kijowa na Zachód.

Europa musi mieć plan B na wypadek zatrzymania dostaw gazu przez Ukrainę. Chociaż sojusznicy Rosji w Unii Europejskiej jak Niemcy i Węgrzy widzą go w otwieraniu nowych szlaków dostaw surowca rosyjskiego, to Polska oraz kraje doświadczone szantażem gazowym liczą na nowe źródła dostaw oraz realizację koncepcji Korytarza Północ-Południe oraz Korytarza Południowego. Niemcy inwestują w Energiewende, ich firmy jak E.on przestawiają działalność pod energetykę odnawialną, a Berlin rozważy nawet 3 grudnia, czy nie zrezygnować z energetyki węglowej w ogóle. Rosyjski gaz jest tanim i efektywnym źródłem energii uzupełniającym niedobory w okresie zastoju pracy solarów i turbin wiatrowych. Wskutek tych faktów Niemcy wolą gazową Jałtę od tworzenia Unii Energetycznej w sektorze gazu. Tym samym jednak wspierają dezintegrację polityczną Europy, na początek w sektorze energetycznym. Jest to zgodne z polityką „dziel i rządź” Moskwy. To dlatego nie wybuchła dotąd wojna gazowa, której Rosjanie nie potrzebują do realizacji swoich celów w Europie.

Wymienione wyżej cele na Ukrainie nie zostaną zrealizowane bez skoordynowanej polityki energetycznej w Brukseli. Może ją zapewnić tylko budowa Unii Energetycznej, której fundamentem jest wartość bezpieczeństwa energetycznego. Agenda klimatyczna to osobna kwestia, którą nie należy posługiwać się w celu osłabiania ostrza polskiego pomysłu. Donald Tusk, chociaż nie może o tym oficjalnie mówić, powinien wesprzeć tę stronę sporu o Unię Energetyczną, która rzeczywiście ma rację. Wojna na Ukrainie powinna przemówić do rozsądku unijnym biurokratom. Jeśli nie przemówi, gazowa Jałta zamieni się w Jałtę faktyczną, a europejska integracja naszego wschodniego sąsiada zostanie zatrzymana. Od tego niedaleka droga do zakwestionowania europejskiej integracji w ogóle.

Gra o South Stream

Tylko stanowcza, skoordynowana polityka energetyczna Unii Europejskiej przynosi efekty. Warto przyjrzeć się najświeższemu przykładowi. Dzięki nieprzejednanej postawie Brukseli w sprawie South Stream, projekt borykający się z licznymi problemami opisywanymi przez BiznesAlert.pl, został w poniedziałek 1 grudnia oficjalnie zawieszony przez prezydenta Władimira Putina.

Obarczył on za to winą Europejczyków, którzy zablokowali budowę rury w Bułgarii w odpowiedzi na agresję Rosji na Ukrainie. Rosyjskie media propagandowe snują wizję porażki Europy, która wolała słuchać rozkazów Stanów Zjednoczonych i szukać dywersyfikacji gazem kaspijskim bądź śródziemnomorskim, dlatego obecnie traci wspaniały projekt Gazociągu Południowego. To tłumaczenie, którym biedujący Rosjanie po raz kolejny wyjaśnią sobie pustki w swych lodówkach. Zapytani w sondzie Russia Today miażdżącą większością głosów uznali oni, że decyzja Putina o porzuceniu projektu była słuszna. Te zagrywki coraz bardziej przypominają książki George’a Orwella.

Rezygnacja jest jednak blefem i elementem gry z Europą. Prawdziwe przyczyny czasowego zatrzymania South Stream to: problemy finansowe rosyjskich spółek energetycznych wywołane spadkiem cen ropy naftowej oraz zablokowaniem dostępu do zachodniego kapitału w ramach sankcji,  zamrożenie przez KE rozmów o wyłączeniu południowej rury spod reżimu trzeciego pakietu energetycznego ograniczającego Gazprom.

Nowym wyzwaniem dla Europy będzie teraz próba wyłączenia Turcji z projektu Korytarza Południowego przez Rosjan, którzy już uzgodnili z Ankarą zwiększenie dostaw gazu przez Blue Stream. Spekulują (należy podkreślić ten termin) na temat nowej nitki rury do Turcji o przepustowości identycznej jak South Stream – 63 mld m3 rocznie. Miałaby zapewniać gaz hubowi na granicy grecko-tureckiej.

Chociaż ruch Putina podważa wiarygodność Gazpromu, który zaskoczył partnerów z Włoch (ENI), Bułgarów i Serbów, to ma na celu skłonić Komisję Europejską do odmrożenia prac przy South Stream. Pomimo deklaracji rosyjskiego przywódcy, Komisja zapowiedziała, że przeprowadzi rozmowy z europejskimi partnerami projektu na temat pogodzenia go z przepisami antymonopolowymi Unii Europejskiej.  Również włoskie ENI zadeklarowało, że nie przerwie prac związanych z przygotowaniem projektu. Wygląda na to, że Komisja nie kupuje blefu Rosji w sprawie South Stream. Jest to uzasadnione, bo Rosjanie mogą celowo wiązać siły Brukseli na południu po to, aby tym łatwiej doprowadzić do załamania nad Dnieprem.

Zagrywka Moskwy mści się już na niej samej. Oprócz podważenia zaufania nawet u swoich sojuszników zaangażowanych w South Stream, Rosja dała Turcji pole do usztywnienia stanowiska. Ankara wie, że Rosjanom zależy na poparciu dla nowej wersji rury. Dlatego domagają się wyższej niż ustalone 6 procent obniżki cen dostaw gazu z Rosji. Jednocześnie Turcy dementują ostatnie informacje Władimira Putina. Minister energetyki Turcji Taner Yildiz zaprzecza jakoby jego kraj osiągnął jakiekolwiek porozumienie z Rosją odnośnie nowego szlaku South Stream przez jego terytorium. Według niego, turecki BOTAS podpisując memorandum o porozumieniu w sprawie nowej trasy z Gazpromem, zgodził się jedynie „przedyskutować taką możliwość”. Podkreślił, że Turcja nie ustała z Rosją jej unilateralnej deklaracji o woli przekierowania całego tranzytu gazu dla Turków z gazociągów Ukraina-Bałkany do nowej rury zapowiedzianej przez Putina. Yildiz odciął się od „sporów między Rosją i Ukrainą oraz Rosją i Unią Europejską”. Ankara chce pozostać języczkiem u wagi i czeka na lepszą ofertę. Jeżeli Rosja chce zrealizować swój projekt, będzie musiała zapłacić. To cena za mglistą perspektywę zablokowania Korytarza Południowego za pomocą nowego, tureckiego South Stream. Jeżeli Europa chce utrzymać Turcję w obozie państw zainteresowanych dostarczeniem jej kaspijskiego gazu, musi włączyć się kapitałowo w projekt. Być może właśnie dlatego w tym tygodniu BP ogłosiło przejęcie części udziałów w Gazociągu Transanatolijskim (TANAP), czyli turecką rurą przez którą miałby płynąć surowiec kaspijski i/lub rosyjski.

Europa powinna wyciągnąć wnioski z tej sytuacji. Stronnictwo Marosza Szewczowicza wspierane przez Polaków wydaje się to robić. Potrzebujemy wspólnych zakupów gazu i więcej pieniędzy na nową infrastrukturę. Ukraina potrzebuje wsparcia ekspertów, prawników i instytucji finansowych. Komisja Europejska przedstawiła tymczasem oficjalną odpowiedź na stanowisko Putina w sprawie South Stream. – Stale zmieniający się krajobraz energetyczny w Unii Europejskiej to tylko kolejny dowód na potrzebę budowy żywotnej Unii Energetycznej uwzględniającej wybiegającą naprzód politykę klimatyczną. Jednym z jej priorytetów będzie bezpieczeństwo energetyczne – czytamy w materiale prasowym Komisji. Także w tym stanowisku widać rozdźwięk w podejściu frakcji Komisji Europejskiej, które musi pogodzić Donald Tusk. Która z nich zwycięży? Od tego zależy przyszłe bezpieczeństwo energetyczne Polski i Europy.

Najnowsze artykuły