Najważniejsze informacje dla biznesu
Strona główna Blog Strona 8172
  1. 1
  2. 2
  3. 3
  4. ...
  5. 8168
  6. 8169
  7. 8170
  8. 8171
  9. 8172
  10. 8173
  11. 8174
  12. 8175
  13. 8176
  14. ...
  15. 8209
  16. 8210
  17. 8211

Zagórowski: Prowadzony audyt może pomóc spółkom węglowym

W ciągu trzech miesięcy znane będą szczegółowe wyniki audytu, prowadzonego w spółkach węglowych na zlecenie Ministerstwa Gospodarki, które mają ocenić sytuację całego sektora. Audyt prowadzony jest w trzech spółkach: Jastrzębskiej Spółce Węglowej, Kompanii Węglowej oraz Katowickim Holdingu Węglowym. – Zanim się postawi jakieś hipotezy dotyczące górnictwa, trzeba zrobić diagnozę tego sektora – uważa Jarosław Zagórowski, prezes zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Liczy, że wyniki audytu pozwolą na zmiany, które poprawią kondycję polskiego górnictwa.

 – Angażujemy się w to, żeby ministerstwo postawiło trafną diagnozę, wyciągnęło dobre wnioski, aby można było je potem szybko wdrożyć – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Jarosław Zagórowski.

Szef JSW wierzy, że wyniki audytu, które mają być dostępne w ciągu trzech miesięcy, będą istotnym elementem przyszłości i strategii rozwoju spółki. Jego zdaniem w obszarze górnictwa istnieją niewykorzystywane rezerwy, które można i należy uruchomić. Jest to jednak trudne ze względu na m.in. uwarunkowania prawne.

 – Chodzi o prawo układowe, jego szczegółowe zapisy, ukształtowane przed laty między pracodawcą a pracownikami, na straży, którego stoją związkowcy, oraz o system prawa zewnętrznego, związanego z prowadzeniem ruchu zakładu górniczego i związanymi z tym wymogami – tłumaczy Zagórowski.

Według prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej prawo nie uwzględnia postępu technologicznego, który miał miejsce w ostatnich kilkunastu latach.

 – Dobrze, jeśli taki dobry audyt powstanie i potem pojawią się wnioski po jednej stronie, co trzeba zrobić w firmach, po drugiej stronie, jakie elementy prawne dzisiaj blokują możliwość uruchomienia naszych rezerw – mówi szef JSW.

Audyt przygotowuje firma Roland Berger. Ma on ocenić sytuację całego sektora, jak i poszczególnych kopalń, wchodzących w skład spółek JSW, KW oraz KHW.

Newseria.pl

Witecki: Nie będziemy dopłacać wykonawcom za ich błędy

0

GDDKiA otworzyła rynek, by ceny były konkurencyjne, jak w innych krajach Europy, a nie po to, by były zawyżone, a firmy budowlane mogły się ponadnormatywnie wzbogacać kosztem skarbu państwa. Podobnie jak na podpisywanych nagminnie jeszcze parę lat temu aneksach, do czego branża się przyzwyczaiła i zmiana tego stanu rzeczy może być przyczyną obecnych protestów.

Rozmowa z Lechem Witeckim, p.o. Dyrektora Generalnego Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad

Czy taki tryb organizacji przetargów jak np. ostatnio dot. budowy odc. trasy S5 Gniezno-Mielno, z prekwalifikacją, i dodatkowymi kryteriami wyboru wykonawcy oprócz ceny (termin realizacji i okres gwarancji), stanie się standardem w kolejnych przetargach GDDKiA? Czy ten przetarg może okazać się przełomem?

Wszystkie postępowania przetargowe ogłaszane w tym roku przez GDDKiA, które będą finansowane już z nowej perspektywy unijnej zawierają proporcje w wadze kryteriów:  90% cena, 5% termin realizacji i 5% gwarancja. Można je określić modelem „15+500″, bo wszędzie gdzie to możliwe technicznie oraz komunikacyjnie uzasadnione podzieliliśmy zadania na odcinki po 10-15 km i wartości ok. pół mld zł. Ma to na celu ułatwienie wykonawcom logistyki, z którą dotychczas bywały problemy. Krótsze odcinki wymagają też zaangażowania przez wykonawców mniejszych zasobów finansowych, a co za tym idzie niższych zabezpieczeń. Większość ogłaszanych przetargów na budowę, nawet w przypadku gdy projekt jest już gotowy, będzie realizowana w systemie „zoptymalizuj i wybuduj” lub „zaprojektuj i wybuduj”. Takie rozwiązanie pozwoli wykonawcom  poprawić, czasem zbyt kosztowne projekty inwestora i zmienić je na tańsze, równie efektywne i wytrzymałe lub utworzyć nowe, co przełoży się bezpośrednio na oszczędności w realizacji.

W tym standardzie mieści się także przetarg na budowę odcinka trasy S5 Gniezno-Mielno. Największa nadal pozostaje waga ceny, bo jak wynika z licznych analiz, jest ona najbardziej sprawiedliwym kryterium, stosowanym także w innych krajach Europy (m.in. w Niemczech). Kryterium ceny jako najwłaściwsze wskazała też branża budowlana, czego potwierdzeniem jest list Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych napisany już w październiku 2010 r. nota bene skutecznie ukrywany przed GDDKiA przez kilkanaście miesięcy.

Jakie GDDKiA przewiduje ewentualne dalsze modyfikacje organizacji przetargów, tak by uniknąć sporów sądowych z wykonawcami, jak to miało miejsce w przypadku południowej obwodnicy Warszawy?

Modyfikację procedur przetargowych przeprowadziliśmy już w 2008 r. Dzięki niej uwolniliśmy rynek i sprowadziliśmy ceny do poziomu ogólnoeuropejskiego, bo wcześniej w Polsce budowało się po prostu za drogo. Nic nie usprawiedliwiało też podpisywania tylu aneksów, ograniczenia rynku i skrócenia gwarancji do jednego roku. Nic prócz generowania ponadprzeciętnych dochodów firm wykonawczych. Dziś w przetargach na budowę dróg w Polsce startuje coraz więcej firm, a dzięki  średnioeuropejskim cenom, zaoszczędziliśmy pieniądze i możemy ogłaszać kolejne przetargi. W ramach modyfikacji wydłużyliśmy też gwarancje i postawiliśmy na kontrolę jakości. Naprawa fuszerek wyłapanych przez GDDKiA kosztowała branżę już ponad 380 mln zł. A przecież to, że inwestor bada jakość drogi nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Podobnie to, że bardzo szczegółowo rozlicza kontrakty i podpisuje aneksy tylko wtedy, kiedy są one zasadne. Przed 2008 r. wykonawcy byli przyzwyczajeni, że GDDKiA zawsze dopłaci 10-15% wartości kontraktu. Te czasy się skończyły. Natomiast wszystkie zasadne i dopuszczone przez zapisy kontraktowe roszczenia wynikające np. z błędów projektowych, braku dostępu do terenu, nieprzewidywalnych warunków gruntowych czy atmosferycznych oraz znalezisk archeologicznych, zawsze uznajemy. Reguły stosowane przez GDDKiA są takie same jak w innych krajach europejskich, nie ma w nich nic nadzwyczajnego.

Doświadczenia z poprzedniej perspektywy wskazały natomiast na konieczność modyfikacji harmonogramu ogłaszanych postępowań przetargowych. Okazało się, że branża potrzebuje więcej czasu na realizację inwestycji, począwszy od startu w przetargu, poprzez ewentualną optymalizację projektu już po podpisaniu umowy, a skończywszy na jego realizacji.

Stąd decyzja GDDKiA o wcześniejszym ogłaszaniu przetargów. Chodzi o to, by nie powtórzyła się sytuacja z 2009 r., gdy z ogłoszonych w zbliżonym czasie 144 postępowań przetargowych ponad 80 rozstrzygnęło się w jednym roku. Był to ogromny wysiłek zarówno dla GDDKiA, jak i dla generalnych wykonawców, którzy mobilizowali siły, tak by nie stracić ani złotówki.

Czy GDDKiA zamierza ostrzej selekcjonować firmy stające do przetargów po kątem ich faktycznego doświadczenia profesjonalnego w realizacji dużych inwestycji drogowych, zwłaszcza na terenie Polski i innych krajów UE? Czy takie doświadczenie nie mogłoby się stać jednym z głównych kryteriów wyboru wykonawcy – o co apelują organizacje firm wykonawczych?

Firmy startujące w przetargach są selekcjonowane zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa zamówień publicznych i kryteriami stosowanymi w przetargach. Od 2008 r. GDDKiA rozszerzyła rynek wykonawców jednocześnie wprowadzając stały system kontroli jakości oraz wydłużając gwarancję do co najmniej 5 lat. Wcześniej był to rok lub dwa lata! Uwalniając rynek doprowadziliśmy do realnej konkurencji – liczba firm startujących w przetargach wzrosła z 28 do 270 i te firmy budują teraz w Polsce za ceny średnioeuropejskie, czyli około 9,6 mln euro za 1 km. Średnia europejska podawana w raporcie Europejskiego Trybunału Obrachunkowego to 9,4 mln euro za km. GDDKiA otworzyła rynek, by ceny były konkurencyjne, jak w innych krajach Europy, a nie po to, by były zawyżone, a firmy budowlane mogły się ponadnormatywnie wzbogacać kosztem skarbu państwa. Podobnie jak na podpisywanych nagminnie jeszcze parę lat temu aneksach, do czego branża się przyzwyczaiła i zmiana tego stanu rzeczy może być przyczyną obecnych protestów. Ukróciliśmy ten proceder, który był bardzo kosztowny dla skarbu państwa. Nie możemy się zgadzać na dopłacanie do kontraktów jako swoistej rekompensaty za błędy w zarządzaniu kontraktami popełniane przez wykonawców. To byłoby nieuczciwe wobec innych i groziłoby utratą unijnych refundacji.

Czy GDDKiA jest przekonana, że nie będzie problemów z realizacją kontraktu, gdy – tak jak w jednym z ostatnich – zwycięża w przetargu firma oferująca cenę wykonania na poziomie 50 proc. ceny kosztorysowej?

Za takie ceny, stanowiące 55-60% wartości kosztorysów wybudowaliśmy i oddaliśmy do ruchu w ostatnich latach 2 500 km nowych, dobrej jakości dróg! Gdybyśmy nie otworzyli rynku wybudowalibyśmy o 1000 km dróg mniej. Należy jeszcze pamiętać o środkach unijnych i procedurach obowiązujących beneficjenta tych środków. Gdyby nie działania GDDKiA, UE mogłaby cofnąć refundacje tak jak to się stało w przypadku Grecji czy Hiszpanii.  Uznawanie postulowanych wciąż przez „ekspertów” aneksów do wszystkiego czy zmian, których nie przewidywały warunki przetargu, na etapie realizacji kontraktów, z pewnością skończyłoby się w ten sposób. Tymczasem dziś refundacje z Komisji Europejskiej na projekty drogowe zasiliły już konta Krajowego Funduszu Drogowego kwotą ponad 30 mld zł.

W jakiej mierze ustawowe określenie definicji „rażąco niskiej” ceny w przetargach na roboty budowlano-montażowe wpłynie na jakość wykonywanych inwestycji?

To dobre pytanie. GDDKiA z nadzieją patrzy na ewentualne wprowadzenie do prawa zamówień publicznych definicji „rażąco niskiej ceny”. Rozwiałaby ona wszelkie wątpliwości i spekulacje nt wysokości składanych ofert. Inwestor nie ma wpływu na wysokość cen oferowanych przez wykonawców. GDDKiA korzysta natomiast z wszelkich dostępnych prawem narzędzi służących weryfikacji oferty. Wzywamy wykonawców do składania wyjaśnień, poddajemy analizie złożone wyjaśnienia i dowody. Ta praktyka, zwłaszcza w odniesieniu do ofert z ceną niższą niż 50% wartości szacunkowej, jest w GDDKiA codziennością.

Domaganie się przez niektórych ekspertów stosowania nośnych medialnie ale niezgodnych z prawem  rozwiązań – jak choćby obcinanie najniższej i najwyższej oferty – które na bazie dyrektyw UE wdrożone być nie mogą – jest co najmniej nieprzemyślane. Raport Europejskiego Trybunału Obrachunkowego  wskazuje rozwiązania greckie i hiszpańskie jako niezgodne z prawem i bolesne dla tych krajów. KE ukarała je bowiem korektą finansową. Problem tkwi zatem w odpowiednim skalkulowaniu kosztów w cenie ofertowej wykonawców i dobrym zarządzaniu kontraktem. Stosowane przez GDDKiA jednakowe zasady, są znane wykonawcom jeszcze przed podpisaniem kontraktu. Te zasady obowiązują wszystkich. Potencjalnych wykonawców uczulamy, że klientem GDDKiA nie jest wykonawca, a kierowca. Wszystkie zasady GDDKiA podporządkowane są temu, by kierowca jak najszybciej dostał dobrą drogę wybudowaną za normalne, europejskie stawki.

Kwestia jakości zależy od solidności i rzetelności wykonawcy ale też konsekwentnej kontroli przez laboratoria GDDKiA. Przytoczone wcześniej przykłady dróg potwierdzają, że da się wybudować dobrą drogę za kwotę niższą niż kosztorys inwestorski. Z drugiej strony np. trasa S8 Konotopa-Powązkowska (umowa podpisana z wykonawcą w 2007 r.) bodaj najdroższa droga w Polsce, była wybudowana za kwotę znacznie przekraczającą kosztorys inwestorski, a mimo to wykonawca nie ustrzegł się błędów i usterek.

Wielu specjalistów wskazuje, że jedną z głównych przyczyn porażek części inwestycji drogowych stanowi złe przygotowanie dokumentacji projektowej – a to – jak w efekcie domina – powoduje nieprawidłową realizację całego kontraktu. Czy GDDKiA zamierza ściślej badać jakość przedkładanej dokumentacji projektowej?

Stosowane przez GDDKiA warunki kontraktu są zgodne z warunkami FIDIC i od dawna przewidują możliwość dodatkowego wynagrodzenia dla wykonawcy m.in. w przypadku błędów projektowych. Niemniej w nowych kontraktach proponujemy wykonawcom optymalizację projektów w umowach typu „projektuj i buduj”.  Przykładem niech będzie Most Grota-Roweckiego czy wylotówka z Warszawy na Janki, na które wykonawcy otrzymali dokumentację z możliwością jej racjonalizowania. Wykonawcy mają szansę wykazując się swoim know-how zaproponować tańsze, nowoczesne rozwiązania. Powiększają swoje szanse na zdobycie zamówienia, a GDDKiA podpisując umowę na zoptymalizowany cenowo projekt, może wykreowane w ten sposób ewentualne oszczędności przeznaczyć na kolejne budowy.

Jak zamierza GDDKiA walczyć ze zjawiskiem tzw. klejmerów (współpracujących z wykonawcami specjalistów wyszukujących błędy w kontraktach), o którym niedawno informowały media?

Firmy budowlane mają prawo do roszczeń i prawo to jest przez GDDKiA respektowane. Nie możemy się jednak zgadzać na dopłacanie do kontraktów jako swoistej rekompensaty za popełniane przez wykonawców błędy w zarządzaniu. To byłoby nieuczciwe wobec innych i groziłoby utratą unijnych refundacji. Roszczenia mogą być skuteczne i uznane jeżeli są zgodne z procedurami oraz udokumentowane. Tymczasem powództwa wykonawców wobec GDDKiA często nie mają uzasadnienia w warunkach kontraktów. Blisko 4,8 mld zł roszczeń wykonawców wobec GDDKiA to suma sztucznie „napompowana”. Praktyka ostatnich trzech lat wskazuje, że prawie 80% wartości kwot roszczonych przez wykonawców od GDDKiA jest oddalanych przez sądy. Blisko jedna trzecia to sprawy o waloryzację czyli podwyższenie wynagrodzenia, które wygrywamy w sądach w 100 %. Sądy podzielają argumentację GDDKiA, że nie można zmieniać reguł i podwyższać wynagrodzenia wykonawcy jeśli w umowach nie było tego rodzaju zapisów. Z opinii biegłych wynika, że wzrost cen materiałów budowlanych choćby asfaltu nawet o 30% przekłada się na ok. 1% wzrostu wartości kontraktu i nie jest czynnikiem, którego wykonawca nie mógł przewidzieć. Mimo to wykonawcy wciąż wyszukują pretekstów, by pozyskać dodatkowe środki. A przecież zamiast sztucznie napompowywać roszczenia wynajmując do tego specjalistów, bardziej racjonalne byłoby wspólne z przewidywalnym i stosującym jednakowe reguły wobec wszystkich inwestorem budowanie.  Szkoda tracić czas i środki a dodatkowo narażać na szwank wizerunek firmy. Na pewno lepiej przegrupować siły poświęcając więcej uwagi na odpowiednie przygotowanie i oszacowanie oferty, analizę czynników ryzyka, w tym rzetelne i dokładne sprawdzenie współkonsorcjantów, a na etapie realizacji – dbać o jakość budowanych dróg.

Myślę, że w nowej perspektywie finansowej, kiedy prezesi firm już będą wiedzieli, że GDDKiA nie faworyzuje nikogo, wszyscy na tym wygrają. A z pewnością kierowcy, którzy będą jeździć po coraz lepszych drogach wybudowanych za ceny na poziomie europejskim.

Oto kilka przykładów inwestycji zrealizowanych poniżej kosztorysu inwestorskiego:

1. budowa obwodnicy Mińska Mazowieckiego w ciągu autostrady A2 na odc. w. Lubelska – Siedlce. Wykonawca: Konsorcjum: Przedsiębiorstwo Budowy Dróg i Mostów Sp. z o.o Mińsk Mazowiecki, ASTALDI S.p.A., Przedsiębiorstwo Robót Drogowych „Regionalne Drogi Podlaskie” Sp. z o.o., Przedsiębiorstwo Budownictwa Lądowego „Mazowieckie Mosty” Sp. z o.o., Warszawskie Przedsiębiorstwo Mostowe „Mosty” S.A.

Umowa zawarta w lipcu 2009 r za 567,4 mln zł, czyli 65,1% wartości kosztorysu zamawiającego.

 2. Projekt i budowa autostrady A2, odcinek D. Konsorcjum:  Strabag Sp. z o.o., Mota-Engil Central Europe S.A., Mota-Engil Engenharia e Construcao S.A. Umowa zawarta we wrześniu 2009 r za 643,8 mln zł, czyli 64,1 % wartości kosztorysu zamawiającego.

3.   Projekt i budowa autostrady A2, odcinek E. Konsorcjum: Lider: BUDIMEX S.A., FERROVIAL AGROMAN S.A. Umowa zawarta we wrześniu 2009 r za 425,5 mln zł, czyli 63,6 % wartości kosztorysu zamawiającego.

4. Budowa obwodnicy Serocka na drodze Nr 61; wykonawca: Skanska S.A. Umowa zawarta w lipcu 2009 r za 138,9 mln zł, czyli 49,3 % wartości kosztorysu zamawiającego.

5. Budowa obwodnicy Kraśnika na drodze Nr 74; wykonawca: BUDIMEX S.A. Umowa zawarta w kwietniu 2009 r za 89,2 mln zł, czyli 55,0 % wartości kosztorysu zamawiającego.

6. Obwodnica Zambrowa i Wiśniewa S8; wykonawca: Bilfinger Berger Budownictwo S.A. zmiana nazwy firmy od 01.02.2013 r. na Bilfinger Infrastructure S.A. Umowa zawarta w listopadzie 2009 za 401 057 mln zł, czyli 57 % wartości kosztorysu zamawiającego.

7. S8 Wrocław-Oleśnica; wykonawca: Konsorcjum: Lider: Mota-Engil Central Europe S.A.,

Mota-Engil Engenharia e Construcao S.A. Umowa zawarta listopadzie 2009 za 565 mln zł, czyli 50 % wartości kosztorysu Zamawiającego.

Jakóbik: Szczyt w Wilnie to szansa dla państw uzależnionych od gazu z Rosji

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie będzie okazją dla Polski do walki o interes państw pragnących uniezależnić się od importu gazu ziemnego z Rosji. Szczególnie istotne w tym kontekście będą ustalenia dotyczące Ukrainy, która jest obecnie krajem buforowym między strefą objętą parasolem ochronnym unijnych zasad antymonopolowych a obszarem podporządkowanym polityce energetycznej Moskwy.

Ukraina zmniejszyła w czerwcu import surowca o 71,1 procent w stosunku do analogicznego miesiąca w zeszłym roku. W pierwszym półroczu tego roku sprowadziła o 35,6 procent mniej gazu ziemnego z Rosji, niż w analogicznym okresie w 2012 roku. W okresie styczeń-lipiec 2012 przyjęła do swojego GTS-u 12,5 mld m3 gazu rosyjskiego. To spadek o 34 procent (6,3 mld m3) w stosunku do podobnego okresu w zeszłym roku. Kijów kupuje gaz od Gazpromu i niemieckiego RWE. Dostawy w ramach kontraktu z Niemcami przyjmuje przez połączenia infrastrukturalne z Polską i Węgrami. Istnieje szansa na uruchomienie rewersu słowackiego pod koniec tego roku, jeżeli Bratysława nie zablokuje takiego ruchu pod wpływem Rosji. Import przez połączenia z Polską (od listopada 2012) i Węgrami (od kwietnia 2013) wzrósł w czerwcu o trzy procent w stosunku do czerwca w zeszłym roku i wyniósł 7 mln m3. Import z Węgier podwoił dzienne maksimum i wynosi obecnie 9,027 mln m3, dzięki modernizacji interkonektora przez węgierskiego operatora FGSZ. W pierwszym półroczu tego roku Ukraińcy sprowadzili tamtą drogą 310, 5 mln m3 surowca. Jednocześnie Ukraina zwiększyła tranzyt gazu do krajów europejskich o jedną czwartą. Między styczniem a lipcem 2013 roku Ukrtransgaz przepompował przez ukraiński system przesyłu gazu (GTS) 47 mld m3 surowca do krajów europejskich i Wspólnoty Niepodległych Państw. To spadek o 7 procent w stosunku do analogicznego okresu w zeszłym roku. Z tego 7,7 mld m3 surowca trafiło na rynki europejskie. To wzrost o 27 procent (1,6 mld m3) w stosunku do tego samego okresu w 2012 roku.

Ukraina poczyniła pierwszy wysiłek na rzecz zmniejszenia uzależnienia od dostaw gazu jako takich i planuje wykorzystać dostępne kierunki dywersyfikacji jego dostaw. Z pozycji drugiego po Niemcach importera rosyjskiego gazu spadła na piąte miejsce. Najwięcej surowca sprowadzają obecnie Niemcy (18,49 mld m3), Włosi (13,1 mld m3), Turcy (12,9 mld m3) i Białorusini (11 mld m3). To dane za pierwsze półrocze tego roku. W tym okresie Ukraińcy sprowadzili 9,67 mld m3 surowca z Rosji. To o niecałe 40 procent mniej, niż w analogicznym okresie zeszłego roku.

Trendy europejskie również pozytywnie wpływają na pozycję Ukraińców w rozmowach gazowych, a przez to także negocjacjach na inny temat z Rosjanami. Nie słabnie presja cenowa wymuszająca na Gazpromie ustępstwa wobec swoich klientów. Poodobnie jak w przypadku obniżki między 10 a 15 procent dla PGNiG, Rosjanie będą musieli obniżyć rachunki dla swoich największych klientów – ENI z Włoch, GDF Suez z Francji i E.on-u z Niemiec. Ta ostatnia wywalczyła obniżki retroaktywne sięgające ostatniego kwartału 2010 roku. Ponadto firmy, jak niemieckie RWE i Edison domagają się rekompensaty za niesprawiedliwe ceny w Sądzie Arbitrażowym. RWE uzyskała już korzystny werdykt sądu.

Ponadto, władze Gazpromu przyznają, że będą zmuszone do masowych obniżek sięgających średnio od 7 do 10 procent ze względu na zmiany na rynku. Chodzi o intensywne wejście na rynek spotowy norweskiego Statoilu. Norwedzy planują do 2015 roku zmniejszyć udział umów z ceną indeksowaną w stosunku do ceny ropy naftowej do 25 procent podpisanych kontraktów. Reszta ma być oparta o konkurencyjne ceny spotowe. Gazprom nadal korzysta z indeksu, dlatego Statoil poważnie zagrozi konkurencyjności jego oferty. Sytuację Rosjan pogarsza prawo antymonopolowe nakazujące rozdział właścicielski (unbundling) i narzucające ograniczenia wykorzystania przepustowości gazociągów przez jeden podmiot (Third Party Access – TPA). Te regulacje uderzają w rentowność inwestycji Gazpromu jak Nord Stream i planowany South Stream, ponieważ nie pozwalają wykorzystać w całości ich potencjału zgodnie z intencjami firmy. Przykładowo, z tego powodu Rosjanie nie mogą wykorzystać w pełni przepustowości gazociągu OPAL i zwiększyć eksportu gazu przez Nord Stream doprowadzający surowiec do OPAL-u. Dlatego ubiegają się o ustępstwa w Brukseli. Póki co, bezskutecznie.

Wagę sprawy podkreśla coraz wyższa ranga urzędników rosyjskich zajmujących stanowisko w tej sprawie. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow ocenił, że jego kraj i Unia Europejska mogłyby silniej zacieśnić współpracę, gdyby nie „rynkowe reformy UE” na rynku gazu. W tekście dla Dziennika Badań nt. Wspólnego Rynku postawił tezę, że trzeci pakiet energetyczny nakazujący rozdział właścicielski blokuje rozwój tej współpracy. Jego zdaniem godzi on we wcześniejsze zobowiązania UE wobec Rosji jak porozumienie o partnerstwie i współpracy z 1994 roku. Pakiet zwiększa koszty i ryzyko po stronie Rosjan. Również śledztwo antymonopolowe Komisji Europejskiej w sprawie działalności Gazpromu w Europie zostało skrytykowane przez Ławrowa. W razie wprowadzenia sankcji wobec tej firmy, „Gazpromowi będzie ciężko działać na rynku, który go dyskryminuje” – ocenia polityk.

Ta sytuacja daje europejskiemu rynkowi gazowemu drugi oddech, a Ukrainie pozwala na balansowanie relacji z Rosjanami. To szansa z której Kijów i kraje zainteresowane uzależnieniem go od Moskwy powinny wykorzystać. W obliczu zbliżającego się szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie (listopad), podczas którego prezydencja litewska być może podpisze umowę stowarzyszeniową z Ukrainą, premier Mykoła Azarow postponuje propozycję przystąpienia jego kraju do unii celnej, tłumacząc to problemami z różnicami w podejściu do tej kwestii między Kijowem a krajami zrzeszonymi w organizacji. Może to świadczyć o braku zainteresowania ofertą unii celnej ze strony oligarchów, którzy nie odrzucają jej w sposób zdecydowany, tylko ze względu na ochronę swoich interesów na Wschodzie. Media spekulują wręcz, że za kulisami między Ukrainą a krajamu unii celnej trwa regularna wojna polityczna.

O stanie relacji z samymi Rosjanami świadczyć może wojna celna wypowiedziana Ukraińcom. Od 14 sierpnia tego roku rosyjska Służba Celna wpisała wszystkich ukraińskich przedsiębiorców eksportujących dobra do Rosji na listę ryzyka, co w przekonaniu Ukrainy, oznacza w praktyce blokadę jej eksportu do tego kraju. Kontrole celne stały się tak uporczywe, że według szacunków mogą wywołać deficyt handlowy w wysokości od 2 do 2,5 mld dolarów. Rosjanie są głównym partnerem eksportowym Ukraińców. W 2012 roku odpowiadali za 23,7 procent całego eksportu ukraińskiego. Embargo może zatem poważnie zaszkodzić gospodarce Ukrainy. Kijów planuje przedstawić problem Eurazjatyckiej Komisji Gospodarczej. Opozycja, a nawet członkowie rządzącej Partii Regionów (Wołodymir Olyjnyk), przyznają, że Rosjanie chcą za pomocą szantażu gospodarczego wepchnąć Ukrainę do unii celnej, zanim ta podpisze umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Ukraińcy podnoszą rękawicę.

Szkody nie są jednostronne. Na obostrzeniach traci ukraińska gospodarka, która jednocześnie nie może uniezależnić się całkowicie od dostaw gazu z Rosji. Jednakże głównym przegranym tej rywalizacji jest Gazprom. Eksport surowca do Europy przez terytorium Ukrainy jest najtańszy. Możliwości słania go przez Nord Stream są ograniczone przez wspomniane TPA blokujące wykorzystanie całej przepustowości nitek kontynuujących bieg rury na terenie Unii Europejskiej. Dlatego Rosjanie są póki co skazani na eksport przez terytorium Ukrainy. Jednak ta coraz mniej surowca zostawia u siebie. W pierwszej połowie tego roku Gazprom obniżył zysk netto o 35 procent, jednocześnie zmniejszając wolumin sprzedanego gazu o 22 procent. To skutek poważnego zmniejszenia importu przez Kijów oraz wspomnianej już renegocjacji części umów gazowych na korzyść klientów. Ponadto, Rosjanie nie mogą liczyć na wymuszenie na Ukraińcach realizacji klauzuli Take or Pay w Sądzie Arbitrażowym, bo przegrali by tę sprawę, jak w przypadku RWE.

Ze względu na wspomniane trendy w Europie i spodziewane pogłębienie integracji Ukrainy z Unią Europejską, czas działa na niekorzyść Rosjan. Rosnące napięcie może sprowokować nerwowe ruchy Moskwy. Jednakże Rosjanie raczej nie zdecydują się na nową wojnę gazową, bo to właśnie spór z 2009 roku sprowokował wprowadzenie zasad antymonopolowych w Unii Europejskiej, przyjęcie Ukrainy do Europejskiej Wspólnoty Energetycznej w 2010 roku i rozszerzenie obowiązywania prawa energetycznego UE na terytorium tego kraju a także nietrwałą konsolidację państw Wspólnoty w ramach polityki energetycznej. Dlatego długofalowo na zakręceniu kurka Ukrainie Rosjanie mogą jedynie stracić.

Z tego powodu Kijów bierze Moskwę na przeczekanie i nie ulega, pomimo rosnących nacisków. Według mnie, Rosjanie zachowają zimną krew i nie dopuszczą tej zimy do wybuchu kolejnej wojny gazowej. Zamiast niej, wykorzystają wszystkie dostępne narzędzia, kije i marchewki, w celu przekonania Kijowa, że powinien włączyć się do unii celnej. Z kolei Kijów będzie parł ku dalszej integracji z Unią Europejską.

Postępowanie Rosjan wobec Ukraińców to gorzka lekcja dla krajów znajdujących się obecnie w lepszej sytuacji, jak Polska. Szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie powinien być okazją do budowy zjednoczonego bloku państw zagrożonych rosyjskim monopolem gazowym sprzeciwiających się szantażowi Rosji. Zobaczymy czy w istocie tak będzie. To zadanie dla litewskiej prezydencji na poziomie unijnym oraz Polaków na poziomie relacji bilateralnych z Ukrainą oraz pozostałymi krajami zainteresowanymi zmniejszeniem wpływu Rosjan na ich sektor gazowy.

Owoce szczytu w Wilnie przesądzą o tym, czy Ukraina, dzięki wsparciu pozostałych państw Europejskiej Wspólnoty Energetycznej, przełamie rosyjski nacisk i podpisze umowę stowarzyszeniową, czy pozostawiona sama mu ulegnie i zostanie skazana na powolny dryf ku unii celnej. Podpisanie umowy będzie początkiem długiej drogi. Opisany przeze mnie wycinek – energetyka, choć bardzo istotna, będzie tylko jednym z wielu pól walki o zmianę krajobrazu geopolitycznego w naszej części Europy.

Malusi: Outsourcing utrzymania dróg publicznych to dobry pomysł

0

KOMENTARZ

Wojciech Malusi,

Prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Budownictwa

Generalna Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad zapowiedziała, że chce znacząco rozszerzyć outsourcing utrzymania dróg publicznych, zlecając zadania z tego zakresu prywatnym firmom. O ocenę tej zapowiedzi portal BiznesAlert poprosił Wojciecha Malusiego, prezesa Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Budownictwa.

Czy w Pana opinii jest to dobry kierunek?

Precyzyjnie określając sprawę, to dotyczy zlecania firmom, w ramach przeprowadzonego przetargu, całorocznego utrzymania wyznaczonych odcinków dróg w ramach programu „Zachowaj standard”. Kierunek działań GDDKiA jest słuszny, zresztą od wielu lat Izba namawiała GDDKiA, przedtem jeszcze jej poprzedniczkę – Generalną Dyrekcję Dróg Publicznych, by tzw. roboty utrzymaniowe zlecać
firmom zewnętrznym. Tłumaczyliśmy, że te firmy wykonają roboty lepiej, niż sama GDDKiA swoimi siłami, koszt zleconych robót będzie niższy, a na rynku ukształtują się firmy wyspecjalizowane w tego typu robotach. Oczywiście takie decyzje mają sens wówczas, gdy przetarg i wybór wykonawcy odbędzie się na zdrowych warunkach, gdzie oprócz kryterium „ceny”, postawione będą oferentom właśnie realne i racjonalne warunki. Myślę tutaj o możliwości eliminowania „firm-teczek” za których roboty wykonywać będą najczęściej przypadkowi podwykonawcy. W takim rozwiązaniu Izba, o czym wcześniej wspominałem, widziała i widzi otwarcie frontu robót szczególnie dla średnich i
mniejszych firm, również tych lokalnych.

Czy nie obawia się Pan, że może dojść do konfliktów na linii prywatne firmy – urzędnicy, analogicznie do tego, czego jesteśmy świadkami w przypadku budowy i modernizacji dróg?

O konflikty się nie boję, o ile umowa będzie dobrze skonstruowana, a podział występujących ryzyk będzie uczciwy. Również przy tego typu robotach trudniej o konflikty. Jest jednak różnica pomiędzy robotami inwestycyjnymi a utrzymaniowymi. Oczywiście nie muszę dodawać, że wprowadzając takie rozwiązania, oczekujemy od administracji drogowej wykazania oszczędności w swoim funkcjonowaniu, bowiem koszty administracji drogowej wszystkich szczebli uważam za zbyt wysokie.

Mielczarski: Opole może być rynkowo opłacalne

13 sierpnia 2013 r. Polska Grupa Energetyczna poinformowała, że rada nadzorcza jej spółki zależnej – PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna – wyraziła zgodę na wznowienie zadania inwestycyjnego Opole II. PGE GiEK, podpisała aneks do umowy z generalnym wykonawcom inwestycji, spółkami Rafako, Polimex-Mostostal i Mostostal Warszawa, w sprawie warunków wydania polecenia rozpoczęcia prac na budowę nowych bloków w Elektrowni Opole.

Do czasu wydania pozwolenia będą kontynuowane działania mające na celu wprowadzenie mechanizmów ograniczających ryzyko inwestycyjne i poprawiających rentowność projektu. Tego samego dnia, PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna zawarła umowę ze spółką Kompania Węglowa na dostawy węgla kamiennego, w latach 2018 – 2038. Podpisanie aneksu i porozumienia specjalnie dla portalu Biznes Alert komentuje prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.

Działanie GK PGE w sprawie inwestycji w Opolu należy ocenić pozytywnie. Kontrakt na zakup węgla pozwala ograniczyć ryzyko związane ze zmianami cen paliw. Kontrakt ten jest również bardzo pozytywny dla Kompani Węglowej, ponieważ pozwala otrzymać środki na restrukturalizację kopalń i zapewnienie stabilnych dostaw paliwa w przyszłości. Jednak realizacja inwestycji w Opolu, aby była rynkowo opłacalna, wymaga  dalszych działań, a w szczególności wypracowania mechanizmów wsparcia dla tego typu inwestycji. Możliwości takie istnieją, ponieważ do roku 2020 polskie elektrownie zakupią pozwolenia na emisje za około 25 mld zł. Część z tych środków, co najmniej 50%, powinna być wydana na realizację polityki energetycznej i klimatycznej np. poprzez certyfikaty wydawane nowym nisko-emisyjnym elektrowniom. Nowe elektrownie węglowe znacznie obniżają emisje CO2, o co najmniej o 30%, a będąc w pełni dyspozycyjnymi zapewniają bezpieczeństwo energetyczne. Nowoczesne bloki, takie jakie miałyby powstać w Opolu są bardzo elastyczne. Potrafią zmieniać moc w bardzo szerokim zakresie kompensując w ten sposób trudno przewidywalne wahania w produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Realizacja polityki klimatycznej Unii Europejskiej, a w szczególności redukcja emisji CO2 oraz zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w mix-ie energetycznym wymagają inwestycji w nisko-emisyjne elastyczne elektrownie. Wykorzystanie przychodów ze sprzedaży pozwoleń na emisje CO2 pozwala w szybkim czasie zbudować system wsparcia pozwalający na realizację inwestycji nie tylko w Elektrowni Opole, ale również Jaworznie, Ostrołęce czy Kozienicach.

Kuźmiuk: Cięcia budżetu MON dotkną głównie wydatków na uzbrojenie

0

– Prezydent Komorowski podczas wczorajszego przemówienia wprawdzie stwierdził, że ubolewa iż cięcia w wydatkach na armię mają sięgnąć w nowelizacji budżetu na 2013 rok aż 3,5 mld zł, „ale jeżeli będą one jednorazowe to nie ma katastrofy” – zauważa na swoim blogu poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kuźmiuk.

Zdaniem polityka, głowa państwa nie ma pojęcia, co się dzieje z finansowaniem obronności w ostatnich latach albo świadomie wprowadza w błąd Polaków, bowiem wydatki na nowe uzbrojenie w 2013 r. to kwota ok. 10 mld zł, a wspomniane cięcia będą w zasadzie w całości dotyczyły tych wydatków.

– W czasie blisko sześcioletnich rządów Donalda Tuska na finansowanie armii przeznaczono o ponad 10 mld zł mniej niż wynikało to ustawy o finansowaniu sił zbrojnych i te cięcia wydatków w dużej mierze pochodziły z części przeznaczonej na modernizację armii. Sumarycznie wynoszące ponad 10 mld zł cięcia wydatków oznaczają taką sytuację, jakby w ciągu 6 ostatnich lat w jednym roku na modernizację armii nie wydano ani złotówki i szkoda, że prezydent Komorowski o tym nie wie albo tylko udaje, że nie wie – ocenia Kuźmiuk.

Źródło: Naszeblogi.pl

Zasuń: Program atomowy dostanie wsparcie ale rząd musi tego chcieć

0

Polski program atomowy dostaje zadyszki. Trwa dyskusja na temat celowości jego kontynuacji i sposobów na zapewnienie jego realizacji. Redaktor Rafał Zasuń z portalu WysokieNapięcie.pl opisuje dyskusję na temat możliwości wsparcia projektu przez państwo, dyskusję o atomie na poziomie europejskim oraz bieżący stan prac.

– Rozwiązania rozważane w Polsce to nie są nowe pomysły. Są one stosowane w krajach Unii Europejskiej. Pierwsza propozycja to kontrakt różnicowy – nazwijmy go wariantem brytyjskim. Państwo gwarantuje na jego mocy odpowiednią cenę prądu. Kiedy jest ona kształtowana przez rynek, inwestor nie ma gwarancji zwrotu wielkich kwot wydanych na inwestycję. Kontrakt różnicowy określa, że jeśli cena prądu spadnie poniżej określonej wartości, to państwo dopłaci inwestorowi różnicę. Pytanie o to jaka to będzie cena – mówi Zasuń.

– Inny pomysł to kontrakt długoterminowy z odbiorcami prądu dający gwarancję kupna energii po określonej cenie. Chodzi tu o dużych odbiorców przemysłowych – huty, fabryki . Inwestor ma wtedy gwarancję sprzedaży – kontynuuje nasz rozmówca – Ostatnia opcja to rynek mocy. To pomysł dyskutowany w całej Unii. To rynek na którym odbiorcy nie płacą jedynie za energię ale i za zainstalowaną moc. Inwestor wie, że sprzedaje nie tylko energię ale i dostępność mocy.

– Skalę takiej pomocy ograniczają regulacje odnośnie pomocy publicznej dla energetyki w Unii Europejskiej. Dyskusja o tym sektorze to tylko fragment rozmowy na temat tego czy i w jaki sposób państwo powinno wspierać budowę nowej elektrowni.  W  lipcu komisarz ds. konkurencji Joaquin Almunia przedstawił wytyczne w sprawie pomocy dla energetyki. Zakłada się w nich, że również energetyka atomowa będzie mogła korzystać z państwowej pomocy.  Nie wiadomo na razie co na to kraje sceptyczne wobec energetyki atomowej – Niemcy, Austria czy Dania. Niemcy będą mieli wpływ na to co na ten temat powie komisarz ds. energetyki Gunther Oettinger, chociaż nie sądzę by pomysłom Almunii się sprzeciwiał. Wykreślenie regulacji dot. atomu z wytycznych będzie oznaczało praktyczną samowolę państw w zakresie wsparcia dla tego sektora na zasadzie „hulaj dusza piekła nie ma” – twierdzi.

Obecnie tyko Finowie budują elektrownię atomową i podpisują kolejne kontrakty na elektrownie bez wsparcia państwa. Francuzi i Brytyjczycy również są przychylni energetyce jądrowej – ocenia. -. Propozycja unijnego komisarza ds. konkurencji Jaquina Alumni zmierza do tego, by wsparcie dla energetyki jądrowej było możliwe na takich samych zasadach, jak dla inwestycji z innych sektorów.

– Nie wiadomo jak do niej ustosunkują się kraje.

Ekspert ocenia, że prace mogłyby postępować szybciej, ale w rządzie brakuje odpowiednich ludzi, którzy mogliby przeforsować ich przyspieszenie.

– Polski program atomowy ma przyszłość pod warunkiem, że ktoś zacznie w końcu podejmować decyzje. Ani prezes PGE ani premier Donald Tusk nie mają serca do energetyki atomowej. Premier podjął decyzję o budowie obiektu jądrowego ale nie bardzo ma czas, by dopilnować jej realizacji – twierdzi Zasuń – W tej chwili w PGE trwają prace ale ich tempo działań w porównaniu z pracami Turków czy Finów, to można powiedzieć śmiało, że to skrajna opieszałość. Rząd mógłby działać szybciej, gdyby był tam ktoś, kto miałby serce do energetyki jądrowej i pozycję blisko ucha premiera. Kimś takim miał być Aleksander Grad, ale na razie nie jest. Dobrze, że rozstrzygnięto chociaż przetarg na badania geologiczne potencjalnych lokalizacji elektrowni i odmrożono przetarg na inżyniera kontraktu – kończy.

Klimkiewicz: Polacy nie odczują opłat na niemieckich autostradach

0

Polscy przedsiębiorcy nie powinni zbyt mocno odczuć ewentualnego  wprowadzenia odpłatności dla kierowców osobowych za przejazd niemieckimi autostradami:

– Moim zdaniem te ewentualne dodatkowe koszty (za przejazd) zostaną przeniesione w cenę towaru czy usługi dla odbiorcy końcowego. Podobną sytuację obserwowaliśmy u nas rok temu w czerwcu, gdy rozpoczęto wdrażanie viaToll – mówi nam Henryk Klimkiewicz, prezes ZDG TOR. W jego opinii było to u nas jednak spore wyzwanie dla przewoźników. Koszty dostępu do autostrad i dróg szybkiego ruchu znakomicie wzrosły, ale jednak skutek, w sensie skokowego wzrostu cen usług transportowych, nie był widoczny – ocenia.

– Z pewnością – mówi dalej – gdyby pomysł niemiecki został wprowadzony na początku mogą wystąpić perturbacje. Zwłaszcza, gdyby taka decyzja stanowiła zaskoczenie dla przewoźników, którzy nie mieliby czasu, żeby się do tego odpowiednio przygotować. Jeśli przewoźnik pracuje w ramach kontraktu okresowego, a zanim się on skończy nastąpiłoby wprowadzenie odpłatności za przejazd, to oczywiście będzie jakoś musiał pokryć (nie uwzględniane wcześniej w kontrakcie) dodatkowe koszty – przewiduje Klimkiewicz. – Naturalnie – dodaje – taka ewentualna dodatkowa opłata nie obciąży przewoźników towarowych, którzy ponoszą ją już obecnie (w pojazdach powyżej 3,5 t). Ona będzie dotyczyć pojazdów pasażerskich, dostawczych czy półciężarowych.

– Nie wiem czy Niemcy zdołają rzeczywiście negatywnie zaskoczyć, wprowadzając opłaty, o których mówimy – przypuszcza. – Sądzę, że nie pozwoli im na to ich kultura biznesu i dotychczasowe podejście do przewoźników. Przecież Niemcy są potężnym importerem i eksporterem. Zatem nie powinno im zależeć na tym, by nowy system opłat okazał się zbójecki – kończy Klimkiewicz.

Rosołowski: Spór o Opole II pokazał fałsz utopijnych poglądów

KOMENTARZ

Marcin Rosołowski,

dyrektor w agencji PR AM Art-Media

Decyzja o budowie nowych bloków Elektrowni Opole została przyjęta z aplauzem przez większość ekspertów. Ma ona nie tylko wymiar oczywisty, a więc zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Trzeba na nią patrzeć także jako na zwycięstwo w starciu ze zwolennikami mętnie definiowanej „dekarbonizacji”, rozumianej – o czym mówił dwa dni temu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Paweł Smoleń – jako utopijne marzenia o wyeliminowaniu węgla z energetyki. Takie rojenia przypominają marksistowskie wizje zaniku państwa i pieniądza. Na szczęście „dekarbonizatorzy”, a przynajmniej ci z nich, którzy trzymają się z daleka od ekoterroryzmu, nie zamierzają swoich ideałów wdrażać w ten sam sposób.

W wymiarze publicznym cały spór o inwestycję obnażył inną utopię. Spółki Skarbu Państwa, działające wszak w oparciu o Kodeks spółek handlowych i regulacje dotyczące spółek giełdowych, nie są w stanie samodzielnie udźwignąć tak kolosalnych inwestycji. Konieczne jest wsparcie, przede wszystkim finansowe i polityczne, rządu. Nadzieja decydentów, że zrzucenie odpowiedzialności za realizację kosztownych projektów na tę czy inną SSP rozwiąże problem, jest złudna. Może też być niebezpieczna.

Nie wiadomo, jakie byłyby losy opolskiego projektu, gdyby nie medialna wrzawa wokół tematu. Przez polskie media przetoczyła się naprawdę ciekawa dyskusja, wolna (chciałoby się rzec – wyjątkowo…) od politycznych uszczypliwości i obrzucania się błotem. Projekt Opole II stał się impulsem do rzeczowej wymiany poglądów na temat kierunków polskiej polityki energetycznej, stereotypów, narosłych wokół energetyki konwencjonalnej i poszukiwania źródeł finansowania niezbędnych Polsce inwestycji. Tej dyskusji nie można zamykać – powinna toczyć się dalej.

Ruttmar: Koszty budowy polskich dróg są rynkowe

0

– Mimo powszechnej opinii uważam, że koszty budowy dróg są jednak rynkowe – mówi w wywiadzie dla dzisiejszej „Rzeczpospolitej” Igor Ruttmar, prezes TPA Instytutu Badań Technicznych. Przypomina, że budowa dróg w Polsce wiąże się m.in. z koniecznością realizacji dużej liczby obiektów inżynieryjnych, takich jak mosty, wiadukty i przejścia dla zwierząt.