Najważniejsze informacje dla biznesu
Strona główna Blog Strona 8194
  1. 1
  2. 2
  3. 3
  4. ...
  5. 8190
  6. 8191
  7. 8192
  8. 8193
  9. 8194
  10. 8195
  11. 8196
  12. 8197
  13. 8198
  14. ...
  15. 8208
  16. 8209
  17. 8210

Wzmocnienie obrony na morzu pilnie potrzebne (RELACJA)

Czy Polska potrzebuje okrętów, floty wojennej, systemu odstraszania? To pytania, na które odpowiedzi szukano podczas debaty zorganizowanej przez Instytut Jagielloński i Collegium Civitas na terenie Akademii Obrony Narodowej. Zdaniem Instytutu położenie geograficzne Polski, uczestnictwo w międzynarodowych strukturach obronnych oraz udział w międzynarodowej wymianie handlowej wymaga posiadania odpowiedniego zaplecza floty wojennej.

Dyskusja podczas debaty koncentrowała się wokół systemów odstraszania w polskim wojsku, zwłaszcza w Marynarce Wojennej. Dotyczyła też zobowiązań sojuszniczych naszego kraju.

Eksperci już od dawna podkreślają konieczność modernizacji naszych sił zbrojnych, w szczególności floty morskiej, jednak do tego potrzebny jest jawny i długofalowy plan działania, zakładający dążenie do maksymalnego stopnia uniezależnienia od krajów trzecich w dziedzinie zakupów i eksploatacji uzbrojenia. Wiceminister obrony Waldemar Skrzypczak, w marcu podczas Dni Przemysłu mówił o nowej koncepcji wyposażenia okrętów podwodnych w broń odstraszania czyli pociski manewrujące. – Okręt podwodny to najdroższy system uzbrojenia, jaki będzie kupowany przez nasze wojsko. Pozyskane kosztem nakładów rzędu 500-600 mln euro za sztukę okręty nie będą wykorzystane w pełni swoich możliwości, jeśli nie staną się elementem polskiego systemu odstraszania – mówił podczas debaty Łukasz Kister, ekspert Instytutu Jagiellońskiego.

Do niedawna pociski manewrujące były traktowane jako coś nieosiągalnego dla polskiego wojska. Dziś istnieją techniczne i polityczne możliwości tego typu uzbrojenia. Stworzenie potencjału odstraszania jest kluczowe z punktu widzenia Marynarki Wojennej, bezpieczeństwa narodowego i co ważne, znaczenia politycznego naszego kraju.

Polska za priorytet uznała posiadanie nowoczesnego systemu obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. – Rzeczywiście, budowa własnego systemu obronnego przed zagrożeniami lotniczymi i rakietowymi jest kluczowa. Jeśli uzupełnimy o systemy odstraszania tzw. tarczę antyrakietową staniemy się ważnym graczem na arenie międzynarodowej. W ten sposób pokażemy, że potrafimy się bronić, a przez to wzmocnimy swoją pozycję polityczną – podkreślał Dominik Smyrgała z Collegium Civitas.

Zdaniem ekspertów nasze wojsko powinno posiadać całościowy system odstraszania oparty na triadzie strategicznej: pociski powietrzne, morskie pociski manewrujące dla okrętów podwodnych, pociski lądowe. Polska posiadając taki system uzbrojenia, wykorzystywany na dzień dzisiejszy przez nieliczne państwa europejskie, może wzmocnić swoją pozycję w działaniach sojuszniczych w ramach NATO, jak i UE. – We Francji wydaliśmy Białą Księgę nt. obronności. Wynika z niej, że w doktrynie obronnej naszego kraju ważną rolę odgrywa system nuklearnego odstraszania. Powtarza to zawsze prezydent Holland. Chcemy mieć silne wojsko, ale też współdziałać z NATO, zwłaszcza z USA – podkreślał płk Etienne Champeaux z wojskowego attachatu ambasady Francji w Polsce. Zdaniem Kistera tylko Stany Zjednoczone są w stanie być samowystarczalne w dziedzinie obronności. Polska, podobnie, jak Francja i inne kraje europejskie, powinny wspólnie budować systemy bezpieczeństwa w ramach struktur UE i NATO. – Polska nie tylko powinna się móc bronić, ale także pokazać, że może być groźna. Najwyższy czas na działania zgodne z zasadą „tarczy i miecza”. Stała obecność w morzu okrętów wyposażonych w pociski manewrujące działa odstraszająco na ewentualnego przeciwnika, gdyż musi się on liczyć z trudnym do obrony i dotkliwym uderzeniem odwetowym – podkreślił Kister. Jak stwierdza Instytut Jagielloński „Polska nie tylko powinna się móc bronić, ale także pokazać, że może być groźna”. – System odstraszania z dobrymi okrętami, wyposażonymi w pociski manewrujące pomoże zbudować wizerunek Polski jako silnego kraju – ocenił Kister. – Na razie jednak konieczne decyzje ze strony polskich władz nie zostały podjęte. A przecież jako członek NATO musimy być przygotowani i na własną obronę i do wzięcia udziału w ekspedycjach w odległe rejony świata. Tymczasem MON nie wydało przewidzianych w jego budżecie w ub.r. 1,5 mld zł, w tym 1,2 mld przeznaczonych na planowanie i inwestycje – zauważył poseł Michał Jach (PiS) z sejmowej komisji obrony.

Patronat merytoryczny nad wydarzeniem objęli: rektor-komendant Akademii Obrony Narodowej, dziekan wydziału dowodzenia i operacji morskich Akademii Marynarki Wojennej oraz przewodniczący Rady Budowy Okrętów.

 

 

Spychalski: Obecny system wsparcia OZE to najtańsza opcja

Ekspert i członek zarządu Instytutu Jagiellońskiego Michał Spychalski odniósł się do tekstu Marka Siudaja w Dzienniku Gazecie Prawnej, w którym dziennikarz krytykuje polski system wsparcia rozwoju sektora energetyki odnawialnej.

Polski system, wsparcia OZE nie jest oparty na dotacjach, czy też subwencjach budżetowych – koszt jego wsparcia ponoszony jest przez zakłady energetyczne, które rzecz jasna próbują wykorzystać ten fakt, jako pretekst do podnoszenia cen energii dla odbiorców indywidualnych, ale po to taryfy są regulowane przez URE aby takie praktyki uniemożliwiać – twierdzi Spychalski.

– Polski system wsparcia oparty o zielone certyfikaty jest systemem rynkowym i samoregulującym się. Nadpodaż certyfikatów na rynku doprowadziła do spadku ich cen na przestrzeni ostatnich 9 miesięcy o 50% (z 280PLN do 140PLN). O tyle zatem zmniejszył się koszt systemu wsparcia – wylicza ekspert. – Obecna cena zielonych certyfikatów (ok. 140PLN/MW) oznacza, że koszt ten jest trzykrotnie niższy niż w krajach stosujących tzw. feed-in-tariff (np. Niemcy i Hiszpania), gdzie wsparcie oscyluje na poziomie 100EUR/MW i wyżej, zależnie od technologii, jest stałe (system feed-in nie jest systemem rynkowym), a jego koszt bezpośrednio wliczany do rachunków za energię elektryczną. Kraje te słusznie dążą do redukcji zbyt wysokiego i kosztownego dla odbiorców indywidualnych wsparcia – tłumaczy przedstawiciel Instytutu Jagiellońskiego.

– Bez systemu wsparcia nie da się niestety osiągnąć celu 15 procent udziału OZE w globalnym zużyciu energii do 2020 roku. Granica opłacalności dla technologii najtańszej w krótkim okresie (współspalania) wynosi ok. 140PLN za zielony certyfikat (i na takim też poziomie utrzymuje się rynkowa cena zielonych certyfikatów), dla technologii najtańszej w długim okresie (lądowa energetyka wiatrowa) ok. 190PLN za zielony certyfikat –kontynuuje ekspert – Cały system wsparcia OZE wynika z dyrektyw unijnych (z 2004 i z niewdrożonej z 2009 roku), które obligują Polskę do osiągnięcia celu 15% OZE. Oznacza to, że w 2020 będziemy musieli produkować ok. 32TWh energii elektrycznej z OZE – teraz produkujemy 16TWh (w tym 6TWh ze współspalania w kotłach które wkrótce trzeba będzie zamknąć). Jeśli nie osiągniemy tych 32TWh KE nałoży na Polskę milliardowe kary. Żeby ich  nie płacić Polska będzie musiała „kupić OZE” np. z Niemiec – przekonuje Spychalski.

– Postulowane dalsze ograniczanie systemu doprowadzi do konieczności kupowania przez Polskę po 2020 roku energii z OZE drogą tzw. „transferów statystycznych” od państw dysponujących nadwyżką, co będzie kosztowało polskich podatników miliardy złotych. Koszt ten będzie w przeliczeniu na MW odpowiadał kosztowi najdroższych technologii i będzie wielokrotnie wyższy od obecnych kosztów wsparcia w ramach systemu polskiego – twierdzi Spychalski. – Postulowane przez premiera Bieleckiego „ograniczenie” systemu wsparcia dla technologii OZE (poza współspalaniem) poprzez ustalenie niskich tzw. współczynników dla zielonych certyfikatów dla np. lądowych farm wiatrowych doprowadzi w istocie do zwiększenia kosztów systemu wsparcia według prostej zależności: mniej certyfikatów na rynku będzie się równało wyższej cenie – ocenia – Niestabilny system wsparcia z energii elektrycznej z OZE nie pozwolił niestety (jak w przypadku kolektorów słonecznych) na rozwinięcie polskiej produkcji komponentów (np. turbin wiatrowych.) Niemniej jednak część z nich jest wytwarzana w Polsce (np. wieże siłowni wiatrowych, okablowanie), co powoduje, że po dodaniu kosztów usług oraz infrastruktury towarzyszącej ok. 40% ponoszonych przez prywatnych inwestorów kosztów pozostaje w Polsce – twierdzi ekspert.

– Teza o tym jakoby rozwój OZE jest finansowany bezpośrednio przez odbiorców indywidualnych w rachunkach za energię lub też przez budżet państwa drogą dotacji lub subwencji  jest kłamliwa. Lansowana jest ona przez lobby dużej energetyki zawodowej i w konsekwencji przez rząd w celu usprawiedliwienia redukcji i tak już minimalnego i jednego z najniższych w całej Europie wsparcia dla OZE, którego koszty ponoszone są przez koncerny energetyczne. Końcowym celem jest przerzucenie tych kosztów na budżet państwa po 2020 roku. Wtedy, niestety, koszty te będą wielokrotnie wyższe (koszt najdroższej technologii) – konkluduje Michał Spychalski – To, że cała polityka klimatyczna Unii Europejskiej jest narzędziem przeniesienia pieniędzy z funduszy strukturalnych z powrotem do starych państw członkowskich to oczywista oczywistość. Nie zmienia to faktu, że Polska wstępując do UE zaciągnęła pewne zobowiązania. Jeśli rząd nie zadba o to, aby z tych zobowiązań wywiązać się w sposób najtańszy, to w przyszłości wszyscy za to zapłacimy. Ale trudno oczekiwać od polityków żeby myśleli w perspektywie dłuższej niż najbliższych wyborów – sumuje nasz rozmówca.

Kister: Polska potrzebuje silnej Marynarki Wojennej, by zapewnić bezpieczeństwo na Bałtyku i gazoportu w Świnoujściu

Silniejsza Marynarka Wojenna to niezbędny element solidnego systemu odstraszania potencjalnych wrogów, ale też systemu zapewnienia bezpieczeństwa na Bałtyku, m.in. budowanego w Świnoujściu gazoportu. Jak przekonują eksperci Instytutu Jagiellońskiego. Trzy nowe okręty podwodne, które Ministerstwo Obrony Narodowej planuje zakupić do 2022 roku, powinny być wyposażone w pociski manewrujące.

 – Nie możemy postrzegać Bałtyku wyłącznie jako obszaru, na którym ma działać polska Marynarka Wojenna. Mamy gazoport, do którego będą przypływały gazowce, potrzebujemy je jakoś chronić, żeby zapewnić nasze bezpieczeństwo – podkreśla Łukasz Kister, ekspert ds. bezpieczeństwa Instytutu Jagiellońskiego.

Jego zdaniem Marynarka Wojenna to niezbędny element dla zapewnienia ochrony interesów ekonomicznych, jak i militarnych państwa. Dlatego powinna być brana pod uwagę w budowaniu sprawnego systemu odstraszania.

 – Systemy odstraszania muszą wykorzystywać zasadę tarczy i miecza, czyli powinniśmy bronić naszego terytorium przed atakiem rakietowym czy lotniczym, ale musimy mieć też zdolności do odpowiedzenia na taki atak. Systemy lądowe, które planuje zakupić MON, nie są w stanie tego zrobić. To są systemy, które mają nas ochronić. Co nam po ochronie, jeśli nie potrafimy odpowiedzieć na atak, a przede wszystkim wywołać u potencjalnego wroga strachu przed kontruderzeniem – podkreśla Łukasz Kister w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria.

Zgodnie z planami MON w ramach programu modernizacji sił morskich (do 2022 roku, z perspektywą do 2030 roku) Marynarka Wojenna ma otrzymać 20 nowych jednostek pływających, m.in. trzy nowe okręty podwodne. Eksperci Instytutu Jagiellońskiego przekonują, że powinny one być wyposażone w pociski manewrujące. Podkreślają, że okręty podwodne przenoszące pociski manewrujące, to jedyne dostępne dla Polski uzbrojenie o charakterze ofensywnym. Daje ono możliwość rażenia newralgicznych celów przeciwnika w sposób trudny do obrony.

 – Są nam potrzebne po to, by nasza marynarka posiadała miecz, który będzie postrachem dla naszych wrogów, państw, które chciałyby nam zaszkodzić. Okręty wyposażone w tego rodzaju broń są w stanie razić większość celów znajdujących się na obu półkulach, a więc tutaj możemy wykorzystywać bardzo silne narzędzie przy okazji korzystając z przenoszenia ich okrętami, które są trudne do wykrycia, nawet na takim akwenie jakim jest Bałtyk – zapewnia Łukasz Kister.

Do budowania silnej Marynarki Wojennej zobowiązują nas również sojusze międzynarodowe.

 – Jesteśmy w NATO, musimy realizować wiele sojuszniczych operacji, do których niezbędne są okręty zdolne do realnego działania na wielu różnych akwenach – mówi ekspert Instytutu Jagiellońskiego. – NATO jest sojuszem, dlatego każde z państw, które w nim jest, musi posiadać zdolności do wzajemnej ochrony. Nie może być tak, że Polska będzie krajem, który tylko liczy na swoich sojuszników z NATO, a nasi sojusznicy nie będą mogli liczyć na nas.

Podkreśla przy tym, że nie tylko Polska buduje swoje systemy odstraszania, oparte o zasadę tarczy i miecza. W Europie wymienia m.in. takie kraje jak Francja, Wielka Brytania czy Rosja.

Newseria.pl

Wrochna: Europy nie stać na wiatraki

Niemcy, które ponad dekadę temu zdecydowały się na odwrót od energetyki atomowej na rzecz odnawialnych źródeł, mogą z czasem powrócić do elektrowni jądrowych – uważa prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych. Wskazywać na to mają wysokie ceny energii elektrycznej u naszych zachodnich sąsiadów i konieczność zapewnienia konkurencyjność zarówno niemieckiej, jak i europejskiej gospodarki. Rozwój alternatywnych źródeł energii schodzi na dalszy plan – uważa ekspert.

 Powrót Niemiec do energii jądrowej na pewno nie jest wykluczony, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń w Unii Europejskiej. W maju mieliśmy do czynienia z „dużym przewrotem”. Język, którym mówili szefowie rządów w Brukseli 22 maja był zupełnie inny niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy – zwraca uwagę prof. Grzegorz Wrochna.

Ekspert wyjaśnia, że podczas spotkania zwracano uwagę na wysokie koszty energetyki wiatrowej i słonecznej, która pochłania miliardowe subwencje zadłużające państwa lub obciążające odbiorców. Przywódcy państw UE koncertowali się nad zapewnieniem niskich cen energii dla przemysłu, aby mógł być konkurencyjny. Ma to być teraz podstawowym celem Unii, zaś cele klimatyczne odchodzą na plan drugi.

 – Oficjalnie nikt nie mówi  o tym, że z nich się rezygnuje, ale zarówno zwolennicy energetyki jądrowej czy konwencjonalnej, jak również zwolennicy tzw. źródeł odnawialnych, ostro ten szczyt komentowali. Jedni z entuzjazmem, drudzy ze zgrozą, mówili o wywróceniu do góry nogami polityki klimatycznej – wyjaśnia prof. Grzegorz Wrochna.

Prof. Grzegorz Wrochna przywołuje słowa unijnego komisarza ds. energii Guenthera Oettingera, który mówił, że ustanowienie celów klimatycznych po 2020 roku na poziomie 3×30 nie wydaje się być dobrym pomysłem. Obecne cele zawarte w pakiecie „3×20”, zobowiązują  kraje UE do ograniczenia emisji dwutlenku węgla o 20 proc., zmniejszenia zużycia energii o 20 proc., oraz wzrostu zużycia energii z odnawialnych źródeł do 20 procent przez całą UE. Trwa dyskusja, jakie powinny być kolejne zadania przeciwdziałające zmianom klimatycznym.

 – Komisarz Guenther Oettinger mówił, że przemysł europejski, żeby być konkurencyjny musi mieć tanią energię. A odnawialne źródła są kosztowne, niestabilne, wymagają dużych inwestycji w systemy energetyczne, w szczególności w sieci przesyłowe. Niedawna wypowiedź Angeli Merkel jakby echem powtórzyła te argumenty mówiąc, że Niemcy muszą myśleć o tym, żeby energia była tańsza, żeby można było więcej zainwestować w sieci przesyłowe i nie obciążać tak bardzo kieszeni podatników – informuje dyrektor NCBJ.

W maju 2011 r. rząd Angeli Merkel zdecydował o zmianie strategii w polityce energetycznej, zapowiadając stopniowe wyłączenie 17 elektrowni atomowych do 2022 roku. Jednocześnie wprowadził znaczne subwencje na rozwój energetyki odnawialnej, które teraz są znacznym obciążeniem dla niemieckiej gospodarki.

 – Niemcy zdecydowały o całkowitej rezygnacji z energetyki jądrowej, nie tylko o zaprzestaniu budowy nowych reaktorów, ale także wyłączeniu wszystkich, które posiadają. Był to jedyny kraj na świecie, który podjął tak radykalną decyzję. Ona zbiegła się w czasie z wydarzeniami w Fukushimie i  często była z nimi kojarzona – mówi prof. Grzegorz Wrochna.

Profesor zaznacza jednak, że decyzja dotycząca zmiany w tej polityce, została podjęta znacznie wcześniej, bo już w 2000 roku, zaś dwa lata później weszła w życie decyzja rządu niemieckiego o wycofaniu się z energetyki jądrowej. Od tamtej pory jedynie czasowo zawieszano jej wykonanie i przedłużano zezwolenia na eksploatację poszczególnych reaktorów.

 – Ostatnia decyzja o zamknięciu elektrowni jądrowych zapadła w maju w 2011 r.  w trzy tygodnie po położeniu pierwszej nitki Nord Streamu i nie chodziło w tym przypadku o trzęsienie ziemi czy fale tsunami, których Niemcy nie muszą się obawiać. Tylko o to, że w walce o niemiecki rynek energii gaz zaczął wygrywać z energetyką jądrową – mówi Agencji Informacyjnej Newseria prof. Grzegorz Wrochna.

Wraz z rozwojem energetyki odnawialnej rośnie rynek energetyki gazowej. Te konwencjonalne elektrownie stabilizują system, ponieważ prąd pochodzący z wiatru czy słońca nie jest wytwarzany jednostajnie sposób ciągły i stabilny.

 – Niemcy deklarują przejście na energię z wiatraków, ale wiatr wieje średnio tylko przez 20 proc. czasu. W związku z tym 80 proc. mocy musi być zarezerwowana w elektrowniach konwencjonalnych, np. właśnie gazowych. Czyli mówiąc o tym, że budujemy wiatraki, tak naprawdę w Niemczech budujemy elektrownie gazowe – przypomina dyrektor.

Newseria.pl

Dwórznik (KIG): Co poprawi działanie systemu zamówień publicznych

Z obserwacji polskiego rynku zamówień publicznych wynika, iż zamawiający realizując zadanie chciałby przenosić na wykonawcę  jak największą ilość ryzyk. Ryzyka powinny być rozłożone na tych, którzy nimi zarządzają. Wszystkie ryzyka nie powinny być przesunięte na  wykonawcę, podział ryzyk pomiędzy strony kontraktu powinien być równomierny i sprawiedliwy.

Wskazać można, iż w systemie (w szczególności w branży budowlanej) istnieje jednocześnie brak równowagi pomiędzy stronami i brak wzajemnego zaufania. Z drugiej strony istnieje dość duża konkurencja na rynku budowlanym. Wykonawcy składają oferty ze świadomością  istniejącego podwyższonego ryzyka. W raporcie „Budownictwo w Polsce. Edycja 2013”[1] zawarta została informacja, iż „silna konkurencja na rynku jest jednocześnie czynnikiem skłaniającym firmy do przyjmowania zleceń poniżej kosztów. W związku z małą liczbą potencjalnych kontraktów dostępnych na rynku, jedna trzecia firm (32%) jest obecnie skłonna zaakceptować podwyższone ryzyko, przyjmując nowe zlecenia przy zerowej lub nawet ujemnej marży. To nieco mniej (o 2 punkty procentowe), niż w 2012 roku. Odsetek firm, które przyznają, że zdarzyło się im naruszyć swoją politykę zarządzania ryzykiem, aby zyskać nowe umowy, osiągnął 58% (identycznie, jak w 2012 roku)”. Podsumowując powyższe, przy realizacji inwestycji budowlanych dość istotna część ponoszonego potencjalnego ryzyka niepowodzenia jest przenoszona na wykonawcę.

Zdaniem Krajowej Izby Gospodarczej stosowanie warunków kontraktowych FIDIC[2] oraz wzorów umów (czyli dobrych praktyk) niewątpliwie przyczyniłoby się do poprawy funkcjonowania i jakości realizowanych inwestycji w ramach Prawa zamówień publicznych (PZP). Co do zasady, warunki kontraktowe FIDIC mają na celu uproszczenie przeprowadzenia inwestycji budowlanej. Umowy bazujące na FIDIC równomiernie rozdzielają pomiędzy zamawiającego i wykonawcę ryzyko procesu budowlanego. W efekcie strony kontraktu ponoszą wspólną odpowiedzialność za realizowaną inwestycję. Podkreślić również należy, iż zgodnie z treścią art. 154 PZP Prezes Urzędu upowszechnia przykładowe wzory umów w sprawach zamówień publicznych, regulaminów oraz innych dokumentów stosowanych przy udzielaniu zamówień. W naszej ocenie należy szeroko wykorzystywać wskazany zapis art. 154 PZP – upowszechniając wzory umów dla różnego rodzaju zamówienia, dla przykładu: w niemieckim systemie zamawiający z powodzeniem wykorzystują istniejące wzory umów.

 

Katarzyna Dwórznik, Ekspert prawno-gospodarczy Krajowa Izba Gospodarcza



[1] Raport „Budownictwo w Polsce Edycja 2013” został przygotowany przez CEEC Research we współpracy z  KPMG w Polsce oraz agencją badawczą Norstat Polska. Pełna treść raportu: http://www.kpmg.com/PL/pl/IssuesAndInsights/ArticlesPublications/Strony/Budownictwo-w-Polsce-Edycja-2013.aspx

[2] FIDIC – Międzynarodowa Federacja Inżynierów Konsultantów (fr: Fédération Internationale Des Ingénieurs-Conseils )

Maciążek: Szykuje się rebranding w rosyjskim sektorze energetycznym

Pozycja rynkowa Gazpromu jest coraz częściej kwestionowana. Rewolucja łupkowa i rozwój rynku LNG na świecie podważa monopol tej firmy na eksport gazu do Europy oraz jej globalny status. Czy koniec Gazpromu jest bliski? Odpowiada ekspert do spraw bezpieczeństwa energetycznego, redaktor portalu Defence24.pl Piotr Maciążek.

Smyrgała: Polska energetyka potrzebuje wsparcia prywatnych inwestorów

Polska musi wypracować model finansowania energetyki, który połączy zysk inwestorów oraz przystępne ceny dla odbiorców – uważa ekspert Collegium Civitas. Jednym z rozwiązań skłaniających inwestorów do bardzo dużych inwestycji w elektroenergetykę może być zagwarantowanie im udziału w przyszłych zyskach elektrowni.

 Kwoty, które są potrzebne na zbudowanie takich bloków węglowych, jak te w Opolu czy elektrowni atomowej, to są kwoty idące w miliardy złotych – podkreśla w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Dominik Smyrgała, kierownik studiów podyplomowych „Bezpieczeństwo energetyczne. Państwo, samorząd, biznes” w Collegium Civitas. Dodaje: – Mamy zapisane w różnych strategiach, że wszystkim się chętnie zajmiemy, ale pytanie, kto za to zapłaci, bo to są potężne pieniądze i w budżecie państwa raczej się ich nie znajdzie.

Według Smyrgały koszt przyłączenia 1 GW mocy z planowanej polskiej elektrowni atomowej wyniesie co najmniej 4,5 mld euro. Oznacza to, że cała inwestycja o założonej mocy 6,4 GW będzie nas kosztować minimum 120 mld zł. O podobnych kwotach mowa w przypadku inwestycji w odnawialne źródła energii.

Smyrgała przypomina, że już w przypadku znacznie tańszej, bo kosztującej 11 mld zł rozbudowy elektrowni w Opolu pojawiły się problemy związane z finansowaniem. PGE w kwietniu poinformowało o zawieszeniu prac, ale w czerwcu rząd ogłosił, że inwestycja będzie jednak kontynuowana. Pozwolenie na budowę ma być wydane do 15 sierpnia br.

 – PGE powiedziała, że to się nie opłaca, bo zapłacą za dużo i przy obecnych cenach energii nie zwrócą się poniesione nakłady. Natomiast można stworzyć mechanizmy, które długofalowo będą gwarantowały rentowność, ponieważ inwestycje w elektroenergetykę są inwestycjami długofalowymi. Tutaj liczymy w okresie 40-50 lat, a nie roku czy dwóch lat – podkreśla Smyrgała.

Smyrgała zaznacza, że polskie prawo musi pogodzić sprzeczne interesy. Elektrownie i spółki energetyczne jako spółki prawa handlowego z udziałem Skarbu Państwa, czasem mniejszościowym, mają za zadanie maksymalizować zysk. Odbiorcy prądu, w tym osoby indywidualne, chcą z kolei, by energia elektryczna była tania i dostępna. Na to nakłada się interes państwa, które musi zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne.

 – Znalezienie ram prawnych, żeby to jakoś poskładać, to jest duże zadanie – podkreśla ekspert Collegium Civitas.

Dodaje, że obecne ceny energii są zbyt niskie, by inwestycje były opłacalne dla spółek. Przyznało to nawet PGE. Dlatego według Smyrgały należy szukać wzorcowych rozwiązań poza granicami Polski.

Jednym z rozwiązań może być zagwarantowanie inwestorom udziału w zyskach. Według Smyrgały w takim modelu prywatna spółka zagwarantowałaby kapitał, za który państwo budowałoby elektrownię. Po jej uruchomieniu inwestor otrzymywałby pewną część zysków.

 – Będzie miał jakąś część marży zagwarantowaną dla siebie. Na całym świecie takie są rozwiązania przyjmowane. Jeżeli się znajdzie ktoś, kto dostarczy kapitał i wyliczy sobie, że on się zwróci i to w lepszym stopniu niż w innych branżach, to z pewnością to zrobi – podkreśla Smyrgała.

Według niego dodatkowym argumentem, który może skłonić inwestorów do wejścia w polski sektor energetyczny jest prestiż związany z takimi projektami. Smyrgała podkreśla, że po udanej realizacji inwestycji związanej z energetyką spółki mogą wykorzystać ten fakt jako atut w kolejnych przetargach.

Smyrgała zaznacza jednak, że finansować inwestycje w energetyce można również z środków krajowych. Mogą być za to odpowiedzialne m.in. Polskie Inwestycje Rozwojowe, Bank Gospodarstwa Krajowego lub Polska Agencja Rozwoju Przemysłu.

Newseria.pl

Prezes URE o regulowaniu cen gazu w Polsce: zarzuty KE przestaną mieć wkrótce znaczenie

Prezes URE Marek Woszczyk nie obawia się konsekwencji pozwu Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczącego regulacji cen gazu. – Akurat w tej sytuacji to z dużej chmury mały deszcz – komentuje. Tłumaczy, że w obliczu znowelizowanej ustawy Prawo energetyczne zarzuty KE przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie, bo o cenie gazu będzie decydował głównie rynek.

Proces legislacyjny znowelizowanej ustawy Prawo energetyczne właśnie się kończy. Wraz z nią pojawi się obowiązek sprzedaży gazu przez giełdę. W ślad za wprowadzeniem obowiązku giełdowego prezes URE zamierza podjąć decyzję o zwolnieniu sporej części rynku detalicznego w Polsce z przedstawiania taryf do zatwierdzania.

 – Na początek pewnie najwięksi odbiorcy przemysłowi, którzy są przyłączeni do sieci przesyłowej będą objęci zakresem takiego zwolnienia, a precyzyjnie  sprzedawcy gazu, którzy sprzedają surowiec do tychże odbiorców – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Marek Woszczyk, prezes Urzędu Regulacji Energetyki. – Zatem niebawem te zarzuty, które KE stawia Polsce, dotyczące nie tyle stanu faktycznego, co prawa, przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie, dlatego że rzeczywistość będzie wyglądała już inaczej.

Mija właśnie 6 lat od momentu, kiedy odbiorcy paliw i energii w Polsce uzyskali formalnie prawo do swobodnego wybierania i decydowania o tym, kto będzie im je sprzedawał. W przypadku gazu tylko teoretycznie, bo rynek tego surowca nadal nie jest wolny.

Zdaniem Marka Woszczyka niedługo to się zmieni, bo giełda stanie się generatorem ceny rynkowej.

 – Giełda jest narzędziem rynkowym, na którym obrót surowcem jest realizowany, przede wszystkim na zasadach przejrzystych, transparentnych, ale też i równoprawnych. Ona obiektywizuje wycenę każdego dobra, w tym wypadku gazu, a tego nam potrzeba, żeby można było odejść od regulacji. Giełda może być generatorem ceny i wierzę w to, że będzie. Na pewno przy postulowanych w tej chwili poziomach obliga to się może zrealizować.

Prace w parlamencie nad tzw. małym trójpakiem, który wprowadzi tzw. obligo giełdowe w obrocie gazem są już na finiszu. W ubiegłym tygodniu projekt został przegłosowany w Sejmie, teraz trafi do Senatu. To oznacza, że część gazu wprowadzanego do polskiego systemu gazowego (najpierw 30 proc., później 50 proc., a docelowo aż 70 proc.) będzie najpierw musiała być sprzedana w obrocie giełdowym.

 – Bez tego trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której jako regulator będę mógł zwolnić przedsiębiorstwa funkcjonujące na rynku sprzedaży detalicznej gazu w Polsce z obowiązku przedkładania mi taryf do zatwierdzenia. Dzisiaj z konieczności, z braku rynkowego punktu widzenia dla cen gazu, to regulator musi regulować koszty przedsiębiorstw i zatwierdzać taryfy, które później są oferowane klientom – podkreśla Woszczyk.

Tłumaczy, że na mocy nowych przepisów o wysokości ceny gazu będzie decydował głównie rynek.

 – Czyli przede wszystkim popyt i podaż. Natomiast o tym, jak ta cena będzie konkretnie wyglądała, zdecydują czynniki przede wszystkim makroekonomiczne, skąd my dzisiaj możemy ten gaz sprowadzać, jakie są koszty jego wydobycia w kraju, ale także za granicą. Wreszcie także siła złotego też o tym decyduje, bo za gaz sprowadzany z zagranicy w większości płacimy w walucie, głównie w dolarze, i kurs walutowy ma duże znaczenie.

Newseria.pl

Mortas: Miejmy nadzieję, że rozbudowa Opola dojdzie do skutku

Co dalej z rozbudową Elektrowni Opole? – pytamy Pawła Mortasa, prezesa PBG SA. – Z naszego punktu widzenia umowa na wykonanie tej inwestycji obowiązuje. Umowę podpisaliśmy w ub. roku – przypomina Mortas. I dodaje: – Część prac w niej ujętych została wykonana. W wyniku ogłoszenia komunikatu z kwietnia, którym zamawiający nas zaskoczył, rozpoczęliśmy procedurę inwentaryzacji. Obecnie została ona zatrzymana. Do 15 sierpnia ma być ogłoszona informacja, że w ciągu 90. dni wejdziemy na budowę. W ostatnich dwóch tygodniach wróciliśmy do stanu sprzed kwietnia. Czekamy na informacje od zamawiającego kiedy możemy zacząć kontynuować budowę. Formalnie umowa z nami nie została wypowiedziana czy zawieszona. Jesteśmy wciąż stroną tej umowy. I rozpoczynamy następny etap. A więc wejście na budowę.

W ostatnich dniach podpisaliśmy wraz z Kompanią Węglową list intencyjny dotyczący rozbudowy Elektrowni Opole o dwa nowe bloki – dodaje Mortas. – Mamy nadzieję, że cała ta inwestycja w końcu dojdzie do skutku.

Gazprom straszy bo sam się boi | Gruzja zgadza się na odcinek TANAP | Sinopec sięga po łupkowe know-how

0

ENERGETYKA

Gazprom straszy Ukrainę bo boi się zmian

(UKR INFORM) Rzecznik Gazpromu Sergiej Kuprijanow ocenił ostatnio, że Ukraina nie będzie w stanie skorzystać z rewersu na granicy ze Słowacją i nie sprowadzi z tego kierunku dużych ilości gazu. Według Kuprijanowa Gazprom może zablokować wymianę tą drogą. Zdaniem Michałjo Honczara z Centrum Nomos to nieprawda. Jego zdaniem to przejaw słabości rosyjskiego monopolisty i pokazuje, że Rosjanie realnie obawiają się, że Ukraińcy uniezależnią się od importu rosyjskiego surowca. Ocenił, że Ukraina jako członek Europejskiej Wspólnoty Energetycznej jest objęta parasolem unijnego prawa energetycznego, które ogranicza możliwości Gazpromu. O złej kondycji rosyjskiej firmy świadczy fakt, że pomimo zapowiedzi prezesa Aleksieja Millera z 2007 roku, jakoby wartośc firmy miała wzrosnąć z ówczesnych 360 mld do biliona dolarów, w rzeczywistości straciła na wartości. W tym roku wyniosła ona 77 mld dolarów.

Gruzja zgadza się na odcinek TANAP

(TREND) Gruziński rząd poinformował, że zgodził się na przedłużenie gazociągu dostarczającego gaz z azerskich złóż Szach Deniz 2 do Gruzji. W przyszłości ma on zostać przedłużony do Europy poprzez projekt Gazociągu Transanatolijskiego (TANAP) i pozwolić na dostarczanie azerskiego surowca na rynek europejski za pomocą Gazociągu Transadriatyckiego (TAP).

Sinopec kupił udziały w złożach łupkowych w Oklahomie

(OILPRICE) Chińczycy nie ustają w staraniach o amerykańskie know-how na temat wydobycia węglowodorów ze skał łupkowych. W tym celu Sinopec dobił targu z Chesapeake Energy, finalizując wczoraj zakup udziałów w złożach amerykańskiej firmy w Oklahomie. Wcześniej, w 2011 roku firma zakupiła udziały w pięciu złożach od Devon Energy. Agencja Xinhua oceniła, że transkacja w Oklahomie jest jednym z największych energetycznych porozumień w historii chińskich firm.